„Zmusiłam mamę, żeby na bal maturalny kupiła mi suknię za 1500 zł. Chciałam być gwiazdą, a stałam się pośmiewiskiem”

Nie miałyśmy z mamą żadnej rodziny, kiedy zmarła, zostałam sama fot. Adobe Stock, Antonioguillem
„– Szykuje się na ten bal maturalny jak na ślub! Kiedy ty robiłaś maturę, nie wyprawiało się takich hec. Poszłaś w szkolnym galowym stroju, a poloneza tańczyliście na sali gimnastycznej. Stoły z poczęstunkiem były ustawione na korytarzu i jakoś wszyscy dobrze się bawili! W każdym razie ja nie pamiętam, abyś wróciła niezadowolona – gderała babcia”.
/ 24.05.2023 15:15
Nie miałyśmy z mamą żadnej rodziny, kiedy zmarła, zostałam sama fot. Adobe Stock, Antonioguillem

Babcia trajkotała jak najęta:

Szykuje się na ten bal maturalny jak na ślub! Kiedy ty robiłaś maturę, nie wyprawiało się takich hec. Poszłaś w szkolnym galowym stroju, a poloneza tańczyliście na sali gimnastycznej. Stoły z poczęstunkiem były ustawione na korytarzu i jakoś wszyscy dobrze się bawili! W każdym razie ja nie pamiętam, abyś wróciła niezadowolona – gderała.

Wszystko słyszałam, bo nie zamknęła drzwi do kuchni. Zresztą babcia nawet się nie kryła ze swoją krytyką. Jej zdaniem dzisiejsza młodzież była rozpuszczona.

– Za dobrze wam i w tyłkach się wam poprzewracało! – powtarzała mi dziesiątki razy.

– Oj, mamo! Teraz są inne czasy! – usłyszałam głos mojej rodzicielki, która zaczęła mnie bronić. – Wszystkie szkoły organizują teraz studniówki czy bale maturalne w restauracjach czy klubach. Zresztą sala gimnastyczna w liceum Asi jest za mała, aby pomieścić na raz wszystkich uczniów z sześciu maturalnych klas! To przecież dwieście osób!

– Sala salą, a kiecka kiecką! Kto to widział, aby na szkolną zabawę wkładać balową kreację? Naoglądały się te dziewczyny amerykańskich filmów i wszystkie chcą wyglądać jak jakieś Carringtony! Nie powiem, że Asi nie jest w niej do twarzy, ale…

– No właśnie, mamo! Twoja wnuczka wygląda w tej sukni zjawiskowo! A wspomnienia i zdjęcia ze studniówki będą dla niej pamiątką na całe życie – ucięła dyskusję moja mama.

Uśmiechnęłam się na ten komplement

Mama miała rację, sukienka była cudowna; u góry miała sztywny gorsecik a na dole długą spódnicę miękko układającą się wokół kostek i tren. Szukałam jej przez kilka miesięcy, zaczęłam jeszcze w wakacje. Nie było łatwo, bo chciałam kupić coś z klasą, a jednocześnie efektownego. I w jednym babcia miała rację – sukienkę kupiłam w salonie sukien ślubnych. Oczywiście, nie była przeznaczona dla panny młodej, tylko dla jej druhny.

– Do mnie po sukienki przychodzą wszystkie maturzystki! – pochwaliła się właścicielka salonu, kiedy powiedziałam jej o studniówce. – Ta będzie dla ciebie odpowiednia! – pokazała mi istne cudo z ciemnoniebieskiej koronki i tiulu.

Początkowo myślałam raczej o czymś w eleganckiej czerni, ale na widok tej sukienki zmieniłam zdanie.

– Będzie odpowiednia nie tylko na studniówkę, ale na pewno włożysz ją jeszcze na niejedno wesele koleżanek – właścicielka zachwalała ją na wszystkie strony, starając się dowieść, jaka jest praktyczna.

Wiedziałam dlaczego: sukienka kosztowała krocie! Tysiąc pięćset złotych!

„Do tego czterysta złotych składkowego za poczęstunek i lokal, co najmniej sto za buty… Taksówkę obiecali zafundować rodzice mojego chłopaka, ale i tak robiła się z tego naprawdę duża kwota” – pomyślałam w panice, patrząc kątem oka na mamę.

Nie była szczęśliwa, że czeka ją taki wydatek…

– No nie wiem… – zaczęła, oglądając na wszystkie strony metkę z ceną.

– Mamo, błagam! Mam jeszcze pieniądze ze swoich urodzin, dołożę do niej! – rzuciłam się do niej z całuskami, zanim dokończyła zdanie.

– Idź, przymierz – stwierdziła wtedy z westchnieniem, które dobrze znałam.

Szczęśliwa rzuciłam się do przymierzalni. A tam! No cóż… sukienka była cudowna, ale nie dało się ukryć, że lekko na mnie za ciasna.

„Za nic się do tego nie przyznam!” – stwierdziłam, wykręcając się na wszystkie strony i w panice usiłując zasunąć zamek błyskawiczny. „Najwyżej troszkę pobiegasz!” – strofowałam się w myślach.

No i jak? – do przymierzalni zajrzała nieproszona właścicielka salonu.

Na jej widok gwałtownie wciągnęłam brzuch, a ona spojrzała na mnie znacząco.

