Odkąd sięgam pamięcią, Piotr, mój mąż, był niezwykle zaradnym i silnym mężczyzną. Ta cecha stanowiła jeden z kluczowych powodów, dla których zdecydowałam się go poślubić. Miałam poczucie, że u jego boku będę mieć wszystko, czego będzie mi potrzeba. Przez długi czas rzeczywiście tak było – nasze życie upływało w spokoju i dostatku. Mąż z powodzeniem zarządzał prężnie działającą firmą, a ja dbałam o sprawy domowe. Taki podział ról w zupełności mi pasował.
Byliśmy tylko we dwoje
Niestety, nie zostaliśmy rodzicami. Dzięki temu miałam sporo wolnego czasu tylko dla siebie. Organizowałam sobie spotkania z koleżankami, chodziłam na zakupy, do kina czy teatru. Angażowałam się też w działalność charytatywną w różnych fundacjach. Jednocześnie przykładałam dużą wagę do tego, żeby w domu panował porządek, a na Piotrka zawsze czekał ciepły posiłek. Zdarzało się, że podawałam mu go dopiero o północy. Nie zaskakiwało mnie, że wraca do domu o tak późnej porze. Bardziej mnie to niepokoiło.
– Matko przenajświętsza, czyżbyś faktycznie musiał zasuwać w robocie po tyle godzin? – dopytywałam z troską. – Wykończysz się kompletnie…
– Słoneczko, jak się prowadzi swój interes, to człowiek musi tyrać od rana do wieczora, dzień w dzień bez wyjątku. I lepiej nie zerkać co chwilę na zegarek. W przeciwnym razie wszystko się posypie w mgnieniu oka – tłumaczył, rozkładając bezradnie ramiona.
Dawałam wiarę jego słowom, no bo niby czemu miałabym podważać to, co mówi?
Część naszych znajomych to również zabiegani przedsiębiorcy. Wraz z ich partnerkami często żartowałam, że nasi ukochani nigdy nam się nie znudzą, bo po prostu zbyt mało czasu z nimi spędzamy.
Znalazłam niespodziankę
A kiedy pojawiła się pierwsza przesłanka, że te nocne powroty do domu niekoniecznie muszą wiązać się z obowiązkami służbowymi? To było niecały rok temu. Przeszukiwałam biurko mojego małżonka, aby znaleźć nasze dokumenty. Planowaliśmy wycieczkę do Brazylii, więc chciałam się upewnić, czy paszporty są nadal aktualne.
Chciałam zasunąć szufladę I nagle natrafiłam na fakturę z e-sklepu. Według niej mój Piotruś kupił gorset, kabaretki, pas do pończoch i koszulkę. Od razu zrobiło mi się cieplutko na sercu. Nie miałam wątpliwości, że to będzie niespodzianka dla mnie.
Za parę dni mieliśmy obchodzić naszą dwudziestą rocznicę zawarcia związku małżeńskiego, a mój ślubny z tajemniczym uśmieszkiem powiedział mi, że przygotowuje dla mnie coś wyjątkowego.
Spodziewałam się, że zaskoczy mnie jakąś błyskotką. Ale gdzie tam! W głowie już kreowałam scenariusz, w którym wdziewam te zmysłowe fatałaszki i całą noc celebrujemy pod kołdrą kolejny wspólnie spędzony rok. Radowało mnie, że po takim czasie on nadal postrzega mnie jako namiętną kochankę, a nie wyłącznie jako nudną małżonkę.
Spodziewałam się innego prezentu
Ten dzień zaczął się wprost fantastycznie. Piotruś zabrał mnie na wykwintny obiad w luksusowym lokalu. Popijaliśmy szampana, płonęły świeczki, serwowano pyszności… Jednak ten urok prysł niczym bańka mydlana, gdy wróciliśmy do mieszkania.
Sięgnął do kredensu i wydobył małe, zgrabne pudełeczko.
– Mam coś dla ciebie, skarbie, w podziękowaniu za to, że znosiłaś mnie przez ten cały czas… – powiedział z uśmiechem na twarzy.
Gdy uchyliłam wieczko, moim oczom ukazała się przepiękna, biało-złota bransoletka, cała pokryta maleńkimi, lśniącymi diamencikami. W normalnych okolicznościach pewnie z radości mocno bym go uściskała, bo zawsze chciałam mieć taką błyskotkę, ale w tamtym momencie mój entuzjazm nagle przygasł.
