„Żona nie kryła się z tym, że przygruchała sobie kochanka. Nie czuje się winna, bo przecież go nie kocha”

Załamany mężczyzna fot. iStock, Antonio_Diaz
„Stała się nerwowa, rozdrażniona. Wreszcie którejś nocy, gdy zamiast odpowiedzieć na jej czułości, pokazałem jej plecy, nie wytrzymała”.
/ 16.08.2024 14:22
Załamany mężczyzna fot. iStock, Antonio_Diaz

Zgodziła się także na następne spotkanie. I kolejne. Dużo rozmawialiśmy. Mówiła, że ma już dość młodych facetów, którzy chcą się tylko bawić i nie myślą o przyszłości, że marzy o związku z dojrzałym, statecznym, odpowiedzialnym mężczyzną, przy którym mogłaby poczuć się bezpiecznie. Byłem zachwycony. Zanim skończyła staż, zostaliśmy parą, a pięć lat temu wzięliśmy ślub. Ona miała wtedy 25 lat, ja prawie o dwadzieścia więcej. Niektórzy kumple śmiali się, że z córką do ołtarza idę, ale się tym nie przejmowałem. Wierzyłem, że możemy być szczęśliwi.

Przez pierwsze lata wszystko się między nami świetnie układało. Nie tylko w dzień, ale także w nocy. Agata uwielbiała się kochać. Twierdziła, że to ją odpręża, a jednocześnie dodaje energii, chęci do życia. Kochaliśmy się więc bardzo często. Czy zawsze stawałem na wysokości zadania? Tak! I to, że tak powiem, bez żadnego problemu.

Czy mnie to dziwiło? Nie. Kiedyś czytałem, że niektórzy mężczyźni zachowują sprawność seksualną do późnej starości! Zwłaszcza jeśli mają młode i chętne partnerki. Moja miała obydwie te cechy, a ja nie byłem przecież jeszcze stary. Wierzyłem, że będę sprawny seksualnie jeszcze przez bardzo długi czas.

Pół roku temu łóżkowa sielanka niestety się skończyła. Ogarnęła mnie niemoc. Może jeszcze nie totalna, ale już nie byłem w stanie kochać się tak często jak chciała tego Agata. Choć starałem się ze wszystkich sił, nie wychodziło. Początkowo pocieszałem się jeszcze, że to przez stres związany z pandemią, że jak sytuacja się wreszcie unormuje, pojawi się światełko w tunelu zwiastujące początek końca wojny z wirusem, to niemoc minie jak ręką odjął. Nic z tego. Zamiast lepiej, było coraz gorzej.

Niestety, nie mogłem ratować się wspomaganiem, bo wyczytałem, że przy moich kłopotach z krążeniem to absolutnie niewskazane. Czułem się jak pół faceta. Byłem tym tak załamany, że w ogóle straciłem ochotę na miłosne igraszki. Wolałem odwrócić się do żony plecami, tłumacząc, że jestem potwornie zmęczony lub boli mnie głowa, niż narażać się na kolejną porażkę i wstyd. Na początku Agata podchodziła do moich problemów ze zrozumieniem. Pocieszała, że to tylko chwilowe, i nawet młodszym mężczyznom się zdarza. Ale potem zaczęła tracić cierpliwość. Stała się nerwowa, rozdrażniona. Wreszcie którejś nocy, gdy zamiast odpowiedzieć na jej czułości pokazałem jej plecy, nie wytrzymała.

– Mariusz, tak dłużej być nie może! Przecież wiesz, że nie potrafię żyć bez seksu!

– Wiem, ale nic na to nie poradzę. Natura ma swoje prawa – odburknąłem.

– Naturze można pomóc. Wystarczy pójść do apteki i kupić, co trzeba… To żaden wstyd.

–  Myślałem o tym. Ale jak przeczytałem o skutkach ubocznych tych wspomagaczy, to zrezygnowałem. Chcę jeszcze pożyć.

– Nie przesadzaj. Miliony facetów to biorą i nic im się nie dzieje. Dlaczego tobie akurat miałoby się stać? – wpatrywała się we mnie. Serce mi zmiękło.

– Naprawdę ci tak na tym zależy?

– Naprawdę… Brakuje mi ciebie. Nawet nie wiesz, jak bardzo – przytuliła się.

Tamtej nocy stanąłem na wysokości zadania, ale czułem, że nie powtórzy się to przynajmniej przez najbliższe dwa tygodnie. Następnego dnia poszedłem więc do apteki i kupiłem, co trzeba. Rozsądek podpowiadał mi, żeby tego nie robić, ale nie chciałem zawieść żony. Poza tym wkurzała mnie ta moja niemoc. Chciałem znowu być stuprocentowym mężczyzną, a nie nędzną połówką.

