„Zdradziłam narzeczonego, więc mnie zostawił. Nie przyznałam się, że noszę jego dziecko. Przez głupią dumę straciliśmy 8 lat”

matka z córką fot. iStock by Getty Images, bymuratdeniz
„Kochałam Wojtka. Nawet teraz, po wielu latach musiałam się przyznać sama przed sobą, że to była prawdziwa miłość, że zepsułam coś, co zdarza się tylko raz w życiu i to nie każdemu! Bywały wieczory, gdy mała już spała, a ja siedziałam z gorącą herbatą, wspominając romantyczne kolacje sprzed lat i rycząc jak bóbr”.
/ 28.04.2023 08:30
matka z córką fot. iStock by Getty Images, bymuratdeniz

Wojtka poznałam jeszcze w liceum. Razem przeszliśmy przez maturę, egzaminy na studia i pierwsze lata dorosłości. Ja dostałam się na swoją wymarzoną psychologię, Wojtek niestety egzaminy oblał i poszedł do studium pomaturalnego. Planował zdawać po raz kolejny za rok, ale okazało się, że informatyka i praca w reklamie to jest to, co go interesuje. Zrezygnował więc ze studiowania.

Ja kończyłam właśnie drugi rok, kiedy zaczęliśmy nieśmiało przebąkiwać o ślubie. Trochę naciskali na nas rodzice („bo już tyle lat ze sobą jesteście”), a trochę my sami chcieliśmy sformalizować naszą miłość. I właśnie wtedy to się stało. Poznałam Maćka, brata mojej koleżanki z roku. Przystojny i wygadany, bardzo mi się spodobał.

Nie wiem, dlaczego zaczęłam z nim flirtować. Może to było znudzenie stabilizacją? W końcu byłam młoda, wcześniej nie miałam żadnego chłopaka, związek z Wojtkiem był pierwszym poważnym związkiem. Może mnie to przerosło? Może podświadomie chciałam się wyszumieć przed ślubem, a perspektywa związania się na całe życie trochę mnie przerażała? Nie mam pojęcia, dlaczego to zrobiłam. Bo chociaż owszem, Maciek mi się podobał, to przecież go nie kochałam! Jedynym ważnym mężczyzną w moim życiu był Wojtek i wcale nie miałam zamiaru tego zmieniać!

A jednak zrobiłam to, co zrobiłam, stało się. Kiedy Maciek zaprosił mnie do kina, w tajemnicy przed Wojtkiem umówiłam się z nim. Potem była jeszcze kawiarnia, spacery, a nawet wspólne wypady za miasto. Wojtek coś zauważył, bo miałam dla niego mniej czasu niż zwykle i stale dopytywał, co się dzieje. Moje tłumaczenia nie były zbyt przekonujące i zaczął mnie podejrzewać o zdradę. Kłóciliśmy się o to nieustannie.

Pamiętam do dziś tę jedną, najgorszą awanturę. Byłam zła na Wojtka, że mi nie wierzy, że jestem mu wierna. Bo w pewnym sensie byłam, przecież nie przespałam się z Maćkiem! Ale tego dnia, po naprawdę ostrej wymianie zdań, wybiegłam z domu i pobiegłam prosto do niego. Czułam się niesprawiedliwie posądzona, szukałam pocieszenia. No i znalazłam je, w jego ramionach. Tamtej nocy zrobiłam to, o co oskarżał mnie Wojtek. I wcale nie czułam się z tym dobrze. Szybko dopadły mnie wyrzuty sumienia.

Byłam załamana. Nie wiedziałam, co robić

Kolejne dni były jeszcze gorsze. Maciek po tamtej nocy poczuł, że ma do mnie prawo i coraz natarczywiej domagał się, żebym zerwała z Wojtkiem, tłumacząc, że mnie kocha. Wojtek z kolei stał się jeszcze bardziej podejrzliwy i stale mnie kontrolował, przez co się kłóciliśmy. A ja… Byłam głupia. Nie potrafiłam zerwać z Maćkiem, szukałam u niego pociechy i pokrzepienia. Wojtka nie zostawiłam, bo go kochałam. Napięcie rosło, stałam się kłębkiem nerwów.

