„Żona chce, żebym był przy porodzie naszego dziecka. Nie ma mowy! Moje zdrowie psychiczne jest ważniejsze od jej fanaberii”

kłótnia męża z żoną fot. Adobe Stock, Krakenimages.com
„Któryś z panów wrzucił filmik z porodu. Nacisnąłem start, po kwadransie jednak wyłączyłem, bo mi się, delikatnie mówiąc, zrobiło niedobrze. Przepraszam za szczerość, ale tak właśnie było. Gdy już nieco ochłonąłem i opanowałem burzę szalejącą w moim żołądku, poszedłem podzielić się odczuciami z żoną. Wiedziałem, że to, co powiem, się jej nie spodoba…”
/ 13.01.2023 16:30
kłótnia męża z żoną fot. Adobe Stock, Krakenimages.com

Gdy ukochana żona oświadczyła mi, że chce, abym był z nią w szpitalu przy porodzie, mina mi zrzedła. Pragnąłem dziecka z całego serca, ale nie miałem ochoty oglądać jego narodzin. Mój dziadek i ojciec zawsze powtarzali, że to wyłącznie sprawa kobiet i mężczyznom nic do tego. A ja podzielałem tę opinię w stu procentach.

Byłem więc pewien, że wszystko odbędzie się tak, jak to kiedyś bywało: kiedy moja żona, wspierana przez mamę, trafi na porodówkę, ja zasiądę z kolegami przy butelce czegoś mocniejszego i będę pił za ich zdrowie. Żyłem w tym przekonaniu przez całe sześć miesięcy.

Zaskoczyła mnie tym totalnie…

Tydzień temu niespodziewanie wszystko stanęło na głowie. Wróciłem z pracy wykończony i głodny, bo mieliśmy wyjątkowo ciężki dzień. Miałem więc nadzieję, że szybciutko coś zjem i choć na chwilę się położę. Niestety, Julia miała inne plany. Zamiast postawić mi talerz z obiadem pod nos, oświadczyła tonem nieznoszącym sprzeciwu, że musimy poważnie porozmawiać. Ciężarnej się nie odmawia, więc posłusznie usiadłem przy niej na kanapie.

– Wiesz, dużo ostatnio myślałam… Głównie o porodzie… No i doszłam do wniosku, że jednak nie chcę, by była wtedy przy mnie mama – zamilkła.

– Nie? To kto? Twoja najlepsza przyjaciółka Dorota? – zapytałem zaskoczony.

– Nie, głuptasie! Ty! Cieszysz się, prawda? – patrzyła na mnie z uśmiechem.

Byłem w szoku. Minęła dobra minuta, zanim dotarło do mnie to, co usłyszałem. Ja na porodówce?! Nigdy! Nabrałem powietrza w płuca, żeby wrzasnąć: nie, nie, nie i jeszcze raz nie!, ale w ostatniej chwili się powstrzymałem. Uświadomiłem sobie, że taka stanowcza odmowa tylko wkurzyłaby Julkę. A ciężarnej nie wolno przecież denerwować.

– Dlaczego nic nie mówisz? – wyrwał mnie z zamyślenia zawiedziony głos żony.

– Przepraszam… Zaskoczyłaś mnie… Wcześniej mówiłaś coś innego… – grałem na zwłokę.

– Wiem… Ale rozmawiałam o tym z kilkoma przyjaciółkami, które rodziły z mężami. Były zachwycone! Opowiadały, że wsparcie ukochanej osoby bardzo pomaga przetrwać najgorsze, że wtedy mniej boli… – ciągnęła.

– Mama też jest dla ciebie ukochaną osobą. No i bardziej kompetentną ode mnie – wtrąciłem.

– Słucham? Chyba sobie żartujesz! Przecież to nie to samo! Zaraz, zaraz… A może ty się chcesz bezczelnie wykręcić? – wbiła we mnie wzrok. Czułem, że zaraz wybuchnie.

– Nie, oczywiście, że nie. Po prostu boję się, że nie podołam. Nic nie wiem o porodach rodzinnych.

– To się dowiedz. Popytaj kumpli, poczytaj w necie… Chyba że ci nie zależy. Ani na mnie, ani na naszym dziecku… – czułem, że zaraz moja żona zacznie się mazać.

– Zależy, oczywiście, że zależy – zapewniłem szybko.

