„Zdradził mnie, ale nie było mi żal. Od dawna już nic nie czułam. Teraz jestem w szczęśliwym związku z jego ojcem”

młoda kobieta i starszy mężczyzna fot. Adobe Stock, Africa Studio
„Nawet nie wiem, kiedy zorientowałam się, że Wiktor jest częścią mojego życia. Kiedy słyszałam coś zabawnego, zapamiętywałam to, żeby mu powtórzyć, kiedy widziałam coś niezwykłego, robiłam zdjęcie telefonem, żeby mu wysłać. On robił to samo, więc wymienialiśmy po kilkanaście, nieraz kilkadziesiąt wiadomości dziennie. To Wiktor pierwszy wyznał, że coś do mnie czuje”.
/ 14.07.2023 21:30
młoda kobieta i starszy mężczyzna fot. Adobe Stock, Africa Studio

Znajomi byli przekonani, że jestem szczęśliwa z Olgierdem. Tylko my wiedzieliśmy, że więcej nas dzieliło, niż łączyło. Nie, nie kłóciliśmy się, po prostu od dawna nie chciało nam się spędzać ze sobą czasu. Żadne z nas nie mówiło o rozstaniu, bo w sumie chyba nie wierzyliśmy, że może nas spotkać coś lepszego. Oboje znaliśmy życie na tyle, by wiedzieć, że królewny, książęta i ich białe konie istnieją tylko w bajkach. W prawdziwym życiu liczyło się to, żeby solidarnie spłacać raty kredytu i nie denerwować się wzajemnie za bardzo. A jednak tamtego dnia, kiedy weszłam do jego biura i go nie zastałam, poczułam szarpnięcie w klatce piersiowej. 

– O której miał wrócić z lunchu? – zapytałam jego koleżankę z działu.

– Jakąś godzinę temu – mruknęła kwaśno. – Robię jego robotę, a on nawet nie odbiera telefonu.

Rzeczywiście, ode mnie też nie odbierał. Byłam zła, bo się umówiliśmy, że wpadnę podrzucić swoje CV. W jego centrali szukali kogoś do działu kadr i miał to załatwić osobiście, a teraz wszystko sobie lekceważył i włóczył się gdzieś po mieście. Byłam zła.

Złość jednak szybko przeszła w niepokój, kiedy mój chłopak nie wrócił przez następną godzinę. Wyszłam stamtąd, zostawiwszy mu prośbę, żeby natychmiast do mnie zadzwonił. Ale kiedy usłyszałam wreszcie dzwonek telefonu, to nie był jego numer.

– Dzień dobry, mówi Eliza, z pracy Olgierda… Była pani tu dzisiaj… – usłyszałam pełen napięcia głos.

Minutę później stałam w oknie i gapiłam się na świat za szybą z uczuciem kompletnego oderwania od rzeczywistości.

Olgierd miał wypadek – jego samochód wjechał pod tramwaj. Ta Eliza dostała wiadomość jako pierwsza dlatego, że na pogotowiu zadzwonili pod numer z wizytówki znalezionej w portfelu Olgierda, a telefon stał akurat u Elizy.

Kiedy do mnie dzwoniła, Olgierd był właśnie operowany. 

Gdy przyjechałam do szpitala, lekarze mieli złe wieści. A przynajmniej tego się domyślałam po wyrazie twarzy doktora, który nie chciał udzielić mi żadnej informacji, ponieważ nie byłam rodziną pacjenta.

– Mieszkamy razem! – podniosłam głos. – Jestem jego partnerką życiową! Muszę wiedzieć, co się z nim dzieje!

– Jego stan jest bardzo ciężki – zlitował się lekarz. – Przykro mi, ale więcej nie mogę pani przekazać. Czy zawiadomi pani kogoś z krewnych?

Miałam ochotę krzyczeć. Nie znałam krewnych Olgierda. Raz spotkałam jego ojca i to wszystko. Jego rodzice rozwiedli się dawno temu i obecnie się nie znosili, do tego matka mieszkała za granicą. Rodzeństwa mój chłopak nie miał, a o dalszych krewnych nigdy nie mówił. Jedyny pomysł, jaki miałam, to wykonanie telefonu do jednego z jego kumpli z dawnych lat; szczęśliwie kiedyś wymieniliśmy się numerami.

