„Żona po 30 wspólnych latach rzuciła mnie dla młodszego kochanka. Z rozpaczy wróciłem na złą drogę z młodości”

Smutny facet po 60 fot. iStock by Getty Images, Prostock-Studio
„Darłem się do telefonu i przeklinałem jak szewc, a Marta po drugiej stronie milczała. Jak to możliwe, że chodzi o faceta?! Przecież ona jest grubo po 50.! To starsza kobieta, powinna być przy moim boku, a nie... Co jej nagle strzeliło do głowy?”.
/ 02.11.2024 19:30
Smutny facet po 60 fot. iStock by Getty Images, Prostock-Studio

Po trzech dekadach wspólnego życia Marta postanowiła mnie opuścić. Akurat w momencie, gdy zacząłem myśleć o spokojnym wejściu w jesień życia. Dobiegam już sześćdziesiątego drugiego roku życia, niedługo przejdę na emeryturę, a moje zdrowie pozostawia coraz więcej do życzenia.

Ta zima to jakiś koszmar, szczególnie w moim przypadku. Kompletnie nie obchodzi mnie pogoda – czy jest zimno, czy ciepło, czy sypie śniegiem, czy nie. Nawet nie patrzę już na termometr za szybą. Dlaczego właśnie w tym momencie musiała mnie zostawić? Nie mogło to być w innym czasie? Jak mam sobie teraz poradzić? Co można zrobić, kiedy jest się w takiej sytuacji jak ja? Niewielkie są szanse, że pojawi się jeszcze ktoś, kto zechce stworzyć ze mną stały związek. Bo przecież szukam kogoś wartościowego, a nie pierwszej lepszej osoby. 

Byłem przybity i to widocznie

Nie interesuje mnie związek z partnerką, która tak samo jak ja boi się samotnego życia i jego nieuchronnych konsekwencji. Nie chcę być z kimś tylko dlatego, że oboje czujemy ten sam lęk przed przyszłością.

– Słuchaj, Mirku, ostatnio widzę, że chodzisz jakiś przybity. Mam nadzieję, że nie stało się nic poważnego? Przepraszam, że tak prosto z mostu o to pytam, ale martwię się o ciebie. Mogę ci jakoś pomóc? – zagadnął Leszek.

To kolega z pracy, którego ledwo co znam – też siedzi za biurkiem i przerzuca papiery, tylko że w innym zespole. Z tego, co pamiętam, nigdy nie pogadaliśmy na serio, co najwyżej rzuciliśmy parę słów o tym, jaka dziś pogoda albo jak szef znowu rządzi niczym średniowieczny pan i władca.

– To nic takiego, poradzę sobie. Dzięki, że pytasz.

– Widać gołym okiem, że coś cię gryzie. Każdy by to zauważył. Może chorujesz? Albo masz jakieś kłopoty?

– Nie, nic z tych rzeczy. Po prostu prywatne sprawy. Dam sobie z nimi radę.

– Jak chcesz, ale wiedz, że zawsze możesz na mnie liczyć. W końcu znamy się od tylu lat, no nie? Trzymaj, zapisałem ci swój numer – wręczył mi swoją wizytówkę z odręcznie nabazgranym telefonem. – Odezwij się, gdybyś potrzebował pomocy albo zwyczajnie chciał się wygadać.

– Wielkie dzięki.

Wrócił na swoje miejsce. Tym lepiej dla mnie, bo kompletnie nie miałem ochoty dzielić się swoimi przejściami z nieznajomymi ludźmi. Dotarło do mnie, że należy wziąć się w garść – nie mogę pozwolić, żeby każdy wokoło wyczytał z mojej zmartwionej gęby, że wpadłem w tarapaty.

Ściągało mnie na złą ścieżkę

Po drodze do mieszkania wpadłem na pomysł, żeby kupić flaszkę. Od lat stroniłem od alkoholu, bo kiedyś miałem z nim problem, ale teraz pewnie zainspirowały mnie filmowe sceny. No wiecie – załamany gość topi smutki w kieliszku, a rano wszystko już jest lepiej. Okazało się to kiepskim rozwiązaniem. Z trudem przełykałem kolejne kieliszki, a samopoczucie tylko się pogarszało.

