Nie byłam typową dziewczyną i dobrze o tym wiedziałam. Kiedy moje koleżanki umawiały się na randki, ja wolałam rozwijać swoje pasje, uczyć się, spotykać z koleżankami, a czasem także z kolegami, jednak na gruncie typowo przyjacielskim.
Kiedy szłam na wymarzone studia z zakresu marketingu, nie miałam za sobą ani jednego poważnego związku. Jeden raz całowałam się co prawda z jakimś chłopakiem, ale to był bardziej taki eksperyment niż zauroczenie czy coś w tym stylu.
Koleżanki co rusz próbowały mnie wyciągać na imprezy, których wcale nie potrzebowałam. Nie bawiły mnie, nie miałam co na nich robić, a poza tym i tak zawsze myślałam na nich o czymś zupełnie innym. Zajmowałam się raczej załatwianiem stażu w interesującej mnie firmie, czytaniem książek i joggingiem, w który zaangażowałam się jeszcze w liceum.
Możliwe, że kilku kolegów ze studiów do mnie podbijało. Niewykluczone, że wyobrażało też coś sobie paru mężczyzn, których spotkałam w pobliskiej knajpie czy kawiarni. Ja jednak wszystkich traktowałam jak kumpli lub ewentualnie przyjaciół. Jeśli więc coś planowali, szybko dochodzili do wniosku, że nie jestem zainteresowana. A mnie taki układ jak najbardziej pasował.
Lubiłam swoje życie
Jeszcze na ostatnim roku studiów dostałam pracę w firmie, w której wcześniej odbywałam staż. To było bardzo pozytywne miejsce – doskonale dogadywałam się ze swoim zespołem, bo panowała w nim wyjątkowo miła atmosfera i nikt nigdy nie robił żadnych dram, rozpraszających podczas pracy. Zostałam zatrudniona w dziale marketingu, a wraz z upływem lat pięłam się po stopniach kariery, aż wreszcie zostałam kierowniczką wspomnianego działu.
Pracowałam osiem godzin dziennie, ale bez problemu potrafiłam oddzielić pracę od życia prywatnego. Po sześciu latach od ukończenia studiów w moim domu zamieszkały dwa koty, dlatego nie wracałam już do pustego mieszkania, a jednocześnie miałam pewność, że moi współlokatorzy nie nudzą się, gdy jestem w firmie.
Podobało mi się to, jak żyłam. Wstawałam o siódmej, chwilę zajmowałam się kotami, przygotowywałam do pracy, do której jechałam na dziewiątą. Kończyłam o siedemnastej i zwykle wracałam prosto do domu. Tam jadłam późny obiad i szłam pobiegać. Później siadałam z kotami przed telewizorem, a kiedy nie było nic ciekawego lub patrzenie w ekran mnie zmęczyło, czytałam sobie książki.
W soboty pracowałam krócej, bo tylko do 13:00, więc potem zwykle jechałam na zakupy. To był też ten dzień, w którym spotykałam się ze znajomymi. A niedziela? Niedziela była dla mnie. Wtedy albo siedziałam w domu i nadrabiałam zaległości czytelnicze razem z moimi kotami, albo szłam do kina, gdy było coś fajnego do obejrzenia.
Nie uważałam, że powinnam coś zmieniać. Gdy słuchałam o problemach w związkach i małżeństwach moich znajomych, aż się wzdrygałam. Po cichu też cieszyłam się, że nie postanowiłam się za nikim rozglądać. Wtedy jeszcze nie miałam pojęcia, jakie to pociągnie za sobą konsekwencje towarzyskie.
Koleżanki się na mnie zawzięły
Tuż po moich 33 urodzinach, coraz częściej zaczęłam słyszeć pytania o to kiedy wreszcie zamierzam się z kimś związać. Znajome wciąż pytały, czy mam kogoś na oku, czy się z kimś spotykam, co robię wieczorami. Odpowiadałam zdawkowo albo wymigiwałam się od takich rozmów, bo mnie to strasznie irytowało. Nie chciałam się nikomu tłumaczyć z mojego życia osobistego – bo i po co? Czemu miałam opowiadać o swoich prywatnych sprawach wszystkim wokół? Poza tym to była wyłącznie moja decyzja.
Kiedy którejś soboty wybrałyśmy się z koleżankami do ulubionej kawiarni, niczego nie podejrzewałam. Nie dało mi nawet do myślenia to, że przyszły wszystkie moje znajome: Basia, Patrycja, Monika i Ula. Gdy tak siedziałyśmy już przy stoliku, zaczęłam się zastanawiać, co jest nie tak, bo wszystkie wyraźnie skupiły się na mnie.
– No dobra – zaczęła Monika. – To gadaj, Daria, jacy cię interesują?
– Co jakie mnie interesuje? – zapytałam zbita z tropu.
– No faceci! – pośpieszyła z wyjaśnieniem Basia. – Bo chyba najwyższy czas ci jakiegoś załatwić.
Zakrztusiłam się jedzonym ciastkiem.
– Co?
