„Zazdroszczę szwagierce, bo jest ładna, mądra i opływa w luksusy. Ale tak naprawdę to ja mam szczęście, nie ona”

kobieta zazdrosna o szwagierkę fot. Adobe Stock, WavebreakMediaMicro
„Coś w jej głosie mnie przeraziło. Brzmiał tak pusto i obco! To już nie była pewna siebie pani dyrektor chwaląca się kasą. Pobiegłam do samochodu. Dotarłam pod dom Gosi w rekordowym czasie, po drodze łamiąc chyba wszystkie przepisy. Otworzyła mi zapłakana, rozczochrana kobieta, ubrana w wyciągnięty dres. Nigdy nie widziałam jej w takim stanie”.
/ 03.02.2023 16:30
kobieta zazdrosna o szwagierkę fot. Adobe Stock, WavebreakMediaMicro

Wybieraliśmy się z mężem do jego siostry i na samą myśl o tej kolejnej nudnej wizycie robiło mi się mdło.

– Pospiesz się, jesteśmy spóźnieni! – ponaglił mnie Grzegorz, trąbiąc niecierpliwie.

Gdy chodziło o Gosię, zawsze starał się wypaść jak najlepiej: gonił nas, bo chciał dojechać punktualnie, musztrował dzieci, żeby nie popełniły jakiegoś błędu przy stole, lustrował moje ubranie. Uwielbiał swoją siostrę. A ja jej nie znosiłam. Była od nas trochę starsza i żyła w zupełnie innej bajce. Rozwódka przed czterdziestką, na kierowniczym stanowisku. Niebrzydka, a poza tym wyniosła, fałszywa harpia, która uwielbiała popisywać się swoją zamożnością. Mnie traktowała jak prowincjonalną kurę domową. Zawsze robiła jakieś paskudne aluzje, rzucała uszczypliwe uwagi.

Chwaliła się kasą, zadzierała nosa

Zajechaliśmy na miejsce, Gosia wybiegła nam na spotkanie.

– Kochani! – krzyknęła, rzucając się na szyję mojemu bratu, a potem ucałowała powietrze w okolicy moich policzków. – Trochę ci się przytyło... Chyba nie jesteś w ciąży? – zapytała.

Weszliśmy do środka i Gosia od razu zaczęła podawać na stół cudaczne potrawy. Oczywiście kupiła je w sklepie. Kobiety takie jak ona nie zaglądają do kuchni...

– Zaraz zrobię nam po drinku, ale najpierw prezenty – stwierdziła, wołając do siebie moje dzieci. – Dla ciebie klocki Lego, a dla ciebie Barbie z domkiem – uśmiechnęła się do nich.

– Nie powinnaś – zaprotestował delikatnie mój Grzegorz.

– A kto ma ich rozpieszczać jak nie ciocia? – zaszczebiotała. – W końcu stać mnie na to!

Jak zwykle musiała pokazać, że ona ma na drogie zabawki dla dzieci, a my nie. To wszystko musiało przecież kosztować przynajmniej połowę mojej pensji...

– Dziś oblewamy mój awans! – powiedziała, wnosząc do salonu tacę z kolorowymi drinkami. – Dostałam też podwyżkę. Zarezerwowałam wakacje na Seszelach i chyba kupię sobie nową...

Wyłączyłam się, nie mogłam tego słuchać. Byłam wściekła i zazdrosna. Ta kobieta miała wszystko, czego ja nie mam: stanowisko, przepiękny dom, pieniądze i urodę. A ja? Szara mysz z dyplomem liceum ekonomicznego. Marzyłam o studiach, lecz na świecie pojawiła się Madzia. Potem chciałam iść na zaoczne, ale zaszłam w ciążę z Jasiem.

Nagle Gosia zaczęła machać mi przed nosem ciuchami:

– Nie noszę tego, a tobie się nie przelewa – powiedziała, wciskając mi w ręce plastikowy worek na śmieci z jakimiś ubraniami.

Poczułam się upokorzona.

– Nie, dziękuję – bąknęłam.

– No co ty, bierz! To fajne rzeczy, niektóre całkiem nowe – nalegała, więc w końcu wzięłam darowiznę i poszłam do auta upchnąć ją w bagażniku.

Wtedy postanowiłam, że dosyć tego. Grzegorz i dzieci niech ją odwiedzają. Ja nie muszę.

Otworzyła mi drzwi cała rozszlochana

Następnym razem, kiedy Gosia zadzwoniła, żebyśmy przyjechali, powiedziałam, że fatalnie się czuję i posłałam męża samego z dziećmi. Potem znajdowałam kolejne wymówki i jakoś udało mi się unikać wizyt u niej przez prawie pół roku. „I bardzo dobrze – pomyślałam sobie. – Może w końcu pojmie, że wolę inaczej spędzać weekendy”.

Początkowo Gosia dopytywała się, czemu nie przyjeżdżam. W końcu dała sobie spokój.

Tamtego deszczowego wieczora, kroiłam właśnie warzywa na zapiekankę, kiedy zadzwoniła moja komórka. Najpierw usłyszałam ciche pochlipywanie, a potem głos siostry mojego męża:

Mogłabyś przyjechać?

– Jestem trochę zajęta – odparłam bez chwili wahania.

– Proszę cię…

Coś w jej głosie mnie przeraziło. Brzmiał tak pusto i obco! To już nie była pewna siebie pani dyrektor chwaląca się kasą.

Pobiegłam do samochodu. Dotarłam pod dom Gosi w rekordowym czasie, po drodze łamiąc chyba wszystkie przepisy. Otworzyła mi zapłakana, rozczochrana kobieta, ubrana w wyciągnięty dres. Nigdy nie widziałam jej w takim stanie.

– Przepraszam cię, ale nie miałam do kogo zadzwonić – rozszlochała się na dobre.

– Już dobrze. Co się stało? – zapytałam, obejmując ją.

– Właściwie to nic – powiedziała, ocierając łzy. – Po prostu obudziłam się rano i zrozumiałam, że jestem sama jak pies. Po pracy wracam do pustego domu i nie mam do kogo gęby otworzyć. Chwycił mnie taki dół, że chce mi się wyć. Myślałam, czyby nie łyknąć jakichś prochów...

– Nawet nie wygaduj takich bzdur! – przeraziłam się, podając jej sweter. – Jedziesz do nas. Masz przecież rodzinę! Jak mogłaś pomyśleć o czymś takim?!

Nagle zdałam sobie sprawę, jaka byłam dla niej podła. Ona się starała. A ja, zaślepiona przez zazdrość, widziałam tylko jedną stronę medalu – jej bogactwo, wykształcenie i rzekomą pychę! Nie dostrzegłam samotności...

Czytaj także:
„Zazdrościłam przyjaciółce, bo w przeciwieństwie do mnie, zrobiła karierę. Gdy powinęła mi się noga, to właśnie ona mi pomogła”
„Joannie zazdrościłam kiedyś wszystkiego. Okłamałam ją, by poczuła się gorsza, tak jak ja przed laty”
„Zazdrościłam przyjaciółce kariery i światowego życia, bo moje jest nudne jak flaki z olejem. Jak się okazało, niesłusznie”

Redakcja poleca

REKLAMA