Może innym praca za granicą kojarzy się z łatwym zarobkiem, ale nie mnie. Przez pięć lat harowałem w angielskich dokach jako płetwonurek, czyszcząc burty statków i robiąc drobne naprawy, które można było przeprowadzić bez kosztownego wydobywania statku na ląd.
Chociaż zarabiałem sporo, nawet jak na warunki angielskie, a cóż dopiero mówić o polskich, to wracając do kraju przysięgałem sobie – nigdy więcej! Smród rozkładającego się morskiego planktonu śnił mi się jeszcze długo. Ale moje serce radowało się, kiedy widziałem wyciąg z konta.
350 tysięcy złotych oszczędności to ładna sumka! Za to mogłem na rodzinnej działce postawić dom. A raczej na tej połowie, która przypadła w udziale mnie, bo druga część należała do mojego brata.
„Z takimi perspektywami to ja mogę się żenić!” – zadecydowałem, uderzając w konkury do Małgosi, najpiękniejszej dziewczyny, jaką kiedykolwiek spotkałem! Poznaliśmy się w podstawówce i już wtedy wiedziałem, że chcę, by została moją żoną. Ona się z tego śmiała, ale kiedy wyjeżdżałem do Anglii, obiecała, że na mnie poczeka. Poczekała. Przetrwała nawet to, że wymęczony po dziesięciu, albo i dwunastu godzinach pracy często nie miałem nawet siły, aby odpisać na jej maila.
Zaczęliśmy planować ślub i szukać ładnego projektu domu. Z dwoma dziecięcymi pokojami, co najmniej. Planowałem, że do dnia ślubu przynajmniej staną ściany i dach. A potem to ja już go będę sobie spokojnie wykańczał.
I wtedy niespodziewanie mój brat poprosił mnie o przysługę. Chciał, abym mu pożyczył pieniądze. Wszystkie. Moje 350 tysięcy złotych! W pierwszej chwili odruchowo odmówiłem, bo przecież to była cała moja krwawica!
– Nie mogę! Za co zbuduję dom? – powiedziałem.
– Zbudujesz go, zbudujesz, tylko nieco później! Za rok ci oddam wszystkie pieniądze z odsetkami! – zaczął mnie zapewniać brat. – Słuchaj, stary, bez porządnego zastrzyku gotówki moja firma na pewno upadnie i z czego wtedy utrzymam swoją rodzinę?
Cisnęło mi się na usta, że to nie moja sprawa, ale się powstrzymałem. W końcu to jednak mój starszy brat… W dzieciństwie był dla mnie wzorem. Potem przekonałem się, że jest bardzo podobny do naszego ojca, którego nigdy nie trzymały się pieniądze. Zawsze prowadził jakieś dziwne interesy, ale tak naprawdę dom utrzymywała jedynie matka.
Kiedy dorosłem, często zastanawiałem się, dlaczego nigdy nie położyła kresu podejrzanym interesom, w których ojciec topił pieniądze. Musiała go bardzo kochać. za bardzo? Mój brat odziedziczył po ojcu skłonność do brawury w biznesie. Może i się na tym nie znam, tak jak on, ale już na zdrowy rozum niektóre jego poczynania nie miały szans na powodzenie!
Tak więc, choć łączyły nas więzy krwi, nie byłem pewny, czy chcę mu powierzyć cały swój majątek. Ale wtedy do akcji wkroczyła matka, wiercąc mi dziurę w brzuchu, że to mój brat i mógłbym mu pomóc.
– Tylko na rok! I odda ci z nawiązką! – przekonywała. – Ja w sumie uważam, że nie powinieneś brać tych odsetek od własnego brata, jak jakiś bezduszny bank. No, ale skoro Wojtek się do tego zobowiązał, że ci zapłaci… To ładnie z jego strony, prawda?
Ładnie… Zwyczajnie nie miał innego wyjścia, jak pożyczyć ode mnie kasę, oferując mi godziwy procent! Żaden bank by mu nie dał ani złotówki, bo zalegał pracownikom z pensją, a ZUS-owi ze składkami. Taki był z niego przedsiębiorca!
Zamierzał produkować pustaki
– Zanim ci dam pieniądze, chcę zobaczyć biznesplan! – powiedziałem bratu.
