„Zapomniałam o grubym Grześku z liceum. Do czasu, aż ktoś zaczął wysyłać mi maile z pogróżkami, a moja koleżanka zaginęła”

Kobieta dostająca listy z pogróżkami fot. Adobe Stock
Mój strach może wydawać się dziwny, może nawet przesadzony, histeryczny. Ale czy ta sprawa dla normalnego człowieka właśnie taka nie jest? A jednak mi się przytrafiła…
/ 27.01.2021 10:34
Kobieta dostająca listy z pogróżkami fot. Adobe Stock

Jak czuje się kobieta, która prowadzi normalne życie i nagle w swojej skrzynce mailowej znajduje wiadomość z groźbą? Jak czuje się ktoś, kto ma dzieci, normalną pracę, męża, codzienne zmartwienia i otwiera maila, w którym ktoś napisał: „Zdechniesz, suko!”? Ja wiem, jak się taki ktoś czuje, bo właśnie takie wiadomości dostawałam. Wiem też, jak to jest czuć, że się na coś takiego zasłużyło.

Pierwszy taki list znalazłam w skrzynce w pewien piątek. Zerknęłam do komputera późnym wieczorem. Dzieci już spały, a ja wpatrywałam się w monitor i nie mogłam uwierzyć.
– Krzysiu, możesz tu podejść.
– Nie chce mi się wstawać, muszę?
– Chodź, bo mi ktoś tu straszne rzeczy napisał w mailu…
– To pewnie nie do ciebie. Teraz różne rzeczy można w sieci znaleźć.
– Ale takie coś… 

Krzysiek podszedł, przeczytał i zmarszczył brwi. Zapytał, czy chociaż się domyślam, od kogo może być ta wiadomość. Ale ja nie miałam pojęcia, kto mógłby pisać do mnie takie okropieństwa. „Pamiętam cię, wredna szmato! Zapłacisz za wszystko, za moje krzywdy”. Tak było tam napisane, a mnie aż żołądek podszedł do gardła.

Krzysiek jednak uspokajał, że ktoś pewnie stroi sobie głupie żarty. Uznałam, że ma rację, bo komu niby miałam podpaść. Pracowałam jako kasjerka w sklepie, z klientami byłam raczej w dobrych relacjach, wszyscy znajomi nas lubili. Nie miałam wrogów.

Wykasowałam tego maila i poszłam do łóżka. Ale ciężko mi się zasypiało, bo ciągle po głowie chodziły mi te straszne słowa. Nie jestem przyzwyczajona do takiej agresji i zetknięcie z nią wytrąciło mnie z równowagi.

Przez kolejne dni sprawdzałam nerwowo pocztę, ale nie znajdowałam tam kolejnych pogróżek. Nabrałam nawet uspokajającego przekonania, że to rzeczywiście był jakiś głupi żart albo może pomyłka. Jednak kolejnego piątku, też wieczorem, znów przyszła taka wiadomość. Tym razem brzmiała trochę inaczej: „Już pewnie wszystko zapomniałaś… Ale ja ci przypomnę. Spodziewaj się mnie w każdej chwili”.

Tym razem wystraszyłam się nie na żarty. Emocje były tym większe, że mąż zaczął czepiać się także i mnie.
– Mirka, co to jest, do cholery? Co ty przede mną ukrywasz!? – podniósł głos.
– Jakiś świr wysyła pogróżki, a ty masz jeszcze pretensje!? Weź się ogarnij…
– Ale co on tu wypisuje? Miałaś jakiś romans czy co!?
– Jezus Maria, jaki romans? No skąd!

To było nie tylko bardzo dziwne, ale i straszne

Byłam zła na męża, ale trochę go rozumiałam. Jakiś facet wypominał mi przeszłość i mogło to wyglądać na zawiedzioną miłość, na romans, na zdradę. Ale ja zawsze byłam uczciwa, nie przypominałam sobie też, żebym zrobiła komuś coś złego. Zaczęłam się jeszcze łudzić, że może na tych dwóch mailach się skończy, ale zastraszanie trwało nadal.

Dostawałam kolejne wiadomości. Już nawet częściej niż co tydzień. Co dwa, trzy dni. „Odechce ci się żyć, jak z tobą skończę”, „Zrobiłaś mi z życia piekło, teraz kolej na ciebie”, „Zanim zdechniesz, to pożałujesz”, „Czas spłacić długi”. Takie były te maile. Po którymś z kolei, mąż zadzwonił do dzielnicowego.

