Mówi się, że ocenianie po pozorach to zły pomysł – czy to chodzi o książkę, czy o człowieka. W przypadku Marty moje pierwsze odczucia były jednak jak najbardziej pozytywne. Ta dziewczyna pojawiła się w odpowiednim momencie, niczym dar od losu. Kiedy zdecydowałam się przeprowadzić na wieś do rodzicielki, chciałam komuś wynająć moje niewielkie mieszkanko. Pierwszy najemca wprowadził się dzięki poleceniu znajomych, ale rychło przekonałam się, że takie układy potrafią przynieść więcej szkody niż pożytku. Okazało się bowiem, że „sympatyczny pan Stanisław” ma skłonność do nadużywania procentów.
Miał spory z sąsiadami i administratorem budynku. Jednak z racji tego, że regulował opłaty na czas, nie powodował zniszczeń i nie zakłócał spokoju, nie miałam powodów do wcześniejszego rozwiązania najmu. Szczerze poczułam ulgę, gdy poinformował mnie, że straciwszy zatrudnienie musi się wyprowadzić, gdyż nie jest w stanie dłużej ponosić kosztów wynajmu. Ale pech...
Byłam świadoma przyczyny utraty pracy i pomyślałam sobie: idź w cholerę. Kolejna najemczyni przebywała u mnie bardzo niedługo, ponieważ podczas nauki na uczelni zawarła przyjaźń z nowo poznaną dziewczyną i zdecydowała się przeprowadzić do jej pokoju w akademiku.
Zjawiła się niespodziewanie
Telefony się urywały, potencjalni najemcy przybywali obejrzeć lokum, ale finalnie nic z tego nie wynikało. Jednemu nie odpowiadała panorama z okna, drugiemu wystrój wnętrza. Część twierdziła, że umeblowanie jest zbyt obfite, inni z kolei narzekali na niedostatek sprzętów. Obniżyłam stawkę, ale to również nie przyniosło rezultatu. Upływały kolejne miesiące, a moja irytacja rosła. Byłam zmuszona regulować kredyt, opłaty, od czasu do czasu posprzątać, a lokal ział pustką.
Marta zjawiła się niespodziewanie. Dotarła na umówioną godzinę chwilę wcześniej. Jej strój składał się z jasnoniebieskich spodni, lekkiej koszulki i białych butów sportowych. Do tego lekko pomalowana, z promienną miną. Ciemne, długie pasma związała w prosty kucyk. Wyglądała świetnie. Nie sprawiała wrażenia ani przesadnie wystrojonej, by marudzić na kuchnię, która nie należała do najbardziej nowoczesnych, ani zanadto niechlujnej, bym zaczęła się martwić, że zaniedba mieszkanie. Poczułam do niej sympatię od pierwszej chwili. Tym bardziej, gdy wyznała:
– Ekstra! To mieszkanie prezentuje się o wiele bardziej okazale niż na fotkach. Od kiedy mogę zacząć tu mieszkać?
– Nawet od jutra, jeśli chcesz – powiedziałam radośnie.
Kolejnego popołudnia ponownie się zobaczyłyśmy. Wzięłam ze sobą dokumenty do podpisania oraz komplet kluczy. Dopełniłyśmy wszelkich formalności, odebrałam wpłatę i powiedziałam Marcie, aby dobrze się jej mieszkało. Kontrakt zawarłyśmy na dwanaście miesięcy, ale lokatorka wspomniała, że jej miejsce pracy znajduje się zaledwie dwa bloki dalej, więc położenie mieszkania bardzo jej odpowiada i ma zamiar wynajmować je jak najdłużej. Z mojej strony nie było żadnych przeciwwskazań.
Dałam jej jasno do zrozumienia, że co miesiąc będę wpadać po kasę. Okej, może i ją lubię i nawet trochę jej ufam, ale wiesz jak to jest – lepiej dmuchać na zimne. A poza tym fajnie będzie od czasu do czasu się tam pokazać, pogadać z właścicielem i sąsiadami, żeby wiedzieć co się dzieje z tą nową mieszkanką.
Mieszkańcy bloku wyrażali się o Marcie w niezwykle pochlebny sposób. Nie paliła papierosów w częściach wspólnych, witała się i żegnała uprzejmie. Co prawda, podczas pierwszych odwiedzin zaskoczyło mnie nieco, że Marta wciąż nie rozpakował toreb i kartonów, które wypełniały puste przestrzenie mieszkania, ale wytłumaczyła mi, iż regularnie zostaje po godzinach w biurze i brakowało jej czasu, by zająć się bagażami. Ja również czasem zostaję dłużej w pracy, dlatego doskonale ją rozumiałam. Przekazała mi odliczone pieniądze i ustaliłyśmy termin następnego spotkania.
