– Kochana, mówię ci, coś wspaniałego! – ekscytowała się Dorota. – Hotel z opcją all inclusive, plaża dwa kroki dalej, leżaczki, parasolki, obsługa skacze koło ciebie na każdym kroku. Rewelacja! W tym roku też jedziemy!
– To może i ja się wybiorę z rodzinką? – zastanawiała się Kalina, pochylając nad kolorowym prospektem.
Leżała tych folderów na biurku Doroty cała sterta. Koleżanki planowały wakacje i dzieliły się doświadczeniami i radami. Ja pracowałam w firmie dopiero od dwóch tygodni, dlatego nie brałam udziału w rozmowie, ale ukradkiem, porządkując dokumenty, przysłuchiwałam się pogaduszkom.
Padały w nich egzotyczne i obcobrzmiące nazwy – Djerba, Leptokaria, Hurghada, Bodrum. Dziewczyny prześcigały się w wymienianiu atrakcji i zalet kurortów w Tunezji, Egipcie, Grecji, Turcji czy państwach byłej Jugosławii. Dyskutowały na temat oferty rozmaitych hoteli, dostępnych wycieczek i tym podobnych.
Wreszcie jedna z nich zauważyła moje milczenie i zagadnęła:
– A ty, Weronika, wybierasz się gdzieś na wakacje?
– Oczywiście – przytaknęłam.
– Z rodzinką? – dopytywała dalej Magda. – Męża masz, bo obrączkę nosisz, ale o dzieciach nic nie wiemy.
– Mam trójkę – odpowiedziałam. – Najmłodsza Agatka ma jedenaście lat, średnia Gosia czternaście, a Antek, najstarszy, szesnaście.
– I gdzie wolałyby pojechać? Do Grecji czy gdzieś dalej? – dopytywała.
One się przechwalały, a ja milczałam
Zawahałam się, bo nie wiedziałam, co powiedzieć. Tyle słyszałam już dzisiaj przechwałek, gdzie która była…
– Jeszcze o tym nie rozmawialiśmy – odparłam wymijająco.
– No to najwyższy czas, dziewczyno! – upomniała mnie Dorota. – Jak chcesz zarezerwować miejsca w jakimś fajnym kurorcie, to już teraz musisz o tym myśleć!
– Pogadam z nimi dzisiaj po kolacji – powiedziałam na odczepnego i wbiłam wzrok w monitor.
O trzeciej wyszłam z pracy i ruszyłam do domu. Dzieci już czekały, Michał zadzwonił, że będzie za kwadrans, zajęłam się więc obiadem. Kiedy zasiedliśmy do stołu, zgłodniała rodzinka przez chwilę pałaszowała gulasz, ale kiedy pierwszy głód został zaspokojony, Antek zawołał, machając mi widelcem przed nosem:
– Żebyście wiedzieli, co znalazłem w necie! Świetna sprawa!
– Co takiego? – zainteresowały się jego siostry. – No powiedz!
– Kapitalny pomysł na wakacje! – odparł Antek. – Tylko pewnie dziewczyny będą się trochę bały…
– My?! – oburzyła się Agata. – Przecież wiesz, że nie jesteśmy strachliwe!
Zanosiło się już na mały konflikt, bo i Gosia zaprotestowała przeciw insynuacjom brata, ale do akcji wkroczył Michał, nakazując synowi powiedzieć wreszcie, o co mu chodzi.
– Szlak Zamków Gotyckich! – wypalił Antek. – Dwanaście zamków krzyżackich, biskupich i innych na Warmii, Mazurach i Kaszubach. To by była wyprawa! Co wy na to?
Po obiedzie wyjęliśmy atlasy i mapy, i przez następne godziny kreśliliśmy wstępne plany wakacyjnej wyprawy. Zapowiadała się naprawdę ciekawie!
Czas mijał. Koleżanki z pracy zarezerwowały sobie wczasy w wybranych miejscowościach, a im bliżej było lata, tym częściej rozmawiały o… idealnej figurze na urlop.