Policjant przyszedł do nas, spisał nasze dane, zrobił notatki i powiedział, że zgłosi się do nas jeden z jego kolegów, którego oddelegują do tej sprawy. No i czekaliśmy, a ja… wpadłam w panikę. Nigdzie sama nie wychodziłam, w pracy czekałam na męża, aż po mnie przyjedzie. Nawet na zakupy brałam go ze sobą. Dzieciom też kazałam uważać na siebie i nie puszczałam ich nigdzie samych.

Cała sprawa źle wpłynęła na nasze małżeństwo, bo mąż naprawdę podejrzewał, że coś przed nim ukrywam. Te kilka tygodni było koszmarem. Nie poczułam się bezpieczniej nawet po tym, jak przyszedł policjant, żeby obejrzeć te maile, porozmawiać z nami. Cóż mógł zrobić, skoro ja nie mogłam mu w niczym pomóc? Żaden podejrzany nie przychodził mi do głowy.

Ten gliniarz kazał sobie jednak przesłać wiadomości z pogróżkami i powiedział, że będą sprawdzać adres, z którego przychodzą. Od razu jednak zaznaczył, że ten, kto je śle, pewnie założył skrzynkę gdzieś za granicą i trudno będzie ustalić, do kogo ona należy. Żyłam w strachu i niewiedzy. Do czasu, aż pewnego dnia przyszedł do mnie inny mail.

Pisała koleżanka z ogólniaka. Tłumaczyła, że mój adres mailowy znalazła w internecie na portalu społecznościowym i przesyłała swój numer telefonu. Prosiła jednocześnie, żebym pilnie do niej zadzwoniła, bo ma do mnie bardzo ważną sprawę. Oddzwoniłam natychmiast, bo w swoim liście sprawiała wrażenie osoby poważnej i zaniepokojonej.

Od razu poczułam, że to musi mieć związek z pogróżkami, które dostaję.
– Cześć, Danka, tu Mirka… Mirka z liceum. Dostałam twojego maila – powiedziałam, jak tylko odebrała.
– Bałam się, że się nie odezwiesz… Mam do ciebie ważne pytanie.
– Danka, co się dzieje, o co chodzi?
– Dostajesz maile z pogróżkami?
– Tak…
– To musimy się spotkać, bo ja mam to samo…

Kiedy odłożyłam słuchawkę, nie wiedziałam, czy się cieszyć, że nie ja jedyna jestem w takiej sytuacji, czy płakać, że te pogróżki to jednak poważna sprawa. No bo skoro Danka też dostawała te listy, to nie mógł być przypadek.

Na spotkanie Danka przyszła z jeszcze jedną dziewczyną z naszej klasy, Anią, która też miała taki sam problem. Też jej groził jakiś wariat. To były moje najlepsze koleżanki z liceum. One i jeszcze taka Iza. Dziewczyny przyniosły ze sobą wydruki maili, które dostawały. Były podobne do moich. Na szczęście Danka i Ania nie zerwały ze sobą kontaktu po szkole i od razu skojarzyły, że obie dostają pogróżki.

Było więc jasne, że sprawa musi dotyczyć lat szkolnych. Fakt, że i mnie ktoś groził, tylko je w tym utwierdził.
– A pytałyście innych osób? Inni też dostają?
– Nawiązałyśmy kontakt z kilkoma dziewczynami i chłopakami, ale nikt im nie groził. Ty, oprócz nas, jesteś jedyna. Ale to by się zgadzało, bo przecież trzymałyśmy się razem. My, ty i…
– Iza.
– Tak, ale nie możemy jej znaleźć. Nie wiemy, gdzie mieszka, nie ma w internecie żadnego profilu. Nikt też nie wie nic na jej temat.
– Szkoda…
– No, pewnie wiedziałybyśmy więcej…
– Ale kto to może być? Komu aż tak podpadłyśmy?
– Masz, popatrz na zdjęcie klasowe i sama powiedz – Anka podała mi fotografię, przeglądałam po kolei wszystkie twarze. Od razu zatrzymałam się na jednej z nich. – Eee, nie… – skrzywiłam się.
– Co nie?
– Ja wiem, kto wam chodzi po głowie. Ale… dziewczyny, przestańcie.
– Dlaczego przestańcie. Takie rzeczy się zdarzają. Już wtedy wyglądał na wariata, kto wie, co z niego wyrosło?

