„Znajoma wynajęła mi mieszkanie, które nie należało do niej. Zapłaciłam z góry za pół roku i teraz nie mam gdzie mieszkać”

Siostra wykrzyczała mi, że nie chce mnie znać fot. Adobe Stock, Photographee.eu
„Ja, taka doświadczona w kwestii wynajmu, dałam się podejść jak nowicjuszka. Czy zadziałało polecenie przez Ankę, czy odurzył mnie wygląd tego mieszkania, które w porównaniu z norą, w jakiej mieszkałam, wydało się wprost pałacem? Faktycznie dałam pieniądze na gębę i nawet nie sprawdziłam, czy ma tutaj meldunek. Wydawała się taka zadomowiona…”.
/ 29.03.2023 12:30
Siostra wykrzyczała mi, że nie chce mnie znać fot. Adobe Stock, Photographee.eu

Nie mam zbyt dobrych doświadczeń, jeśli chodzi o wynajmowanie mieszkania, ale jestem na to, niestety, skazana. Z mojej skromnej pensji nauczycielki nie zarobię przecież na kredyt i własne cztery kąty. Od czasu studiów żyję więc na walizkach i pośród cudzych mebli, czując się trochę jak koczownik. Mieszkania, które wynajmuję, są skromne, podobnie jak mój portfel. Jakiś czas temu właściciel wymówił mi umowę, bo znalazł na moje miejsce kogoś, kto zamierzał zapłacić więcej niż ja.

Zostałam więc na lodzie i musiałam brać pierwszą lepszą kawalerkę, która wpadła mi w ręce. W ten sposób wylądowałam na siedemnastu metrach kwadratowych z ciemną kuchnią i łazienką, w której ledwie mieścił się prysznic. Wszystko nie było remontowane od czasów prehistorycznych, ściany zdobił gustowny grzyb, a tam, gdzie go nie było, odchodziła farba.

Nie miałam zamiaru zapraszać tam znajomych, ale…

Pojechałam z koleżanką z pracy, Anią, do muzeum załatwić serię zajęć dydaktycznych dla naszych uczniów. Gdy wracałyśmy, zaczął padać deszcz ze śniegiem i zrobiło się potwornie zimno. Kuliłyśmy się pod parasolkami, aż tu nagle ulicą przejechał samochód, wzbijając fontannę wody z kałuży! I cały ten strumień poleciał na mnie. Anka miała szczęście, bo to ja byłam bliżej krawężnika, więc ją zasłoniłam. Ociekałam wodą, a moja spódnica nadawała się tylko do wyżęcia.

Mam jeszcze dwie lekcje w szkole… Jak ja się tam pokażę? – jęknęłam.

Nagle zdałam sobie sprawę, że przecież jestem niedaleko swojego mieszkania, więc mogę szybko pójść się przebrać. Zasugerowałam wprawdzie koleżance, że może iść prosto do szkoły, a ja do niej dołączę, kiedy się przebiorę, lecz Ania miała najwyraźniej ogromną ochotę zobaczyć, jak mieszkam. Spojrzała więc na zegarek, stwierdziła, że ma „okienko” w planie i chętnie wypije u mnie herbatę, bo strasznie zmarzła. Co miałam robić? Musiałam ją ze sobą zabrać, chociaż przeczuwałam, jaka będzie jej reakcja na moje lokum. Najpierw niedowierzanie, a potem współczucie.

Wynajęte w pośpiechu – mruknęłam, czując się strasznie głupio, że mieszkam w takich warunkach.

Teraz spojrzałam na swoje mieszkanie oczami koleżanki i widziałam wyraźnie, że nie pomogły mu moje rozpaczliwe zabiegi, polegające na zasłanianiu co bardziej obrzydliwych plam z grzyba wesołymi plakatami. Koleżanka okazała się jednak taktowna, bo nic nie powiedziała, wypiła tylko herbatę i poszłyśmy do pracy. Po kilku dniach jednak zagadnęła mnie w pokoju nauczycielskim.