Za pierwszym razem było fantastycznie

Za drugim i szóstym też. Agata była wniebowzięta. Ale potem pojawiły się kłopoty. Co prawda cudowne tabletki ciągle przynosiły oczekiwany skutek, ale serce zaczęło się buntować. Którejś nocy tak waliło, że omal mi z piersi nie wyskoczyło. A na dodatek nie mogłem oddychać. W pewnej chwili byłem pewien, że nadszedł mój koniec, Jakimś cudem doszedłem do siebie, ale byłem tak przerażony, że następnego poranka natychmiast zapisałem się na prywatną wizytę u lekarza. Pani doktor zbadała mnie i zapytała, jakie biorę leki. Gdy napomknąłem o cudownych tabletkach, bardzo się ożywiła.

– Często je pan bierze?

– Zawsze, kiedy jest taka potrzeba – odparłem wymijająco, bo nie miałem ochoty zwierzać się jej ze swoich łóżkowych spraw.

– Czyli ile razy w miesiącu? Dwa? 

– Dwa razy w miesiącu to ja bez wspomagania daje radę. Co drugi dzień. A czasem nawet codziennie – przyznałem.

Spojrzała na mnie spod oka.

– Wie pan, że co za dużo, to niezdrowo?

– Wiem… Ale rozumie pani, mam bardzo młodą żonę. Z temperamentem…

– No tak… To jej współczuję.

– A to dlaczego? – obruszyłem się.

– Bo będzie musiała jakoś ten temperament okiełznać. Koniec ze wspomaganiem. Od dziś musi pan zdać się tylko na matkę naturę.

– Ani jednej tabletki?

– Ani jednej. No chyba że chce pan dostać zawału albo nawet wylądować na cmentarzu – nie owijała w bawełnę.

W pewnym momencie kobieta odrzuciła włosy i… 

Po powrocie do domu opowiedziałem o wszystkim Agacie. Nie było to łatwe, oj nie. O dziwo, przyjęła to bardzo spokojnie. Spodziewałem się, że wpadnie w złość, będzie zawiedziona, powie, że tamta lekarska wygadywała bzdury. I przypomni po raz kolejny, że nie potrafi żyć bez częstych zbliżeń. Tymczasem ona mocno mnie przytuliła.

– W ogóle się tym nie przejmuj, bo nie ma czym – wyszeptała.

– Naprawdę? Mówisz szczerze? – ucieszyłem się.

– No pewnie, głuptasku. Twoje zdrowie jest najważniejsze. A ja? Ja sobie jakoś poradzę – uśmiechnęła się.

Byłem przekonany, że po prostu postara się okiełznać ten swój temperament. Ale ostatnio dowiedziałem się, że znalazła inne wyjście…

To było tydzień temu, w sobotę. Wybrałem się z kolegami na ryby nad zalew. Nie zdążyliśmy nawet rozłożyć wędek, gdy rozpętała się potworna burza. Pioruny waliły tak, że strach było nad wodą siedzieć. Kumple postanowili przeczekać nawałnicę, a ja ruszyłem do domu. Nie wierzyłem, że pogoda się poprawi. Niedaleko naszego osiedla stanąłem na światłach i zacząłem przyglądać się pasażerom taksówki stojącej przede mną. Całowali się namiętnie, nie bacząc na to, że siedzi przed nimi kierowca. W pewnym momencie kobieta odrzuciła włosy i… zamarłem. Tą kobietą była moja Agata. Wiedziałem dokładnie nawet w strugach deszczu. Dosłownie wpijała się swoimi ustami w usta jakiegoś młodego kolesia. Gdy światła się zmieniły, taksówka od razu skręciła do pobliskiego hotelu.

Gorąco mi się zrobiło na ten widok. Co tam gorąco, zagotowałem się! Żaden facet nie lubi, kiedy żona przyprawia mu rogi! W pierwszym odruchu chciałem ruszyć za nimi, ale się powstrzymałem. Nie miałem ochoty robić z siebie idioty, który gania po piętrach i szuka niewiernej żony. Za stary jestem na takie cyrki. Zamiast więc skręcić na hotelowy parking, pojechałem prościutko do domu. Nalałem sobie szklankę whisky, usiadłem w fotelu i czekałem.

Wcale nie zaprzeczała!

Agata wróciła dopiero po kilku godzinach. Była cała w skowronkach. Gdy to zobaczyłem, ciśnienie od razu skoczyło mi do dwustu.

– Gdzie byłaś?! – warknąłem.

– O, już jesteś? Myślałam, że posiedzisz nad zalewem do wieczora… – zdziwiła się.

– Jak widzisz, wróciłem wcześniej. No to gdzie? – przerwałem jej.

– W centrum handlowym. Pomyślałam, że kupię sobie coś ładnego na lato – odparła, patrząc mi prosto w oczy.

– Tak? To gdzie masz te zakupy?

– Gdzie? Nigdzie. Bo nic ładnego nie było – wzruszyła ramionami.

Miałem dość tych kłamstw.

– Nie wysilaj się. Wiem dokładnie, gdzie byłaś. W hotelu… Z jakimś młodym kolesiem… Widziałem was! – wrzasnąłem. 

Reakcja żony kompletnie mnie zaskoczyła. Myślałem, że będzie zaprzeczać albo zacznie się kajać, płakać, błagać o wybaczenie, przekonywać, że to jeden, jedyny raz. Tymczasem ona długo milczała.

