„Żona gderała, jak stara katarynka. Nie mogłem już słuchać wiecznych pretensji. Wyniosłem się z domu tuż przed świętami”

Strapiony mężczyzna fot. iStock by GettyImages, Justin Paget
„Nie mogłem znieść kolejnych poniżeń i utyskiwań. Starałem się i obchodziłem z Iwoną, jak z jajkiem, a ona mnie tylko wykorzystywała”.
/ 18.12.2023 07:06
Strapiony mężczyzna fot. iStock by GettyImages, Justin Paget

W młodości bardzo lubiłem święta, ale od paru ostatnich lat mam ich serdecznie dość. Kiedy spędzałem święta w domu rodzinnym, zawsze czułem miłość i ciepło. Prezenty nie były raczej wyszukane, bo w domu się nie przelewało, ale pod choinką zawsze czekały na nas pachnące pomarańcze, jakieś słodycze i upragniony drobiazg. Przy stole śpiewaliśmy kolędy i nawet szliśmy na pasterkę, choć nikt z nas religijny nie był.

Wspominam tamten czas, 15 lat odkąd poślubiłem Iwonę. Siedzę sam w pokoju hotelowym i nie wiem co dalej – ze mną i z moim małżeństwem.

Skąd w niej tyle złości?

Jeszcze kilka dni temu ładowałem do wielkiego koszyka produkty z listy, którą przygotowała mi Iwona. Niby do wigilii jeszcze sporo czasu, ale ja i tak codziennie byłem w sklepie. Z jakiegoś powodu Iwona potrzebowała hektolitrów śmietany i mleka, kilogramów cukru, mąki i margaryny, kilku tuzinów jajek, aromatów i innych dziwnych przypraw, choć nawet niezbyt potrafi gotować. Ale moja żona twierdziła, że wszystko się przyda, nawet jeśli nie teraz, to po świętach. Zacząłem się zastanawiać, czy przypadkiem nie robimy zapasów na wojnę, zamiast na Boże Narodzenie.

Pamiętam pierwszą Gwiazdkę, którą spędziliśmy razem we własnym mieszkaniu. Wigilia była oczywiście u rodziców, ale kolejne dni mogliśmy poświęcić tylko dla siebie. Mieliśmy małą, pachnącą choinkę, trochę przysmaków od rodziców i nawet sami próbowaliśmy ugotować rosół. Smakował jak woda z mięsem, ale po dodaniu odrobiny koncentratu pomidorowego, dało się to zjeść. Śmialiśmy się do rozpuku z naszego braku talentu, siedzieliśmy zakopani w barłogu i hurtowo oglądaliśmy komedie romantyczne, zajadając bakalie. Było romantycznie i przytulnie.

A potem wszystko zaczęło się powoli zmieniać. Nie tylko święta, nasze życie codzienne również. Na początku niemal niezauważalnie.

Najpierw drobne sprzeczki obracaliśmy w żart. Potem te nieporozumienia rosły w awanturki, a z biegiem lat przybierały rozmiar solidnych awantur. Często kończyło się na tym, że Iwona wychodziła ,trzaskając drzwiami. Wcześniej w niej tej złości zupełnie nie dostrzegałem.

Nie do końca umiałem znaleźć w tym swoją winę. Dobrze między nami było tylko w łóżku, pieniędzy też nam nie brakowało, za to inne sfery totalnie kulały. Nie były chwili, żeby żona nie gderała i marudziła zupełnie bez powodu. Kiedy Iwona znajdowała pretekst, żeby się pokłócić, ja się wycofywałem. Stwierdziłem, że może to wina kobiecych hormonów, o których wszyscy mówią.

Ja awanturę zrobiłem tylko raz, w jej urodziny. Podczas kolacji w restauracji poruszyliśmy temat zbliżających się świąt. Iwona powiedziała, że moi teściowie spędzają święta u jej siostry, więc spędzimy Wigilię w naszym gronie – my i dzieci. 

– A co z moimi rodzicami? – zdziwiłem się.

– Pomyślałam sobie, że moglibyśmy zaoszczędzić na prezentach i przygotowaniach…

– Mowy nie ma! – podniosłem głos. – Moi rodzice nie są gorsi od twoich i nie będą siedzieli sami w domu.