Dziś wstyd mi za to, co robiłam w przeszłości

Obie miały na myśli jednego chłopaka. I mnie on też od razu wydał się podejrzany. Jak tylko go na tym zdjęciu zobaczyłam. To był gruby Grzesiek, którego wszyscy w szkole prześladowaliśmy. Klasowa oferma. Nie tylko gruby, ale taki dziwny, zamknięty w sobie.

Dziewczyny przekonywały mnie, że pewnie mu całkiem odbiło i nas prześladuje. Nie mogłam w to uwierzyć. Mój problem polegał na tym, że cała ta sytuacja wydawała mi się absurdalna. Miałam wrażenie, że dałam się zwieść jakiejś dziecinadzie.

W każdym razie na policję poszłyśmy we trzy. Kiedy policjanci dowiedzieli się, że jesteśmy koleżankami z liceum, to też od razu powzięli podejrzenie, że to może być ktoś z naszej klasy. No i powiedziałyśmy im o Grześku, bo tylko on przychodził nam do głowy. Nie tylko dlatego, że był dziwny, ale dlatego, że wszystkie cztery nieźle zalazłyśmy mu za skórę. Wyspowiadałyśmy się z tego wszystkiego na policji.

Chciałyśmy przekonać tego gliniarza, że jeśli chodzi o czasy szkolne, to ten chłopak mógł mieć do nas poważne żale. I jeśli zwariował, jeśli jego zachowanie stawało się z latami coraz dziwniejsze i coraz bardziej niebezpieczne, to jest prawdopodobieństwo, że od niego dostajemy te listy.

Policjant zapisał sobie jego imię i nazwisko, i obiecał, że się do nas odezwie. Rozstałyśmy się pod komisariatem. Poszłam prosto do domu i wszystko opowiedziałam mężowi.
– Mirka, nie chce mi się w to wierzyć. Przecież minęło ponad piętnaście lat…Powariowałyście od tych pogróżek – powątpiewał w nasze podejrzenia.
– Ale ktoś je wysyła. I wszystkie trzy je dostajemy.
– Rozumiem, ale… po tylu latach?!
A jak to jest wariat? Takiemu to niewiele trzeba. Tym bardziej że naprawdę uprzykrzałyśmy mu życie.
– Wy? Ty?
– Tak, ja. Aż mi wstyd. Takie byłyśmy okrutne, że w sumie to by nam się jakaś kara za to należała.
– Wszyscy byliśmy dla kogoś w szkole okrutni. Każda klasa miała takiego ofermę…

To my skazałyśmy go na takie życie?

Miał rację. Ale myśmy temu grubemu Grzesiowi naprawdę dały popalić. Przezywałyśmy go od grubasów, od świń, od wieprzów. Pamiętam, że ta Izka, której nie mogłyśmy znaleźć, to mu któregoś razu zdjęła spodnie dresowe razem z majtkami na środku korytarza. Kolejnym razem namówiłyśmy koleżankę z innej klasy, żeby udawała, że chce się z nim umówić na randkę. A jak przyszedł na umówione miejsce, to czekaliśmy tam z połową klasy, żeby się z niego nabijać.

Pamiętałam też, że kiedyś po wuefie chłopaki nas wpuścili do szatni, jak on się kąpał. Bo zawsze brał prysznic. Wpadłyśmy tam, jak był na golasa, i śmiałyśmy się z niego. Nie jestem z tego dumna, nigdy nie byłam. Byłyśmy okrutne, a on nie zasłużył na takie traktowanie.

Dlatego pewnie uważam, że sobie na to wszystko zasłużyłam. Na ten strach i wyrzuty sumienia. Nasze podejrzenie, że to ten Grzesiek wysyła nam maile, okazało się słuszne. Policjanci mieli go już w swojej kartotece. Był notowany. On nawet siedział trochę za przestępstwa na tle seksualnym. Obnażał się przed kobietami w miejscach publicznych, a raz nawet próbował zgwałcić dziewczynę.