„Zauważyła!” – pomyślałam upokorzona. –

Pomóc ci zapiąć? – zapytała z fałszywą usłużnością.

– Bardzo proszę – wymamrotałam, wbijając wzrok w wykładzinę.

Musiała mieć wprawę we wciskaniu klientek w za ciasne kiecki, bo dopięła zamek jednym sprawnym ruchem. Poczułam się natychmiast jak w pancerzu, bałam się oddychać, aby suknia na mnie nie pękła z trzaskiem, ale dzielnie wymaszerowałam z przymierzalni tanecznym krokiem, żeby zaprezentować się mamie. Z jej zachwyconej miny wywnioskowałam od razu, że kupi mi tę kieckę bez względu na cenę. I tak też się stało! Powiesiłam ją sobie w domu na drzwiach w foliowym worku, jako motywację. Ale trzeba przyznać, że nawet nie wprowadziłam żadnej diety.

Maturalne stresy zadziałały na mnie same

– Dziecko, jak ty zmizerniałaś! Za dużo siedzisz nad książkami! – stwierdziła. – Moim zdaniem trzeba do niej dopiąć ramiączka, aby ją podtrzymywały, bo te ramiona masz takie szczuplutkie...

– Ramiączka? Za nic w świecie! – zaprotestowałam. – Jak by to wyglądało?!

 „Mama się nie zna…” – myślałam, zbierając sukienkę w garść i zbiegając przed blok, gdzie czekał na mnie w taksówce mój chłopak.

Kreacja była tak długa, że wyszargałaby się na schodach. Może powinnam była kupić do niej wyższe szpilki, ale też zdawałam sobie sprawę z tego, że na niebotycznych obcasach nie przetańczyłabym całej nocy! Sukienka zrobiła furorę wśród moich koleżanek. Ledwie weszłam do lokalu, zobaczyłam zachwyt malujący się na ich twarzach. Z dumą ustawiłam się w korowodzie, który miał wejść na salę krokiem Poloneza. Ruszyliśmy, kiedy zabrzmiały pierwsze takty. Skupiłam się na rytmie i na tym, aby trzymać się prosto i dobrze wypaść na zdjęciach i na nagraniu wynajętego fotografa. „Raz, dwa, trzy…” – liczyłam w myślach, lekko się kolebiąc w biodrach. Uśmiechałam się zadowolona i…! Jeśli ktoś tego nie widział na żywo, zobaczy na filmie To się stało tak nagle! Para przed nami zwolniła, razem z moim chłopakiem prawie na nich wpadliśmy, a na nas ci z tyłu. I ta idiotka, która szła za mną, nadepnęła mi na sukienkę. A wtedy śliska tafta w sekundę zjechała mi z biustu! Zanim zorientowałam się, co się stało, świeciłam stanikiem.

Myślałam, że się zapadnę pod ziemię ze wstydu

Zaczęłam się szarpać z gorsetem, ale musiałam puścić rękę Michała, aby go podciągnąć. Oczywiście zwolniłam krok, zgubiłam rytm, mój chłopak także nie mógł się w pierwszej chwili zorientować, co się dzieje i para za nami znowu na nas wpadła.

– No dalej, idźcie szybciej! – zaczęło się sykanie.

A ja poczułam, że… nie jestem w stanie podciągnąć sukienki, bo ta idiotka znowu na niej stoi!

– Złaź! – popchnęłam ją.

Zatoczyła się, a wtedy jednym ruchem poprawiłam gorset. Usłyszałam ironiczne śmiechy i spaliłam buraka. Z płonącymi policzkami ruszyłam do przodu poganiana przez niezadowoloną nauczycielkę, która pilnowała porządku. Prawą ręką ściskałam Michała, a lewą na wszelki wypadek swój gorset, bo bałam się, że jeden nieostrożny krok wystarczy, abym dokończyła poloneza z odkrytym biustonoszem. I jeśli się spodziewałam, że moja wpadka pozostanie tajemnicą znaną tylko kilku osobom, które ją widziały, bo były obok mnie, to się przeliczyłam! Gorset mi zjechał z biustu już na głównej sali bankietowej i wszystko zostało nagrane kamerą. Podobno fotograf kręcił z jednego ujęcia i potem się tłumaczył, że jak by nie montował materiału, to i tak było widać zamieszanie przy drzwiach.

Wprawdzie jestem na filmie w lekkiej nieostrości, ale widać doskonale, jak popycham Ewkę i szarpię się ze swoją sukienką w samej bieliźnie. No cóż… Moja mama jak zwykle miała rację. Po pierwsze, powinnam była jednak dopiąć ramiączka do gorsetu, żeby się lepiej trzymał w tańcu. A po drugie, zdjęcia i film ze studniówki będą dla mnie niezapomnianą pamiątką… Dowodem na to, jak można najeść się kosmicznego wstydu!

Czytaj także:
„Miałam jedną zasadę: nigdy nikomu nie pożyczam pieniędzy. Złamałam ją raz. Straciłam kasę i przyjaciółkę”
„Mąż dawał mi 200 zł miesięcznie, a resztę pieniędzy wydawał na kochankę. Nie pracowałam, więc nie miałam głosu”
„Koleżanka zazdrościła mi pieniędzy i pozycji. Sama nie umiała zapracować na swój sukces, więc odebrała wszystko mnie”

Redakcja poleca

REKLAMA