Pachniała jaśminem. Tak ją zapamiętałem. Skóra gładka, miękka, zawsze ciepła, pachnąca jak letni wieczór, który chciało się zatrzymać na zawsze. Kiedyś. Dzisiaj jej zapach mnie przytłacza. Jest ostry, ziemisty. To zapach wolności, naturalności, autentyczności – tak mówi. Tylko że ja w tym zapachu nie odnajduję siebie. Nie odnajduję nas.
Byłem zrozpaczony
Dawniej, kiedy wracałem do domu, otulała mnie jej obecność, jej ciepło, jej zapach. Teraz w naszym łóżku czuć inne zapachy. Surowego mydła lub potu. Bo od jakiegoś czasu coś się zmienia.
Wieczór. Leżeliśmy w łóżku, ale to nie było to samo łóżko co kiedyś. Niby to samo drewno, te same poduszki, te same ciepłe koce, ale między nami było coś obcego, jakby niewidzialna ściana. Ula poruszyła się lekko i przysunęła do mnie. Jej ramię musnęło moje, a ja poczułem znajomy zapach – nie ten, który kiedyś kochałem, ale zapach spoconego ciała.
– Uciekasz ode mnie – powiedziała cicho, nie patrząc na mnie, tylko w sufit.
Zacisnąłem powieki.
– Nie, po prostu… jestem zmęczony.
Wiedziałem, że czeka na coś więcej, na wyjaśnienie, na usprawiedliwienie, na cokolwiek, co uspokoiłoby napięcie, które czułem i ja, i ona.
– Kiedyś byłeś zmęczony, ale mimo to mnie przytulałeś – dodała po chwili.
Nie odpowiedziałem. Zamiast tego przewróciłem się na bok, udając, że sen przychodzi do mnie szybciej, niż w rzeczywistości. W rzeczywistości nie spałem jeszcze długo.
Brzydziłem się
Leżałem i czułem, jak Ula w końcu odsuwa się ode mnie powoli, jakby sama przed sobą nie chciała się przyznać, że to robi. Czułem zapach oddalenia. Mogłem powiedzieć cokolwiek. Mogłem wytłumaczyć. Ale prawda była taka, że nie miałem słów, które nie zraniłyby ani jej, ani mnie.
Rano przy śniadaniu między nami wisiało napięcie, którego żadne z nas nie nazwało głośno. Ula piła herbatę, owinięta w swój stary sweter, ten sam, który kiedyś pachniał waniliowym płynem do płukania i jej ulubionymi perfumami. Teraz nie pachniał niepranym łachem.
– Pamiętasz ten jaśminowy balsam, który zawsze używałaś? – zapytałem nagle, sam siebie zaskakując tym pytaniem.
Zatrzymała filiżankę w pół drogi do ust i spojrzała na mnie uważnie.
– Tak. Byłam wtedy inną osobą.
– Ale mi się to podobało…
Uśmiechnęła się krzywo, jakby coś ją zabolało.
– Więc podobało ci się to, co udawałam? A teraz, gdy jestem sobą, odrzuca cię?
Czułem się głupio
Poczułem, jak zaciska mi się coś w gardle. Nie, to nie tak. Chciałem jej to jakoś wytłumaczyć, znaleźć słowa, które nie brzmiałyby jak oskarżenie, ale nic nie przychodziło mi do głowy.
– To nie tak… – zacząłem, ale ona już wstała od stołu.
– Muszę iść, Marta na mnie czeka – powiedziała chłodno i zarzuciła na ramiona płaszcz.
Stałem w miejscu i patrzyłem, jak wychodzi. W drzwiach jeszcze się odwróciła, jakby chciała coś dodać, ale w końcu tylko westchnęła i wyszła. Zostałem sam w kuchni, ze śniadaniem, na które i tak straciłem apetyt.
Marta. To ona podsycała tę przemianę Uli, to ona mówiła jej o wolności, o byciu sobą, o tym, że świat nie wymaga od nas, byśmy byli kimś, kim nie chcemy być. Tylko że ja nigdy nie chciałem, żeby Ula była kimś innym. Ja chciałem tylko, żeby była sobą. Ale tą sobą, którą znałem. Nie wiedziałem już, która była prawdziwa.
Tomasz nalał piwa do mojego kufla i spojrzał na mnie uważnie.
– No to mów, co cię gryzie – powiedział, zanim zdążyłem się odezwać.
Musiałem się zwierzyć
Siedzieliśmy w naszym ulubionym barze, w tym samym kącie, gdzie zwykle. Kiedyś gadaliśmy tu o pracy, o głupich dowcipach z internetu, o planach na wakacje. Teraz ja siedziałem wpatrzony w blat stołu, a Tomek czekał cierpliwie, aż coś z siebie wyduszę.