– Słuchaj… Przypadkiem dowiedziałam się, że moja znajoma wyjeżdża za granicę i szuka kogoś, komu by mogła bezpiecznie wynająć swoje mieszkanie. Byłam u niej i mówię ci, byłabyś z niego bardzo zadowolona.

„Z każdego bym była, jeśli nie ma w nim grzyba” – pomyślałam.

– Oczywiście, bardzo chętnie je obejrzę – odparłam koleżance.

Kiedy tylko weszłam do tego mieszkania, pomyślałam, że to chyba sen. Czyste, przestronne dwa pokoje z normalną kuchnią. Nawet w łazience było małe okienko! No i wanna… Kiedy sobie wyobraziłam siebie w pachnącej pianie, aż straciłam dech. Pozostawała tylko kwestia ceny.

– Nie chcę dużo. Bardziej zależy mi, aby ktoś się nim zaopiekował, kiedy będę za granicą – powiedziała Kaśka, właścicielka mieszkania.

Po czym wymieniła sumę identyczną z tą, którą dotychczas płaciłam za swoją norę.

Nie wierzyłam własnym uszom!

– Jest tylko jeden problem – stwierdziła na to dziewczyna.

„A więc jednak…” – zmartwiałam.

– Chciałabym opłatę z góry za pół roku. Muszę sobie coś przecież od razu wynająć w Londynie, a tam ceny są wysokie – stwierdziła.

Pół roku? Była to naprawdę dość spora dla mnie kwota, ale…

– Biorę! – zdecydowałam się od razu.

„Jakoś sobie poradzę… – pomyślałam, choć zdawałam sobie sprawę, że nie zostanie mi ani grosik z oszczędności.

Zadowolone dobiłyśmy targu i ustaliłyśmy, że ona wyjeżdża w sobotę, więc już od niedzieli mogę przenosić swoje rzeczy do jej mieszkania. Ta niedziela to był dla mnie istny raj! Kąpałam się, rozkoszując przestronną wanną, i przechadzałam po pokojach, podziwiając, jakie są słoneczne.

„Nareszcie będę mogła zaprosić bez wstydu znajomych” – myślałam.

I wtedy właśnie wpadł mi do głowy szalony pomysł: „Urządzę prywatkę! Tak! Już w następny weekend, nie ma przecież na co czekać”. Dałam się ponieść fali radości i w sumie zaprosiłam chyba z pół miasta. Przyszli przyjaciele, znajomi ze studiów, z pracy… I prawie wszyscy przyprowadzili ze sobą jakieś osoby towarzyszące – chłopaków, mężów, żony… Części tych ludzi w ogóle nie załam, ale miałam to gdzieś, brylowałam między nimi szczęśliwa, że mogę ich gościć. W pewnym momencie zorientowałam się, że zabrakło wina, no i kanapeczek. Wypadłam więc z pokoju do korytarza, zgarniając po drodze jakieś brudne miski i talerzyki. Zauważyłam, że pod wieszakiem zarzuconym płaszczami stoi jakiś facet i wygląda nieco bezradnie.

– Słuchaj, jeśli nie masz już gdzie powiesić kurtki, to rzuć ją po prostu na łóżko w sypialni – stwierdziłam przez ramię i wpadłam do zatłoczonej kuchni.

„Pewnie to czyjś chłopak, albo mąż… Szkoda, że zajęty, wygląda całkiem, całkiem…” – przeleciało mi przez głowę. – „Ciekawe, jak ma na imię, zaraz się tego dowiem, tylko otworzę wino…”.

Ale kiedy wbiegłam do pokoju z winem było jeszcze mnóstwo innych rzeczy do zrobienia. Kątem oka zauważyłam, że facet rozmawia z moimi przyjaciółmi ze studiów, potem mignął mi gdzieś przy balkonie, gdzie grupka zagorzałych palaczy odmrażała sobie palce.