Tym razem stanęło na moim, ale Iwona nie kiwnęła palcem, żeby atmosfera była choćby znośna. Moi rodzice przynieśli barszcz z uszkami i karpia, resztą miała się zająć Iwona. Zamiast tego, postawiła na stole kilka gotowych dań, które były co najmniej niesmaczne. Nie było nawet kompotu z suszonych owoców.

Poświęciłem się dla niej

W końcu między nami zaczęło się psuć nawet w łóżku. Może to zabrzmi nieprawdopodobnie, ale Iwonie nigdy nie przeszkadzało moje chrapania. Co więcej, lubiła to, bo mówiła, że wtedy wie, że jestem obok i czuje się bezpieczna. Aż pewnego dnia obudziłem się, a ona patrzyła na mnie ze złością i mówiła:

– Zupełnie się dziś nie wyspałam. Strasznie chrapałeś.

Przez kolejne dni to już była stała śpiewka każdego ranka.

Postanowiłem nie dolewać oliwy do ognia i zoperować przegrodę. Kiedy wyjechała w tygodniową delegację, ja umówiłem się na zabieg.

Gdyby ktoś mnie wtedy uprzedził, że to będzie aż tak bolało, to bym się nie zdecydował. Powiem jedno, bez powodu ten zabieg nie nazywa się dłutowaniem nosa. Koszmar.

Przecież zrobiłem to dla niej

Kiedy wróciła, nadal byłem opuchnięty i siny, a twarz zabandażowaną.

– Karol, wyglądasz jak z rynsztoka. Musiałeś to zrobić akurat kilka dni przed moimi czterdziestymi urodzinami? Przecież nigdzie nie wyjdziemy z tobą w takim stanie – załamywała ręce.

– Przepraszam, nie pomyślałem o tym. Ale zobaczysz, że coś wymyślę – zapewniłem ją.

– Jasne, na pewno – parsknęła.

W jej urodzinowy wieczór włożyłem garnitur, a do kieszeni schowałem prezent.

– Kochanie, przygotuj się do wyjścia. Będziemy świętować.

– Oszalałeś? Przecież wszyscy będą się na ciebie gapić!

Oczywiście przesadzała, teraz na nosie był już tylko plaster i lekka opuchlizna.

– Nikt nie będzie się gapił. Obiecuję. Idź, proszę się przebrać.

Kiedy Iwona krzątała się w łazience, ja przygotowałem stół w jadalni. Stół nakryłem śnieżnobiałym obrusem, rozstawiłem zastawę, nawet z tej okazji kupiłem nowe kieliszki. Na środku stołu oczywiście stał bukiet kwiatów. Lada chwila pod drzwiami miała pojawić się kolacja, którą zamówiłem z ulubionej restauracji Iwony.

Akurat kiedy ona wychodziła z łazienki, dwóch kelnerów rozstawiało na stole dania. Ukłonili się jej elegancko, ona podeszła oszołomiona i usiadła bez słowa. Kiedy jeden kelner nalewał szampana, drugi nakładał perliczki.

Nie mogła się powstrzymać

Kiedy tylko za kelnerami zatrzasnęły się drzwi, Iwona przeszła do rzeczy.

– Mieliśmy wyjść na miasto – wyrzuciła.

– Ale przecież nie chciała się ze mną pokazywać, bo mam aktualnie niezbyt atrakcyjną facjatę – zażartowałem.

– Wystroiłam się na darmo. Po co wkładałam pończochy i nowe szpilki? Nawet rzęsy sobie dokleiłam! I po co? Żeby siedzieć w domu?! – sapnęła.

– Ale kochanie, zobacz, jak się postarałem. Mamy perliczki, sos kurkowy, szampana, nawet bezę na deser – próbowałem łagodzić sytuację.

– Na noc grzyby mi szkodzą! – fuknęła.

– Kochanie, to zjedz chociaż deser – zaproponowałem.

Wstała gwałtownie od stołu.

– Dzięki tobie czuję się jak kompletna idiotka!

Wróciła z łazienki po paru minutach, bez makijażu i w szlafroku. Nałożyła sobie trochę mięsa i poszła na kanapę oglądać telewizję.

A ja siedziałem, w tym garniturze, lakierkach, z prezentem, załamany. Wyjąłem z barku butelkę whisky i postanowiłem się upić.

Dość tego zrzędzenia

Obudził mnie ból głowy i zrzędzenie Iwony.

– Znowu nie mogłam spać w nocy!