– W takim razie mamy sprawę załatwioną i omówioną – rozchmurzyła się i poszła do kuchni podgrzać jedzenie

Wszystko było ok, dopóki nie trafiłem na ten film

Nie mam pojęcia, co jadłem wtedy na obiad. Kroiłem coś na talerzu, przeżuwałem, ale myślami byłem gdzie indziej. Zastanawiałem się nad tym, co mnie czeka. W końcu doszedłem do wniosku, że nie mam wyjścia i rzeczywiście muszę poczytać co nieco o tych porodach rodzinnych. Nie uśmiechało mi się to, oj nie, ale wiedziałem, że żona mi nie odpuści.

Zabrałem się za to już następnego dnia. Rzuciłem hasło na forum internetowym dla facetów i czekałem na odzew. Początkowo nie wyglądało to tragicznie. Niektórzy ojcowie wręcz piali z zachwytu. Pisali, że to niesamowite przeżycie, że do końca życia nie zapomną chwili, kiedy przecięli pępowinę, wzięli dziecko na ręce, że byli tak szczęśliwi, że aż trudno im ten moment opisać.

Ale potem któryś z panów wrzucił filmik z porodu. Nacisnąłem start, po kwadransie jednak wyłączyłem, bo mi się, delikatnie mówiąc, zrobiło niedobrze. Przepraszam za szczerość, ale tak właśnie było. Gdy już nieco ochłonąłem i opanowałem burzę szalejącą w moim żołądku, poszedłem podzielić się odczuciami z żoną. Wiedziałem, że to, co powiem, się jej nie spodoba, ale miałem to gdzieś. Obiecałem sobie, że będę walił prosto z mostu. Do tej pory ulegałem jej we wszystkim, ale poświęcenie ma swoje granice! Ja nie zamierzałem tej przekraczać.

To nie dla mnie i kropka!

Julka siedziała w sypialni i przeglądała ciuszki, które dostała w prezencie dla naszego maleństwa. 

– Prawda, że śliczne? – rozłożyła śpioszki.

– Mogą być – odburknąłem.

Co jesteś taki zły? Kłopoty w pracy?

– Nie. Zgodnie z twoim poleceniem poczytałem co nieco o porodach rodzinnych. I pooglądałem.

– Naprawdę? To wspaniale! Rozumiem, że jak nadejdzie ta chwila, to będziesz doskonale przygotowany – uśmiechnęła się

– Tak…  Kupię kilka butelek czegoś mocniejszego i spotkam się z kumplami – odparłem spokojnie.

– Słucham? O czym ty mówisz? – uśmiech zniknął z twarzy żony.

– O tym, że nie zamierzam z tobą rodzić.

– Dlaczego?! – usłyszałem napastliwy ton.

– Bo to nie dla mnie.

– Jak to nie dla ciebie?! Miliony facetów towarzyszą każdego dnia żonom na porodówkach. A ty nie możesz?!

– Widać mają mocne żołądki. Ja nie mam.

– Co masz na myśli? – Julia wzięła się pod boki i patrzyła na mnie zdrowo wkurzona.

– A to, że ten cały poród jest dla mnie zbyt szokujący, przerażający i… obrzydliwy! Nie chcę w czymś takim uczestniczyć! – warknąłem i – zanim zdążyła coś odpowiedzieć – wybiegłem z mieszkania.

Pewnie się spodziewacie, co było, gdy wróciłem. Awantura! Julka na zmianę krzyczała i płakała. Usłyszałem, że jej nie kocham, nie chcę wspierać, nie liczę się z jej uczuciami i potrzebami, że inne kobiety mogą polegać na swoich mężach, a ona nie i w ogóle nie spodziewała się, że jestem takim egoistą i sukinsynem. Słyszę to zresztą do dziś.

Czy mnie to boli? Pewnie, że tak, bo przecież wcale nie jestem złym facetem. Po prostu nie chcę uczestniczyć w porodzie rodzinnym. To nie dla mnie. Koniec, kropka!

Czytaj także:
„Teściowa oskarża mnie o wypadek męża. Chciałam, by był przy porodzie, a w jego trakcie Szymon po prostu padł jak długi”
„Żałuję, że zmusiłam męża by był przy porodzie. Po ciąży nie chciał mnie dotykać i patrzył na mnie z obrzydzeniem”
„Mojego męża-marynarza nie było nawet przy porodzie. Córkę poznał dopiero, gdy miała pół roku”

Redakcja poleca

REKLAMA