„Znalazłem na ulicy cenny drobiazg. W myślach wydawałem już znaleźne na wakacje, ale dostałem coś zupełnie innego”

Zamyślony facet fot. iStock by Getty Images, andresr
„Odprowadziłem ją wzrokiem. Weszła do toalety, ale wiedziałem, że coś knuje. Obok znajdowało się drugie wyjście, idealne do szybkiej ewakuacji. >>A to diablica! Poczeka, aż odwrócę wzrok i wymknie się, by nie wypłacić mi znaleźnego<< – pomyślałem”.
/ 30.06.2024 14:30
Zamyślony facet fot. iStock by Getty Images, andresr

Jak mówią, bogatemu to i byk się ocieli. Nie należę do tych, którzy mają więcej pieniędzy niż włosów na głowie, więc szczęście mi nie sprzyja. Nigdy nie wygrałem na loterii ani nawet nie znalazłem na ulicy zgubionej monety. Aż pewnego dnia los rzucił mi pod stopy kosztowną błyskotkę. Myślałem, że znalezisko zafunduje mi weekend nad morzem, ale zamiast pieniędzy dostałem lekcję, której nie zapomnę do końca życia.

Przypadkiem znalazłem skarb

Była ciepła wiosenna sobota, a ja nie miałem żadnych planów na popołudnie. Obdzwoniłem wszystkich kumpli z nadzieją, że uda mi się wyciągnąć któregoś na miasto. Niestety, wszyscy byli zajęci, co niezbyt mnie zdziwiło. Oni mają już swoje rodziny lub pracują nad tym. Ja, singiel po trzydziestce, mam znacznie więcej wolnego czasu.

Pomyślałem, że zapowiadał się nudny dzień. Włączyłem telewizor i przejrzałem wszystkie serwisy streamingowe w poszukiwaniu ciekawych tytułów. Nie znalazłem żadnych nowości. „I za co człowiek płaci im swoimi ciężko zarobionymi pieniędzmi?” – żaliłem się sam do siebie. Z braku innych opcji, postanowiłem iść na przechadzkę.

Spacerowałem parkowymi alejkami, gdy nagle oślepił mnie błysk. Coś leżało na trawniku nieopodal chodnika. Pomyślałem, że pewnie ktoś wyrzucił szklaną butelkę. Szanuję przyrodę i uważam, że śmiecenie świadczy o skrajnym braku kultury. Odbiłem ze swojej trasy, by podnieść śmieć i wyrzucić go do kosza. Schyliłem się i zacząłem szperać między wysokimi źdźbłami.

– O jasna anielka! – powiedziałem sam do siebie. To nie była butelka, tylko złota bransoletka wysadzana białymi i ciemnoczerwonymi kamieniami.

Miałem ją sprzedać, ale zmieniłem zdanie

Schowałem znalezisko do kieszeni i usiadłem na pobliskiej ławce w nadziei, że za chwilę zjawi się właścicielka zguby. Czekałem chyba dwie godziny. Nikt jednak nie szukał tej błyskotki. „Skoro nikt jej nie chce, należy do mnie” – pomyślałem beztrosko. Wracając do domu, pobieżnie szacowałem wartość znaleziska. Wyglądała na szczerozłotą, a te błyszczące kamienie wydały mi się szafirami i rubinami. Była dość ciężka, więc na pewno musiała kosztować pięciocyfrową sumę. Zakłady jubilerskie były już nieczynne, więc z wyceną musiałem się wstrzymać do poniedziałku.

W domu myślałem, na co przeznaczę pieniądze ze sprzedaży tego cacka, gdy nagle w mojej głowie odezwał się cichy głos. To było sumienie. „Przecież ta bransoletka na pewno jest dla kogoś ważna. Nie możesz jej tak po prostu sprzedać”.

Niektórzy nie przepuściliby okazji, ale ja nie spojrzałbym w lustro, gdybym zarobił na rzeczy nienależącej do mnie. Postanowiłem wyczerpać wszystkie możliwości odnalezienia właścicielki, tym bardziej że za samo znaleźne mogłem wyjechać na weekend nad morze.

