„Zmarnowałam wakacje all inclusive, bo niańczyłam męża. Dzieciak zgrywał chojraka i dopadła go >>zemsta faraona<<”

załamana kobieta na wakacjach fot. Adobe Stock, Sheila
„Zorientowałam się, co zrobił, dopiero gdy już większość zjadł, więc nie miałam szans go powstrzymać. Mogłam mieć tylko nadzieję, że nie dopadnie go przez to choroba typowa dla turystów z Europy…”.
/ 25.04.2023 10:30
załamana kobieta na wakacjach fot. Adobe Stock, Sheila

Piotrek potrafi mnie rozczulić i wkurzyć jednocześnie. Chociaż zazwyczaj chce dobrze, kończy się bardzo różnie. Oczywiście mój ukochany zwala winę na los, na pecha czy innych ludzi, jednak oboje wiemy, że to on odpowiada za swoje czyny.

Zacznijmy może od początku. Mamy paczkę jeszcze z liceum. Regularnie się spotykamy, bo nikt z nas nie dorobił się jeszcze potomstwa. Chodzimy do kina, na kręgle i na imprezy. Jemy, pijemy, śmiejemy się, tańczymy i wspominamy dawne czasy.

Tamtej soboty też mieliśmy takie spotkanie. No i mój Piotrek nieźle przeholował
z alkoholem. Oczywiście nikt go na siłę nie zmuszał do łykania kolejnych setek wódki. Ma już trochę lat, zna swoje możliwości, wie, kiedy powinien przestać! Nie przestał.

Wciąż słyszę w głowie te jego durne argumenty: „Miałem ciężki tydzień w pracy”, „Sobotni wieczór służy do zabawy”, „Jestem dorosły, robię, co chcę”. Jasne! Problem
w tym, że potem to ja musiałam zataszczyć do taksówki jego zwłoki, władować je do windy, a potem wciągnąć na sofę, bo przecież z trupem spać nie będę, prawda?

Musiałam też zdjąć mu buty i postawić w zasięgu ręki butlę wody mineralnej. Zdążył jeszcze na chwilę odzyskać przytomność, wyznać mi miłość i obiecać poprawę.

Myśmy się bawili, a on jadł: mięso i… 

Nad ranem i przez całą niedzielę nie miał siły się ruszyć, jednak w poniedziałek wrócił z pracy z wielkim bukietem róż i spisanymi na kartce przeprosinami. Śmiałam się, bo jego górnolotne wyznanie było naprawdę zabawne, zwłaszcza biorąc pod uwagę to, jak wyglądał jeszcze niedawno.

W czwartek całą naszą ekipą lecieliśmy na wspólne coroczne wakacje. Wcześniej byliśmy już w Grecji, Turcji i Tunezji. Teraz czekał nas Egipt, pakiet all inclusive, plaża, morze i drinki z palemką. Żyć nie umierać.

Jeśli chodzi o umieranie, to Piotrek nadal miał w głowie wspomnienia z sobotniej nocy i obiecał, że w Egipcie będzie grzeczny. Poprzysiągł też na wszystkie świętości, że nie przełknie ani kropli alkoholu. Wstydził się zresztą przed pozostałymi. Przed odlotem wciąż wypytywał, czy się na niego przypadkiem nie obrazili za to, że w sobotę gadał głupoty i zachowywał się jak nienormalny. Na szczęście znaliśmy się nie od dziś. Nie takie rzeczy nasze oczy widziały, więc nikt nie miał do niego pretensji.
Wiadomo, jak to jest pierwszego dnia w ciepłym kraju.

Po założeniu kostiumu, rzuceniu walizek w kąt, zaopatrzeniu się w ręcznik i leżak całe popołudnie spędziliśmy na plaży, rozkoszując się pogodą. A potem nadszedł wieczór. Zjedliśmy królewską kolację, suto zakrapianą wódką i winem. Wódka była nasza, polska, bo ta egipska jakoś nam nie podeszła. Marek miał ze sobą kilka butelek ze strefy wolnocłowej i polewał nam pod stołem, tak dla znieczulenia. Natomiast Piotrek wzdragał się na sam jej widok i konsekwentnie odmawiał.

