Poświęciłem wiele, aby zostać pracownikiem wziętej kancelarii prawniczej. Najpierw długie i trudne studia, potem praktyki i aplikacja, a na końcu ciężki egzamin. I wreszcie osiągnąłem to co chciałem — angaż w jednej z najlepszych kancelarii w stolicy.
Czy zostaniesz moją żoną?
Już na samym początku powiedziano mi, że muszę nie tylko całkowicie poświęcić się firmie, ale także godnie ją reprezentować. W praktyce oznaczało to siedzenie w pracy od świtu do nocy i wykonywanie poleceń przełożonych. Ale nie tylko. Od pracowników kancelarii wymagano także nieskazitelnego życia prywatnego, w którym nie ma miejsca na niestandardowe zachowania czy jakiekolwiek skandale.
Dlatego też niemal od razu zasugerowano mi, że powinienem postarać się o porządną żonę, która będzie godnym dopełnieniem wziętego prawnika. Początkowo mnie to bawiło, ale z czasem przekonałem się, że dla mojego pracodawcy pozory są znacznie ważniejsze od szczęścia pracownika. Zapłaciłem za to wysoką cenę.
Moja znajomość z Martą rozpoczęła się od niezbyt fortunnego wypadku. Otóż jadąc na rowerze, nie zauważyłem dziewczyny, która akurat chciała przejść przez przejście. Na szczęście w ostatniej chwili zahamowałem.
— Jak jeździsz wariacie! — usłyszałem zdenerwowany głos dziewczyny. Spojrzałem na nią i niemal natychmiast się zakochałem. Wysoka, zgrabna, z burzą loków, niebieskimi oczami i cudownie uroczymi dołeczkami w policzkach. Poczułem, że z wrażenia odbiera mi głos.
— Przepraszam, nie zauważyłem pani — wydukałem. Nie mogłem oderwać od niej wzroku.
— To może czas najwyższy udać się do okulisty — powiedziała piękna nieznajoma. Jednak wyczułem, że w jej głosie nie ma już takiej złości jak na początku. Dlatego szybko wykorzystałem okazję i w ramach zadośćuczynienia zaprosiłem ją na kawę. Bardzo szybko się zgodziła. I to był początek naszego związku.
Wszystko poszło bardzo szybko
Już po kilku spotkaniach poczułem, że jest to kobieta mojego życia. Dlatego nie traciłem czasu i pół roku od pamiętnego spotkania klęknąłem przed nią na kolanach.
— Czy zechcesz uczynić mnie najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi i zostaniesz moją żoną? — zapytałem Martę na romantycznej kolacji, którą planowałem od co najmniej tygodnia. Marta była zaskoczona, ale najwyraźniej czuła dokładnie to samo co ja.
— Oczywiście, że tak — odpowiedziała i mocno mnie objęła. Poczułem się jak w niebie.
Potem wszystko potoczyło się w ekspresowym tempie. Wzięliśmy ślub i zamieszkaliśmy w apartamencie w samym centrum. W końcu było mnie na to stać, bo dzięki wytężonej pracy nareszcie zacząłem zarabiać naprawdę przyzwoite pieniądze. A dodatkowo dostałem awans, który także przyczynił się do zwiększenia uposażenia.
W pewnym sensie przyczyniła się do tego Marta, gdyż już od dłuższego czasu mój bezpośredni przełożony sugerował mi, że powinienem założyć rodzinę. „Dobry prawnik powinien mieć obok siebie wspierającą go kobietę” — powtarzał niemal za każdym razem, gdy go spotykałem.
No i w końcu się doczekał. A Marta na pewno świetnie pasowała do tej roli — elegancka, wykształcona i bardzo reprezentatywna. Razem stanowiliśmy idealny tandem. Do czasu.
Ciągle jesteś zmęczony...
Pierwsze miesiące naszego wspólnego życia były idealne. Cały czas się poznawaliśmy, a wspólnym zachwytom nie było końca. Ale szybko okazało się, że życie to nie bajka i nie zawsze wszystko układa się w nim tak, jakbyśmy tego chcieli. Wraz z awansem zacząłem pracować jeszcze więcej. Miałem coraz ambitniejsze i bardziej wymagające sprawy, które niestety skutkowały tym, że w domu byłem jedynie gościem. Nie miałem czasu ani siły na nic.
— Marta, może innym razem. Jestem zmęczony i chcę się po prostu wyspać — powiedziałem żonie, która pewnego wieczoru przytuliła się do mnie z nadzieją na coś więcej.
— Rozumiem — powiedziała chłodno i odsunęła się ode mnie. Miałem nadzieję, że to jednorazowy przypadek i z czasem chęć na igraszki z Martą powróci ze wzmożoną siłą.
Jednak nic takiego nie miało miejsca. Ja byłem coraz bardziej zmęczony, a moja żona coraz bardziej sfrustrowana.
— Nie możemy tak żyć — powiedziała mi którejś nocy, gdy kolejny raz odrzuciłem jej amory. — Nie wiem jak ty, ale ja mam swoje potrzeby — dodała ze złością. A ja jedyne co byłem w stanie zrobić, to zapewnić ją, że za niedługo wszystko wróci do normy. Potem zasnąłem, a następnego dnia nie wracałem do tematu.
Kilka kolejnych tygodni przeleciało utartym schematem — pracowałem po kilkanaście godzin na dobę, a ze swoją żoną niemal się nie widywałem. I chociaż miałem wyrzuty sumienia, to jednak nie zaczynałem tematu. Nie chciałem wywoływać kolejnej awantury. Jednak Marta nie wracała do tematu naszego pożycia. Zachowywała się tak, jakby zupełnie nie było problemu. Wtedy było mi to na rękę, ale dzisiaj już wiem, że nie zauważyłem pierwszych sygnałów katastrofy.
