„Żona po ślubie z gorącej kochanki, zmieniła się w marudną heterę. Miałem dość jej wiecznych tyrad i przyjaciel dał mi radę"

Mężczyzna znalazł sposób na żonę fot. Adobe Stock, baranq
„Żona wiecznie mnie krytykuje, mówi, że do czego się nie dotknę, to psuję. Dlatego wszystko musi robić sama. Przez długi czas bardzo się tym przejmowałem. Bolało mnie, że tak nisko mnie ceni. Na szczęście kolega otworzył mi oczy i uświadomił, że zamiast się zamartwiać, powinienem się cieszyć”.
/ 04.12.2022 10:30
Mężczyzna znalazł sposób na żonę fot. Adobe Stock, baranq

Zacznę od tego, że Iwonka była miłością mojego życia. Kiedy więc braliśmy ślub, obiecałem sobie, że zrobię wszystko, by była ze mną szczęśliwa. Każde jej życzenie było dla mnie rozkazem. Co kazała mi zrobić, robiłem bez słowa sprzeciwu. Spodziewałem się, że doceni moje starania.

Pochwali mnie, powie, że jest ze mnie dumna, podziękuje. Nic z tego. Zamiast wdzięczności była tylko krytyka, pretensje i połajanki. Zwłaszcza jeśli chodzi o tak zwane męskie prace domowe. Za co się nie zabrałem, było źle. Przychodziła, patrzyła na efekty, krzywiła się, szukała dziury w całym. „Jak zwykle wszystko muszę zrobić sama. Za kogo ja wyszłam za faceta czy ciamajdę?” – pytała z wyrzutem w głosie, a potem zabierała się za poprawki. Radziła sobie całkiem nieźle, bo jej ojciec, zawiedziony, że ma tylko córkę, nauczył ją sprawnie posługiwać się wszystkimi możliwymi narzędziami.

Mimo to ciągle się starałem

Co prawda jestem typowym humanistą i nigdy nie miałem serca do tak zwanych męskich robót, ale chciałem spełnić oczekiwania żony. Kupiłem sobie poradnik majsterkowicza, by lepiej poznać podstawy, a nawet poszedłem na nauki do teścia, który na domowych naprawach zęby zjadł. Nic to jednak nie pomogło. Bo choć stawałem na głowie, Iwonka ciągle była niezadowolona. „Facet, a nie wie, że jak zlew jest zapchany, to trzeba kolanko oczyścić” –  naśmiewała się ze mnie, odkręcając wprawnym ruchem rurę.

Nie ukrywam, moja męska duma cierpiała coraz bardziej. Żaden facet nie lubi, jak ukochana kobieta nazywa go ciamajdą. Zastanawiałem się, co tu zrobić, by zyskać uznanie w oczach żony. Tak mnie to męczyło, że któregoś dnia postanowiłem pogadać o tym przy piwku z najlepszym kumplem, Pawłem. W zasadzie nie opowiadam nikomu o swoich kłopotach, ale byłem już tak zdesperowany, że zrobiłem wyjątek. Gdy usłyszał, jaki mam problem, zachichotał.

– Człowieku, naprawdę cię to martwi? – patrzył na mnie z niedowierzaniem.

– A dziwisz się? Myślisz, że to przyjemnie tak wiecznie wysłuchiwać, że masz dwie lewe ręce? – westchnąłem.

– Przyjemnie to może nie jest, ale za to bardzo wygodnie.

– Wygodnie?

– No pewnie. Ciamajdy mają rajskie życie. Pod warunkiem, że zastosują w domu odpowiednią strategię.

– Możesz mówić jaśniej?

– Proszę bardzo. Co robisz, gdy twoja Iwonka każe ci naprawić kran?

– To chyba oczywiste: próbuję go naprawić. Najlepiej, jak umiem.

– No właśnie, i to jest błąd, Ireczku. Powinieneś od razu specjalnie schrzanić robotę. Albo postawić na przeczekanie i zabierać się do niej jak pies do jeża. No wiesz: za chwilę, nie mam czasu, jutro, zaraz… Wszystko zależy od sytuacji.

– Ale wtedy dostanie szału i będzie mnie krytykować!