Marta obiecała uporządkować mieszkanie, ale gdy minęły cztery tygodnie, okazało się, że niewiele się zmieniło. Ba, nawet przybyło pakunków! Pod ścianami piętrzyły się kolejne torby i kartony, a ich liczba zdawała się rosnąć. Na sofie nie dało się usiąść, bo okupowały ją reklamówki wyładowane po brzegi ciuchami. Dookoła poniewierały się buty. Drzwi do sypialni pozostawały zamknięte na cztery spusty.
Podobno Marta nie miała jeszcze czasu tam ogarnąć. Cóż, patrząc na pokój dzienny trudno było uwierzyć, że gdziekolwiek zdążyła zrobić porządki...
Później zaczęły się kłopoty
Raz nie mogła znaleźć kluczy i chciała pożyczyć zapasowe. Innym razem odwołała spotkanie w ostatnim momencie, bo jej mama nagle zachorowała i musiała do niej jechać. Kiedy indziej poprosiła o przedłużenie terminu płatności, ponieważ bankomat połknął jej pieniądze. Wiecznie działo się coś nieprzewidzianego.
Ani razu nie odezwała się pierwsza, żeby coś uzgodnić. Ja za każdym razem musiałam ją nagabywać, kiedy zbliżał się wyznaczony termin. Owszem, regulowała należności, ale ile ja się musiałam nagimnastykować i naczekać, to tylko ja wiem.
Nie sądziłam, że da się tak żyć. Wszędzie, gdzie nie spojrzeć – kartony, worki i jakieś graty. Marta próbowała to ukryć, przykrywając je szmatami, ale to nie pomagało. Kompletny chaos w całym mieszkaniu. Sięgało aż po sufit! Nie wspomniałam jej o tym ani słowem, ale nie mogło to być spowodowane niedokończonym rozpakowywaniem. Tu musiało chodzić o coś innego. Może nie lubiła sprzątać? A może miała problem z kompulsywnymi zakupami albo chorobliwym zbieractwem? Tak czy inaczej, był to zdecydowanie najbardziej przerażający bałagan, jaki w życiu widziałam.
Pewnego razu zdarzyło mi się, że potrzebowałam nagle skorzystać z ubikacji. Widok, jaki zastałam w środku, był tragiczny. Tafla zwierciadła usłana była białymi smugami, a w zlewie widniały ciemne plamy zaschniętego brudu i kurzu. Muszla klozetowa dumnie prezentowała brązowy pierścień wokół rdzawej wody. Obawiałam się choćby usiąść na sedesie, aby nie nabawić się jakiejś paskudnej infekcji. Jakby tego było mało, po podłodze walały się zużyte rolki po papierze toaletowym oraz przybory kosmetyczne.
Wracając z toalety, starałam się nie okazywać emocji, ale w duchu zdecydowałam, że kolejnym razem zabiorę ze sobą kumpelę. Chciałam mieć kogoś, kto będzie mógł zaświadczyć, że nie wyolbrzymiam sytuacji. Zanim jednak udało mi się wcielić mój chytry zamysł w życie, Marta oświadczyła, że jest zmuszona skorzystać z przysługującego jej prawa do miesięcznego okresu wypowiedzenia, gdyż udało jej się znaleźć zatrudnienie po drugiej stronie miasta.
Musiała zrobić mi pod górkę
Zaczęłam się więc rozglądać za nowymi lokatorami. Jak mówiła umowa, w trakcie okresu wypowiedzenia mogłam przyprowadzać osoby zainteresowane mieszkaniem. Zdarzyło mi się to parę razy, ale dość szybko dotarło do mnie, że to nie ma sensu, bo każdy kto by chciał wynająć lokal, od razu dostawał odstraszacza w postaci panującego tam bałaganu. Doszłam do wniosku, że lepiej poczekam, aż Marta opuści mieszkanie. Przez tę pannę przybyło mi trochę siwizny na głowie. Ale to i tak niewielka zapłata…
No i oczywiście laska musiała robić pod górę, jak to ona zresztą. W dniu, kiedy miałyśmy się spotkać w sprawie kluczy, zadzwoniła i powiedziała, że przeceniła swoje możliwości i ciągle jeszcze nie wyniosła wszystkiego. Dałam jej kilka godzin ekstra, ale gdy już jechałam na miejsce, znów zadzwoniła z info, że został tylko szmelc do wywalenia, ale nie dała rady się tego pozbyć.
