„Znajomi myślą, że żyję jak baronowa, a mnie ledwo stać na pasztet z dyskontu. Udaję milionerkę, bo wstydzę się biedy”
„Zawsze myślałam, że dopóki ludzie wierzą w moją historię, to w pewnym sensie staje się ona prawdą. Przecież to nie było tak, że kompletnie wymyśliłam swoje życie. Po prostu podkręcałam rzeczywistość, pokazywałam jej lepszą wersję”.

- Redakcja
W mediach społecznościowych wszystko wyglądało idealnie. Moje życie było jak z katalogu – przynajmniej tak to przedstawiałam. Markowe torebki, eleganckie restauracje, egzotyczne podróże. Uśmiechałam się do obiektywu w modnych kawiarniach, pozując z filiżanką kawy, a w tle widać było marmurowe blaty i złote akcenty wnętrza. Każde zdjęcie było starannie przemyślane, dopracowane w najdrobniejszych szczegółach, zanim trafiło do sieci. Tysiące ludzi codziennie patrzyło na moje posty i lajkowało to, co im pokazywałam.
Wierzyli w to
W rzeczywistości wyglądało to zupełnie inaczej. Karta kredytowa od dawna była na skraju limitu, a oszczędności nie miałam żadnych. Każda z tych „spontanicznych” kaw była opłacana z pożyczonych pieniędzy, a podróże? Często to były wyjazdy na zaproszenie hoteli, w zamian za reklamę. W najlepszych czasach dostawałam za to jeszcze jakąś zapłatę, ale ostatnio współpracy było coraz mniej, a długi rosły. Mój bank właśnie odmówił mi kolejnej pożyczki, a ja czułam, jak wszystko zaczyna się walić.
Siedziałam w swoim wynajętym mieszkaniu, które na zdjęciach wyglądało jak luksusowy apartament, ale w rzeczywistości było małą kawalerką. Na ekranie telefonu wyświetlały się powiadomienia: „Ewelina, inspirujesz!”, „Chcę mieć życie jak twoje!”, „Jak to robisz, że zawsze jesteś w najlepszych miejscach?”. Patrzyłam na te komentarze i czułam ścisk w żołądku. Nie miałam odwagi nikomu powiedzieć prawdy. Filtr, którym zasłaniałam swoje życie, zaczynał pękać.
Żyłam w iluzji
Zawsze myślałam, że dopóki ludzie wierzą w moją historię, to w pewnym sensie staje się ona prawdą. Przecież to nie było tak, że kompletnie wymyśliłam swoje życie. Po prostu podkręcałam rzeczywistość, pokazywałam jej lepszą wersję.
Jeśli poszłam na spacer i zrobiłam zdjęcie przed pięknym apartamentowcem, to czy to naprawdę było kłamstwo? Nie mówiłam wprost, że to mój dom, ludzie sami sobie dopowiadali. Jeśli stać mnie było na jedną kawę w drogim lokalu, to robiłam dziesięć zdjęć i wrzucałam je stopniowo, jakby to był mój codzienny rytuał. Nikt nie musiał wiedzieć, że resztę dnia piłam herbatę z torebki w mieszkaniu.
Od jakiegoś czasu czułam jednak, że balansuję na krawędzi. Mówiłam znajomym, że jestem „zawalona pracą”. Któregoś dnia zadzwoniła mama.
– Jak tam u ciebie? – Jej głos był ciepły, ale wyczułam w nim troskę.
– Dobrze, mamo. Wiesz, dużo pracy, ale nie narzekam.
– Naprawdę? – przerwała mi. – Bo coś mi się wydaje, że jednak narzekałabyś, gdybyś nie udawała.
Znała mnie
– Może czas znaleźć normalną pracę? – kontynuowała ostrożnie. – Przestań żyć na pokaz, to nie jest prawdziwe życie.
– Mamo, ty nic nie rozumiesz. W internecie liczy się tylko to, jak wyglądasz.
– A w prawdziwym życiu liczy się to, czy masz za co kupić chleb.
Zacisnęłam zęby.
– Poradzę sobie, nie martw się.
Nie odpowiedziała od razu. Po chwili usłyszałam tylko ciche westchnienie.
– Dobrze, kochanie. Ale pamiętaj, że zawsze możesz do mnie zadzwonić, jeśli będziesz potrzebować pomocy.
Pomocy? Mama nie miała pieniędzy, żeby mi pomóc, a ja nie miałam odwagi przyznać, że ich potrzebuję. Pożegnałam się szybko i odłożyłam telefon.
Wstydziłam się
Zaczęłam coraz rzadziej wychodzić z domu. Każdy wydatek był jak cios – wiedziałam, że nie mogę sobie pozwolić na nic poza absolutnym minimum. Ale na Instagramie wszystko musiało wyglądać jak dawniej. Spacerowałam po bogatych dzielnicach, robiłam zdjęcia drogich samochodów, modnych butików, eleganckich klatek schodowych, które udawały mój codzienny świat. Kiedyś nawet weszłam do hotelu i zrobiłam selfie w ich marmurowym lobby, udając, że właśnie się melduję.
W rzeczywistości liczyłam każdy grosz. Wybierałam najtańsze jedzenie, kupowałam pojedyncze produkty, żeby nikt nie zobaczył, jak bardzo oszczędzam. Pewnego wieczoru przyszła wiadomość od Anki. „Hej, wszystko ok? Coś się z tobą dzieje? Zniknęłaś”.