– Chrapałem? – byłem zdziwiony.

– Właśnie nie chrapałeś – patrzyła na mnie z wyrzutem. – Jak chrapiesz, to ja wtedy czuję się bezpieczna. A jak jest za cicho, to jest tak, jakbym była sama. Wolałam, jak chrapałeś!

– Chyba sobie żartujesz.

– Nie rozumiem, dlaczego nie zapytałeś mnie o zdanie, zanim wyprostowałeś przegrodę. Ciebie w ogóle nie interesuje moje zdanie – nakręcała się coraz bardziej. – Ja cię już w ogóle nie interesuję, jestem dla ciebie nikim, prawda?!

W ogóle nie reagowałem na te komentarze, ale ona, jak katarynka dalej gderała.

– … ty masz mnie za zero. Po co ja się tak wystroiłam wczoraj, dla kogo? Nawet prezentu zapomniałeś mi dać!

To akurat prawda, bo został w marynarce. Jakoś wczorajszy wieczór nie nastrajał do wręczania prezentów. Teraz jej go wręczyłem.

Otworzyła.

– O, bransoletka. Nawet ładna. Sprzedawczyni wybrała za ciebie?

– Sam wybierałam.

– Pozłacana?

– Szczere złoto.

– Pewnie dlatego taka cieniutka – westchnęła.

Miałem jej dość

Po śniadaniu zaczęliśmy rozmawiać o przygotowaniach do świąt. Iwona uparła się, że powinny być na bogato, bo odwiedza nas szwagierka z mężem. W myśl reguły „postaw się, a zastaw się”. Ah no i będą jej rodzice, ale dla moich już zabrakło miejsca.

Moja lista zadań coraz bardziej się wydłużała. Mam ogarnąć tapicera, bo sos z perliczki zafajdał kanapę. Umyć okna i uprać zasłony. Wytrzepać dywany. Kupić większy telewizor, bo jej siostra ma większy. Dokupić talerze do zastawy, bo musi być komplet. O spożywczych i chemicznych zakupach już nie wspomnę. Iwona po prostu nie ma na to wszystko czasu.

Moja ukochana żona w tym czasie będzie u kosmetyczki, fryzjera i krawcowej. Dodatkowo ma dwie imprezy. Jedna z jej koleżanek się rozwodzi, a druga wychodzi za mąż – cóż, akurat przed świętami trzeba świętować. Do tego Iwona musi rozejrzeć się za prezentami dla swoich rodziców oraz siostry i jej męża, ale nie, że byle co – oni wszyscy muszą widzieć, że Iwona ma gust. To jak ona jest taka zalatana, to ja mógłbym jej pomóc i dla siebie prezent przecież mogę kupić sam.

Gderała tak jak najęta, że ja jej nie pomagam i w ogóle to ona jest ze wszystkim sama. Patrzyłem na nią z niedowierzaniem i czułem, jak rośnie we mnie złość. Cała cierpliwość i miłość, którą przykrywałem latami upokorzenia, właśnie zaczyna ulatywać. Jestem rozczarowany i jedyne, na co mam ochotę, to chwila wytchnienia.

– Więc czy chociaż raz możesz mi pomóc i kupić sobie sam prezent?! – krzyczała, jak opętana.
W mojej głowie zakiełkowała myśl, a zaraz za nią natychmiastowa chęć realizacji. Odwróciłem się na pięcie i poszedłem do sypialni. Spakowałem kilka najpotrzebniejszych rzeczy.

– A ty do cholery gdzie się wybierasz, skoro jest tyle do zrobienia? – stała w drzwiach z rękami pod bokami.

– Właśnie sobie sprawiam prezent świąteczny. Wyprowadzam się. Przez święta na pewno mnie nie zobaczysz.

Stała zdumiona, a oczy aż jej wychodziły z orbit. Otworzyła usta, ale żadne słowo się z nich nie wydobyło.
Wyszedłem.

Czytaj także:
„Sąsiad na tacę w kościele rzuca grube banknoty, a żebraczce chleba żałuje. Więcej mu ręki na znak pokoju nie podam”
„Postawiłam facetowi ultimatum - albo ślub, albo fora ze dwora. Teraz siedzę, jak na szpilkach, czekając na jego decyzję”
„Wyrwałam przystojnego tatuśka. Teraz w pakiecie mam faceta i dziecko”

Redakcja poleca

REKLAMA