– To głupie, wiem, ale nie mogę się do niej zbliżyć – powiedziałem w końcu. – Jakby to była inna osoba.
– Przecież to twoja żona.
– No właśnie… – przetarłem twarz dłonią. – Moja żona, a czuję, jakby była kimś zupełnie innym.
Nie śmiał się, nie rzucił żadnym kąśliwym żartem. Tylko upił łyk piwa i spojrzał na mnie poważnie.
– A mówiłeś jej to wprost?
– Nie wiem jak. Boję się, że jeśli powiem, już nie będzie odwrotu.
Tomasz odstawił kufel na stół i westchnął.
– To może już nie ma odwrotu?
Te słowa zabrzmiały tak, jakby ktoś wyciągnął spod moich nóg dywan. Zawsze myślałem, że to chwilowe. Że to jakiś etap, że minie. Ale co, jeśli nie? Co, jeśli Ula naprawdę nigdy nie wróci do dawnej siebie? Co, jeśli ja nie potrafię pokochać tej nowej?
To była jej wina
Marta siedziała w naszym salonie jak u siebie. Ula stała obok niej, trzymając kubek herbaty w dłoniach, i patrzyła na mnie uważnie.
– Ula jest szczęśliwsza, odkąd przestała udawać – powiedziała Marta, odchylając się wygodnie na kanapie.
– A ja nie jestem szczęśliwy – odpowiedziałem od razu, zanim zdążyłem się zastanowić, czy powinienem to mówić.
Cisza. Marta spojrzała na Ulę, jakby czekała na jej reakcję, ale Ula milczała.
– Bo nie umiesz zaakceptować prawdziwej jej – dodała po chwili Marta.
Poczułem, jak coś we mnie pęka.
– A może to ona nie umie zaakceptować mnie?
Słowa same ze mnie wypadły i zawisły w powietrzu. Marta zmrużyła oczy, a Ula odstawiła kubek na stół.
– Myślałam, że mnie kochasz – powiedziała cicho.
– Kocham cię, nie wiem tylko, czy jeszcze cię znam.
Nie rozumieliśmy się
Zamrugała szybko i spojrzała w bok, jakby bała się, że dostrzegę coś w jej oczach. Marta skrzyżowała ręce na piersi.
– Miłość nie polega na tym, żeby ktoś dopasowywał się do twoich oczekiwań – oznajmiła, jakby wygłaszała jakąś wielką prawdę.
– Nie, ale polega też na tym, że chcemy być ze sobą, bo dobrze się ze sobą czujemy – powiedziałem, patrząc tylko na Ulę. – A ja już nie wiem, czy tak jest.
Ula odetchnęła głęboko i skinęła głową, ale nie odpowiedziała. Po tej rozmowie czułem, że oddaliliśmy się jeszcze bardziej.
Gdy Marta wyszła, zaczęliśmy tę rozmowę jeszcze raz.
– Ula… – zacząłem, ale uniosła rękę, uciszając mnie.
– Nie, pozwól mi pierwszej coś powiedzieć – odezwała się spokojnie, ale w jej głosie była jakaś twardość, której wcześniej tam nie było. Czekałem.
– Wiem, że cię ranię – powiedziała cicho. – Wiem, że ci się nie podobam. Może nie chodzi tylko o zapach, może o coś więcej.
Chciałem tak jak dawniej
– Ula…
– Nie, pozwól mi dokończyć – westchnęła i spojrzała na mnie z czymś, co wyglądało jak smutek, ale może była to tylko determinacja. – Nie chcę już wracać do tamtej siebie. Do tej, którą znałeś.
Pokiwałem głową, chociaż to bolało.
– A ja nie wiem, czy potrafię kochać tę nową – powiedziałem w końcu.
Patrzyliśmy na siebie długo, a ja miałem wrażenie, że ten moment ciągnie się bez końca.
– Więc to koniec? – zapytała.
Nie odpowiedziałem od razu.
– Nie wiem. Chciałbym cofnąć czas.
Uśmiechnęła się smutno.
– A ja już nie.
Odwróciła się i wyszła z kuchni, zostawiając mnie samego.
Zostałem tam, oparty o stół, wsłuchując się w dźwięk jej kroków oddalających się korytarzem. Nie wiedziałem, czy to koniec naszego małżeństwa. Ale wiedziałem, że nic już nie będzie takie samo.
Dariusz, 40 lat
Czytaj także:
„Zatrudniłam młodego ogrodnika, by na wiosnę wypielęgnował ogród. Obrobił nie tylko moje grządki”
„W naszym domu króluje meblościanka z PRL-u i cerata na stole. Wstyd mi przed znajomymi, że mieszkam w takiej norze”
„Rodzinny biznes na wsi miał zrobić z nas milionerów. Zaufałem krewnym i wyszedłem na tym jak Zabłocki na mydle”