Zacisnęłam dłonie na telefonie. Anka zawsze była spostrzegawcza. Wiedziałam, że jeśli zacznie pytać, to nie da się jej łatwo zbyć. Wzięłam głęboki oddech i odpisałam: „Po prostu mam tyle pracy, że nie mam czasu nawet na kawę”. Po chwili przyszła odpowiedź: „Rozumiem. Może wpadnę kiedyś do ciebie?”.
Zamarłam. Do mojej kawalerki, której nigdy nie pokazywałam na Instagramie? Do miejsca, w którym nawet nie miałam porządnej sofy? „Teraz mam bałagan” – odpisałam szybko. – „Ale niedługo się odezwę!”. Nie mogłam pozwolić, żeby ktokolwiek zobaczył prawdę.
Stwarzałam pozory
Tego dnia byłam wyjątkowo ostrożna. Wyszłam do sklepu późnym wieczorem, kiedy było mniej ludzi, licząc na to, że nie spotkam nikogo znajomego. Włożyłam do koszyka kilka najtańszych produktów i szybkim krokiem ruszyłam do kasy.
– Ewelina? – usłyszałam nagle za plecami.
Zamarłam. Powoli odwróciłam głowę i zobaczyłam Ankę. Patrzyła na mnie, potem na mój koszyk, potem znów na mnie.
– To nie ty ostatnio jadłaś w najdroższej restauracji w mieście? – uniosła brwi.
– To było dawno – wymamrotałam, ściskając koszyk w dłoniach. – Po prostu oszczędzam.
– Czyżby? – uśmiechnęła się, ale nie było w tym uśmiechu ciepła. – A ja myślałam, że ty nie musisz oszczędzać.
W mojej głowie rozbrzmiała panika. Czułam, jak wszystko się sypie. Szybko zapłaciłam za zakupy i wyszłam ze sklepu, nawet się nie żegnając. Wiedziałam, że Anka nie zapomni tej sceny. A jeśli ona już zaczęła coś podejrzewać, to wkrótce dowiedzą się wszyscy.
Nie minęło kilka dni, a już czułam, że coś się zmieniło. Moje posty nie zbierały tylu polubień co zwykle, znajomi przestali odpisywać na moje wiadomości tak szybko, jak kiedyś. A potem zobaczyłam komentarz pod jednym z moich zdjęć: „A to nie ty ostatnio kupowałaś makaron w dyskoncie? Gdzie się podziały twoje luksusowe śniadania?”.
Wszystko się wydało
Serce podskoczyło mi do gardła. Weszłam w profil użytkownika – fałszywe konto, żadnych zdjęć, żadnych znajomych. Ale to nie miało znaczenia. Ktoś zaczął mówić.
Potem było coraz gorzej. Kolejne komentarze, ludzie pytający, czemu nagle przestałam wrzucać zdjęcia z restauracji, czemu nie pokazuję już nowych torebek. A potem wiadomość od znajomej: „Więc jednak wszystko było kłamstwem?”. Patrzyłam na ekran, czując, jak moje ręce zaczynają drżeć. „Nie wszystko” – odpisałam po chwili. – „Po prostu nie chciałam być nikim”. Kilka sekund później pojawiła się odpowiedź. „Ale wiesz, że teraz jesteś nikim i dla internetu, i dla siebie?”. To bolało najbardziej.
Przez kilka dni nie wychodziłam z domu. Przestałam wrzucać cokolwiek do sieci, wyciszyłam powiadomienia. Instagram, który przez lata był moim światem, nagle stał się miejscem, w którym nie chciałam już być. Komentarze wciąż się pojawiały, ale nie miałam siły ich czytać.
W końcu spojrzałam na konto bankowe. Zostało mi kilkanaście złotych. Nawet gdybym chciała dalej udawać, nie miałabym za co.
Mój świat runął
Usunęłam aplikację Instagrama i po raz pierwszy od miesięcy wyszłam na miasto bez telefonu w ręku. Czułam się dziwnie lekko. Jakbym po latach zdjęła ciężki płaszcz, który coraz bardziej mnie przytłaczał.
Tego samego dnia poszłam na rozmowę o pracę. Miałam nadzieję, że nikt nie skojarzy mnie z „tą dziewczyną z Instagrama”. I rzeczywiście – rekruter spojrzał na moje skromne CV, westchnął i powiedział tylko:
– Widzę, że nie ma pani dużego doświadczenia, ale wygląda pani na zdeterminowaną.
– Tak – odpowiedziałam. – Naprawdę chcę zacząć od nowa.
Nie wiedziałam, czy mi się uda. Nie wiedziałam, kim jestem bez filtrów, drogich torebek i udawanego życia. Ale po raz pierwszy od dawna czułam, że cokolwiek teraz się wydarzy, będzie prawdziwe.
Ewelina, 30 lat
Czytaj także:
„Matka kazała mi ożenić się z pierwszym lepszy, żebym nie została panną z dzieckiem. Wstydziła się mnie i nieślubnego wnuka”
„Nie miałam kontaktu z matką 20 lat, a teraz mam płacić za jej pobyt w domu opieki. Nie dam jej ani złotówki”
„Nikt nie wie, ile mam lat, bo kręcą się koło mnie młodzi faceci, chodzę do klubu i mam dobry krem na zmarszczki”