– Boże drogi… – Paweł jęknął, słysząc wieści. – Tak, mam numer do jego ojca. Przywiozę go. Trzymaj się, kochana.

Byłam zrozpaczona i skołowana. To wszystko działo się jakby obok mnie. Czekałam na wynik operacji i próbowałam się czymś zająć. Na przykład zastanawianiem się, co robił Olgierd po drugiej stronie miasta. W dzielnicy, gdzie stało jego biuro, nie jeździły tramwaje, za to było mnóstwo barów i restauracji, dokąd pracownicy korporacji wyskakiwali na szybkie obiady. Olgierd powiedział tej Elizie, że idzie na lunch. Kiedy z nią potem rozmawiałam po raz drugi, nie miała pojęcia, że wziął samochód, sprawdziła też jego kalendarz i zaprzeczyła, by miał jakieś spotkanie na mieście.

Paweł pojawił się w szpitalnym korytarzu dokładnie w chwili kiedy przestawałam panować nad nerwami. Miałam ochotę na kogoś nakrzyczeć, zażądać odpowiedzi, w coś uderzyć…

– Laura! – podszedł do mnie i wziął mnie w ramiona. – No już… On jest silny… da radę. Ty też!

Kiedy mnie przytulał, za jego plecami pojawił się nieco starszy mężczyzna, w którym rozpoznałam ojca Olgierda

W żadnym razie nie można byłoby go określić mianem „starszego pana”. Miał rysy podobne jak mój chłopak, ale jakby szlachetniejsze, wysportowaną sylwetkę i ciepło w oczach. Pamiętał mnie i natychmiast zaczął pocieszać.

Kiedy lekarze skończyli operować, Wiktor, ojciec Olgierda, dostał komplet informacji, które natychmiast mi przekazał. 

– Jest w śpiączce farmakologicznej – streścił rozmowę z lekarzem. – Ma urazy głowy i praktycznie wszystkich narządów wewnętrznych… złamane obie nogi, połamane żebra… Laura… 

Przełknął ślinę i już wiedziałam. Rokowania były złe. Pełne ciepła oczy Wiktora przygasły, ćmił się w nich ból i bezradność. Teraz to ja czułam, że powinnam go pocieszyć.

Paweł pojechał do domu, a Wiktor zapytał, czy jestem głodna. Nie czułam, żebym była, ale wiedziałam, że muszę coś zjeść. Była trzecia nad ranem, nie jadłam od kilkunastu godzin.

– Ale wszystko jest zamknięte – zastanowiłam się.

– Znam jeden kebab otwarty całą dobę – odpowiedział. – Okropne miejsce, ale jedzenie dobre.

Wiktor się mną zaopiekował

Faktycznie, miejsce było okropne, pomimo późnej pory siedziały tam jakieś typy spod ciemnej gwiazdy. Wiktor kazał mi zostać w samochodzie i poszedł sam. Wrócił z siatką pełną pachnącego jedzenia.

– Może zjedzmy u mnie – zaproponował. – Mieszkam niedaleko.

Kebab faktycznie był smakowity. Jadłam go i popijałam gorącą herbatą, którą wmusił we mnie ojciec Olgierda. Kiedy się najadłam, zdałam sobie sprawę, że jestem potwornie zmęczona.

– Połóż się – pokazał mi kanapę wyglądającą na bardzo wygodną. – Jeśli zadzwonią ze szpitala, to cię obudzę.

Obudziłam się jednak sama po jakichś trzech godzinach. Czułam tak potworny niepokój, że wstałam i wyszłam na balkon. Było już jasno, mogłam wracać do domu autobusem.

– Chcesz kawy? – usłyszałam.

Zjedliśmy wspólnie śniadanie. O dziwo, nie w milczeniu. Wiktor starał się odwrócić moją uwagę od sytuacji w szpitalu, coś opowiadał, pytał. 

W końcu nie wytrzymałam.

– Myślę, że Olgierd miał kogoś poza mną! – wypaliłam.

Uszanował to. Nie powiedział, że to bzdura, tylko zapytał, dlaczego tak myślę.

