„Żona mnie traktuje jak darmową pomoc domową. Grzecznie wykonuję jej wszystkie polecenia, bo lubię mieć święty spokój”

facet fot. iStock by Getty Images, urbazon
„Nawet gdy jesteśmy na imprezie u kogoś, zagania mnie do roboty – mam sprzątać brudne talerze i przynosić półmiski z potrawami. «Piotrek z chęcią wam pomoże» – zapewnia, kiedy gospodarze mówią, że nie trzeba”.
/ 28.12.2024 21:15
facet fot. iStock by Getty Images, urbazon

Moja żona uwielbia, kiedy wszystko w naszym domu działa według jej reguł. Nieustannie karci mnie i zagania do roboty. Odnosi się do mnie momentami jak do drugiego dziecka. Ale lubię mieć święty spokój, dlatego jej ulegam.

Chciałem mieć spokój

Już dawno temu machnąłem ręką na kłótnie z Gosią. Doszedłem do wniosku, że lepiej robić to, co chce, bo plusy naszej relacji i tak górują nad minusami. W naszym związku to Gosia decyduje o takich sprawach jak wizyty u rodziny czy wypady na zakupy. Ustala plan na weekend, a nawet wybiera kierunek naszych wakacyjnych podróży.

Bardziej irytujące od poleceń w naszym mieszkaniu są te rzucane przy gościach. Choćby ostatnio, kiedy byliśmy z odwiedzinami u teściowej” „Kotku, daj mamie ten wygodniejszy fotel, bo chyba niezbyt wygodnie jej się siedzi”, „Kotuś, załóż Michałkowi inne skarpetki, bo chyba ma zimne stópki”. I tak bez przerwy.

Nawet gdy jesteśmy na imprezie u kogoś, zagania mnie do roboty – mam sprzątać brudne talerze i przynosić półmiski z potrawami. „Piotrek z chęcią wam pomoże” – zapewnia, kiedy gospodarze mówią, że nie trzeba.

Efekt tych ciągłych nagan jest taki, że znajomi robią sobie ze mnie bekę. Uwielbiają nazywać mnie pantoflarzem. Rechoczą, że Gośka rządzi w naszym związku. Ale oni naprawdę nie znają mojej żony. Kiedy dzień się kończy, Gosia staje się słodkim aniołkiem. Wygłupiamy się w łóżku, rozmawiamy o różnych sprawach i kochamy się z żarem, którego niejeden związek mógłby nam pozazdrościć.

Znajomi to widzieli

Z tego powodu nie zabiegałem o większą swobodę. Nie dążyłem do tego, żeby mieć ostatnie słowo, żeby Gosia była bardziej ustępliwa. Mimo to i tak to nastąpiło. Po pewnej imprezie moja żona przeszła przemianę. Na skutek dość pechowego splotu zdarzeń zrozumiała, że czasami trochę przesadza.

Zaprosiłem najbliższych na moją imprezę imieninową – raptem dziesięć osób. Gosia strasznie się denerwowała przed tymi imieninami. A jak jest zestresowana, to lubi mną dyrygować jeszcze bardziej: że nie ten obrus na stół dałem, że sałatki i przekąski nie tak ustawiłem, że za szybko otworzyłem butelki z procentami…

Nawet kilka godzin po przybyciu gości wciąż wydawała mi polecenia. Znajomi chichotali, a ja z niewzruszonym spokojem robiłem to, co kazała. Ale potem wyszliśmy zapalić papierosa na zewnątrz.

– Ta twoja Małgosia to dzisiaj jakaś nie w sosie, nie? – zagadnął jeden ze znajomych.

– O co ci chodzi?

– Rozkazuje ci jak jakiś generał!

– Fakt, w życiu jej jeszcze takiej nie widzieliśmy – wtrącił drugi.

– Zaraz ci każe skakać przez płonący krąg! – ryczeli ze śmiechu.

– Gadacie głupoty, jak zawsze. Wasze żony też dają wam nieźle popalić.

– Może i dają, ale nie tak jak twoja. Pokaż jej trochę, kto tu rządzi. Aż przykro, jak się na to patrzy…

– Ja się czuję dobrze, także dajcie mi już spokój! – moja irytacja sięgnęła zenitu.

Miałem już dość

– Czujesz się dobrze, bo jesteś wspaniałym gościem i za to cię uwielbiamy. Ale żeby dać się aż tak zdominować…

– Nie wyolbrzymiaj!

– On wcale nie wyolbrzymia. Nawet nasze małżonki uważają, że to lekka przesada. Moja ostatnio stwierdziła, że nie byłaby zaskoczona, gdybyś w końcu nie wytrzymał i odszedł.

– Myślałem, że pogadamy jak cywilizowani ludzie, a wy tu takie rzeczy o mojej żonie gadacie… – powiedziałem z irytacją, kierując się w stronę drzwi wejściowych.

– Piotruś! Ej no, spokojnie! Po prostu się o ciebie martwimy… – zaczęli tłumaczyć się, zniżając ton głosu.

Te słowa, które mocno mnie dotknęły, ale jednocześnie skłoniły do refleksji. Zastanawiałem się, czy faktycznie powinienem podjąć jakieś kroki… Pomówić z Gośką, zająć stanowcze stanowisko.