Mój świat runął w gruzach w momencie, gdy ze skrzynki pocztowej wyciągnąłem kopertę. Była biała, czysta, bez adresu i jakichkolwiek adnotacji. Początkowo myślałem, że to jakaś ulotka i chciałem ją wyrzucić, ale w pobliżu nie było żadnego kosza. Dlatego schowałem ją do kieszeni płaszcza i zupełnie o niej zapomniałem. Dopiero kilka dni później przypomniałem sobie o niej.
Gdy ją otworzyłem, to przeżyłem szok. Z koperty wyleciały zdjęcia, na których moja żona baraszkuje z jakimś nieznajomym mężczyzną. Już to było dla mnie szokiem. Jednak nie największym. Z koperty wyleciała też kartka papieru, na której widniał drukowany tekst: „Albo zapłacisz 50 tysięcy złotych, albo twój pracodawca dowie się o wszystkim”.
Nie zamierzałem płacić ani grosza
— Co to ma znaczyć?! — wykrzyczałem do żony, rzucając w jej stronę kopertę ze zdjęciami. Nie sprawiała wrażenie zaskoczonej. Popatrzyła na mnie z wyrzutem i spokojnie pozbierała zdjęcia. — Odpowiedz — nie zamierzałem dać za wygraną.
— A co tu opowiadać? — Marta w końcu się odezwała. — To twoja wina. To ciebie nigdy nie ma w domu — dodała tak, jak gdyby nic się nie stało.
— I to upoważnia cię do zdrady? — nie mogłem uwierzyć w to, co mówi.
— Sam jesteś sobie winny — powtórzyła moja żona i wyszła z mieszkania. Nie wspomniała ani słowem o tym, kto jest jej kochankiem ani dlaczego żąda ode mnie pieniędzy za milczenie.
W ciągu następnego tygodnia dostałem kolejne dwa listy żądające zapłaty. Nie miałem jak porozmawiać z Martą na ten temat, bo wyprowadziła się z naszego mieszkania i nie odbierała ode mnie telefonów. Jednak wciąż byłem przekonany o tym, że nie zapłacę szantażyście ani grosza. Do czasu aż porozmawiałem z kumplem z pracy. Wszystko mu opowiedziałem w nadziei, że pomoże mi znaleźć jakieś wyjście z sytuacji.
— Stary, to masz przechlapane — Krzysiek westchnął i spojrzał na mnie współczującym wzrokiem.
— Tyle to sam wiem — powiedziałem smętnie i wypiłem duży łyk piwa.
— Zdrada żony to jedno, ale te zdjęcia to zupełnie coś innego — powiedział kumpel. — Firma nie będzie zadowolona z tego, że twoje życie prywatne nie jest takie idealne, jakie miało być. Szef nie wybacza takich numerów — dodał.
A potem opowiedział mi historie ludzi, którzy musieli pożegnać się z firmą, bo w ich życiu prywatnym pojawiły się nagle jakiejś mniejsze lub większe skandaliki. A ja nie chciałem stracić pracy, bo za bardzo przyzwyczaiłem się do prestiżu i pieniędzy.
Cóż było robić?
W podjęciu decyzji pomógł mi mail, w którym mój szantażysta wysłał wszystkie dane — miejsce mojej pracy czy maile szefostwa i współpracowników. Wtedy zrozumiałem, że żarty się skończyły i tylko krok dzieli mnie od katastrofy wizerunkowej.
Nie zastanawiając się długo, wysłałem żądaną kwotę na podane konto bankowe. Jednak to nie był koniec. W każdym miesiącu przychodziło kolejne żądanie, a wymagana kwota cały czas się zwiększała. W końcu zrozumiałem, że sporą część swoich zarobków przelewam szantażyście. Postanowiłem z tym skończyć.
Pierwszym etapem była szczera rozmowa z Martą. Wspólnie doszliśmy do wniosku, że naszego małżeństwa nie da się już uratować. Po prostu zbyt wiele się wydarzyło, abyśmy mogli o wszystkim zapomnieć i żyć tak jak dawniej. Dlatego wspólnie podjęliśmy decyzję o rozwodzie. A ponieważ ten rozwód i tak był skazą na moim wizerunku, to romans mojej żony nie mógł już mu bardziej zaszkodzić.
Dlatego w odpowiedzi na kolejne żądanie szantażysty napisałem, że może zapomnieć o dalszych wpłatach. Oczywiście dostałem mnóstwo gróźb, ale było mi już wszystko jedno.
Postanowiłem uprzedzić ruch szantażysty i złożyłem wypowiedzenie z kancelarii. Na pytanie szefa o powód odpowiedziałem, że chcę żyć po swojemu. Z kilkumiesięcznej odprawy założyłem własną kancelarię, która z czasem stała się dość popularna.
Teraz może i nie jestem prawnikiem najlepszej i najbardziej prestiżowej kancelarii w mieście, ale w końcu mam święty spokój. Czasami brakuje mi dawnego życia, ale w gruncie rzeczy wiem, że ta zmiana wyjdzie mi tylko na dobre. I tylko mam nadzieję, że poznam jeszcze kobietę, z którą założę szczęśliwą rodzinę.
Czytaj także:
„Całe życie byłam uczciwa, a na starość posądzono mnie o kradzież. Musiałam udowodnić, że nie jestem złodziejką”
„Zostawiłem dziewczynę w ciąży, bo gnałem za karierą. Nie miała środków do życia, a ja wiłem sobie gniazdko za granicą”
„Mąż zrobił ze mnie kurę domową i opiekunkę do dzieci. Nie chciałam tego robić, ale zmusił mnie, bym rzuciła pracę”