– Był daleko od biura, pojechał samochodem – wyjaśniłam. – Chodzi też o to, że… – zawahałam się, ale chciałam to z siebie wyrzucić – od dawna byliśmy bardziej jak koleżanka i kolega, a nie para… Niezbyt wiele nas łączyło, właściwie to mieszkaliśmy razem z przyzwyczajenia. Więc myślę, że mógł mieć kogoś innego.

Nie dodałam, że nie uprawialiśmy seksu od prawie roku. To znaczy ja, bo co do Olgierda, to właśnie przestałam być taka pewna…

Wiktor wyglądał, jakby mi współczuł, chociaż tego nie powiedział.

Potem pojechaliśmy do szpitala. Stan Olgierda się nie zmienił. Tym razem byłam obecna przy rozmowie z lekarzem, naciskał na to ojciec mojego chłopaka.

– Powiem otwarcie – młody lekarz patrzył na mnie z lekką obawą. – Nie mamy podstaw, by spodziewać się, że pacjent odzyska pełnię sprawności intelektualnej i fizycznej, nawet jeśli się wybudzi…

Przez moment nic z tego nie rozumiałam, ale w końcu do mnie dotarło.

– „Nawet”? – zapytałam słabo. – Więc nie wiecie, że on się wybudzi ze śpiączki? A jeśli nawet tak, to… to może… to nie…

Wiktor położył rękę na moim ramieniu i przejął ciężar konwersacji.

Tym razem się załamałam. Wiktor wyprowadził mnie szlochającą i zwijającą się wpół. Na parkingu ludzie rzucali nam spłoszone spojrzenia. 

Nie byłam w stanie rozmawiać, tylko wyłam i zanosiłam się szlochem. Wiktor zawiózł mnie więc z powrotem do siebie do domu. Usiadłam na kanapie, a ojciec Olgierda przykrył mi nogi kocem.

Obudziłam się jedenaście godzin później. Było ciemno i cicho, tylko w sypialni Wiktora świeciło niebieskie światełko. Zapukałam w uchylone drzwi.

Mężczyzna leżał z telefonem w ręce.

– Ej… – podeszłam bliżej, bo znałam tę obudowę z motywem „Gwiezdnych wojen”. – To telefon Olgierda? 

– Tak. Dali mi już wczoraj, ale kompletnie zapomniałem. Odgadłem jego PIN, prosty był – ni to się uśmiechnął, ni skrzywił. – Chciałem się dowiedzieć, co się stało… Posłuchaj, Laura… Może usiądź.

Znalazł SMS-y. Całe mnóstwo wiadomości, wiele z załączonymi zdjęciami. Jego kochanka miała na imię Monika, była młoda i bardzo ładna. I z całą pewnością nie wiedziała o moim istnieniu.

Tym razem nie płakałam. Chyba wyczerpałam jakiś limit łez. Po prostu siedziałam i myślałam, co dalej.

Gdyby Olgierd był przytomny, zerwałabym z nim i czułabym pewnie ulgę. Przecież nasz związek i tak zmierzał donikąd. Jasne, bolało mnie, że mnie zdradzał, ale to był bardziej ból upokorzenia niż zawiedzionej miłości. Zdałam sobie sprawę, że od dawna nie kochałam swojego faceta. To, że miał drugą kobietę, wydało mi się wręcz logiczne. Przecież myśmy ze sobą nie sypiali i prawie nie rozmawiali. 

Z SMS-ów wynikało, że ukrywał przed nią moje istnienie. Była z innego miasta, więc jakoś mu szło to granie na dwa fronty. Tego dnia zrobiła mu niespodziankę i przyjechała do niego pod biuro. 

„Niespodzianka! Jestem na dole. Zjedziesz do mnie?”. Tak brzmiał ostatni SMS od niej.

Domyśliłam się, że natychmiast wskoczył w windę i wywiózł ją gdzieś dalej, pewnie do hotelu.

Kiedy wracał do biura, był tak rozkojarzony, że wjechał pod tramwaj…

– Nie wiem, co zrobić – powiedziałam Wiktorowi. – Kompletnie nie wiem…

Odwiózł mnie do domu i zostawił mi telefon Olgierda razem z PIN-em.  

