Z Marleną przyjaźnimy się od studiów. To dzięki niej poznałam swojego męża. Przyprowadziła go kiedyś na imprezę do mojego domu, następnego dnia poszliśmy na randkę i tak już zostało.
Przez cały ten okres byłyśmy ze sobą bardzo blisko. Później, w naturalny sposób, nasze relacje nieco się rozluźniły, ale nadal byłyśmy w serdecznych relacjach. Wtedy los postanowił, że czas się odwdzięczyć za pomoc w znalezieniu mi męża. Na naszym weselu Marlena poznała Jacka, kolegę mojego męża. Od razu wpadli sobie w oko, nawet nie musieliśmy ich swatać! Cieszyliśmy się, że szybko stworzyli zgrany, szczęśliwy związek, bo obydwoje zasługiwali na miłość.
Byliśmy paczką przyjaciół
To połączenie nieco nas do siebie zbliżyło. Marlena była moją koleżanką, a Jacek kolegą mojego męża, więc bywali na wszystkich naszych przyjęciach, a nawet jeździli z nami na wakacje. Tyle wspólnie spędzonego czasu odbiło się na naszych relacjach pozytywnie. Nie byliśmy już tylko partnerami do plotek czy piątkowego wypadu do knajpy, ale też powiernikami swoich trosk czy bolączek. Marlena i Jacek bardzo nam pomogli, gdy przechodziliśmy z Tomkiem ciężki okres finansowy.
– Mówię ci, nie wiem już co robić. Wydatki się piętrzą, kredyt skoczył, a do rodziców przecież nie mogę się zwrócić o pomoc, nigdy by mi nie pożyczyli kasy – płakałam któregoś dnia przyjaciółce w rękaw.
Marlena bezceremonialnie wyciągnęła z torebki kopertę z pieniędzmi.
– Weź. My teraz nie potrzebujemy. Oddasz, jak będziesz mogła, naprawdę – powiedziała mi, podając kopertę.
Zajrzałam do środka. Było tam co najmniej dziesięć tysięcy!
– Marlenka, ja nie mogę… To za dużo. Będzie mi głupio, to może zepsuć nasze relacje… – argumentowałam z lękiem.
– Przestań, nic takiego się nie stanie. Jesteś w potrzebie, a ja mogę ci pomóc. Od tego są przyjaciele – uścisnęła mnie.
Mieliśmy inne życie
Na szczęście, nasza sytuacja finansowa dość szybko się poprawiła. Tomek dostał awans i byliśmy w stanie sprawnie pospłacać najpilniejsze zaległości. Oddaliśmy pieniądze Marlenie i Jackowi, a pożyczka faktycznie nie zaważyła na naszych relacjach. One po prostu, po kilku kolejnych miesiącach, ponownie uległy naturalnemu rozluźnieniu.
Byliśmy na innych etapach życia. My budowaliśmy dom i myśleliśmy o dziecku, a oni dalej byli w fazie miesiąca miodowego, nie myśleli o ślubie, podróżowali, pracowali i cieszyli się życiem młodych ludzi.
To się zmieniło jakieś pięć lat później, gdy dowiedzieliśmy się, że Marlena i Jacek się zaręczyli. Oczywiście nadal darzyliśmy ich sympatią, ale zdecydowanie nie byliśmy już tak blisko jak kiedyś. Zdążyła nam się urodzić córeczka, mieliśmy więc w życiu zupełnie inne priorytety niż latanie po knajpach w piątki czy wyjeżdżanie na spontaniczne wakacje, jednak, z uwagi na dawne lata, Marlena i Jacek zaprosili nas na ślub i wesele.
– Bardzo wam dziękujemy, oczywiście na pewno nie przegapimy tego dnia – poinformowałam koleżankę kurtuazyjnie przez telefon, gdy zadzwoniła z prośbą o podanie naszego aktualnego adresu do wysłania zaproszenia.
– Cieszę się! W takim razie od razu was wpisuję na listę potwierdzonych gości! – zaćwierkała radośnie Marlena.
– Jasne, że tak! W końcu będzie okazja znowu się zabawić tak, jak dawniej – zaśmiałam się.
Byłam zaskoczona datą ślubu
Faktycznie byłam podekscytowana… Aż nie zobaczyłam daty ślubu i wesela na zaproszeniu – 25 grudnia, Boże Narodzenie. Czy oni zwariowali?
– Tomek, co my zrobimy? – pytałam męża. – Już powiedziałam Marlenie, że będziemy.
– No ale przecież zrobiłaś to, zanim zobaczyłaś datę – argumentował Tomek.
– No tak, ale data nie powinna zaważyć na tym, czy będziemy czy nie… Przecież to nasi dawni przyjaciele. Dużo im zawdzięczamy. Uratowali nam kiedyś tyłek.
– No tak, masz rację, ale nadal… Nie podoba mi się to. Przecież mamy rodzinę. Kto chce spędzać święta na czyimś weselu?
W myślach przyznałam mu rację, ale nie chciałam rozczarowywać koleżanki. To przecież jej ślub, wyjątkowa okazja, a wiadomo, że święta to termin, w którym ludzie nie mają raczej planów, poza tymi oczywistymi…
Marlena nie widziała problemu
– Marlenko, my oczywiście chętnie przyjdziemy, ale wiesz, Hania jest jeszcze dość mała, możliwe, że będziemy musieli wyjść troszkę wcześniej, dla niej to bardzo dużo emocji.
