Regularnie chodziła na zwolnienia lekarskie i potrafiła wziąć urlop w najgorętszym okresie, a na domiar wszystkiego – nawet nie przekazywała nikomu swoich obowiązków.
Wszystkie jej wczasy były dla nas niekończącym się festiwalem dociekania co, gdzie, jak i po co. Klienci wydzwaniali, a my nie mieliśmy pojęcia, o czym mowa. Niestety, Diana miała ugruntowaną pozycję w firmie, dlatego nie czuliśmy się uprawnieni do donoszenia na nią. Ba, sądziliśmy, że najprawdopodobniej nikt by nam nie uwierzył, albo usłyszelibyśmy, że Diana robi tak świetną robotę dla firmy, że wstydem jest przyczepiać się do takich „drobnostek”.
No cóż, dla nas to nie były drobnostki, a regularna dezorganizacja całego systemu pracy, ale wiadomo, że dla dyrektora z góry tego typu rzeczy to pewnie błahostki.
Nie da się ukryć: Diana umiała tworzyć iluzję, że pracuje non stop i bardzo ciężko, zwłaszcza przed przełożonymi. Wszystkie swoje nieobecności przedstawiała jako sprawy nieprzewidziane, wypadki przy pracy, siłę wyższą, a urlopy – jako wielce zasłużony wypoczynek. Z reguły staraliśmy się ignorować te wywody i po prostu robić swoje. „Cóż, fortuna toczy się kołem, może ktoś kiedyś się na niej pozna”, myślałam z nadzieją.
Tego już za wiele
Chociaż w służbowych relacjach z Dianą obiecywałam sobie zawsze, że zachowam opanowanie i profesjonalizm, pewnego dnia moja cierpliwość zaczęła się kończyć. Zbliżał się finał naszej wielkiej akcji marketingowej i niemalże każdy w biurze robił nadgodziny, bo pracy było tyle, że nie wyrabialiśmy.
– Wiem, że to uciążliwe, ale odbierzecie sobie te nadgodziny za dwa tygodnie, obiecuję – pocieszał nas szef.
Oczywiście wtedy Dianie znowu przytrafił się „wypadek losowy”. Wzięła wolne na cały tydzień, rozpowiadając wcześniej w całym biurze, że musi zająć się bardzo chorą matką. Niezbyt w to wierzyłam, ale przecież nie miałam żadnego dowodu. Pomyślałam nawet, że pewnie jestem zwyczajnie uprzedzona.
Coś mi jednak nie pasowało w jej teatralnych opowieściach o tym, jak serce jej się kraje, gdy widzi cierpienie swojej rodzicielki. Doszło nawet do tego, że kilku menedżerów w firmie zrzuciło się na wielki kosz prezentowy dla jej mamy. W środku były naprawdę ekskluzywne czekoladki, herbaty i inne bardzo miłe podarunki. Przy wręczaniu prezentu, Dianie zaszkliły się oczy. Wtedy pomyślałam, że może faktycznie oceniłam ją przez pryzmat swoich uprzedzeń. Przecież nie miałam możliwości zweryfikowania prawdy.
„No nic, trzeba robić swoje i nie wtryniać się w prywatne sprawy innych”, przykazałam sobie w myślach, chociaż już drżałam na myśl o tygodniu chaosu w tak pracowitym okresie. Wtedy jednak okazało się, że intuicja wcale mnie nie myliła.
Podsłuchałam rozmowę
Następnego dnia przechodziłam obok firmowej kuchni, gdy usłyszałam, jak Diana prowadzi w niej rozmowę telefoniczną – ewidentnie prywatną. Normalnie zupełnie by mnie to nie zainteresowało, ale tym razem wpadły mi w ucho pewne słowa kluczowe, które brzmiały… podejrzanie.
– Dobra, stroje kąpielowe spakujemy już rano, muszę dziś dokupić sobie górę do bikini. Lądujemy w Tunezji około szesnastej, więc na kolację w hotelu jeszcze na pewno zdążymy. Jezu, ale się cieszę, nie mogę się doczekać tych wakacji! – ćwierkała Diana przez telefon.
„Mam cię!”, pomyślałam. Oficjalnie miałam już potwierdzenie swoich podejrzeń! Oczywiście, wiedziałam o nich tylko ja, rozmowa nie była przecież nagrana, ale to wystarczyło, żeby przejąć kontrolę nad sytuacją. Postanowiłam wejść do kuchni, jak gdyby nigdy nic. Diana na mój widok bardzo się speszyła i zakończyła rozmowę.