Spojrzał na mnie z ironią, chyba miał już na końcu języka pytanie, po co mi biznesplan, skoro się nie znam na prowadzeniu interesów, ale na szczęście zmilczał i tylko kiwnął głową.
Przez dwa tygodnie nie mogłem się jednak niczego doprosić, i może już wtedy powinienem był sobie odpuścić. Ale wizja ględzącej mi nad uchem matki sprawiła, że uzbroiłem się w cierpliwość.
W końcu coś dostałem, co na pierwszy rzut oka wyglądało dość sensownie. Wojtek w ramach ratowania firmy handlującej materiałami budowlanymi zamierzał zacząć produkować własne pustaki według jakiejś szwedzkiej technologii.
– Produkcja jest prosta, a te pustaki mają świetne parametry! – mój brat zasypał mnie fachowym słownictwem, w którym współczynnik ciepła mieszał się z twardością i wytrzymałością.
– Dobra! Masz te pieniądze! Ale pamiętaj – tylko na rok! Potem to ja z Małgośką chcę się za nie budować! – zapowiedziałem.
Wojtek rozpłynął się wprost z wdzięczności. Pieniądze zwyczajnie mu dałem, nie dbając o żadne formalności. W końcu to brat!
Mijały miesiące, w firmie mojego brata faktycznie coś się działo. Pojawiły się jakieś pustaki, które pokazywał mi z dumą jako swoją produkcję i twierdził, że interes idzie świetnie! Cieszyłem się z jego sukcesu i z tego, że najwyraźniej wkrótce odzyskam swoje pieniądze, tak jak to było planowane. Myślałem sobie nawet, że daruję Wojtkowi te odsetki, bo faktycznie nie będę własnego brata traktował jak jakiś bezduszny bank!
Nie kontrolowałem go także w żaden sposób, po prostu nie przyszło mi to do głowy. Po pierwsze ja się faktycznie nie znam na prowadzeniu firmy, a po drugie byłem zajęty szukaniem pracy dla siebie i organizacją wesela z Małgosią, za którą tak się stęskniłem na obczyźnie, że teraz spędzaliśmy razem każdą wolną chwilę.
W końcu znalazłem pracę, nawet w połowie nie tak dobrze płatną jak tamta w Anglii, ale blisko mojej ukochanej, i w miasteczku, w którym chciałem spędzić resztę życia. Dzień ślubu zbliżał się wielkimi krokami i prawdę mówiąc, skoro mój brat zapewniał mnie, że jego interesy idą fenomenalnie, przyszło mi do głowy, że zaproponuję mu pewien kompromis. W zamian za to, że mu umorzę odsetki, odda mi wcześniej część mojej kasy.
Byłem pewien, że nie odmówi, bo przecież to był naprawdę uczciwy układ. Ale Wojtek nie patrząc mi w oczy, zaczął tłumaczyć, że wprawdzie idzie mu całkiem nieźle, ale są takie i śmakie koszta, więc gotówki luźnej na razie nie ma.
– Wiesz, jak to jest z inwestycjami! – zakończył rozmowę.
Nie wiedziałem za bardzo, ale w sumie czemu miałbym nie wierzyć bratu. Tym bardziej, że zapewniał mnie, że „wszystko ma tak poustawiane”, aby mi oddać pieniądze na czas.
Nie poznałem tego miejsca
Nadszedł dzień naszego wesela. Małgosia wyglądała olśniewająco w białej sukni i naprawdę na jej widok się wzruszyłem. Impreza była przednia, przynajmniej tak sądziłem do momentu, aż nie zauważyłem, że dziwnie iskrzy między moim bratem a wujem Gosi. Z ciekawości zapytałem ukochaną, o co chodzi. Obiecała, że się zorientuje i pół godziny później przyszła do mnie blada.
– Wuj mówi, że twój brat to oszust! Od pół roku mu nie płaci za pustaki, które sprzedaje u siebie na składzie!
Zaniepokojony nie na żarty postanowiłem sam pogadać z wujem. Nie bardzo chciał, ale kolejne wódeczki rozwiązały mu język. Od słowa do słowa dowiedziałem się, że najwyraźniej Wojtek niczego nie produkował, tylko brał pustaki wykonane w tej szwedzkiej technologii od wuja Gosi i jego wspólnika! Na co zatem poszły moje pieniądze?!