I właśnie wtedy okazało się, że jestem w ciąży. Byłam przerażona! Wcale nie planowałam dziecka na studiach, przed ślubem. A co gorsza, nie mogłam mieć pewności, czyje ono jest! Co prawda, w głębi serca czułam, że to Wojtek jest ojcem, ale dowodów na to nie miałam. W każdym razie, musiałam mu o tym powiedzieć. Miałam nadzieję, że się ucieszy, że zapomni o tej całej sytuacji z Maćkiem. Przeliczyłam się.

– I po co mi to mówisz? – zapytał. – Jaką mam gwarancję, że to w ogóle moje dziecko? Myślisz, że skoro mamy już umówiony termin ślubu, to zgodzę się na wszystko i będę wychowywał cudzego bachora?

– Wojtek, co ty mówisz? – przeraziłam się. – Przecież wiesz, że to twoje!

– Żartujesz? Przespałaś się z Maćkiem, myślisz, że o tym nie wiem? Nawet ty nie możesz mieć pewności, kto ci to zrobił – szydził.

– Nie mów tak – byłam bliska płaczu. – Ja wiem, że to twoje dziecko!

– Ale ja tego nie wiem – skwitował Wojtek. – Zresztą, to bez znaczenia. Ja i tak już od pewnego czasu się nad tym zastanawiałem i doszedłem do wniosku, że to nie ma sensu. Ślub już odwołałem.

– Co zrobiłeś? – naprawdę mnie zaskoczył. – Jak to odwołałeś ślub?

– Normalnie. A ty sądziłaś, że po tym wszystkim, po twojej zdradzie, ożenię się z tobą? – prychnął.

– Ale ja… – zaczęłam się bronić i zamilkłam, bo co miałam powiedzieć?

Wmawiać mu, że go nie zdradziłam? Co prawda, on dowodów na to nie miał, ale przecież i tak by mi nie uwierzył! A poza tym, sama wiem, co zrobiłam, nie byłabym w stanie przekonać go, że jednak byłam mu wierna. Nigdy nie umiałam kłamać.

Wojtek nie chciał ze mną więcej rozmawiać. Byłam zrozpaczona i bezradna. Całymi dniami siedziałam w fotelu i patrzyłam w ścianę. Nie odbierałam żadnych telefonów, z nikim nie chciałam rozmawiać. 

Wtedy, te osiem lat temu, do pionu ustawiła mnie moja mama. Powiedziałam jej, że jestem w ciąży. Niczego przed nią nie ukrywałam. Przyznałam się do romansu z Maćkiem, do tego, że tak naprawdę nie wiem, kto jest ojcem. Stanęła na wysokości zadania. Co prawda, powiedziała, co myśli o mnie i moim postępowaniu, ale nie drążyła tematu.

– Stało się, a teraz trzeba pomyśleć, co dalej. Chcesz urodzić to dziecko? – zapytała rzeczowo.

Spojrzałam na nią zdziwiona. W ogóle się nad tym nie zastanawiałam! W tym wszystkim całkiem zapomniałam, że ma być jakieś dziecko! Nie łączyłam swojej ciąży z przyszłym potomkiem! Ale usunąć?

Bardzo często o nim myślałam...

– Nie wiem, chyba chcę, nie myślałam o tym... – odpowiedziałam powoli, ciągle się zastanawiając. – Poza tym nie potrafiłabym usunąć.

– To bardzo dobrze – mama odetchnęła z ulgą. – Cieszę się, że tak mówisz. No, to teraz musimy pomyśleć, jak to wszystko zorganizować. Czy… Czy wiesz, kto jest ojcem?

– Wojtek – powiedziałam odruchowo, a potem się rozpłakałam.

– Mamo, ja jestem pewna, że to on, ale jak mam to udowodnić?

– Cóż, na szczęście są badania genetyczne – mama pokiwała głową. – A ten Maciek? Co z nim?

– Nie wiem, co z nim, co mnie to obchodzi? – rozpłakałam się. – To była jedna wielka pomyłka! On do mnie dzwoni, ale ja go nie chcę.

