„Sprzątając garaż odkryłam, że mąż ma kochankę i dziecko. Warto było czekać na odpowiedni moment, by wyrównać rachunki”

żona zdradzona fot. Adobe Stock, rh2010
„W naszym garażu natknęłam się na nieznany mi zapach damskich perfum, kompletnie nieużywane akcesoria niemowlęce, a co najgorsze – na fotki. Ujęcia przedstawiały współmałżonka w objęciach jakiejś młodszej lali, a obok nich było malutkie dziecko”.
/ 20.06.2024 13:15
żona zdradzona fot. Adobe Stock, rh2010

Moje tłumaczenia, że praca nie jest dla mnie przymusem, ale potrzebą kontaktu z ludźmi i rzeczywistością poza domem, nie docierały do męża. Wojtek był miłością mojego życia, a ja nie znosiłam kłótni, dlatego dla dobra rodziny postanowiłam zrezygnować z kariery zawodowej.

Mój dyplom uczelni wylądował na dnie szuflady, a ja poświęciłam się wychowywaniu naszych pociech, dbaniu o mieszkanie, pracy w ogródku i gotowaniu.

Przez całe życie nie pracowała

Mąż przynosił do domu solidne wynagrodzenie, niczego mi nie brakowało, a w domowych obowiązkach korzystałam z różnych udogodnień. Zakupy dostarczała firma kurierska, a gdy trzeba było wykonać bardziej wymagające zadania, mogłam liczyć na wsparcie innych osób. Nie należę do kobiet, które wydają fortunę na ubrania, ale Wojtek był zdania, że obowiązkiem faceta jest również opłacanie zachcianek małżonki.

Maluchy przyszły na świat w mgnieniu oka, a ja nawet nie zauważyłam, kiedy Ola oznajmiła, że planuje ślub. Zarówno ona, jak i Maks mieli własne sprawy na głowie – kumpli, wycieczki, kolonie, naukę. Wojtek od jakiegoś czasu był jeszcze bardziej zarobiony niż zazwyczaj. Codziennie zjawiał się w domu pod wieczór, ale od dwóch lat regularnie jeździł w delegacje – bywało, że nie zaglądał do nas nawet przez trzy weekendy w miesiącu.

Ostatnimi czasy ogarniała mnie nuda. Zdarzało się, że nie miałam dla kogo przyrządzić posiłku w ciągu dnia. Zdecydowałam, że pora to zmienić. Zapisałam się na zajęcia z jogi, tańca jazzowego i lepienia w glinie. Mój mąż żartował z tego nieustannie, ale i tak był zadowolony, że nie musi wydawać na to majątku, ponieważ zajęcia w lokalnym ośrodku kultury nie były drogie.

Następnie przyszła kolej na zumbę, zajęcia z wikliny i chór, ale te aktywności kompletnie mnie nie wciągnęły. Ruchy taneczne były dla mnie monotonne, a talentu do śpiewu nie mam. Z kolei garncarstwo i koszykarstwo szło mi całkiem nieźle, ale z natury jestem pragmatyczna. Ciężko mi było pojąć sens takiego hobby w dzisiejszych czasach.

Na koniec zdecydowałam się jeszcze na warsztaty florystyczne. Pomyślałam, że dzięki temu przynajmniej będę mogła ładnie przystroić mieszkanie. No i może się to przydać, kiedy moja córa będzie brała ślub. Co się wtedy stało? Okazało się, że to był totalny hit! Tworzenie kompozycji kwiatowych totalnie mnie zauroczyło.

Nie dość, że pochłonęła mnie ta pasja, to jeszcze nauczycielka twierdziła, że mam do tego niezwykły dryg, a efekty mojej pracy pokazywała pozostałym kursantkom jako przykład do naśladowania.

W szafce znalazłam sekretne pudełko

– Alicjo, nie mam już nic więcej do przekazania – oznajmiła po sześciu miesiącach nauki. – Zostałaś obdarzona wyjątkowym talentem, gdybyś kiedykolwiek zdecydowała się zrobić z tego źródło utrzymania, znalezienie pracy będzie pestką.

Zaśmiałam się lekko i powiedziałam, że to tylko moje hobby, a mój mąż zarabia na życie. Nauczycielka popatrzyła na mnie jakby z niedowierzaniem.

– To twoja sprawa, co z tym zrobisz. Chcę tylko jeszcze raz podkreślić, że masz smykałkę do tego i jakbyś kiedyś znalazła się w trudnej sytuacji, to możesz wykorzystać swój dar.

Tamtego dnia nie zdawałam sobie sprawy, jak bardzo te słowa okażą się prorocze... Wydarzyło się to trzy tygodnie po naszej rozmowie. Była sobota, a ja miałam cały dom dla siebie. Mąż pojechał na jakieś sympozjum, a dzieciaki szusowały po stokach. Zero potrzeby stania przy garach, mieszkanie lśniło, a ogródek drzemał przykryty białym puchem. W telewizorze też pustka, same powtórki i nudne programy.