– Szkoda, że to się wydało. Nie chciałam sprawiać ci przykrości. Ale cóż, stało się – odezwała się wreszcie.

– Czyli nie zaprzeczasz? Masz kochanka, tak?!

– Nie kochanka, bo go nie kocham. Kocham tylko ciebie. To takie moje pogotowie seksualne. Ma na imię Artur i jest moim kolegą z pracy.

– Ty… Ty…  Ja ci dam pogotowie…  Ty… – zamilkłem, bo z wściekłości aż mnie zapowietrzyło.

– Nawet nie próbuj kończyć! Nie masz prawa mnie obrażać! Nie zasługuję na to!

– Chyba sobie kpisz!

–  Wcale nie. Rzeczywiście, spotykam się z Arturem. I co z tego? Pofiglujemy trochę i każde z nas idzie w swoją stronę. Żadnych zobowiązań, miłosnych wyznań. Po prostu oboje ładujemy baterie.

– I uważasz, że to w porządku?

– A dlaczego nie? Jestem młoda, mam swoje potrzeby. I nie zamierzam z nich rezygnować tylko dlatego, że ciebie ogarnęła niemoc. Gdybyś mnie naprawdę kochał, to byś zrozumiał!

– Żaden facet tego nie zrozumie. Nawet zaślepiony miłością! Prędzej siekierę chwyci i skróci gacha o głowę!

– No właśnie, tacy już jesteście! Egoiści! Myślicie tylko o sobie i swojej męskiej dumie. A dobro kobiety? To się nie liczy?! – prychnęła, a potem odwróciła się na pięcie i poszła do sypialni. Byłem w szoku. Nie mogłem uwierzyć, że jest aż tak bezczelna. 

Tamtego popołudnia nie rozmawiałem już z Agatą. Zaprzyjaźniłem się z butelką whisky. Wypiłem do końca tę, którą już napocząłem, a potem jeszcze drugą. Zanim jednak padłem na twarz, zadzwoniłem do swojego najlepszego kumpla, Pawła. W zasadzie nigdy nie zwierzam się nikomu ze swoich małżeńskich problemów, ale wtedy czułem się tak rozżalony, skrzywdzony, a do tego tak wściekły, że musiałem wyrzucić gdzieś te wszystkie emocje.

Z jednej strony moja męska duma każe mi wyrzucić Agatę z domu, z drugiej…

– I co zamierzasz teraz zrobić? – zapytał, gdy już opowiedziałem mu o wszystkim.

– Chyba wywalę zdzirę z domu. Na zbity pysk – wymamrotałem.

– Jesteś pewien? Nie kochasz już Agaty?

– Kocham. I będę pewnie za nią płakał.

– To może jednak przymknij oko na te jej spotkania na boku? W sumie w tym, co mówi, jest wiele racji… Młodość ma swoje prawa. A skoro twierdzi, że chodzi tylko o seks…

– A ty byś przymknął? To oko? Gdyby cię też spotkało coś takiego?

– Nie wiem, pewnie nie.

– To dlaczego mnie na to namawiasz?

– Bo moja żona jest ode mnie młodsza o rok, a nie o dwadzieścia lat. I szczęśliwie nie ma już takiego temperamentu. Jak się wiążesz z młódką, to musisz iść na kompromis. Przemyśl to, zanim podejmiesz jakąś decyzję – zakończył.

Od tamtej soboty minęło już troszkę czasu. A ja ciągle nie wiem, co robić. Z jednej strony mam ochotę wyrzucić Agatę z domu. Moja męska duma mi tak każe. Ale z drugiej… Nie potrafię się z nią rozstać. Przecież jest naprawdę wspaniałą żoną, dba o mnie, kocha. I gdyby nie ta moja cholerna niemoc, pewnie nawet by nie spojrzała na tego Artura.

Może więc jednak udawać, że o niczym nie wiem i godzić się na ten… hm… kompromis? Tylko jak pomyślę, że jakiś obcy koleś zabawia się z moją Agatką, to mnie od razu jasna krew zalewa. Jest jeszcze jedno wyjście: znowu zaryzykować i wbrew radom lekarki zacząć brać cudowne tabletki… Tylko co będzie, jak serce mi nie wytrzyma? O Boże, po cholerę wróciłem wcześniej z tych ryb?! Gdybym poczekał z kumplami, aż się przejaśni, to do dziś żyłbym w błogiej nieświadomości. I nie miał takich dylematów…

Mariusz, 49 lat

Czytaj także:
„Romans w beskidzkim schronisku okazał się krótszy, niż letnia burza w górach. Mój ukochany miał już plany z kimś innym”
„Zaciągnąłem kredyt na podróż do Japonii, by tam rozkręcić swój biznes. Kraj kwitnącej wiśni mnie zweryfikował”
„Wczasy w Mielnie były gorętsze niż piasek w Egipcie. Z babskiego wyjazdu zrobił się romans mojego życia”

Redakcja poleca

REKLAMA