– Ja tam pić nie potrzebuję – oznajmił nam tonem wyższości. – Wolę delektować się lokalnymi specjałami! – i nałożył sobie na talerz górę smażonego mięsa.

Tak się nim objadł, że nie miał już miejsca na na pozostałe dania, więc skruszony dorzucił na talerz mieszankę pokrojonych warzyw. Wszystkie były surowe, świeże,  wyglądały niezwykle kolorowo i apetycznie.

Zorientowałam się, co zrobił, dopiero gdy już większość zjadł, więc nie miałam szans go powstrzymać. Mogłam mieć tylko nadzieję, że nie dopadnie go przez to choroba typowa dla turystów z Europy…

Potem przenieśliśmy się do baru, gdzie urzędowaliśmy do późnych godzin nocnych. Do pokoi wróciliśmy, kiedy mieliśmy już dość drinków, pokazów fakira i tańca brzucha. To był bardzo udany wieczór. Około piątej nad ranem Piotrek obudził się cały spocony. Od razu wiedziałam, że coś jest nie tak, i domyślałam się nawet dlaczego.

Powiedział, że go strasznie boli brzuch i kręci mu się w głowie. A potem wystrzelił jak z procy do toalety, trzymając się za usta. Wyszedł stamtąd parę minut później, blady jak śmierć na chorągwi. Przycupnął na łóżku, poprosił o wodę, po czym, zanim zdążyłam odkręcić butelkę, znów popędził do toalety. Oczywiście nie chciał mnie wpuścić do środka, więc rozmawiałam z nim przez zamknięte drzwi.

– Potrzebujesz czegoś?

– Błagam, przynieś mi wody – jęczał.

– Więcej wody do picia. Muszę mieć czym wymiotować. I jeszcze coś na rozwolnienie.

Niestety, głupia, niczego takiego nie zabrałam. To był nasz czwarty raz w egzotycznym kraju i do tej pory nikt się jeszcze nie pochorował. Ale, z drugiej strony, zawsze pierwszego dnia wypijaliśmy trochę wódeczki dla odkażenia jelit i bezwzględnie trzymaliśmy się zakazu jedzenia surowych warzyw i picia innej wody niż butelkowana.

Cholera, czemu wczoraj o tym nie pomyślałam! I za późno zorientowałam się, co ten mój kochany Piotrek wyprawia… No i zamiast szykować się na plażę, biedak umierał przez cały poranek. Tak bardzo chciał zademonstrować swoje postanowienie dotyczące wstrzemięźliwości, że aż przeholował w drugą stronę. Zapukałam do Kaśki, a potem do Jowity, żeby spytać, czy nie mają jakichś lekarstw, bo Piotrek od piątej siedzi w toalecie.

– Ale przecież nie pił! – zdziwiła się Kaśka. – Tak się zarzekał po ostatniej sobocie...

Uświadomiłam jej, że owszem, nie pił, i tym razem to się obróciło przeciwko niemu. Bo każdy wie, że na „zemstę faraona” najlepsza jest wódka. Choć trochę się śmiała, oczywiście mu współczuła, ale nie miała niczego na rozstrój żołądka. Na szczęście zawsze zapobiegliwa Jowita wzięła ze sobą blister kapsułek z kulturami bakterii.

Znaleźliśmy sobie nową rozrywkę

– Dobrze, że mamy lodówkę w pokoju, inaczej mogłabym je od razu wyrzucić – powiedziała. – Weź wszystkie, wpakuj mu do gardła i niech pije dużo wody. Za godzinę otwierają aptekę, to kupisz mu jakieś prochy. A my… widzimy się dzisiaj na plaży?

Odparłam, że nie wiem, bo jak mogłabym zostawić ukochanego w potrzebie? Ale Piotrek po przyjęciu leków i wypiciu połowy butelki wody poczuł się lepiej i nie chciał, abym przez niego tkwiła w pokoju.