Wtedy Gośka nagle przestała się mnie czepiać i wyluzowała. Chyba doszła do wniosku, że impreza okazała się sukcesem. Uśmiechała się do mnie i o nic nie prosiła. Mimo wszystko starałem się jej pomagać, ale sama zasugerowała, żebym chwilę odpoczął:

Coś się zmieniło

– Daj spokój, usiądź. Przecież to twoi goście przyszli na imieniny. Ja szybko wstawię gary do zmywarki i zaraz do ciebie dołączę.

– Jesteś pewna?

– Tak – odparła.

– Może ci pomóc…

– Nie, błagam cię. Zrób mi tę przyjemność i zajmij się gośćmi.

Dołączyła do nas po kwadransie. Nie było już ani śladu po jej wcześniejszym kiepskim humorze. Chichotała, opowiadała dowcipy i sączyła z nami drinki. Przyglądałem się jej z niedowierzaniem.

Nieczęsto zdarzało się, by była aż tak zrelaksowana i rozrywkowa. Rzadko pozwalała sobie na spożywanie takiej ilości procentów. Zwykle trzymała rękę na pulsie, by mieć kontrolę nad wszystkim. Ale nie tego wieczoru. To sprawiło, że poczułem jeszcze większą złość na chłopaków. Za to, że się na nią uwzięli, że nie widzieli, jaka jest w rzeczywistości.

Wszystko zrozumiała

Nawet przez myśl mi nie przeszło, że ta jej zmiana nastąpiła z ich powodu. Uświadomiłem to sobie dopiero wieczorem, kiedy wszyscy poszli. Objąłem Gosię ramieniem, a po chwili do moich uszu dobiegł jej szloch.

– Co się dzieje? – spytałem. – Zrobiłem coś nie tak? Jesteś na mnie zła? Strasznie cię przepraszam, że nie pomagałem ci wystarczająco. Ale naprawdę dawałem z siebie wszystko

– Daj spokój, nie masz za co przepraszać. To ja powinnam cię przeprosić… – w końcu wydusiła z siebie.

– Zwariowałaś? Za co niby? Impreza wyszła na medal.

– Słyszałam, jak gadaliście na fajce… Akurat wynosiłam bigos z komórki w garażu, a stamtąd słychać każde słowo z werandy.

– To były tylko takie luźne pogaduchy… Wszyscy faceci tak trochę nagadują na swoje małżonki.

– Dotarło do mnie, że stanąłeś w mojej obronie. I to było najgorsze. Gdybyś potakiwał, śmiał się razem z nimi… Ale ja słyszałam, jak cię to ubodło… I to sprawiło mi największy ból. Że z mojego powodu tak ci docinają… Nie trawię ich, ale jeszcze mocniej nie trawię siebie samej.

– Przestań histeryzować – powiedziałem z uśmiechem, a ona głośno westchnęła. – Faceci często kpią sobie z małżonek.

– No to podaj przykład, o której gadali i z jakiego powodu? – dociekała, więc zacząłem wymyślać jakieś niedorzeczne opowiastki.

– Daj już spokój. I tak w to nie uwierzę.

Obiecała poprawę

W trakcie tamtego wieczoru rozmawialiśmy długo o naszym związku. Na bank duży wpływ miała na to wódka, którą tego dnia piła. Starałem się ją uspokajać, ale jednocześnie wykorzystałem okazję i dałem jej do zrozumienia, że czasami przegina. Dała słowo, że będzie bardziej wyrozumiała, a ja zapewniłem ją, że częściej zacznę wychodzić z inicjatywą, jeśli chodzi o sprzątanie w domu.

Tamten wieczór mocno wpłynął na to, jak moja małżonka zaczęła postrzegać świat. Oczywiście nie stało się to z dnia na dzień. Gośka tak nawykła do tego, żeby rządzić naszym związkiem, że raz po raz zapominała o tym, co sobie obiecała. Nie sposób przecież zmienić czyjejś osobowości w ciągu jednego wieczoru. Mimo wszystko stała się bardziej wyrozumiała i troszkę mniej mnie pouczała.

Znajomi wciąż nabijają się ze mnie, twierdząc, że jestem pod pantoflem małżonki i że ona mnie uciska. Nie dostrzegli żadnej zmiany. Ludzie mają to do siebie, że gdy raz wyrobią sobie opinię o kimś, ciężko ją później zmienić.

Usiłowałem ich przekonać, iż sytuacja uległa poprawie w porównaniu z przeszłością, jednak bezskutecznie. Nie przejmuję się już tym tak bardzo, jak kiedyś. Istotne jest to, że mi jest odrobinę lżej i że Małgosia wykazuje zaangażowanie. Dzięki temu wiem na pewno, jak bardzo jej na mnie zależy.

Piotr, 38 lat

Czytaj także:
„Gorący numerek w biurowej windzie to najlepsze, co mnie spotkało w tym roku. Do dziś drżę na myśl o tym, co tam wyrabiałam”
„Wodzirej zrobił ze mnie pośmiewisko na własnym weselu. Zamiast wirować na parkiecie, spiekłam buraka i miałam ochotę wiać”
„Zerwałem się ze smyczy i na własnym kawalerskim poleciałem w tango. Gdy ukochana dowie się, co zrobiłam, ślubu nie będzie”

Redakcja poleca

REKLAMA