Byłam zdziwiona
Mój mąż od razu to dostrzegł.
– Nie trafia w twój gust? – zapytał z niepokojem w głosie.
– Nie, jest cudowna… Ale… – zawahałam się, szukając odpowiednich słów.
Dla kogo kupił te pończochy, bo przecież nie dla mnie?
– Co? – kompletnie nie ogarniał, o co chodzi.
– Po prostu myślałam, że to będzie coś innego. Nie musiałeś trwonić na to aż tyle kasy – próbowałam jakoś wybrnąć z sytuacji.
– Daj spokój! Moja kobieta zasługuje na to, co najwspanialsze. – Objął mnie ramieniem i poprowadził w kierunku sypialni.
– Wybacz skarbie, za dużo bąbelków… Głowa mi pęka. – wyplątałam się z jego rąk, gdyż w tym momencie nie potrafiłam wyobrazić sobie naszego zbliżenia.
– Serio? Wielka szkoda – sprawiał wrażenie rozczarowanego, jednak momentalnie dał mi święty spokój.
Byłam pewna, że mnie zdradza
Całą noc spędziłam na gorączkowych rozmyślaniach, kompletnie nie zmrużywszy oczu. Wciąż zastanawiałam się, komu chciał podarować te prowokujące fatałaszki. Czyżby romansował z inną kobietą?
Na samą myśl o tym miałam ochotę wybuchnąć płaczem. Przez kolejne tygodnie bacznie przyglądałam się poczynaniom małżonka, wypatrując następnych oznak zdrady. Grzebałam po kieszeniach, kontrolowałam, czy na kołnierzyku koszuli nie widnieją ślady szminki. Wykonywałam telefony do jego biura. Parę razy zdarzyło mi się nawet zerknąć do jego poczty elektronicznej.
Przejrzałam wszystkie rzeczy, ale nic dziwnego nie wpadło mi w oko. Kieszenie wypchane były przede wszystkim pustymi opakowaniami po słodyczach, a na ubraniach widniały ślady jedzenia. W skrzynce mailowej natknęłam się głównie na wiadomości związane z pracą oraz parę mejli od Maćka, kumpla mojego faceta. Chciał wiedzieć, czy jak zawsze pojawią się razem w ich ulubionym lokalu.
Zaczęłam go sprawdzać
Chłopaki kumplowali się od dawna i niekiedy wychodzili gdzieś sami. Nie dostrzegałam w tym żadnego problemu. Maćka znałam od wielu lat, darzyłam go sympatią i szacunkiem, a do tego regularnie spotykałam się z jego małżonką na babskie pogaduchy. Dlaczego zatem oni mieliby sobie odmówić wspólnego wypadu na piwko?
Przez ponad miesiąc śledziłam poczynania Piotra, ale w końcu doszłam do wniosku, że to bez sensu. Facet jest wierny jak pies, więc postanowiłam odpuścić. Trochę kiepsko się czułam z tym, że w ogóle wpadłam na pomysł, że mógłby mnie zdradzać i że grzebałam w jego prywatnych rzeczach. Te seksowne fatałaszki wciąż chodziły mi po głowie, ale nagle mnie olśniło. Skumałam, że pewnie faktycznie je dla mnie kupił, a potem ukrył na samym dnie szafy. Pewnie pomyślał, że jak mi je da, to się wkurzę albo poczuję niekomfortowo.
W głowie zrodził mi się pomysł, aby przy najbliższej okazji przejrzeć dokładnie szafę i poszperać za tymi fatałaszkami. Gdyby udało mi się je odnaleźć, wskoczyłabym w nie przy jakiejś okazji, by zrobić Piotrkowi cudowną niespodziankę.
To było podejrzane
Byłam przeszczęśliwa na myśl, że sprawię mu taką frajdę. Niestety, mój entuzjazm okazał się krótkotrwały. Po paru tygodniach wpadłam na Kingę, moją kumpelę. Skoczyłyśmy na kawkę. Trochę się pośmiałyśmy, ponarzekałyśmy na paru znajomych. Już szykowałam się do wyjścia, gdy nagle przyjaciółka mnie zatrzymała.
– Hej, o mały włos zapomniałabym cię spytać… Czy wy czasem nie kupiliście jakiegoś mieszkania w śródmieściu? – zagadnęła.