– Hania? – zapytała zdezorientowana Marlena. – Ale Magda… My nie zapraszamy dzieci na wesele. Na zaproszeniu jesteś tylko ty i Tomek.
Zrobiło mi się nieprzyjemnie.
– A co zrobimy z Hanią? – zapytałam.
– Nie wiem. To, co wszyscy rodzice dzieci. Oddacie ją dziadkom – powiedziała lekceważąco, a ja poczułam rosnącą irytację.
– Ale to Boże Narodzenie. Nie zostawimy jej przecież samej w taki czas – zauważyłam.
– Przecież to dziecko, nie zapamięta tego – zaśmiała się Marlena.
– Ona ma prawie pięć lat, zapamięta, że rodzice nie spędzili z nią świąt… – mruknęłam.
– Święta są co roku, Magda, a mój ślub tylko raz w życiu – parsknęła.
Zdenerwowałam się
Jeszcze długo po zakończeniu tej rozmowy pozbywałam się nerwów.
– Co ona sobie wyobraża?! Jak można tak traktować swoich gości? Tylko „ja” i „ja”! Naprawdę jej się wydaje, że ludzie żyją tylko jej weselem? Nie mają rodzin? Nie chcą spędzić z nimi świąt? – denerwowałam się.
– Oczywiście, że tak. W takim razie zwyczajnie odmówimy. Mnie też się nie uśmiecha ta cała impreza – mąż mnie uspokajał, ale sam nie był zadowolony z tego, jak byliśmy traktowani.
– A może zadzwoniłbyś do Jacka? Może to Marlena tak to wszystko komunikuje, bo ma jakąś „gorączkę panny młodej”? Może z nim uda się normalnie dogadać? – zaproponowałam.
– Może masz rację, spróbuję – zgodził się mąż i złapał za telefon.
Kwadrans później wrócił do mnie z nietęgą miną.
– I co? – dopytywałam.
– No cóż, chyba nic nie ugramy. Jacek zbywał wszystkie moje sugestie, że jesteśmy traktowani nieprzyjemnie. Na wszystko odpowiadał: „Ja chcę, żeby Marlenka miała swoje wymarzone wesele” albo „Zrozum ją, to jej wyjątkowy dzień”. Zupełnie nie trafiały do niego argumenty. Im się chyba poprzewracało w głowach! – irytował się Tomek.
– No to wszystko jasne, nie idziemy! Zadzwonię do tej egoistki i jej to oznajmię.
Bardzo mi ulżyło
Z jednej strony, tego typu zachowanie było dla nas pewnym ciosem, ale myślę, że jednocześnie obydwoje odczuliśmy ulgę. Nie czuliśmy się już zobowiązani wobec Jacka i Marleny. Postanowiłam więc poinformować pannę młodą, że niestety nie uda nam się uczestniczyć w jej wyjątkowym dniu, ale zrobiłam to uprzejmie i możliwie neutralnie.
– Jak to? Co to znaczy, że nie możecie przyjść? A co innego możecie mieć zaplanowanego w święta? Chyba nie wakacje! – Marlena od razu przeszła do nieprzyjemnego ataku.
– No nie wiem, może czas ze swoją rodziną? Wybacz, nie będę cię okłamywać, że coś nam wypadło. Święta to dla nas priorytet, nie wyobrażam sobie, żebyśmy mogli je spędzić bez naszego dziecka – powoli traciłam cierpliwość, a moja uprzejmość ustępowała miejsca irytacji.
– Kompletnie cię nie rozumiem, Magda. Kiedyś miałaś poukładane w głowie, a teraz zrobiła się z ciebie „madka” jak z typowych memów – odparła Marlena.
„No nie! Tego już za wiele!”, pomyślałam ze złością.
– No cóż, a z ciebie rozpuszczona panienka, która ma ponad trzy dychy na karku, a dalej wydaje jej się, że świat powinien się kręcić wokół niej. Wydaje mi się, że nie mamy już o czym rozmawiać – oznajmiłam lodowato i rozłączyłam się.
Mąż, który przysłuchiwał się naszej rozmowie, wstał i mocno mnie uścisnął.
Nie żałuję decyzji
Te święta były magiczne. W Wigilię nasza córka po raz pierwszy bezbłędnie wyrecytowała wierszyk i obdarowała nas namalowanym przez siebie obrazkiem–niespodzianką na prawdziwym płótnie. Kompletnie nas tym zaskoczyła, dlatego zupełnie się rozkleiliśmy. A przez całe święta nie mogła nacieszyć się całą atmosferą, śpiewaniem kolęd, choinką i zabawą z dziadkami.
Na myśl o tym, że mogłoby mnie to wszystko ominąć, natychmiast robi mi się przykro. Wiem, że podjęliśmy doskonałą decyzję. A ślub? Cóż, z tego co wiem, finalnie przyszła niespełna połowa wszystkich zaproszonych gości… Może to uświadomiło Marlenie, że nie jest pępkiem świata?
Magdalena, 32 lata
Czytaj także: „Sąsiadka to wstrętna jędza, która chciała mnie wrobić w kradzież. Mam swoje za uszami, ale kara spadła na nią”
„Co wieczór z mieszkania sąsiadów dochodziły jęki i krzyki. Gdy do nich wtargnęłam, oniemiałam na widok, który zastałam”
„Głowiłem się, dlaczego nie idzie mi w interesach. Okazało się, że to grubymi nićmi szyta intryga, by mnie pogrążyć”