W końcu pochłonęły mnie plotki z przyjaciółkami

Ani się obejrzałam, jak zrobiło się późno i goście zaczęli wychodzić.

Nie mieliśmy nawet okazji porozmawiać… – podeszłam w końcu do faceta, kiedy wyraźnie się przerzedziło.

Cały czas nie mogłam wpaść na to, z kim przyszedł? Wyglądało no to, że z dziewczyn, które zostały, każda ma jakąś parę, czyżby on był sam?

– Zdążymy, nigdzie się nie wybieram – odparł z uśmiechem, który chociaż był olśniewający, to wzbudził we mnie dziwny niepokój.

– Ewa, gospodyni przyjęcia! – podałam mu rękę, aby ukryć zmieszanie.

Franek, właściciel mieszkania! – odparł tak po prostu, że w pierwszym momencie w ogóle do mnie nie dotarł sens jego słów.

– Co, proszę? – wykrztusiłam.

– Mieszkam tu – wyjaśnił.

A mnie nagle sufit zwalił się na głowę.

– Ale… jak to? Przecież Kaśka...

Nie dane mi było dokończyć, bo porwali mnie znajomi, którzy właśnie się żegnali i jakoś tak dziwnie się stało, że nagle wszyscy wyszli i zostałam sama z tym dziwnym gościem.

„A jeśli to wariat? Wszedł, bo było otwarte i teraz zrobi mi krzywdę?” – przebiegło mi przez myśl i oblał mnie zimny pot. „To, że facet wygląda niegroźnie, nie jest argumentem. Psychopaci dlatego właśnie są tacy niebezpieczni, bo zręcznie się maskują”.

Odwróciłam się grzecznie do tego mężczyzny, ukrywając swoje przerażenie za sztucznym uśmiechem i zastanawiając się, czy nie wypaść na korytarz i nie zacząć wzywać pomocy, kiedy…

– Proszę, to mój dowód osobisty, żeby pani nie pomyślała, że jestem szaleńcem – facet, jakby czytając w moich myślach, wyciągnął w moją stronę dokument.

Rzuciłam na niego okiem i... Faktycznie!

W miejscu zamieszkania miał jak byk wpisany adres tego lokum!

– Nic nie rozumiem… – poczułam, że tonę. – Wynajęłam to mieszkanie tydzień temu od pani Katarzyny...

– Tak? A ma pani na to jakiś dowód?

Tu mnie złapał! Nie miałam!

– Nie spisałyśmy umowy, bo ona nie chciała bawić się w formalności z urzędem skarbowym… – wymamrotałam.

– I nie zdziwiło pani, dlaczego?! – facet aż uniósł brwi ze zdumienia, a ton miał taki, jakby mówił do dziecka.

Sama nie mogłam zrozumieć, jak to się mogło stać? Ja, taka doświadczona w kwestii wynajmu, dałam się podejść jak nowicjuszka. Czy zadziałało „polecenie” przez Ankę, czy odurzył mnie wygląd tego mieszkania, które w porównaniu z norą, w jakiej mieszkałam, wydało się wprost pałacem? Grunt, że faktycznie dałam babie pieniądze „na gębę” i nawet nie sprawdziłam, czy ma tutaj meldunek. Wydawała się taka zadomowiona…

– Nie ma meldunku – uświadomił mnie teraz facet. – Kaśka jest córką moich znajomych. Zostawiłem im klucze, żeby podlewali kwiaty, kiedy wyjechałem na dwa miesiące. To mówi pani, że wynajęła moje mieszkanie?

Nie odpowiedziałam już na to pytanie, tylko wybuchłam płaczem!

Zawalił mi się cały świat

Łzy lały mi się strumieniami, kapało z nosa i miałam ochotę po prostu umrzeć! Ze wstydu i rozpaczy, bo co ja ze sobą teraz zrobię?