Zdecydowałam się na porządki w garażu. Do tej pory nigdy tego nie robiłam, ponieważ auto, kosiarka i reszta sprzętu była działką Wojtka. Ciągle gadał, że chłop, który sobie z tym nie radzi i wysyła do tego babę, jest żenujący. Ale pomyślałam sobie, że przecież mogę przynajmniej przetrzeć szafki z narzędziami. Bo nawet jeśli Wojtek idealnie układa swoje wkrętaki, to raczej kurzu z nich nie ściera.

Chwyciłam ściereczkę, wiadro z letnią wodą oraz detergent. Z pierwszych szafek wyciągnęłam pęk kluczy, wiertła i inne tego typu rzeczy.

Ale gdy dotarłam do kolejnej szafki, okazało się, że jest tam pusto, ani śladu jakichkolwiek narzędzi.

W pudełku leżały kobiece wody perfumowane, których ani razu nie używałam, całkiem nowe cacka dla niemowlaka, a przede wszystkim zdjęcia. Mnóstwo fotek z rozmaitych zakątków – jedne nad morzem, inne gdzieś w górach. Na fotografiach Wojtek widniał obok młodszej babki i małego brzdąca.

Fotografie uwieczniły czułości, które rozwiały resztki nadziei. Mój ślubny wybranek był nielojalny od dłuższego czasu, robił to nałogowo. Co więcej, wiódł podwójne życie, które najwyraźniej dawało mu znacznie więcej radości. Z niewiadomych przyczyn preferował okłamywanie mnie zamiast odejścia. Być może nie chciał utracić opinii wzorowego małżonka i rodzica, gdyż mogłoby to negatywnie odbić się na jego karierze zawodowej.

W sobotni poranek miałam niecałe 48 godzin, by podjąć decyzję. Nie popadłam w histerię – nasza relacja już od pewnego czasu była raczej letnia. Czułam się po prostu zawiedziona i poniżona. Facet, którego zawsze uważałam za prawego, okazał się zwykłym kłamcą, obłudnikiem i dupkiem.

Chciałam go zostawić bez dram i awantur

Byłam pewna, że gdy Wojtek stanie przed wyborem – szybkie i polubowne zakończenie małżeństwa albo publiczne pranie brudów – zdecyduje się na to pierwsze rozwiązanie.

Byłam świadoma, że mogę uzyskać sporą sumę na alimentach, ale nie miałam zamiaru utrzymywać się z pieniędzy faceta, który mnie zdradził. Zaplanowałam sobie, że znajdę jakieś zajęcie, a gdy stanę już na własnych nogach, złożę papiery rozwodowe. O powrocie do poprzedniego zawodu nie było mowy.

Po dwóch dekadach mój dyplom stracił jakąkolwiek wartość w oczach rekruterów. Zdecydowałam się więc na krok ostateczny. Niedaleko, może z kilometr od naszego lokum, w dużym markecie z kwiatami i artykułami ogrodniczymi poszukiwali kogoś do nieskomplikowanych zadań. Płacili wprawdzie marne grosze, ale nie miałam żadnych wątpliwości. Oczywiście zatrudnili mnie na okres próbny.

Moją przygodę z florystyką zaczęłam od podlewania kwiatów i przesadzania roślin w doniczkach. Kiedy wspomniałam mojemu mężowi o nowym zajęciu, nie wykazał specjalnego zainteresowania. Tak rzadko bywał w domu, że zapewne nie robiło to na nim większego wrażenia. Nie omieszkał jednak wtrącić swoich komentarzy.

– No proszę, gratulacje. Po to zapierniczałaś na te studia, żeby teraz kopać w ziemi u jakiegoś ogrodnika? Jak tam sobie chcesz, baw się w robotę, tylko zakładaj grube kalesony, bo może mnie nie stać na opłacenie lekarza, jak się przeziębisz.

Milczałam, zaciskając mocno usta. Każdego ranka budziłam się skoro świt i pokonywałam pieszo spory dystans do kwiaciarni. Podlewanie, przesadzanie i pielenie grządek wypełniało mój dzień. Gdy nadszedł czas wypłaty po miesiącu pracy, okazało się, że to zdecydowanie za mało, by móc się usamodzielnić.

Mimo to postanowiłam nie rezygnować. Intuicja podpowiadała mi, że to jeszcze nie koniec tej historii. 

Mogłam go poinformować

Panowała epidemia grypy, brakowało pracowników, dlatego zmuszona sytuacją, posadziła mnie za kontuarem – miałam obsługiwać klientów. Również odczuwałam strach. Oby tylko żaden klient nie zadał pytania o pielęgnację azalii. Gdy tylko Jurek przekroczył próg kwiaciarni, natychmiast przykuł mój wzrok.