– Cześć, co tam? Właśnie konsultowałam z mężem wakacje, na które wybieramy się za kilka miesięcy. Ech, to nie był łatwy rok, tyle pracy i jeszcze problemy prywatne… Nie mogę się doczekać tego urlopu – paplała jak najęta, żeby tylko mnie zmylić, ale nie dałam się oszukać.
– No tak, tak… Ja też pakuję strój kąpielowy na kilka miesięcy przed wakacjami – stwierdziłam głosem niewiniątka.
Zapadła między nami cisza. Diana oblała się rumieńcem – nie wiem, czy ze wstydu, czy złości. W końcu się odezwała:
– To co, jak to przeciwko mnie wykorzystasz? Nagrałaś mnie? Zgłosisz do kadr? Do szefa? – zaczęła atakować.
– Nie mierz ludzi swoją miarą – odparłam spokojnie, acz dość bezczelnie.
Nigdy wcześniej nie zwróciłam się do niej w nieuprzejmy sposób, ale po jej ataku nie było już po co udawać.
Nie zamierzałam donosić, ale…
Oczywiście, w pierwszym momencie byłam pewna, że powinnam donieść na Dianę i raz na zawsze ukrócić jej nadużycia, ale postanowiłam, że niepewność może dać mi więcej niż jednorazowe zrzucenie bomby.
– Nie będę na ciebie donosić. Przynajmniej na ten moment. Nie po raz pierwszy zostawiasz wszystko na naszej głowie i nie wywiązujesz się ze swoich obowiązków. Umówmy się więc, że zachowam tę informację dla siebie. Chyba że po raz kolejny przyłapię cię na czymś nie w porządku… A będę cię obserwować – zagroziłam.
Obawiałam się, że Diana ponownie mnie zaatakuje, ale ona ewidentnie była wystraszona. Spojrzała na mnie spłoszonym wzrokiem i powiedziała tylko cicho: – Dzięki. Jesteś dobrą koleżanką.
I wyszła z kuchni.
Od tego momentu minął miesiąc. Diana zdążyła wrócić ze swojego tajemnego urlopu. Z całych sił powstrzymywałam się od śmiechu, gdy współpracownicy wypytywali ją ze szczegółami o kondycję i stan zdrowia jej matki. Odpowiadała, ale po raz pierwszy jej odpowiedzi były tak bardzo zdawkowe. Zaoszczędziła nam teatralnych gestów i dramatycznych opisów. Chyba było jej głupio, bo wiedziała, że wszystkiemu się przysłuchuję.
Tańczy tak, jak jej zagram
Już dwa dni po powrocie Diana zaproponowała, że odciąży mnie z moich obowiązków. Oddałam jej najbardziej żmudne zadania, które były niezbędne dla realizacji dużego projektu. Zaoferowała też, że zastąpi mnie w biurze, żebym mogła spokojnie odebrać swoje (zasłużone!) nadgodziny. Bardzo uprzejmie przejęła moją pracę, a do naszej korespondencji załączyła także szefa, żeby na pewno nikt nie obwiniał mnie o to, że przerzucam swoje obowiązki na kogoś innego.
– Czy ty masz na Dianę jakieś haki, że taka jest dla ciebie miła? – zapytała mnie ostatnio ze śmiechem koleżanka z działu.
– Niee, co ty. Może to ten wyjazd do mamy ją tak odmienił? Taka cichutka jest ostatnio – skłamałam.
„Och, gdybyś tylko wiedziała!”, pomyślałam, śmiejąc się w duchu. Oczywiście nasz układ musi pozostać w tajemnicy. Wiem, że muszę zachować stuprocentową dyskrecję, jeśli chcę utrzymać swoją władzę nad Dianą. Czy to etyczne? Nie wiem, może i nie. Ale zachowanie Diany również było wysoce nieetyczne, a ten proceder trwał już zbyt długo! Tak naprawdę robię przysługę całej firmie i nie czuję się z tym źle.
Wiem, że koledzy byliby mi wdzięczni za to, że w końcu ukróciłam jej praktyki. Dzięki moim „hakom” na Dianę wszystkim nam będzie pracować się lepiej. A ona za bardzo boi się utraty swojej dobrej opinii w zarządzie i wśród szefów. Czego to ludzie nie zrobią, żeby tylko zataić swoje przewinienia…
Czytaj także:
„Mężczyzna jest dla mnie bankomatem, a ja dla niego towarem. Nie widzę w tym niczego złego, gdy chce się osiągnąć sukces”
„Mężczyzna jest dla mnie bankomatem, a ja dla niego towarem. Nie widzę w tym niczego złego, gdy chce się osiągnąć sukces”
„Pragnąłem Weroniki całym sobą. Na jej widok cały sztywniałem. Jednak ta piękność była największą zołzą, jaką znałem”