– A jak się starasz, na głowie stajesz, flaki sobie wypruwasz, to nie krytykuje?

– Krytykuje. Cokolwiek bym zrobił, zawsze jest źle. W życiu nie usłyszałem słowa pochwały ani podziękowania.

– No właśnie. Po co się więc męczyć? Udowadniać, że nie jesteś ciamajdą? Jesteś, to jesteś i już. A skoro Iwonka jest wiecznie niezadowolona z efektów twojej pracy, sama wszystko umie zrobić najlepiej, to niech robi. Od początku do końca. Z czasem tak się do tego przyzwyczai, że w ogóle nie będzie prosić cię o pomoc. A ty? Normalnie. Kanapa, telewizor, piwko – uśmiechnął się.

Spodobała mi się strategia Pawła

Prawdę mówiąc, byłem już zmęczony i zniechęcony wiecznymi pretensjami. Ile można wytrzymać? Kiedy więc kilka dni później żona poprosiła mnie o powieszenie półki na ubrania w przedpokoju, postanowiłem skorzystać z rady kolegi. Ściągnąłem narzędzia z pawlacza i od razu włączyłem wiertarkę. Nie minęły trzy sekundy, gdy obok pojawiła się Iwona. Wystrzeliła z kuchni jak rakieta.

– Co ty, do cholery, zamierzasz zrobić? – huknęła na mnie.

– Wywiercić dziury na kołki. Ta półka musi na czymś wisieć – wzruszyłem ramionami.

– Pewnie, że musi. Ale najpierw chyba trzeba wyznaczyć odpowiednie punkty, wszystko bardzo dokładnie zmierzyć, żeby nie było krzywo. A nie tak na oko…

– O kurczę, faktycznie, zapomniałem – zacząłem drapać się po głowie.

– No tak, jak zwykle wszystko muszę robić sama… – naburmuszyła się.

– Ależ nie! Zaraz poszukam miarki i czego tam jeszcze potrzeba i pomierzę, zaznaczę – zacząłem nieporadnie grzebać w skrzynce z narzędziami.

– Wiesz co, Irek, idź ty już lepiej zajmij się czymś innym, bo jak zaczniesz mierzyć i wiercić, to ta cała ściana będzie podziurawiona! – zdenerwowała się.

– Masz rację, ty chyba poradzisz sobie z tym lepiej – przyznałem z pokorą i powędrowałem do salonu.

Od tamtej pory minęło już kilka miesięcy

Czterdzieści minut później półka już wisiała na swoim miejscu. A ja? Ja zdążyłem przez ten czas obejrzeć kawałek fajnego meczu i wypić dwa piwa. Oczywiście potem musiałem wysłuchać całej litanii żalów typu: gdyby nie ja, to w tym domu nic by nie było zrobione, ale się tym nie przejąłem. Przecież nawet jak się starałem, to i tak gadała. A teraz? Przynajmniej się nie zmęczyłem, tylko miło spędziłem czas.

Nadal stosuję strategię Pawła. W zależności od sytuacji biorę Iwonę na przeczekanie lub udaję, że nie mam pojęcia, co robię. Czy to działa? Tak. Iwona coraz rzadziej wyznacza mi jakieś zadania. Woli zrobić coś sama, niż później po mnie poprawiać lub czekać, aż znajdę czas. Wiem, że to trochę nie w porządku, bo każdy mąż powinien pomagać żonie, ale sama sobie na to zasłużyła. Gdyby choć raz mnie pochwaliła, doceniła, podziękowała za to, że się starałem. Ale ona tylko źle i źle. Dlatego wolę już być ciamajdą.

Czytaj także:
„Po narodzinach dziecka nasze małżeństwo umarło. Żona stała się tylko matką, a przestała być kochanką”
„Koleżanki zazdroszczą mi idealnego faceta, który traktuje mnie jak królową. Nie wiedzą, że on tak naprawdę nie istnieje"
„Córka zaszła w ciążę, żeby mieć fory u nauczycieli. Gdy jej plan się nie powiódł, porzuciła synka jak zepsutą zabawkę”

Redakcja poleca

REKLAMA