– No to przynajmniej jedną rzecz mamy ustaloną – mama usiadła i przytuliła mnie. – Córko, zrobiłaś straszną głupotę, ale musimy sobie jakoś z tym poradzić. Na razie najważniejsza jesteś ty i dziecko. Ja ci pomogę. W końcu to będzie mój wnuk lub wnuczka. A co ze studiami?

– Nie wiem – podniosłam na nią załzawione oczy. – Nie myślałam o tym.

– No to pomyśl.

Gdyby nie mama, to pewnie w tamtym momencie schrzaniłabym swoje życie do końca. Byłam załamana i apatyczna, bez energii, wydawało mi się, że to już koniec, że przegrałam wszystkie marzenia i nadzieje. Mama mi na to nie pozwoliła. Pilnowała terminu wizyt u lekarza, mobilizowała do nauki. Poród wypadał w połowie czerwca, to dzięki mamie i jej sile przekonywania zdałam wszystkie egzaminy przed czasem, i gdy Amelka przyszła na świat, ja byłam już po sesji. Zaliczyłam trzeci rok studiów! Ustaliłam z mamą, że nie będę brać dziekanki, że z pomocą rodziców spróbujemy jakoś pogodzić naukę i wychowanie dziecka. Tym bardziej że na czwartym roku nie było już tak dużo zajęć.

W jednym tylko nie posłuchałam mamy. Kazała mi zrobić badania, żeby sprawdzić czyje to dziecko, i żebym mogła wystąpić o alimenty. Badania zrobiłam – zgodnie z moimi przewidywaniami, ojcem był Wojtek. Ale nie wystąpiłam o alimenty. Uniosłam się honorem. W porządku, zdradziłam go, dałam mu powód do odejścia, nie mogłam go o to winić. Ale nie dał mi żadnej szansy i nawet się nie zainteresował, czy to jego dziecko. Skreślił nas, a zatem nie jest godny być ojcem mojej córki. Ona jest tylko moja! Jego strata.

Z trudem, ale jakoś dawałam sobie radę. Z czasem zresztą było coraz lżej. Skończyłam studia, a mała poszła najpierw do żłobka, potem do przedszkola. Ja zaczęłam pracować i nawet całkiem nieźle zarabiałam. Miałam szczęście, bo trafiłam do prywatnego gabinetu, który realizował poważne, świetnie płatne badania.

Było mi dobrze jako samotnej matce. Dwa razy poznałam nawet jakichś facetów, ale żaden z nich nie wydawał mi się wystarczająco dojrzały i odpowiedzialny, żeby mógł wystąpić w roli ojca mojej Amelki. Postanowiłam więc, że zostanie tak jak jest.

Ale prawdą jest, że o Wojtku myślałam bardzo często. Amelka miała jego oczy i śmieszny wicherek nad czołem, który nie poddawał się żadnej szczotce. Zawsze, gdy patrzyłam na córeczkę, to przypominało mi się, jak próbowałam go uczesać, a on cierpliwie znosił te tortury, jak je nazywał. Kochałam Wojtka. Nawet teraz, po wielu latach musiałam się przyznać sama przed sobą, że to była prawdziwa miłość, że zepsułam coś, co zdarza się tylko raz w życiu i to nie każdemu! Bywały wieczory, gdy mała już spała, a ja siedziałam z kieliszkiem wina, wspominając romantyczne kolacje sprzed lat i rycząc jak bóbr.

Co jakiś czas przypominali mi o nim znajomi. To od nich wiedziałem, że niecałe pół roku po naszym rozstaniu Wojtek wyjechał na północ, realizować jakiś kontrakt z firmy. Podobno kogoś tam poznał, byli razem przez jakiś czas. Potem losy rzuciły go na południe. Bywał czasem w naszym mieście, ale ja go nigdy nie spotkałam. A on nie szukał kontaktu.

Nie wiem, dlaczego to powiedziałam

Pewnie dlatego tak się zdziwiłam, gdy pewnego dnia zobaczyłam go na ulicy. Akurat odprowadziłam Amelkę na zajęcia i korzystając z wolnej chwili i ładnej pogody wybrałam się na spacer. Zobaczyłam go z daleka. Ten charakterystyczny chód, ta sylwetka… Byłam pewna, że to on, zanim jeszcze rozpoznałam jego twarz.

