Ostatnio, gdy byłem u mamy, zapytałem, czy nie moglibyśmy zrezygnować z prezentów pod choinkę. Nie całkiem, rzecz jasna, dzieciarnia nadal dostawałaby paczki, ale może czas skończyć z obdarowywaniem dorosłych? Przecież nikt z nas chyba już nie wierzy w Mikołaja, prawda?
– Ja wierzę – odpowiedziała mama i szczęka opadła mi do podłogi.
– No proszę cię – jęknąłem tylko.
– Wierzę, że jak sprawię miłą niespodziankę innym, czeka mnie za to nagroda – wyjaśniła z uśmiechem.– I uwielbiam buszowanie pod choinką. Niby dlaczego mam rezygnować z przyjemności tylko dlatego, że jestem stara?
Zaraz stara… Niby że wytykam jej wiek? Czy każda rozmowa musi zawsze prowadzić do wniosku, że jestem egoistycznym, chamowatym samcem?
– Problem w tym, że jesteś egoistą – mniej więcej raz w miesiącu powtarza mi żona.– Miły z ciebie chłopak, ale poza koniec własnego nosa nie sięgasz. A jak już cię zmusić, wyłazi z ciebie chamowaty samiec.
No dobra, czasem używa słowa „buc”. I w ogóle nie uważa tego za obrazę, nie. To jest po prostu, jak mi wytłumaczyła, adekwatne określenie. Ja się z tą diagnozą absolutnie nie zgadzam: kocham moją rodzinę i dbam o wszystkich w miarę swoich możliwości. Ciężko pracuję, kasę przynoszę w zębach co dziesiątego. Z młodym chodzę na mecze, raczej nie opuszczam przedstawień córki w przedszkolu, mamę wożę po lekarzach… Nie tylko jestem w porządku, ale plasuję się w czołówce, przynajmniej w porównaniu z kumplami z roboty. I pomagam w domu!
– Co to znaczy „pomagam”? – prychnęła żona, gdy próbowałem ostatnio wyłożyć moje racje. – To tak samo mój dom, jak i twój, oboje o niego dbamy. Pomagać to byś mi mógł, gdybym nie pracowała, skarbie. W innym wypadku po prostu sprawiedliwie dzielimy się obowiązkami.
Im bliżej świąt, tym bardziej atmosfera robi się nerwowa i doskonale wiadomo, o co chodzi – o prezenty. A raczej jeden – gwiazdkowy upominek dla mojej żony. Urodziny i imieniny obskakuje sobie sama, ale nijak nie da się jej namówić, by kupowała sobie także coś pod choinkę.
– Jedna niespodzianka w roku należy mi się jak psu buda – stwierdziła z przekonaniem. – I dobrze ci radzę, żeby to nie był taki sam czajnik jak ten, który spaliłeś ostatnio. Ani kolejna chusta. Doskonale wiesz, że nienawidzę nosić czegokolwiek na szyi.
Mietkowa żona jakoś lubi, tylko z moją Tereską zawsze korowody! Ciucha nie, garnków nie… A co ja, prorok jestem, żeby wiedzieć, z czego będzie zadowolona? A poza tym, czy ja robię komuś wyrzuty, gdy dostanę kolejną wędkę albo kołowrotek?
– Ale ty chodzisz na ryby – uświadomiła mnie.– Uwielbiasz to.
To co, mam jej kupić szpadel, bo jej hobby to ogród? Albo serwis, bo interesują ją starocie? A tu jeszcze mama wydzwania po nocy, bo właśnie do niej dotarło, DLACZEGO chcę zrezygnować z prezentów. Na pewno mamy kłopoty finansowe, a ona nic o tym nie wie! Piekło i szatani, czy przypadkiem świadkowie Jehowy nie obchodzą żadnych świąt? Może byśmy wstąpili w ich szeregi, co?
– Słuchaj, Maciek – tym razem to siostra czatowała na mnie na firmowym parkingu. – Znalazłam fajową donicę, chodź, zobacz – zaciągnęła mnie do swojego auta. – Spodoba się Teresce? Ostatnio mówiła, że chciałaby mieć na tarasie róże w pojemnikach.
– E, popęka na mrozie – od razu przypomniałem sobie, co się stało z glinianym garem na kiszonki, który kilka lat temu zostawiłem na dworze.
– Spoko, bracie, całoroczna jest, pytałam – oświeciła mnie Madzia. – Koleżanka sprzedaje, bo emigrują.
