Drobna kobieta, która weszła do mojego warsztatu jubilerskiego, mogła mieć góra 30 lat. Piękne, jasne włosy falami opadały jej na kark. Gdy spytałem, w czym mogę pomóc, uśmiechnęła się niepewnie, a potem wyrzuciła z siebie pospiesznie, jakby chciała to mieć już za sobą:
– Babcia powiedziała mi, że może pan zrobić dla mnie amulet.
Patrzyła wprost na mnie, więc mogłem dokładnie przyjrzeć się jej twarzy. Wtedy zobaczyłem, że jedno oko ma niebieskie, a drugie zielone.
– Amulet czy talizman? – spytałem, gdyż klienci często mylą te pojęcia. – Talizmany spełniają konkretne życzenia, przyciągają szczęście. Natomiast amulet tworzy wokół swojego właściciela magiczny krąg ochronny.
– Rozumiem, w takim razie chodzi mi o talizman – sprostowała.
Zerknąłem na jej dłoń. Nie miała obrączki ani ładnego pierścionka, który mógłby być zaręczynowym.
– Dobrze się pan domyśla. Chciałabym spotkać jakiegoś dobrego i uczciwego człowieka – powiedziała.
– Mnóstwo ich chodzi po ulicach.
Zaczerwieniła się.
– Myślałam o mężczyźnie. Ale nie spieszy mi się – dodała szybko. – Wyjeżdżam na dwa miesiące do stryja za ocean, więc ma pan trochę czasu.
Jeszcze raz spojrzała mi w oczy, a ja poczułem, jak oblewa mnie fala ciepła. Potem bez słowa położyła na ladzie 200 złotych tytułem zaliczki i wybiegła ze sklepu. Ruszyłem za nią.
– Jak panią znajdę? – zawołałem. Odwróciła się na sekundę. – Jeszcze tu wrócę – odparła.
Mamrotać zaklęcia nad wisiorkiem? Wolne żarty!
Kiedy byłem małym chłopcem, marzyłem, żeby zostać stoczniowcem, który buduje statki. Przez wiele lat nie mogłem zrozumieć, w jaki sposób ta góra ciężkiego metalu unosi się na wodzie i nie tonie. To mnie fascynowało. Potem zrozumiałem, że nie chcę budować statków, tylko je projektować.
Skończyłem odpowiedni kierunek studiów politechnicznych i… przemysł stoczniowy w Polsce zaczął się sypać. Mogłem znaleźć zatrudnienie na kilka lat, ale szkoda mi było czasu na chwilowe trwanie, z którego nic nie wynikało. Teraz wiem, że projektowanie statków nie było moim prawdziwym marzeniem, bo inaczej tak łatwo bym z tego nie zrezygnował.
Pomyślałem wtedy, że może wykorzystam swoją drugą pasję. Już w liceum urządziłem sobie w piwnicy niewielki warsztat. Mój stryj był jubilerem i po jego śmierci ojciec przejął po nim wiele narzędzi. A że sam był elektronikiem, schował je w walizkach, przeniósł do piwnicy i o nich zapomniał.
Na dwa lata przed maturą otworzyłem jedną z nich i prócz narzędzi znalazłem tam starą księgę z rysunkami wisiorków i pierścionków z zaklęciami, które należy wypowiadać przy ich tworzeniu. Ponadto wytwarzanie biżuterii musiało się łączyć z określoną procedurą. Na przykład w wypadku amuletu osoba, którą miał on chronić, powinna być obecna przy stapianiu srebra lub złota. Następnie według tablic astrologicznych, które znajdowały się na ostatnich stronach księgi, należało wyszukać znak runiczny, który trzeba umieścić na wisiorku lub pierścieniu.
Przeczytałem też z rozbawieniem, że przedmioty, które służyły do wytworzenia amuletu, powinny być na koniec zakopane na 10 dni w ziemi, żeby odeszła z nich energia amuletu. Wyrabianie biżuterii podobało mi się, więc się tym zająłem. Szybko nauczyłem się podstaw i zacząłem tworzyć wisiorki, pierścienie, oczywiście nie bawiąc się w zaklęcia. W ogólniaku i na studiach zdobyłem uznanie znajomych. Zwłaszcza dziewczyn, które przynosiły mi swoją zwykłą, przeciętną srebrną biżuterię, a ja przetapiałem metal i wytwarzałem oryginalne rzeczy.
Zaczęli też przychodzić do mnie starsi mieszkańcy okolicznych bloków, żebym zlutował im oderwane zapięcie złotej broszki lub naprawił pierścionek, z którego wypada oczko. Skończyłem dwuletnie studium jubilerskie, potem zdobyłem papiery mistrzowskie. Narzędzia stryja znów były w użyciu.
Okazało się jednak, że ta praca nie sprawia mi takiej satysfakcji, jakiej po niej oczekiwałem. Szło mi nieźle, ale czegoś brakowało. Pewnego dnia znów trafiłem na książkę stryja. Znów zacząłem ją czytać. Wtedy dopiero pojąłem, że brat ojca był ezoterykiem, który przeszedł wiele duchowych ścieżek i zawarł swoje przemyślenia we wzorach złotych lub srebrnych wisiorków, pierścieni czy sygnetów, które miały wspomagać leczenie, przeciwdziałać pechowi, przywoływać szczęście.
Kiedy dokładnie poznałem zasady tworzenia magicznej biżuterii, które stryj opracował na własny użytek, pojąłem, czego brakuje mi w pracy – odrobiny duchowości, którą powinienem tchnąć w wytwarzane przedmioty. Zacząłem systematycznie ćwiczyć jogę. Szybko zauważyłem, że poprawiła mi się stabilność emocjonalna, zwiększyła kreatywność.