– Mieszkania? O czym ty mówisz?
– Dwa dni temu jakoś wieczorem widziałam Piotrka, jak wchodził do takiej leciwej czynszówki na Wilczej. Po chwilce zajarzyło się światełko na drugim piętrze – urwała.
– No i? Co się stało później? – dopytywałam.
– Szczerze mówiąc, nie mam pojęcia. W pewnym momencie Piotrek stanął w oknie, ale zaraz potem zasłonił żaluzje – wyjaśniła.
Zrobiło mi się słabo i miałam wrażenie, że zaraz upadnę. Tamtego dnia mój małżonek pojawił się w domu tuż przed godziną pierwszą w nocy. Próbował mi wmówić, że był na biznesowej kolacyjce z jakimiś świeżo poznanymi kontrahentami. Tak naprawdę jednak złożył wizytę w czyimś prywatnym lokum.
Nie powiedziałam jej prawdy
– Coś taka blada nagle jesteś? – zapytała koleżanka.
– Aaa nic takiego, po prostu kiepsko się czuję. Ciśnienie mi się waha…
A co do mieszkania, żadnego nie kupiliśmy. Piotrka ciocia ma kawalerkę na Wilczej. Aktualnie przebywa na turnusie w sanatorium, więc on tam zagląda parę razy w tygodniu, żeby podlewać jej kwiaty. Totalnie wyleciało mi to z głowy – na szybko wymyśliłam odpowiedź.
Kinga to fajna dziewczyna, ale ma jedną wadę – uwielbia rozgadywać różne historie. Gdybym jej tylko napomknęła o moich wątpliwościach co do wierności męża, już następnego dnia całe miasto huczałoby od plotek na ten temat.
– No dobrze, niech będzie – odparła rozczarowana. Pożegnałyśmy się i ruszyłyśmy każda w swoim kierunku.
Wynajęłam detektywa
Kolejne dni upływały mi na nieustannym rozmyślaniu. Byłam kompletnie zagubiona. Cały czas zadawałam sobie pytanie, jak powinnam postąpić.
Serce podpowiadało mi, że darzę męża ogromnym uczuciem i nie potrafię wyobrazić sobie przyszłości bez niego. Rozum z kolei nie pozwalał mi pogodzić się z faktem, że mój ukochany widuje się potajemnie z inną kobietą. Nie miałam już cienia wątpliwości, że ta osoba rzeczywiście istnieje.
No to tak: ten mały gorsecik, seksowne pończochy i jeszcze spotkania na boku... Zastanawiałam się, czy to taka przelotna przygoda, czy może jednak coś więcej. Bardzo mnie to gryzło, więc w końcu stwierdziłam, że muszę to raz a dobrze wyjaśnić.
Wiedziałam, że pytanie Piotrusia wprost nie ma sensu, bo i tak będzie się wszystkiego wypierał. Śledzić go też już nie chciałam. No bo ile można – przez trzy miesiące non stop go obserwowałam i nic podejrzanego nie wypatrzyłam.
W końcu wynajęłam detektywów. Doszłam do wniosku, że jak zdobędę jakieś konkretne dowody na to, że mąż mnie zdradza, to dopiero wtedy będę się zastanawiać, co robić dalej.
Jeszcze się łudziłam
Panowie z agencji detektywistycznej podeszli do sprawy niezwykle rzetelnie. Drobiazgowo wypytali mnie o szczegóły i zaopatrzyli się w fotografie Piotrka. Od razu zabrali się ostro do roboty. Przez kolejne dni ciągle deptali mężowi po piętach. Ku mojemu zaskoczeniu, nie donieśli mi żadnych szokujących rewelacji.
Kiedy Piotrek twierdził, że zostaje po godzinach w biurze, faktycznie tam przebywał, a gdy wspominał o jakimś spotkaniu, to rzeczywiście brał w nim udział. Co jednak najistotniejsze, nawet nie zbliżał się do budynku przy ulicy Wilczej. Poczułam, jak na nowo kiełkuje we mnie nadzieja.
Mąż stracił czujność
Późnym wieczorem odebrałam telefon od faceta z agencji detektywistycznej, który nalegał na mój pilny przyjazd do biura.
– Pani małżonek został zauważony na ulicy Wilczej – oznajmił, gdy tylko przestąpiłam próg.
– Był tam sam? – od razu zapytałam.