Właścicielka odpowiedziała na ogłoszenie

W lokalnym serwisie ogłoszeniowym zamieściłem post o znalezieniu bransoletki i podpisałem się jako uczciwy znalazca. Podałem namiary miejsca, w którym leżała, ale samej błyskotki nie opisałem. To było moje zabezpieczenie. Właścicielka powinna wiedzieć, jak wygląda.

Odezwało się sporo osób, ale żadna rzekoma właścicielka nie trafiła z opisem. Już miałem usunąć ogłoszenie. Nie miałem ochoty użerać się z kolejnymi oszustami. Zanim kliknąłem przycisk „skasuj”, odczytałem jeszcze jedną wiadomość, która nadeszła dosłownie sekundę wcześniej. Tym razem wszystko się zgadzało.

Osoba przedstawiająca się jako Aleksandra podała wszystkie szczegóły. Opisała nawet niewielką rysę przy zapięciu. Nie miałem wątpliwości, że rozmawiam z prawdziwą właścicielką tego cacka. Umówiłem się z nią na następny dzień w kawiarni nieopodal rynku.

Wiedziałem, że coś kombinuje

Popijałem swoje ulubione espresso, gdy obok mojego stolika stanęła młoda rudowłosa dziewczyna. 

– Cześć. To ty jesteś uczciwym znalazcą, prawda? Mam na imię Ola – przedstawiła się i wyciągnęła rękę, nie czekając na odpowiedź.

– Tak, to ja. Jestem Michał. Usiądź, proszę.

– Rany, nawet nie wiesz, jak się cieszę, że moja bransoletka trafiła w twoje ręce. Już myślałam, że straciłam ją bezpowrotnie. Byłam pewna, że ktoś ją znajdzie i od razu zaniesie do lombardu, a tu proszę. Taka niespodzianka.

Opowiedziała mi historię zgubionej błyskotki. Twierdziła, że bransoletka jest w jej rodzinie od trzech pokoleń.

– Wymarzyłam sobie, że przekażę ją mojej córce w prezencie ślubnym – powiedziała.

– Ile lat ma twoja pociecha? – zapytałem, a ona zaczęła się śmiać.

– Jeszcze nie mam dzieci. Nie mam nawet męża – spojrzała na mnie zalotnie. – Wciąż nie spotkałam właściwego faceta.

Gdy to mówiła, nachyliła się w moją stronę. Miała na sobie luźny top, więc w tej pozycji mogłem podziwiać jej kobiece kształty w niemal całej okazałości. Przez całą rozmowę wdzięczyła się do mnie, jakby chciała coś osiągnąć. Może nie jestem starym wygą, ale przejrzałem jej plan. Potrafię rozpoznać, kiedy kobieta używa swojego uroku, by zmanipulować faceta.

– Pewnie się spieszysz, więc nie będę zabierać ci więcej czasu. Wezmę moją bransoletkę i znikam.

– Jasne – powiedziałem i położyłem na stole błyskotkę zawiniętą w chusteczkę. – Ale zanim pójdziesz, pomówmy jeszcze o znaleźnym.

– O znaleźnym? – zdziwiła się.

– Zgodnie z prawem, przysługuje mi dziesięć procent wartości znalezionej rzeczy. Domyślam się, że to kosztowne cacko, ale nie chcę być zachłanny. Co powiesz na tysiąc złotych? – zaproponowałem.

– Jasne, to uczciwa propozycja. Zaczekaj chwilę, dobrze? Pójdę tylko poprawić makijaż.

Odprowadziłem ją wzrokiem. Weszła do toalety, ale wiedziałem, że coś knuje. Obok pomieszczeń sanitarnych znajdowało się drugie wyjście, idealne do szybkiej ewakuacji. „A to diablica! Poczeka, aż odwrócę wzrok i wymknie się niepostrzeżenie, by nie wypłacić mi znaleźnego” – pomyślałem.

Nie zamierzałem odpuścić

Ubiegłem ją. Wyszedłem drzwiami, którymi zamierzała czmychnąć i ukryłem się za winklem. Chwilę później zobaczyłem, jak szybkim krokiem opuszcza kawiarnię.