Kiedy skojarzyli go z tymi pogróżkami i zajrzeli mu do komputera, to znaleźli te maile adresowane do nas. I jeszcze mnóstwo innych strasznych rzeczy. Było tam właściwie wszystko, co zakazane, nawet dziecięca pornografia. Nie mogłyśmy w to uwierzyć, że ten gruby, wystraszony chłopak stał się takim potworem. A ja zastanawiałam się, czy to czasem nie my spowodowałyśmy tę okropną przemianę…

Policja szukała też tej czwartej z nas, Izy. Chcieli z nią porozmawiać. Dowiedzieć się, czy i ona otrzymywała od niego pogróżki. No i kiedy wydawało nam się, że ta cała sprawa straszniejsza już się stać nie może, to gruchnęła informacja, że Iza jest zaginiona. Wyszła z domu rok temu i nie wróciła, a policja nie może jej znaleźć. 

Policjanci nie wykluczali, że jej zaginięcie może mieć coś wspólnego z grubym Grześkiem. Że w jej przypadku mogło się nie skończyć jedynie na pogróżkach. Że kto wie, czy od niej nie zaczął…. Tym bardziej że rodzice Izy wspominali, że na kilka tygodni przed zaginięciem zrobiła się bardzo nerwowa. Ona jedyna spośród nas nie miała męża, nie miała rodziny, więc była najłatwiejszym celem.

Po tej wiadomości wszystkie trzy wpadłyśmy w panikę. Sama myśl, że przez tyle miesięcy, kompletnie nieświadome, byłyśmy obiektem takiej nienawiści, była paraliżująca. Chociaż dziś Grzesiek siedzi w więzieniu, ta straszna sprawa ciągnie się za nami. Niedawno dowiedziałam się czegoś, co kompletnie odebrało mi spokojny sen.

Zadzwoniła do mnie Danka.
– Mirka, nie uwierzysz. Oni tego Grześka mogą wypuścić…
– Jak to? Co ty mówisz?
– Podobno jego adwokat chce przekonać sąd, że on jest niepoczytalny. Wysyłają go na badanie…
– A potem?
– Potem nie wiadomo…
– Czyli co, może wyjść na wolność?
– Nie wiem…
– Jezus Maria!
– No, ale się porobiło. Dlaczego akurat na nas trafiło? – zapytała, a ja wtedy znów spojrzałam prawdzie w oczy.
– Danusia, zasłużyłyśmy sobie na to…

Nie odpowiedziała. Pewnie dlatego, że miałam rację. To wszystko była nasza wina. Naszej czwórki i wszystkich, którzy temu biednemu grubasowi dokuczali w młodości. Byłyśmy odpowiedzialne nie tylko za to, co się stało z Izą, ale też za cierpienie, na które skazałyśmy tego Grześka. Bo przecież takie życie, jakie wiódł, to też udręka. Dotarło to do mnie w momencie, gdy zobaczyłam go na sali sądowej podczas procesu.

Akurat zeznawała Anka, a ja, mimo strachu, cały czas patrzyłam na Grześka. Siedział na ławie oskarżonych. Był jeszcze grubszy niż kiedyś. Jakiś taki okropny, zmęczony, wielki i nieświeży. Budził we mnie odrazę. Do tego cały czas gapił się w ziemię, cokolwiek by się nie działo, co by nie mówiono. Tylko raz powiódł wzrokiem po sali.

I wtedy przez kilka sekund patrzyliśmy na siebie. Oczy miał przekrwione, jakoś tak chorobliwie zamglone, ale zza tej mgły wyzierało przerażenie. Ja znałam to spojrzenie, znałam ten wyraz twarzy. Ten Grzesiek wyglądał tak za każdym razem, kiedy robiliśmy mu coś złego, gdy sprawialiśmy mu przykrość.

I to spojrzenie będzie mnie już do końca życia prześladować. Będę żyła z tym ciężarem odpowiedzialności. Z tą świadomością, że zrobiłam komuś tyle złego. Mam tylko nadzieję, że jak on wyjdzie z więzienia, to mnie nie zabije. Bo taka myśl też mnie od czasu do czasu nachodzi.

Zobacz więcej kryminalnych historii:
„Żona mojego brata podtruwała go bromkiem, żeby nie namawiał jej na seks. O mały włos chłopa nie zabiła!”
„Tajemniczy mściciel odebrał życie gwałcicielowi i mordercy dziewczynek. Okazało się, że sprawca miał bardzo solidny motyw”
„Byłam zakochana w Szymonie. Kiedy na jaw wyszły jego romanse, namówiłam kolegę by doprowadził do jego śmierci”

Redakcja poleca

REKLAMA