Muszę powiadomić tę Monikę…

Nie byłam w stanie ponownie pojechać do szpitala. Coś się we mnie zablokowało. Patrzyłam na nasze wspólne mieszkanie, na nasze wspólne zdjęcia i czułam, że chcę to zostawić za sobą. Tak naprawdę od dawna chciałam i wiedziałam, że gdyby wreszcie Olgierd zdobył się na odwagę i zostawił mnie dla tej Moniki, przyjęłabym to ze spokojem. Nie rozumiałam, po co udawał, że jest singlem, skoro mógł nim być w każdej chwili. Zadałam to pytanie Joasi, która przyjechała mnie wspierać.

– Pewnie dlatego, że mimo wszystko wiele was łączyło – odpowiedziała dyplomatycznie. – Byliście razem przez sześć lat, to coś musiało dla niego znaczyć.

– Widać za mało – mruknęłam, myśląc o wyznaniach, jakie pisał do tamtej. 

– Wiesz co? – zapytałam nagle. – Myślisz, że powinnam do niej zadzwonić? Ona nie ma pojęcia, że on jest w szpitalu.

Ostatecznie, po namyśle, zgodziłam się, żeby zadzwoniła Joasia. Była mniej zaangażowana emocjonalnie.

Reakcja Moniki mnie zaskoczyła. Dziewczynie świat się zawalił na głowę, to jasne, ale wpadła niemal w histerię i widziałam wyraźnie, że ogromnie zależało jej na Olgierdzie. 

Spotkałyśmy się w szpitalu. Miała twarz zapuchnięta od płaczu, ledwie trzymała się na nogach. Powiedziała, że „Olgierd jest dla niej wszystkim”. Przekazałam jej wszystko, co wiedziałam od ojca eksukochanego. Bo teraz myślałam o nim już jako o byłym chłopaku. Bałam się tylko reakcji otoczenia.

– Ja cię rozumiem – powiedziała Joasia, a Beata ją poparła.

Znalazłam też zrozumienie u Wiktora. Właściwie to przyłapałam się na tym, że chcę z nim o tym porozmawiać. Nie miałam odwagi powiedzieć swoim rodzicom, ale akurat jego obecności bardzo potrzebowałam.

Przyjechałam do jego mieszkania, powiedziałam, że to ważne. Wysłuchał mnie, a potem pokiwał głową.

– To był właściwie jego wybór, nie twój – orzekł. – A co z tą dziewczyną? Moniką?

Nie przeszkadzało mi, że Monika chciała siedzieć przy Olgierdzie. Właściwie to jej współczułam. Ktoś, kogo bardzo kochała i z kim wiązała przyszłość, leżał w śpiączce i nie wiadomo było, co dalej. 

Po dziewięciu tygodniach lekarze podjęli próbę wybudzenia Olgierda, ale okazało się, że „potrzeba więcej czasu”. Tyle że dla mnie minęło go już zbyt wiele. Nie mogłam dłużej mieszkać w domu pełnym przedmiotów kojarzących się z mężczyzną, przy którym czuwała teraz inna kobieta.

– Możesz to spakować i przywieźć do mnie – zaproponował jego ojciec. – Jeśli się obudzi, trzeba będzie i tak sporo wyjaśnić.

Miał rację. Sytuacja bardzo się zmieniła. Matka Olgierda przyjechała z zagranicy na kilka dni, ale nie chciałam się z nią spotykać. Kompletnie nie miałam na to siły. W szpitalu wpadła na Wiktora i Monikę. 

– Nie mówiłem nic o tobie – przyznał w rozmowie ojciec mojego byłego. – Monika tam była i Alicja po prostu zrobiła założenie, że to jego dziewczyna. Nie wyprowadziłem jej z błędu. Miałem wrażenie, że tak byś wolała.

Przyznałam, że zupełnie mi to nie przeszkadza. Nie myślałam już o Olgierdzie jako o moim partnerze życiowym. Chciałam się jak najszybciej pozbyć jego rzeczy i zacząć patrzeć do przodu. Lekarze mówili o miesiącach albo latach. Nie zamierzałam spędzić ich w zawieszeniu. Czułam, że jego romans uwolnił mnie od odpowiedzialności, tym bardziej że biedna Monika była już w oczach całego personelu jego pełnoprawną dziewczyną.