Wiedziałem, że to będzie ciężka rozmowa z Wojtkiem, więc nie zaczynałem jej na własnym weselu. Po co miałem sobie jeszcze bardziej psuć ten piękny dzień?
Następnego dnia spaliśmy z Gosią do popołudnia, zmęczeni po zabawie. A potem chodziłem markotny po naszym wynajętym mieszkanku i w końcu moja ukochana żona zaproponowała:
– Może pojedziemy na działkę? Powyobrażamy sobie, jak pięknie będzie na niej wyglądał nasz dom .
To było nasze ulubione zajęcie, które w ciągu ostatnich miesięcy zarzuciliśmy z powodu braku czasu. Zgodziłem się i pojechaliśmy.
Kiedy dotarliśmy na miejsce, w pierwszym momencie myślałem, że pomyliłem drogę! Moja działka wyglądała tak jak zawsze, ot, zarośnięty kawałek ziemi, za to na połowie mojego brata wyrósł… całkiem spory dom! Podciągnięty pod sam dach pokryty błyszczącą w słońcu dachówką. Oniemiałem!
Przyszło mi nawet do głowy, że może Wojtek sprzedał swoją część działki i ktoś się na niej właśnie zbudował. Tak, grzeszyłem taką naiwnością, bo do głowy mi nie przyszło, że własny brat mógł mnie tak perfidnie wykorzystać i oszukać!
A prawda była taka, że Wojtek wydał moje pieniądze, które miałem uzbierane na budowę domu, budując z nich swój. Nie wykorzystał ich do żadnej inwestycji, nie było żadnej fabryki pustaków!
Wściekły, od razu pojechałem do brata i chyba bym go zabił, gdyby żona z bratową mnie nie przytrzymały!
– Oddawaj pieniądze! – wrzeszczałem, choć już wiedziałem, że nic nie wskóram.
W oczach Wojtka zobaczyłem bowiem ten sam błysk, który miał, gdy jako dziecko oszukiwał w karty. Błysk oznaczający, że czuje się mocny, bo wie, że odniesie zwycięstwo! Nie mam przecież żadnego dokumentu świadczącego o tym, że pożyczyłem mu kasę. A on nie ma mi z czego oddać, bo zbudował dom, a jego firma ledwo zipie, choć miał ją niby ratować.
Oczywiście, mógłbym donieść na Wojtka do urzędu skarbowego, bo skąd ten bankrut miał niby pieniądze na budowę domu? Mógłbym także pójść do sądu, w końcu mam świadków na to, że mu je dawałem. Świadków? No cóż… Jak mi uświadomił wynajęty adwokat, moja żona nie jest wiarygodnym świadkiem, bo jest moją najbliższą rodziną. A matka zapowiedziała, że nie będzie zeznawała przeciwko Wojtkowi.
Co więcej, usłyszałem od niej, że powinienem się wstydzić, bo chcę zwrotu pieniędzy od brata, a przecież rodzeństwo powinno sobie pomagać. Zrozumiałem, że ona teraz traktuje Wojtka jak kiedyś ojca. To, że nie umie sobie poradzić w życiu, wzbudza u niej jakieś chore opiekuńcze instynkty!
Co innego ja. Ja podobno jestem zaradny i jak od niej usłyszałem, mogę jeszcze raz takie pieniądze zarobić! No cóż… Jeśli chciałem, aby moja rodzina żyła na przyzwoitym poziomie, a nie w wynajętych dwóch pokojach, to musiałem znów zakasać rękawy.
Zrezygnowałem z pracy, którą miałem, bezpiecznej i spokojnej, chociaż średnio płatnej i zatrudniłem się w ekipie płetwonurków montujących lub rozmontowujących konstrukcje pod wodą. Robota niewdzięczna i niebezpieczna, ale dobrze płatna. Nie tak, jak doki w Anglii, jednak na tyle, aby bank dał mi kredyt na dom. Tylko czy chcę mieszkać obok brata?
Czytaj także:
„W wieku 12 lat ugrzęzłam w pieluchach, kupkach i zupkach, a chciałam być tylko dzieckiem. Efekt? Nie odwiedzam rodziny”
„Moje życie miłosne zatoczyło koło i po 15 latach wpadłam w ramiona licealnej miłości. Los nieprzypadkowo nas połączył”
„Wszyscy moi faceci byli irytującymi leniwymi misiami. Całe życie komuś usługiwałam i byłam czyimś popychadłem”