Ani myślałem akceptować tej sytuacji. Pragnąłem jedynie wyrwać się z tego koszmaru i znów usłyszeć głos Marty wołającej mnie na kolację.

– Wszystko u ciebie w porządku? – zaskoczony usłyszałem głos Marty w telefonie.

– Marta? To naprawdę ty? – byłem w szoku.

– Chciałam się tylko upewnić, że u ciebie wszystko gra.

– Nic nie gra.

– Coś dziwnie mówisz. Chyba piłeś, co?

– Tak, piję – przyznałem. – I nie przestanę, póki do mnie nie wrócisz – wyznałem.

– Ostrzegałam cię wcześniej, że nic z tego nie będzie. Lepiej dla ciebie, żebyś pogodził się z tym jak najszybciej i ruszył dalej z własnym życiem.

– No ale wytłumacz mi. Czemu akurat teraz? Co zrobiłem źle?

– To już nieważne.

– Dla mnie jest cholernie ważne! Najważniejsze! Dlaczego mnie rzuciłaś? – wykrzyczałem rozpaczliwie przez telefon.

– Właściwie to nie było niczego złego. A może właśnie wszystko było złe. Szczerze? Sama nie potrafię tego określić. Po prostu poczułam, że przy tobie nie mogę oddychać, że się duszę, nie chcę się tak męczyć już zawsze.

– Zmieńmy to! Zacznijmy wszystko od nowa, odświeżmy nasze małżeństwo, pojedźmy dokądś razem. Zróbmy cokolwiek. Na pewno da się to jakoś naprawić.

– Teraz już nic nie można zrobić.

– Zawsze jest szansa na zmiany!

– Mirek, dlaczego nie chcesz zrozumieć? Poznałam kogoś innego, młodszego... – odparła.

– O czym ty mówisz? Spotykasz się z kimś? Jest jakiś inny facet? Przestałem ci wystarczać? No dalej, wyjaśnij mi, co w nim takiego wyjątkowego, ty naiwna idiotko?

Darłem się do telefonu, przeklinając coraz mocniej. Ale Marta po prostu się rozłączyła i więcej już nie odbierała. Facet?! Przecież ona ma już 56 lat na karku! Jest za stara na takie numery, powinna siedzieć w domu ze mną, a nie... Co jej nagle strzeliło do głowy? Co w nią wstąpiło? Dobiłem resztę wódki dwoma szotami. Butelka była pusta. Padłem spać w ciuchach, nawet się nie myjąc.

Koszmarnie czułem się tego ranka

Dawno nie miałem takiego paskudnego kaca. Głowa mi pękała, w gardle zaschło na wiór, kręciło mi się w głowie, a serce jakby chciało stanąć. Da się to w ogóle wytrzymać? Właściwie już wszystko mi jedno. Tak samo bez znaczenia jak całe to moje bezwartościowe życie.

Doczłapałem jakoś do sklepiku po dwie flaszki. Po powrocie od razu wlałem sobie porządną porcję do kieliszka. Łyknąłem. Zachwiało mną porządnie, ale przynajmniej poczułem się lepiej. Na tyle nieźle, że złapałem za telefon i oznajmiłem w pracy, że zachorowałem.

– Co się stało? – spytała zaniepokojona Agnieszka. – Złapał pan jakieś przeziębienie? Dziwnie pan brzmi.

– Nie, spokojnie – wymamrotałem. – Wystarczy, że odwiedzę lekarza i wszystko wróci do normy.

– To znaczy, że weźmie pan L4? A jak nie, to zawsze może pan wykorzystać urlop na żądanie, pamięta pan?

– Tak, pamiętam. Dzięki.

Wlałem następny kieliszek. To taka moja premia za dobrze załatwioną robotę. Niech sobie gadają. Co za wieśniaki! Zaśmiałem się pod nosem, myśląc, jak głupio było nie pić przez tyle lat. Przechyliłem kieliszek. „Dzięki ci, Boże, za to błogie odrętwienie i za to, że nie czuję ani żalu, ani innych głębokich emocji” – przeleciało mi przez głowę. Gdy szedłem zaparzyć kawę, wylądowałem jak długi na kuchennej posadzce.