To tak odwdzięczasz się za zwrot zguby? – zawołałem, a ona zatrzymała się i zamarła.

– Nie, wcale nie uciekam. Nie było cię przy stoliku, więc pomyślałam, że wyszedłeś. Chciałam cię dogonić.

– Takie numery to nie ze mną. Chciałaś się ulotnić, żeby uniknąć wypłaty znaleźnego. Nieładnie z twojej strony. Ja zachowałem się uczciwie, ale widzę, że to był błąd. Chciałem być fair, a trafiłem na krętaczkę.

– Nie jestem żadną krętaczką! – oburzyła się. – Tak, chciałam uciec, ale tylko dlatego, że nie stać mnie na wypłatę znaleźnego.

– Pięknie kłamiesz.

– To żadne kłamstwo – powiedziała znacznie spokojniejszym tonem. – Usiądźmy i porozmawiajmy – wskazała na murek otaczający klomb.

– Wiesz co? Nie wiem, czy mam ochotę wysłuchiwać kolejnych kłamstw. Chyba po prostu wezwę policję, żeby spisali twoje dane, jeżeli koniecznie chcesz się ze mną procesować.

– Zachowałeś się wobec mnie w porządku. Chcę się odwdzięczyć tym samym. Proszę, porozmawiajmy.

– Pięć minut i ani sekundy dłużej.

Opowiedziała mi swoją historię

– Naprawdę nie stać mnie, żeby wynagrodzić ci twoją uczciwość. Niedawno zostawił mnie chłopak. Mnie i naszą córeczkę.

– A kilka minut temu twierdziłaś, że nie masz dzieci – parsknąłem śmiechem.

– Mówiłam tak, bo chciałam cię wziąć na piękne oczy. No wiesz, chciałam, żebyś pomyślał sobie, że może do czegoś dojdzie. Wiem, to podłe z mojej strony – powiedziała i na dowód pokazała mi swoje zdjęcia z małą, na oko sześcioletnią dziewczynką. – To jest Kamilka. Mój największy skarb. 

– Więc jak to było z tym chłopakiem?

– Ten drań zostawił nas bez słowa i zabrał wszystkie nasze pieniądze. Chyba znudziła mu się rola taty. Zresztą, nigdy nie sprawdzał się jako ojciec. Jakby było mi mało nieszczęść, niedawno straciłam pracę. Gdy zgubiłam tę bransoletkę, niosłam ją do złotnika. Rozumiesz? Chciałam ją sprzedać, żeby mieć na życie. Szłam na skróty przez park. Gdy dotarłam na miejsce, zorientowałam się, że nie mam jej na nadgarstku. Kiedy trafiłam na twoje ogłoszenie, pomyślałam sobie, że to znak. Jakby wszechświat chciał mi w ten sposób powiedzieć, że nie mogę jej sprzedać.

Dostałem nauczkę na przyszłość

Rozmawialiśmy kilka godzin. Zaproponowała, że wypłaci mi znaleźne, gdy odbije się od dna, ale zaprotestowałem. Byłem przekonany, że jej opowieść jest prawdziwa. Nie mógłbym wziąć od niej pieniędzy, mimo że kilka godzin wcześniej uznałem ją za krętaczkę i byłem gotowy wytoczyć jej proces, tylko po to, by dać jej nauczkę.

Źle ją oceniłem, teraz to wiem. Gdybym dalej upierał się przy swoim, narobiłbym jej niemałych problemów. I za co? Za jakieś marne znaleźne? Nigdy już nikogo nie osądzę, nie znając motywacji tej osoby. A z Aleksandrą pozostałem w kontakcie. Kto wie, co z tego wyniknie.

Michał, 31 lat

Czytaj także:
„Otworzyłam uroczy hotel nad Bałtykiem, by spełnić marzenie życia. Goście szybko zamienili moje gniazdko w oborę”
„Wczasy na wsi miały mi osłodzić życie, ale poznałam skwaszonego gospodarza. Razem odkryliśmy nowe smaki lata”
„Facet zdradzał żonę ze swoją sekretarką, a ona mu współczuła. Musiałam nią wstrząsnąć, zanim odda mu dom i majątek”

Redakcja poleca

REKLAMA