– Owszem, jednak po chwili dołączył do niego ten facet – dodał, pokazując mi fotkę na smartfonie.
– Przecież to Maciek, kumpel mojego męża! – stwierdziłam, wzruszając ramionami.
– Zasłonili okna, a po mniej więcej półtorej godzinie z lokalu wyszły dwie panie – ciągnął dalej.
Poczułam, że robi mi się słabo.
– I co, oni tam dalej siedzieli? – z trudem wydusiłam z siebie.
– I tu jest problem. Nikogo już tam nie było. Mój pracownik to zweryfikował – odpowiedział prywatny detektyw.
– Chyba sobie ze mnie kpicie? Nie mogli przecież ot tak zniknąć. Pewnie zwiali innym wyjściem! – wkurzyłam się nie na żarty.
– Najprawdopodobniej tak. Kolega poszedł za tymi babkami. Dotarł do jakiegoś nocnego lokalu… – urwał.
– I co z tego? Natknął się tam na mojego męża? – traciłam cierpliwość.
Musiałam to sprawdzić
Śledczy chwilę się zastanawiał, po czym odparł:
– Moim zdaniem najrozsądniej będzie, jak pojedziemy tam razem. Wtedy będzie pani mogła na własne oczy przekonać się, jak to wygląda.
Po drodze do lokalu wszystko się we mnie gotowało. Darłam się, że jeszcze tego samego wieczora Maciek oberwie za to, że nagabuje mojego starego na jakieś wyuzdane orgie z paniami do towarzystwa.
Detektyw próbował mnie jakoś uciszyć, tłumacząc, że to nie tak, jak myślę, ale miałam to gdzieś. No bo niby czego nie rozumiałam? Jeśli dwóch gości spotyka się z dwiema laskami w jakimś tajnym lokum, to nie trzeba być Einsteinem, żeby wiedzieć, o co biega.
Przyłapałam go
Trudno było się domyślić po niepozornej fasadzie, jaki luksus kryje się we wnętrzu lokalu. Ciemne drzwi wejściowe opatrzone małą tabliczką nie zapowiadały niczego niezwykłego. Dopiero po przekroczeniu progu oczom ukazywało się bajeczne bogactwo.
– No i gdzie on się podziewa? – zaczęłam się nerwowo rozglądać po sali.
– O tam siedzi. Gada z jakimś gościem przy barze. – detektyw skinął głową w tamtym kierunku.
Zbliżyłam się do baru i mało brakowało, a padłabym jak długa. Faktycznie, tam siedzieli mój Piotruś i Maciek, ale w towarzystwie dwóch wyzywająco ubranych panienek.
Gdy tylko ich zobaczyłam, mój smartfon wyślizgnął się z dłoni i z hukiem gruchnął o podłogę. Mój ślubny odwrócił głowę i znieruchomiał. Nie miałam zamiaru wysłuchiwać jego pokrętnych wyjaśnień.
Puściły mi nerwy
Kiedy to zobaczyłam, dosłownie mnie zamurowało. Dostałam totalnego amoku i po prostu puściły mi nerwy. Darłam się na niego, że zatrudniłam prywatnych detektywów i wiem o tym jego lokum w śródmieściu. Wrzeszczałam, że jest po prostu obleśny.
Wybiegłam z klubu jak oparzona i ruszyłam przed siebie. Krążyłam bez sensu po ulicach, usiłując poukładać sobie to wszystko w głowie. Zadawałam sobie pytanie, za kogo właściwie wyszłam za mąż.
Kiedy zaczynało świtać, wystukałam wiadomość do męża, informując go, że nie musi się fatygować do mieszkania, bo zamierzam wystąpić o rozwód. Odpisał, że rozumie moje wzburzenie i gdybym jednak chciała porozmawiać, to będzie czekał na Wilczej… Nie zamierzałam jednak dzielić życia z kimś, kto mnie oszukał.
Sylwia, 46 lat
Czytaj także:
„Chłopak zrobił ze mnie pośmiewisko w zaręczyny. To była przełomowa chwila w naszym związku, ale w drugą stronę”
„Chciałam być bezdzietną kobietą sukcesu, a zaszłam w ciążę ze stażystą. Nigdy się nie przyznam, czyje to dziecko”
„Podrywałem ślicznotkę w barze w ramach zakładu z kumplami. Miałem zgarnąć fanty, a wygrałem miłość jak z bajki”