– No i dobrze! Zostań sobie tutaj, psie, bo właśnie tu powinieneś być – powiedziałem pod nosem.

Znowu ten śmiech jak po pijaku. Odpłynąłem w sen.

Będzie mnie tu umoralniał

Dzwonek do drzwi nie przestawał dzwonić – to wyrwało mnie ze snu.

– Marta? Moment, już otwieram!

– Hej! Wybacz, że tak wpadam, ale wszyscy się martwimy. Nie można się do ciebie dodzwonić. Dostałam twój adres od kadrowej... – rozpoznałem głos kolegi.

– Leszek? Wchodź śmiało. Co z tego, że się mało znamy, zawsze można to nadrobić. Częstuj się, czym chata bogata.

– No, tak myślałem.

– Niby co?

– Że zapiłeś.

– No jasne, że się napiłem. I będę dalej pił. Coś ci przeszkadza? – odpowiedziałem.

– Mnie? Skąd. To raczej twój problem.

– Słuchaj, Leszku, przestań gadać bzdury, stary. Bo jak nie przestaniesz, to ci nie poleję.

– Co się dzieje? Wytłumacz mi, o co w tym wszystkim chodzi.

– Nic się nie dzieje. Chodzi mi o to, że jestem teraz wolny. Rozumiesz? Wreszcie mogę robić, co mi się podoba i mam gdzieś wasze opinie. Tak to teraz wygląda.

– A twoja żona? Przecież jesteś żonaty...

– Nie wie i nic ją to nie interesuje. Zresztą, ona sama lata po mieście. Z jakimś młodym gościem. Koniec z żoną. I bardzo dobrze. Wszystko jest super. No to już znasz całą historię.

– Tak właśnie przypuszczałem – powiedział. – Masz może kawę? – spytał.

Co za głupek! Kręcił się po mieszkaniu jakby był gosposią. Przygotował dla mnie kawę i jakąś zupkę instant. Nalegał, żebym coś przełknął.

– Leszek, o co ci chodzi? Czy ty przypadkiem nie jesteś... no, wiesz? Chcesz zająć miejsce Marty? – zapytałem.

– Daj spokój, nic z tych rzeczy i nie mam zamiaru się tu sprowadzać. Sam kiedyś przechodziłem przez podobne bagno i pamiętam doskonale, co człowiek wtedy przeżywa – wyjaśnił.

– To teraz grasz ratownika kryzysowego?

Miał podobne przeżycia

Najpierw parsknąłem śmiechem. Później przeszło to w chlipanie, aż w końcu rozpłakałem się na dobre. Po prostu wyłem bez opamiętania. Wyrywały mi się jakieś pojedyncze słowa. Same cisnęły się na usta. Leszek potakiwał ze zrozumieniem. W końcu udało mi się opanować.

– Nalej mi, jak możesz.

– Na pewno chcesz?

– Tak, potrzebuję tego. I mam na to ochotę.

Dolał mi wódki, obserwując, jak wypijam następne pół kieliszka.

– Moja żona odeszła siedem lat temu. Całkowicie się załamałem – wyznał. – Ruszyłem do baru się zalać. Na początku piłem przy kontuarze, ale kiedy już ledwo trzymałem się na nogach, przeniosłem się do stolika. Wtem ktoś zajął miejsce obok mnie. To była kobieta, właściwie młoda dziewczyna – miała o siedemnaście lat mniej niż ja. Spytała, co mnie tak dołuje. Wyjaśniłem, że żona mnie porzuciła. Wtedy oznajmiła, że widzi jak się staczam i chciałaby jakoś wesprzeć. Spojrzałem na nią i mówię: „Co ty możesz dla mnie zrobić, mała?”.

– No i co z tego wyniknęło?

– Została moją żoną. Właśnie tak się poznaliśmy.

– Dlaczego mi o tym opowiadasz?

– Sam nie jestem pewien. Chyba chcę ci jakoś pokazać, że los potrafi zaskoczyć w najbardziej nieoczekiwany sposób.

– Możesz mnie zaprowadzić do tej knajpy?

Leszek parsknął śmiechem. A ja razem z nim.

Mirosław, 62 lata

 

Redakcja poleca

REKLAMA