Słyszałam w jej głosie, jak mnie błaga o jeszcze trochę czasu, ale miałam już tego dość. Czułam, że jak dam jej kolejny dzień, to nigdy się nie wyniesie na dobre.
Moja podróż pociągiem z rodzinnej wsi dobiegła końca. Uzgodniłyśmy z Martą, że pozbędzie się zbędnych rzeczy, przekaże mi klucze, a ja potrącę z kaucji sumę za posprzątanie mieszkania. Gdy pożegnałyśmy się i wyszła, z ulgą opadłam na kanapę, a w zasadzie na stos pozostawionych przez nią gratów.
Postanowiłam posprzątać sama
Zdecydowałam, że trochę przyoszczędzę i sama zrobię porządki. Potem żałowałam tej decyzji, bo pozbycie się jej rupieciarni i doprowadzenie wszystkiego do ładu zajęło mi całe trzy doby! Tak, musiałam wziąć wolne w pracy, żeby najpierw wywalić te graty, a następnie poodkurzać, pomyć i ogarnąć mieszkanie. Wtedy zrozumiałam, czemu Marta nie sprzątała. Przy takiej ilości szpargałów po prostu się nie dało.
Zaniosłam do śmietnika cztery ogromne torby ciuchów. Pozbyłam się kilkudziesięciu rozpoczętych paczek z herbatą, makaronami i kaszami. Płakałam nad zepsutymi resztkami żarcia, otwartymi słoikami, śmierdzącymi flaszkami po wódce i stosem pudeł po pizzy. Jakby tego było mało, w kuchni znalazłam zdechłego karalucha, chociaż przedtem nie widziałam żadnych insektów.
Ale to dopiero początek – pośród stosu odpadków natknęłam się na wezwania od komorników. Marta robiła tak duże zakupy, że wpadła po uszy w zobowiązania finansowe. Zagubiła się ta dziewucha w swoim życiu. Raz było mi jej żal, a za chwilę wpadałam we wściekłość na myśl o tym, co zrobiła z moim lokalem. Całe szczęście, że miałam ją już z głowy.
Wydawało mi się, że to koniec historii, ale już po kilku dniach otrzymałam wezwanie, by stawić się na policji. Ku mojemu zaskoczeniu, okazało się, że Marta zrezygnowała z zameldowania pod swoim dotychczasowym adresem, a jako adres do korespondencji podała mój. Funkcjonariusz wypytywał mnie, jakie łączą mnie relacje z tą kobietą i czy mam z nią jakikolwiek kontakt. Dlaczego? Ponieważ była poszukiwana w związku z zarzutami o przywłaszczenie mienia i wyłudzenie!
Zafundowałam mszę
Zgodnie z faktami wytłumaczyłam, że kobieta przez pewien czas wynajmowała ode mnie lokal mieszkalny, ale niedawno się stamtąd wyniosła i nie mam pojęcia, gdzie teraz przebywa. Policjant zanotował moje zeznania i pozwolił mi odejść. Ale ulga… Serce tłukło mi się w piersi jak oszalałe.
Zafundowałam mszę, aby przestać o niej myśleć i żebyśmy już nigdy na siebie nie wpadły. Przez tę babkę mam więcej siwizny na głowie, a także przekonałam się, że z pozoru wymarzona współlokatorka potrafi sprowadzić na człowieka sporo problemów.
Wynajmując komuś mieszkanie, nigdy nie ma się pewności, jak to się potoczy. Można trafić dobrze albo kiepsko i nic nie da się z tym zrobić. Nawet najbardziej drobiazgowa selekcja ewentualnego lokatora nie ujawni wszystkich jego tajemnic, uzależnień i kłopotów, które skrywa.
Alicja, 28 lat
Czytaj także:
„Kariera w metropolii miała dać mi szczęście, a przyniosła tylko rozczarowanie. Na wsi czekało na mnie lepsze życie”
„Chodzę w dziurawych rajstopach i rozklejonych butach, by córce żyło się lepiej. Sponsoruję ją, bo taka już moja dola”
„Figle i swawole z fryzjerem to spełnienie moich marzeń. Mąż płaci za fryzurki, a napiwki styliście daję na zapleczu”