Zaprzyjaźniłam się za to z Wiktorem. Okazał mi tyle troski i ciepła, ile nie doświadczyłam nawet od dziewczyn. Mieliśmy wspólny język i po kilku miesiącach na tyle przywykliśmy do sytuacji, że nie rozmawialiśmy wyłącznie o jego synu. Byliśmy po prostu parą ludzi, którzy mają coraz więcej wspólnych tematów i lubią swoje towarzystwo. Spotykaliśmy się, wychodziliśmy na spacery, jadaliśmy na mieście. 

Nawet nie wiem, kiedy zorientowałam się, że Wiktor jest częścią mojego życia. Kiedy słyszałam coś zabawnego, zapamiętywałam to, żeby mu powtórzyć, kiedy widziałam coś niezwykłego, robiłam zdjęcie telefonem, żeby mu wysłać. On robił to samo, więc wymienialiśmy po kilkanaście, nieraz kilkadziesiąt wiadomości dziennie.

To Wiktor pierwszy wyznał, że coś do mnie czuje.

– Wiem, że to trudne do zrozumienia i zaakceptowania, ale chciałbym czegoś więcej niż tylko przyjaźni z tobą.

W odpowiedzi go pocałowałam. 

Wiedzieliśmy, że to będzie szok dla otoczenia, więc nie mówiliśmy o naszym związku. Wiedziały o nim tylko Joasia i Beata, moim rodzicom nie odważyłam się wspomnieć.

– Co zrobisz, kiedy on się w końcu obudzi? – zapytały mnie przyjaciółki.

– Chyba mnie wtedy przy nim nie będzie – odparłam. – Ciągle siedzi tam Monika. Może ona mu wszystko wyjaśni.

W końcu zaczął się wybudzać!

Wiktor był w trudniejszej sytuacji. Wiedzieliśmy jak to wyglądało. Jego syn miał wypadek, a on odbił mu dziewczynę. Nikt by tego nie zaakceptował.

Wiedziałam, że mój ukochany pracuje jako nauczyciel w liceum. Kiedy zasugerował, że mógłby rozejrzeć się za pracą w innym mieście, zrozumiałam, do czego zmierzał. I powiedziałam, że wyjechałabym razem z nim.

Mieliśmy wyjechać od nowego roku szkolnego. Mieszkanie ciągle należało do mnie i do Olgierda, ale na szczęście mogłam je wynająć po znajomości i dzięki temu spłacać raty kredytu. Byłam gotowa na nowy rozdział życia.

Olgierd w końcu zaczął odzyskiwać przytomność. Przez kilkanaście dni to wracał do świata żywych, to cofał się w śpiączkę. Tak to wygląda naprawdę, nie jest jak na filmach. Dobra wiadomość była taka, że poza niedowładem lewej strony ciała było z nim całkiem nieźle, raczej miał odzyskać sprawność intelektualną.

Kiedy w końcu był w stanie rozmawiać, to Wiktor wziął na siebie ciężar tłumaczeń. Powiedział mu o wszystkim: o związku ze mną i o Monice, która czytała mu książki, gdy „spał”. 

– I co? – zapytałam Wiktora, kiedy wrócił ze szpitala.

– Powiedział, że tego dnia chciał ci powiedzieć, że między wami koniec, i odejść do Moniki.

Myślał, że będę płakać, ale mi ulżyło. Teraz mogę powiedzieć rodzicom. Mam nadzieję, że zrozumieją. A jeśli nawet nie, to wiem, że mam prawo do szczęścia. I chcę z niego skorzystać.

Czytaj także:
„Zakochałam się w ojcu dziecka mojej przyjaciółki. Ona nigdy by mi tego nie wybaczyła, ale nie umiem wygrać z uczuciem”
„Zakochałam się w mężu mojej umierającej pacjentki, choć nie życzyłam jej śmierci. Nie mogłam patrzeć na ich miłość”
„Zakochałam się w nauczycielu mojego syna. Dziecko myślało, że podrywam belfra, żeby stawiał mu lepsze stopnie!”

Redakcja poleca

REKLAMA