– Matko! Jak ja się pokażę w kostiumie na plaży! – biadoliła Kalina. – Wyglądam jak beczka!
– Masz jeszcze kilkanaście tygodni – pocieszyła ją Magda. – Zapisz się na fitness i do urlopu stracisz parę kilo!
– Jak nie zdążysz, to się nie przejmuj. Tyle tam będzie lasek z figurą modelki, że twoich fałdek nikt nie zauważy! – dodała złośliwie Dorota.
Kalina jęknęła i chciała coś powiedzieć, ale właśnie weszła szefowa i koleżanka musiała wrócić do przerwanej roboty, bo ona akurat nie tolerowała tego typu pogaduszek.
I tak było niemal co dzień. Dziewczyny zastanawiały się, jak zgubić kilogramy, wyrzeźbić zgrabną sylwetkę i złapać trochę opalenizny, żeby na plaży nie wyglądać jak „córka młynarza”, jak to określiła Magda. Tak się tym ekscytowały, że nawet mnie już nie podpytywały, gdzie zarezerwowałam wczasy. Raz tylko, przy okazji tematu pakowania zapytały mnie, co ja zabieram do walizki.
Uśmiechnęłam się nieśmiało i odparłam, że zawsze staram się mieć rzeczy na różne okazje. Pokiwały głową z aprobatą i zaczęły dyskutować o wzorach pareo i fasonach kostiumów kąpielowych. No i o najlepszych kosmetykach na ostre słońce.
Nieustannie gadały o różnych kurortach
Nadeszło lato, a z nim upragniony urlop. Spędziłam go z rodziną tak, jak zaplanowaliśmy. Szlak Zamków Gotyckich okazał się strzałem w dziesiątkę. Zobaczyliśmy kilkanaście niezwykłych miejsc o fascynującej historii i przepięknej architekturze. Poznaliśmy mnóstwo ciekawych legend i spotkaliśmy interesujących ludzi. Włóczyliśmy się od Bytowa do Nowego nad Wisłą. Zwiedziliśmy Malbork, myszkowaliśmy po malowniczych ruinach w Prabutach. Zachwycił nas Lidzbark Warmiński, urzekł Ryn i malownicze jeziora. Skosztowaliśmy różnych regionalnych przysmaków, napatrzyliśmy się na przyrodę.
Dzieci były zachwycone i syte wrażeń. Głowy miały nabite dawnymi historiami i aż paliły się do kolejnych wypraw. Mąż i Antek opiekowali się „kobietami” i dbali o logistykę. My opatrywałyśmy poparzone przy rozpalaniu ogniska palce i poobijane na wertepach kolana. Ta włóczęga, jak wszystkie poprzednie, dała nam cudowną okazję do bycia razem, sprawdzenia swoich umiejętności, zacieśnienia rodzinnych relacji.
Wyciągając z plecaka szorty i podkoszulek, zakładając dżinsy i flanelową koszulę w razie chłodu, przypominałam sobie rozmowy dziewczyn o wakacyjnych kreacjach. Moje musiały zmieścić się do plecaka i nie mogły ważyć zbyt wiele. A na specjalne okazje, jeśli się takowe zdarzały, służyła mi już od lat kwiecista sukienka, której nie trzeba było prasować…
Podczas rodzinnej łazęgi schudłam kilka kilogramów, opaliłam się jak Kreolka, moje ruchy nabrały elastyczności, a energii miałam tyle, że mogłabym obdzielić wszystkich współpracowników i jeszcze by mi zostało. Wróciłam do pracy opalona, wypoczęta i pełna werwy. A moje koleżanki? Cóż, niespecjalnie wyglądały na zrelaksowane. Owszem, spędziły urlopy w ekskluzywnych i ciekawych miejscach, ale wylegiwanie się na plaży i snucie po kurortach na dłuższą metę okazało się nużącym zajęciem.