Serce zabiło mi jak szalone. W pierwszej chwili chciałam schować się w jakimś sklepie. Ale im bardziej się zbliżał, tym bardziej drętwiałam. Gdy był zaledwie kilka kroków ode mnie, stanęłam jak wryta.

– Agata? – zatrzymał się koło mnie zdumiony. – To naprawdę ty?

Nie wiem, czy od razu mnie poznał, czy po prostu zwrócił na mnie uwagę, bo stałam jak słup soli na środku chodnika. Patrzyłam na niego jak idiotka, nie mogąc wydusić z siebie ani słowa. Zmienił się, zmężniał, nieco przytył. Jednak wicherek nadal niesfornie sterczał nad jego czołem...

– Cześć – wydukałam wreszcie po dłuższej chwili milczenia.

– Co za spotkanie! – powiedział, lustrując mnie uważnie spojrzeniem. – Co tam u ciebie słychać?

– Jakoś leci – odparłam. – Minęło trochę czasu, sporo się wydarzyło.

Przyglądał mi się w milczeniu, jakby rozważając, co zrobić. Byłam przekonana, że zaraz się pożegna i szczerze mówiąc, nie miałam pojęcia, co mam zrobić. Sama nie wiedziałam, czy chciałam z nim porozmawiać, czy przeciwnie, uciec, gdzie pieprz rośnie.

– Masz chwilę? – zapytał niespodziewanie. – Może usiedlibyśmy gdzieś na kawę lub herbatę?

– Mam mniej więcej godzinę – powiedziałam bezwiednie, bo chyba jednak podświadomie chciałam z nim pogadać, wbrew jakiemukolwiek rozsądkowi. – Potem muszę odebrać Amelkę z tańców.

– Amelkę? – zapytał, przełykając głośno ślinę i robiąc dziwną minę.

– Moją córkę – powiedziałam i zawahałam się. – Naszą córkę.

Nie wiem, co mnie podkusiło. Przecież wcale nie chciałam, żeby o tym wiedział! Sprzeciwiłam się, gdy mama upierała się przy założeniu sprawy o alimenty! Przez tyle lat powtarzałam sobie, że Amelka jest tylko moja. A teraz jak kretynka wyskoczyłam do niego z tą wiadomością.

– Naszą? – zapytał, wpatrując się we mnie, pobladł, był zszokowany.

– Tak – przytaknęłam i rozejrzałam się wokół. – To chodź na tę kawę, jeżeli nadal masz na nią ochotę.

Skinął głową bez sowa i poszedł za mną. Widać było, że to, co powiedziałam, nieźle nim wstrząsnęło. Nie dziwię się, ale wcale nie było mi go żal. Zasłużył na to! Przecież mógł się tym zainteresować kilka lat temu!

Złożyliśmy zamówienie, a potem przez kilka minut siedzieliśmy w milczeniu. Wojtek odezwał się pierwszy.

Ma na imię Amelka? – zapytał, mieszając dokładnie kawę i nie patrząc na mnie, jakby się czegoś bał.

– Tak. I moje nazwisko. Jest tylko moja. To znaczy, przyczyniłeś się do jej powstania, ale nic poza tym. Dlatego należy wyłącznie do mnie.

Wojtek patrzył na mnie w milczeniu, a ja czułam się jak kretynka. Co ja mówię? Przecież nikt mi jej nie chce odebrać, po co tak to teraz podkreślam? Żeby zademonstrować noszoną w sercu urazę?

– Skąd wiesz, że to ja się przyczyniłem? – zapytał po chwili.

No tak, zapomniałam, dręczyła go moja zdrada sprzed lat.

– Gdy się urodziła, zrobiłam testy – powiedziałam. – W domu została twoja szczoteczka, grzebień… Materiału genetycznego było wystarczająco dużo. Chociaż ja i bez tych badań wiedziałam, że to ty jesteś ojcem. To moja mama namówiła mnie na te testy. Zresztą, dobrze, bo przynajmniej mam niepodważalny dowód i pewność w tej sprawie.