Zajrzałam do niego godzinę później z tabletkami, które polecił mi pracownik apteki. Podobno bardzo dobrze się sprzedawały… Spytałam, jak się czuje. Odparł, że nadal kiepsko, więc raczej dziś do nas nie dołączy. Poprosił tylko o więcej wody. Leżał, biedak, na łóżku – oczywiście w przerwach, gdy nie wisiał nad klozetem. Wyglądał jak siedem nieszczęść. Blady, w przepoconej koszulce, z wyrazem twarzy bezdomnego psiaka. Tak cię cieszył, gdy wpadałam, że pod wieczór nie miałam już serca zostawiać go samego.

Wyniosłam na balkon fotele, wytłumaczyłam się przed przyjaciółmi i spędziliśmy z mężem czas tylko we dwoje. Było bardzo miło, oczywiście biorąc poprawkę na stan Piotrka. Rozmawialiśmy o początkach naszej znajomości. Czytaliśmy sobie na głos fragmenty kryminału, który zabrałam ze sobą w przekonaniu, że nawet do niego nie zajrzę.

Piotrek po tych tabletkach poczuł się chyba lepiej, bo wstawał w nocy tylko dwa razy, a kiedy leżał obok, wtulał się w moje plecy tak, jak zawsze lubiłam. Następnego dnia dołączył do nas podczas lunchu. Musiał wreszcie coś zjeść. Zdecydował się na ryż, z którego wygrzebał wszystkie możliwe dodatki. Do tego zamówił herbatę, co kelner skwitował podejrzliwym spojrzeniem.

To była najmilsza rzecz, jaką usłyszałam

Chłopcy trochę sobie z niego pożartowali, ale po chwili dali spokój, ponieważ Piotr naprawdę wyglądał jak z krzyża zdjęty. Nie chcieliśmy go dobijać. Spędził z nami popołudnie na plaży, trzymając się bezpiecznego cienia parasola. Opuścił nas kilkakrotnie, lecz nikt tego nie komentował. Noc przespał spokojnie. Trzeciego dnia nabrał kolorków na twarzy i stwierdził, że dość ma abstynencji i że przyda mu się porządne odkażenie żołądka.

Nie da się ukryć, że do końca pobytu Piotrek nie odzyskał swojego typowego poczucia humoru, swojej energii ani iskierek w oczach. Nie zdecydował się na pływanie pod wodą, nie popłynął z nami w rejs statkiem pirackim i ogólnie był dość zmarnowany, choć wódka niewątpliwie pomogła. Cieszyłam się jednak ze wspólnych wieczorów, bo choć nie imprezowaliśmy z paczką tak intensywnie jak zwykle, często spędzaliśmy chwile sam na sam, rozmawialiśmy o sprawach dawno zapomnianych i chyba umocniliśmy dzięki temu naszą miłość.

Ostatniego wieczoru przed wyjazdem Piotr powiedział mi, że z całej podróży najlepiej zapamięta wspólne czytanie kryminału i bardzo chciałby, abyśmy po powrocie do Polski nie porzucili tego wieczornego zwyczaju. Zrobiło mi się ciepło na sercu. Mój kochany Piotruś… To była najmilsza rzecz, jaką usłyszałam od niego od wielu miesięcy, i w tamtym momencie nawet ucieszyłam się, że spadła na niego ta cała fatalna w skutkach „zemsta faraona”.

Czytaj także:
„Zakochałem się w samotnej matce. W ten sposób z dnia na dzień zostałem ojcem. Nie miałem wyjścia”
„Zakochałam się w zajętym mężczyźnie. Walczyłam o niego 10 lat, aż w końcu rozwiódł się i związał ze mną”
„Zakochałam się w mężu ciężarnej przyjaciółki. Chciałam go zdobyć za wszelką cenę, nawet kosztem życia tego dziecka”

Redakcja poleca

REKLAMA