Powiedziałem, że super. Skąd oni wszyscy mają te różne pomysły? Chyba myślą od rana do wieczora, jak tu uszczęśliwić resztę.
– Zazdroszczę ci, że już masz to z głowy – wyrwało mi się, a siostra spojrzała na mnie zdziwiona.
I mówi, że przecież Teresa nie jest wcale problematyczna, to proste jak drut. Za to kupić mamie coś fajnego, o, to jest sztuka.
– A propos, co ty masz dla naszej staruszki? – zapytała.
– Ja? – zdziwiłem się. – Nawet nie wiem, Teresa ogarnia prezenty.
– Dupek z ciebie – Madzia walnęła mnie rękawiczką i wsiadła do samochodu. – Najlepsze rzeczy cię omijają. Pa!
Zatrzymałem ją.
– Ej, czekaj, czekaj! Jak tak to lubisz, to może dam ci kasę i coś wymodzisz w moim imieniu dla Tereski, co?
Siostra postukała się tylko palcem w czoło i tyle ją widziałem. Też się postukam, jak przylezie na drugi raz z newsem, że jej kran cieknie… Niech sama naprawia, to takie proste i przyjemne!
Teraz mam pisać list jak jakiś głupek…
Szlag by to trafił! Jestem już po prostu kłębkiem nerwów. Żeby człowiek tak się stresował głupim prezentem pod choinkę – niedługo osiwieję jak Święty Mikołaj! A żonka łypie. Najchętniej to już bym się z nią pokłócił, zdążylibyśmy się przynajmniej pogodzić, zanim goście przyjadą. Gadałem z kumplami, ale żadna z nich pociecha – Mietkowa się cieszy z byle badziewia, Michał akurat się rozwodzi i już planuje, że będzie spał przez całe Boże Narodzenie, a Jasiek miesiąc temu ujawnił, że jest gejem i siedzi sam...
Zagadałem panią Basię z księgowości. Mówi, że najlepiej iść do drogerii i poprosić o wypasiony zestaw kosmetyków. Tylko muszę koniecznie wiedzieć, jaką żona ma cerę: suchą, tłustą, czy mieszaną. I jaki zapach preferuje. Niby skąd wziąć takie dane?
– Trzeba przejrzeć, co ma w kosmetyczce – powiedziała.
Ha, ha! Tylko w której, jak ma ze trzy?
– Panie Macieju, to pańska żona, nie moja – nawet ona w końcu wymiękła. – Pan z nią żyje i powinien wiedzieć, co jej sprawi radość. Wstyd obcej kobiecie głowę zawracać.
Baby! W końcu wpadłem na genialny pomysł i poprosiłem Teresę, by po prostu napisała list do Mikołaja. Skoro dzieciaki tak robią i się sprawdza? Niech da kilka propozycji, a święty wybierze jedną i git. Będzie combo: coś upragnionego i niespodzianka! Żona długo się nie odzywała, byłem już pewien, że spuści mnie na drzewo, ale w końcu łaskawie się zgodziła.
– Może to i jest jakaś idea? – pokiwała głową. – W sumie, możemy w tym roku przetestować tę opcję, zawsze to lepiej niż dostać jakąś żarówiastą szmatę z akrylu. Okej. Ja napiszę swój list, a ty swój. Tylko porządnie!
– Po co ja mam pisać? – zdziwiłem się. – Jak cię znam, to już masz wszystko pokupowane!
– Może mam, a może nie – wzruszyła ramionami. – Guzik cię to obchodzi. Oboje piszemy i najpóźniej do jutra wieczorem listy mają być na lodówce.
Zaraz, zaraz… To teraz mam jeszcze wymyślać, co JA chcę dostać pod choinkę?! I pisać o tym jak jakiś idiota, do Świętego Mikołaja? Może jeszcze przekonywać, że byłem cały rok grzeczny? Nienawidzę świąt, co za zawracanie głowy!
Czytaj także:
„Po śmierci żony, zaczęła mnie podrywać jej przyjaciółka. Czułem się jak niewierny mąż, zżerało mnie poczucie winy”
„Za dzieciaka zawarłam pakt z przyjacielem, że mając po 25 lat weźmiemy ślub. To przeznaczenie, że teraz los nas połączył”
„Przeprowadzka na wieś z marzenia stała się traumą. Wszystko przez sąsiadów, którzy zaczęli budować pałac obok nas”