– Nie wezwie pan policji? – wychlipałam, bo też mi się wydało dziwne, że on z taką cierpliwością mnie znosi.

– Zastanawiałem się nad tym, kiedy wszedłem do mieszkania i zobaczyłem tych wszystkich ludzi. Ale nie wyglądali na złodziei, a pani była taka radośnie zaaferowana przyjęciem. Postanowiłem nie robić afery, zanim goście nie pójdą...

– Nawet nie wiem, jak mam panu dziękować! – popatrzyłam na niego, jakby był bogiem. – Byłby taki wstyd!

– No tak… Tylko co dalej? – zapytał, zamiast od razu wziąć mnie za frak i wywalić na zbity pysk.

Bezradnie opuściłam ręce.

– Nie mam dokąd pójść – przyznałam, ośmielona jego spokojem. – Mogę poczekać kilka dni, aż pani coś sobie wynajmie – stwierdził nieoczekiwanie.

– Sęk w tym – chlipnęłam znowu. – Że nie mam za co. Ta oszustka wzięła ode mnie półroczny czynsz, wszystkie moje oszczędności!

Byłam pewna, że zaraz usłyszę, że to nie jego sprawa i mam pakować manatki, ale on tylko złapał się za głowę, a potem stwierdził.

Rozumiem, że ma pani przynajmniej świadka na to „wynajęcie”?

– Tak… – kiwnęłam głową.

– No, to sprawę da się załatwić! – zacisnął usta.

W efekcie zostałam u Franka przez kilka dni, podczas których przede wszystkim on skontaktował się ze swoimi przyjaciółmi i powiedział im, jaki numer wycięła ich córeczka. Zażądali świadka tej sytuacji, więc go dostali. Ania była oburzona na Kaśkę, że pozwoliła się jej tak wykorzystać.

– Nadmieniłam jej tylko nieopatrznie, w jakich mieszkasz warunkach, a wtedy w jej podstępnej głowie musiał się zrodzić ten chory plan! – stwierdziła. – Wykorzystała to, że jej rodzice mają klucze do mieszkania tego Franka, skopiowała je i oddała tobie, udając, że ci wynajmuje mieszkanie. Zgarnęła pieniądze i wyjechała z kraju! Ciekawe, czy czuje się bezkarna? Przecież możesz ją podać do sądu za oszustwo. Chętnie zaświadczę przeciw niej, chociaż tyle dla ciebie mogę zrobić po tym, jak namieszałam.

– Chyba nie będzie takiej potrzeby – odparłam. – Jej rodzice oddadzą mi pieniądze, a potem niech sobie sami dyscyplinują swoją córeczkę.

Faktycznie, ku swojej uldze odzyskałam całą sumę i mogłam się wyprowadzić od Franka, który pomógł mi znaleźć inne mieszkanie. Po tamtej historii pozostał mi ogromny niesmak, ale może w gruncie rzeczy nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło? Następnym razem na pewno będę już ostrożniejsza i nie dam się omamić. Ale jest jeszcze jedna korzyść z tamtej sytuacji. Zaczęłam spotykać się z Frankiem. Gdyby nie ta afera z jego mieszkaniem, to pewnie nigdy byśmy się nawet nie poznali, a tak… Może już niedługo znowu się do niego wprowadzę? Ale teraz już za pozwoleniem prawowitego właściciela. 

Czytaj także:
„Miałam jedną zasadę: nigdy nikomu nie pożyczam pieniędzy. Złamałam ją raz. Straciłam kasę i przyjaciółkę”
„Mąż dawał mi 200 zł miesięcznie, a resztę pieniędzy wydawał na kochankę. Nie pracowałam, więc nie miałam głosu”
„Koleżanka zazdrościła mi pieniędzy i pozycji. Sama nie umiała zapracować na swój sukces, więc odebrała wszystko mnie”

Redakcja poleca

REKLAMA