– Mój kuzyn jest wolny! – zawołała prędko Monika. – No wiesz, Daria, ten taki wysoki, z tym zamyślonym spojrzeniem…
Nim zdążyłam wyjaśnić, że nie mam pojęcia, jak wygląda jej kuzyn z zamyślonym spojrzeniem i chyba w ogóle go nigdy nie widziałam, odezwała się Patrycja:
– A ja mam fajnego kolegę w pracy! Mówię ci, jesteście tacy sami pracusie, a jego właśnie zostawiła dziewczyna. Na pewno byście się świetnie dogadali.
– Mój Julek ma takiego świetnego kumpla – rzuciła jeszcze Ula. – Jeśli się zgodzisz, ma mu od razu powiedzieć i się umówicie może jeszcze jutro. – Zaczęła gwałtownie przesuwać palcem po ekranie telefonu. – Czekaj, gdzieś tu miałam jego fotkę…
– Ej, stop! – rzuciłam, zanim którakolwiek zdążyła coś dodać. – Naprawdę wydaje wam się, że potrzebuję jakiegoś darmozjada, który mi się będzie poniewierać po domu? Że bardzo chce mi się po kimś sprzątać? – Prychnęłam i zebrałam swoje rzeczy. Rzuciłam jeszcze na blat pieniądze za swoje zamówienie. – Nie chcę faceta, jasne? I przestańcie mnie swatać!
Wyszłam z kawiarni zła jak osa i nie omieszkałam trzasnąć drzwiami. Szyby w nich aż się zatrzęsły, ale nic mnie to nie obchodziło. Miałam dość rozmowy o mnie i moich „możliwych partnerach”. Nie potrzebowałam żadnego. Byłam singielką i nie zamierzałam tego zmieniać, bo komuś coś się uroiło.
Ani przez moment nie miałam wrażenia, że robię coś źle. Że podjęłam złą decyzję lub cokolwiek niewłaściwie wybrałam. Kiedyś może i rozważałam związek z jakimś porządnym facetem, który nadawałby się do partnerskiej relacji, ale teraz? Wolałam sobie nie wyobrażać, jak wyglądałoby nasze wspólne życie i kto pierwszy by nie wytrzymał.
Rodzice okazali się doskonałym wsparciem
Nie mając lepszego pomysłu, zadzwoniłam do mamy z pytaniem, czy nie mogłabym wpaść na obiad. Że chętnie się zgodziła, po pół godziny byłam już w rodzinnym domu.
– Powiedzcie mi, wy też tak uważacie? – spytałam po posiłku. – Że to coś nienormalnego, że nie chcę mieć faceta?
– A skąd, kochanie – odpowiedziała natychmiast mama. Uśmiechnęła się lekko. – Miłość to jedno, ale żeby na siłę szukać mężczyzny… te kobiety dzisiaj to w większość desperatki. Nic, do takiego nie czują, a i tak w to brną. Chyba tylko po to, żeby się dowartościować. Smutne to bardzo.
– Ja tam już się dawno pogodziłem z faktem, że nie będzie wnuków – stwierdził spokojnie tata. – A zresztą, są te dwa futrzaste. Niech i tak będzie, skoro w ten sposób jesteś sobą, Daria.
Uśmiechnęłam się do nich, czując, jak oczy wypełniają mi łzy wzruszenia. Bo w nich zawsze miałam wsparcie. I nigdy dotąd nie słyszałam, żeby narzekali na moje wybory.
Będę żyła dalej tak, jak chcę
Minął kolejny rok, a ja nadal sama. No, nie całkiem sama, bo z moimi kotami. Tyle tylko, że nie ma z nami żadnego faceta. Nie oszalałam od tego, nie płaczę po nocach i jestem szczęśliwa, a przy tym czuję się spełniona.
Nadal czytam książki, oglądam filmy i biegam. Nie zmieniłam pracy, bo dobrze mi w tej obecnej, mam swoje plany i własne sprawy. Mam też w swoim życiu osoby, które mnie kochają.
Zmieniły się tylko moje koleżanki, bo te, które wtedy, w kawiarni, bawiły się w swatki, zerwały ze mną kontakt. Być może liczyły na to, że przeproszę i skorzystam z ich wielkoduszności, ale nie próbowałam się odzywać. W perspektywie czasu wiem, że nie były mi potrzebne.
Mam teraz dwie przyjaciółki, Elę i Matyldę, które poznałam w parku, podczas joggingu. Matylda też jest sama z wyboru, a Ela ma starszego o dziesięć lat partnera, z powodu którego odwróciła się od niej cała rodzina. Świetnie się dogadujemy, spotykamy regularnie, a ja nie żałuję zupełnie niczego, co wydarzyło się w moim życiu.
Czytaj także:
„Na emeryturze wynajęłam sobie przystojniaka do towarzystwa. Mam zamiar wyszaleć się za wszystkie czasy”
„Mąż wystawił mnie w walentynki. Kiedy wypłakiwałam oczy sama przy stole, przystojny nieznajomy podszedł mnie pocieszyć”
„Tuż przed ślubem dowiedziałam się, że narzeczony nurkuje między nogami świadkowej. Jestem mu za to wdzięczna”