Facet po pięćdziesiątce, schludny, elegancki wręcz, ale z przygnębieniem na twarzy i totalnie zdezorientowany. Błądził między regałami, kompletnie bez pojęcia co dalej. W nagłym przypływie odwagi spytałam, czy jestem w stanie coś dla niego zrobić.

Przyjechał ze Szwecji, by pożegnać mamę. Musi kupić jakieś kwiaty na ceremonię, ale czasu ma niewiele, ledwie godzinę. Odwiedził już trzy miejsca z kwiatami, lecz nikt nie chce przyjąć zamówienia, a te gotowe kompozycje, również u nas, zupełnie nie przypadły mu do gustu. Pieniądze nie są istotne.

– Rozumie pani, nie zdążyłem. Zanim dotarłem na miejsce, mama odeszła. Pragnąłbym teraz ofiarować jej chociaż przepiękną wiązankę. Uwielbiała kwiaty, więc choć w ten sposób chciałbym wyrazić swoją miłość.

Mogłam go poinformować, że tylko tu dorabiam, ale coś mnie podkusiło. Spytałam go, jakie kwiaty preferowała jego mama i poprosiłam o 30 minut na wykonanie bukietu. Przez ten czas działałam jak w transie, skupiona na zadaniu. Gdy skończyłam, zaprezentowałam mu efekt swojej pracy. Facet przez moment trwał w bezruchu, aż w końcu przemówił:

– Teraz ureguluje należność. Ale jeszcze tu zajrzę, żeby wyrazić wdzięczność za to, co pani dla mnie uczyniła.

Uiścił opłatę i wypadł jak oparzony. Byłam przeświadczona, że to jedynie czcze gadanie i już nigdy więcej go nie ujrzę. Gdy właścicielka wróciła, udałam się do swojego szklanego królestwa.

Przyszedł moment rozliczeń

Kolejnego ranka nawadniałam szpilkowe drzewka, gdy nagle zjawiła się kierowniczka.

– Pani Alicjo, ma pani gościa.

Otrzepałam dłonie z resztek ziemi i opuściłam pomieszczenie. Przed kontuarem czekał na mnie Jurek, dzierżąc w objęciach potężnych rozmiarów bombonierkę – najlepszą, jaką dało się znaleźć w naszej miejscowości.

– Chętnie podarowałbym kwiaty, ale sama pani wie, że to nierozsądne. Ułożyła pani dla mojej mamy najcudowniejszy bukiet na całym świecie. Jeśli rzeczywiście spogląda na nas z góry, musi być absolutnie oczarowana. Mam tylko dwie godziny, ale byłbym niezmiernie radosny, gdyby zechciała pani napić się ze mną kawy. Naturalnie, o ile przełożona wyrazi zgodę. Przełożona zareagowała na tę niespodziewaną wiadomość aprobującym skinieniem.

Wybraliśmy się razem do kawiarni, gdzie w miłej atmosferze spędziliśmy cudowny czas wypełniony rozmowami. Jurek ponownie zawitał do kraju po zaledwie czternastu dniach, a gdy minęły kolejne dwa miesiące, byłam już po uszy zakochana i pewna swoich uczuć.

Dopiero w tamtym momencie pokazałam małżonkowi kopie fotografii, na których widniał w towarzystwie wspomnianej familii i opanowanym tonem zażądałam, abyśmy niezwłocznie się rozwiedli. Poprosiłam go, aby się z tym pospieszył, gdyż planuję wyjazd. Udało mi się znaleźć zatrudnienie w kwiaciarni w Sztokholmie i nie chciałam marnować ani chwili. Mówiłam jak najbardziej serio. Mimo że mąż ma dobrze płatną posadę, nie miałam zamiaru dać się zamknąć w domu niczym jakaś kwoka.

W okolicy naszego szwedzkiego mieszkania znaleźliśmy idealny lokal do wynajęcia. Mój pierwszy, samodzielnie prowadzony kwiatowy biznes cieszy się sporym zainteresowaniem klientów, więc na brak zleceń nie mogę narzekać. Zdarzają się takie dni, kiedy padam ze zmęczenia po całym dniu pracy. Jedyne czego żałuję to, że tak późno odkryłam w sobie ten wyjątkowy dar. Przecież gdzieś tam drzemie on w każdym z nas, tyle że nie wszyscy potrafią go w sobie odnaleźć.

Alicja, 40 lat

Czytaj także:
„Przez lata myślałam, że będę samotna do końca życia, a wystarczyło tylko sięgnąć po komórkę”
„Podczas wakacji nad morzem porwała mnie fala namiętności. Mąż mi nie wybaczy, gdy się dowie, z kim go zdradziłam”
„Byłam już żoną, kochanką i partnerką. Czekałam, aż jakiś facet w końcu okaże się niespodzianką, a nie rozczarowaniem”

Redakcja poleca

REKLAMA