Osiągnąłem też spokój i jasność umysłu, dzięki czemu rozwinęła się moja intuicja. Wszystko to zabrało mi prawie rok, ale wreszcie znalazłem się na właściwej ścieżce, którą chciałem kroczyć dalej. Pewnego dnia w zapiskach stryja trafiłem na opis talizmanu, który pomaga odnaleźć miłość. Talizman składał się z dwóch części – „Serca szczerego” i „Serca złotego”. Pierwsze musiało być zrobione ze srebra, a drugie ze złota.
„Serce szczere” oferowało czyste emocje, zaufanie, radość związaną z towarzyszenia drugiej osobie. „Serce złote” zapewniało zaspokojenie przede wszystkim potrzeb materialnych i satysfakcję czerpaną z osiągania korzyści ze związku. Z porad stryja wynikało, że osoba sporządzająca talizman powinna zaoferować kupującemu oba serduszka w tej samej cenie do wyboru. Jaka miłość czeka daną osobę, zależało już tylko od niej.
Stryj nie wskazywał, które serduszko ma większą wartość. Kiedy ludzie zaczęli przychodzić z prośbą o talizman miłości, proponowałem im właśnie dwa serca. A że ponoć działały, to stały się hitem mojego zakładu. Umieściłem reklamę w internecie, a pełne zachwytu wpisy klientów napędzały mi kolejnych.
Zapewne jesteście ciekawi, jak ludzie wybierali? Różnie, mniej więcej po połowie. Natomiast zdarzyło się kilka razy, że kiedy wyjaśniałem, co przyniesie wybrane złote serce, klientki – bo przychodziły głównie kobiety – nie były zadowolone. Mówiły, że wybrały złoto, bo było ładne, albo że nie lubią srebra. Jednak miłości poszukują szczerej.
Kiedy na zamówienie blondwłosej klientki odlewałem oba serca w specjalnie sporządzonej formie, myślałem o jej niebiesko-zielonych oczach. Minęły już dwa miesiące, a ona się nie pojawiła. Może zapomniała? Albo bez pomocy talizmanu spotkała tego, na którego czekała? Poczułem zawód.
Położyłem przed nią dwa serca i kazałem wybierać
Kilka dni później napisała do mnie ta właśnie klientka. Miała na imię Jowita.
„Przepraszam, że wciąż nie przyszłam odebrać zamówienia, ale muszę jeszcze przez jakiś czas zostać za oceanem” – brzmiała wiadomość.
„Nic się nie stało – odpisałem. – Talizman już zrobiłem. Poczeka na Pani przyjazd. Proszę się nie martwić”.
Od tego dnia zaczęliśmy ze sobą rozmawiać przez internet. Jowita napisała, że jest absolwentką teatrologii i po powrocie do kraju zamierza podjąć pracę naukową na uniwersytecie. Z czasem nasze rozmowy stały się bardziej osobiste. Zaprzyjaźniliśmy się i w pewnej chwili nie wyobrażałem już sobie, żebym miał się spóźnić na połączenie z Jowitą. A łatwo nie było, bo różnica czasu robiła swoje.
Minęło pół roku. Pewnego zimowego dnia zadźwięczał dzwonek nad drzwiami do mojego zakładu. Nie wiem, jakim cudem, ale wiedziałem, że to ona. Wreszcie przyszła. Wyszedłem zza kotary i w tym momencie spotkały się nasze oczy. Oboje byliśmy skrępowani, zawstydzeni i jakby niepewni. Podaliśmy sobie dłonie na powitanie. Powiedzieliśmy kilka zdawkowych uprzejmości.
Wyłożyłem przed Jowitą na tacce dwa serduszka. Nie mówiłem jej, co każde znaczy, gdyż to jej podświadomość miała dokonać wyboru, na którym najbardziej jej zależało.
– Które byś mi doradził?
– Powiem, gdy dokonasz wyboru.
– To ma jakieś znaczenie?
Skinąłem głową. Po dłuższej chwili namysłu Jowita wybrała to srebrne. Dopiero wtedy powiedziałem jej, jakiego rodzaju są to talizmany. Wydawała się zadowolona.
– A ty jakie byś wybrał? – spojrzała na mnie, a w jej zielono-niebieskich oczach zapaliły się dwa lękliwe ogniki.
Przygotowując się na tę wizytę, zrobiłem dla siebie talizman odwagi. Wiedziałem, że będzie mi potrzebny. Zacisnąłem więc dłoń z sygnetem w pięść.
– Czy będziesz zła… – przełknąłem z trudem ślinę – jeśli powiem, że wybrałbym serce… twoje?
Patrzyła na mnie przez chwilę w milczeniu, a potem uśmiechnęła się. Wyszedłem zza lady i wziąłem ją w ramiona. Jej usta smakowały miodem. Wtedy zadźwięczał dzwonek nad drzwiami. Wszedł jakiś klient, ale to nas zupełnie nie wzruszyło. Usłyszałem, jak powiedział do siebie:
– O, chyba dzisiaj zakład już będzie nieczynny – po czym wyszedł.
Czytaj więcej prawdziwych historii:
Odbiłam siostrze bliźniaczce chłopaka, który został moim mężem
Mama zawsze bardziej kochała młodszą siostrę, niż mnie
Były mąż mnie prześladował, bo nie mógł mnie mieć
Tydzień po narodzinach dziecka zorientowałam się, że nie kocham swojego faceta
Powiedział, że zanim pójdziemy do łóżka, musimy zrobić badania
Moja toksyczna matka wmawiała mi, że wszyscy mężczyźni to zło