– Fakt! Atrakcji jest całe mnóstwo – relacjonowała Dorota. – Za większość jednak trzeba słono płacić. To trochę nie na moją kieszeń. I tak zabuliłam nieźle za to całe all inclusive. Za to ty, Weronika, najwyraźniej miałaś bardzo udany urlop…
– To widać! Jaka opalona! I co za figura! – dodała Kalina, lustrując zazdrośnie moją sylwetkę.
– Gdzie byłaś? Zdradź nam to cudowne miejsce! – zagadnęła Magda z nutką zazdrości w głosie.
– Ot, po prostu włóczyłam się z rodzinką, jak co roku – oznajmiłam pogodnie.
– Jak to włóczyłaś? – spojrzały na mnie zdumione.
Żeby im wszystko wyjaśnić, cofnęłam się do studenckich czasów. Zawsze lubiłam zwiedzać kraj, ale nie przepadałam za tak zwanymi „zorganizowanymi formami wypoczynku”. Pociągała mnie beztroska włóczęga, gdzie nogi poniosą. Dlatego też na studiach szybko odnalazłam podobnie myślące osoby, i przy każdej nadarzającej się okazji urządzaliśmy sobie wędrówki po kraju.
Chyba niezbyt im się to spodobało
Podróżowaliśmy pociągiem, pekaesem, stopem, no i oczywiście, per pedes apostolorum, czyli na piechotę. Sypialiśmy w namiotach, na sianie, w tanich pensjonatach, gdzie się dało. Cel wędrówki znajdowaliśmy na mapie albo któreś z nas rzucało hasło: „Nie byliśmy jeszcze…” lub „Warto byłoby zobaczyć…”.
Właśnie w naszym nieformalnym klubie wędrowca poznałam Michała i… razem stworzyliśmy rodzinkę włóczykijów. Wcześniej, kiedy dzieci były małe, wybieraliśmy jakieś gospodarstwo agroturystyczne i z niego robiliśmy wypady po okolicy. Ale kiedy podrosły, okazało się, że odziedziczyły po nas gen łazęgostwa.
– Teraz po prostu wyciągamy mapy i sprawdzamy, gdzie jeszcze nie byliśmy. A potem ruszamy w drogę.
– Samochodem? – zapytała Kalina.
– A gdzie tam! – roześmiałam się. – Szukamy połączeń kolejowych, busów, łapiemy okazje, a gdzie się nie da dotrzeć na kołach, wędrujemy pieszo. W tym właśnie cały urok!
– A noclegi? – dopytywała Dorota.
– Nie jesteśmy wybredni, dlatego łatwo nam znaleźć tani pokój. W internecie jest mnóstwo ofert.
Wreszcie wyjęłam z torebki płytkę i wsadziłam do komputera. Po chwili koleżanki zobaczyły zdjęcia z naszych wakacji i nie mogły się nadziwić, że za naprawdę niewielkie pieniądze zobaczyliśmy i przeżyliśmy tak wiele. Podziwiały fotki i wypytywały o nasze przygody, ale widziałam, że nie uśmiechał im się taki wypoczynek, wymagający wysiłku i rezygnacji z luksusów.
– Fajne to, ale jednak wolę plaże Tunezji… – stwierdziła Dorota, wyrażając tym samym opinię reszty dziewczyn.
Uśmiechnęłam się. Niech sobie leżą pod palmami i sączą egzotyczne drinki, stresując się fałdkami na brzuchu i kosztami dodatkowych usług. Ja wolę być beztroskim włóczykijem!
Czytaj także:
„Chciałem zrobić żonie niespodziankę i zabrać ją na wakacje marzeń. Zamiast rzucić mi się na szyję, zrobiła mi awanturę”
„Ufundowałam córce luksusowe wakacje w Grecji, a ona i tak wolała pojechać na zapadłą wiochę do mojej teściowej”
„Mąż oznajmił, że w tym roku z naszych wakacji nici, bo nas nie stać. Wymyśliliśmy plan, który zmienił wszystko”