Powiedziałam mu, co mi leży na sercu

Dlaczego mi nie powiedziałaś? – pochylił się w moją stronę, a ja poczułam zapach jego wody kolońskiej.

Nie zmienił dawnych przyzwyczajeń, ciągle używał tej samej marki!

A dlaczego miałam ci mówić? – spojrzałam mu prosto w oczy, starając się panować nad emocjami. – Przecież ciebie to wcale nie interesowało! Zostawiłeś mnie samą w ciąży i ani razu nie zadzwoniłeś.

– Byłem pewny, że to dziecko Maćka – bąknął, prostując się na krześle.

– Pewny? Na jakiej podstawie? Mówiłam ci, że to ty jesteś ojcem. Nie wierzyłeś, rozumiem to. Ale pewności nie mogłeś mieć. Trzeba było sprawdzić. Sam mogłeś zażądać testów! Ale ty po prostu uciekłeś, odciąłeś się od wszystkiego! Nie interesowałam cię ani ja, ani dziecko.

– Zrozum, byłem na ciebie wściekły – zaczął się tłumaczyć, ale natychmiast mu przerwałam.

– Rozumiem, dlatego odszedłeś. I nie przyszło ci ani razu do głowy, że to jednak twoje dziecko? Nigdy się nad tym nie zastanawiałeś?

– Zastanawiałem – powiedział, odwracając wzrok. – Nawet nie wiesz, jak często myślałem o tobie. Od znajomych wiedziałem, że urodziłaś córkę. Zastanawiałem się i…

– I co? Zabrakło ci odwagi, żeby zadzwonić, tak? – zapytałam. – Właśnie dlatego Amelka jest tylko moja. Nawet z jakichkolwiek alimentów zrezygnowałam, żeby nikt, kto na nią nie zasłużył, nie miał do niej prawa.

Byłam szczera do bólu, wręcz brutalna. Ale dopiero w tej chwili uświadomiłam sobie, jak wielki żal miałam do Wojtka. Skrywałam go głęboko w sercu przez tyle lat i teraz, przy pierwszej nadarzającej się okazji, to wszystko wylało się ze mnie. Myślałam, że sobie pójdzie, że nie zniesie moich oskarżeń i złości. On jednak siedział, bełtając łyżeczką resztki kawy. Wreszcie spojrzał na mnie poważnie i powiedział:

– A jak ty sobie radziłaś? Ładnie wyglądasz, nic się nie zmieniłaś. Skończyłaś studia?

– Tak – odpowiedziałam, wypuszczając powietrze, byłam strasznie spięta i zmiana tematu nieco mnie rozluźniła. – Rodzice mi pomagali. Teraz jest już łatwiej. Amelka jest duża, chodzi do szkoły, ja mam niezłą pracę. Świetnie sobie radzimy.

– A… Masz kogoś? – spytał stłumionym głosem, odwracając wzrok.

Serce zabiło mi mocniej.

– Nie. I jeżeli cię to interesuje, to z Maćkiem też nie utrzymuję kontaktów. Jestem sama i dobrze mi z tym.

Znowu milczał przez jakiś czas, a ze mnie schodziło napięcie. Patrzyłam na niego i coraz mocniej docierało do mnie, że nadal go kocham! I że muszę jak najszybciej skończyć to spotkanie, bo jego widok zwyczajnie mnie rani, sprawia mi ból.

– Słuchaj, muszę już iść, bo Amelka zaraz kończy tańce, muszę ją odebrać – powiedziałam, wyciągając portfel.

Mogę iść z tobą? – zapytał nieoczekiwanie, podrywając się.

– Po co? – serce znowu zaczęło mi walić jak oszalałe.

– Chciałbym ją zobaczyć. To moja córka – powiedział cicho.

– Nie, to moja córka – warknęłam wściekła. – To nie jest zwierzątko do oglądania. Nie interesowała cię przez osiem lat i niech tak zostanie.

Tak wiele lat zmarnowaliśmy...

– Agata... – zaczął, ale zamilkł.

Kiedy zdenerwowana wstawałam od stolika, złapał mnie za rękę.

– Proszę. Zrozum mnie, nic o niej nie wiedziałem. Masz rację, popełniłem wielki błąd, że nie odzywałem się prze te wszystkie lata. Ale naprawdę nie wiedziałem, że mam córkę.

– Bo nie chciałeś wiedzieć – mruknęłam, lecz zrozumiałam, co mówi.

On popełnił błąd. Ja też, przed wielu laty. Błędy można naprawiać. Może z jakiegoś powodu los chciał, żebyśmy się dziś spotkali? Może powinnam dać mu tę szansę?

– Wojtek, to dla mnie za trudne. Masz mój numer telefonu? Nie zmienił się. Daj mi pomyśleć, ochłonąć. Albo daj mi telefon do siebie. Zastanowię się, przemyślę sprawę…

– Obiecaj, że zadzwonisz – powiedział, pisząc szybko cyfry na serwetce.

Wracałam do domu, czując się jak otumaniona. Amelka jak zwykle przez całą drogę paplała, opowiadając o tańcu, o nowym układzie, o tym, że pani ją pochwaliła. Przytakiwałam, nie wiedząc, co mówi. Głowę miałam zajętą czym innym. Kiedy wreszcie poszła spać, usiadłam na wersalce i zaczęłam się zastanawiać. Serwetkę z jego numerem telefonu położyłam na stoliku.

Powinnam do niego zadzwonić? Ale jak on sobie to wyobraża? Przecież nie powiem Amelce, kim jest. A ja? Czy wytrzymam jego bliskość? Przecież nawet nie wiem, czy kogoś ma! A jeżeli będzie chciał nas odwiedzać, kontaktować się z córką? Myśli kłębiły się w mojej głowie, czułam zamęt. Z jednej strony, oboje popełniliśmy błędy. Ale z drugiej – może to jedyna okazja, żeby je wreszcie naprawić? Tylko, czy zniosę ewentualne rozczarowanie, ból? Czy będę potrafiła zaakceptować jego obecność w życiu mojej córki?

Zadzwonił telefon. To był Wojtek!

– Cześć, wiem, że miałem czekać na twój telefon, ale musiałem zadzwonić – mówił szybko, jakby bojąc się, że się rozłączę. – Słuchaj, musisz coś wiedzieć. To ważne. Muszę być uczciwy. Nie chodzi tylko o Amelkę. Chodzi o ciebie. Byłem głupi, bo przez te wszystkie lata honor nie pozwolił mi do ciebie zadzwonić. Chcę, żebyś wiedziała, że żałuję tego. Naprawdę. Nie dam rady cofnąć czasu, ale proszę, daj mi szansę.

– Oddzwonię – powiedziałam i natychmiast się rozłączyłam.

Za dużo tego, zbyt wiele się dzieje, za szybko. Potrzebuję czasu, żeby sobie to wszystko ułożyć, przemyśleć. Ale z drugiej strony, tak wiele tego czasu już zmarnowaliśmy…

Była północ, kiedy w końcu do niego zadzwoniłam.

Masz kogoś? – zapytałam.

– Nie – odpowiedział od razu.

– Jeżeli mamy się zobaczyć, to pamiętaj, że Amelka na razie nie może się domyślić, kim jesteś – oznajmiłam. – Nie możesz jej zranić.

– Nikogo już nigdy nie zranię – obiecał. – Będę jutro. Dziękuję…

Rozłączyłam się i rozpłakałam jak dziecko. Czy dobrze robię? Nie mam pojęcia. Ale chyba mam prawo dać sobie szansę? Dać ją nam wszystkim.

Czytaj także:
„Zdradziłam narzeczonego tuż przed ślubem. Nie mogłam się oprzeć przystojnemu rehabilitantowi i przepadłam”
„Zdradziłam narzeczonego z moją pierwszą miłością. Myślałam, że to początek pięknego związku, ale czekały mnie tylko łzy”
„Zdradziłam narzeczonego, ale dzięki temu zrozumiałam, że go kocham. Dlatego nie mam wyrzutów sumienia”

Redakcja poleca

REKLAMA