Dobrze, wobec tego w poniedziałek zjawię się w pracy – uśmiechnęłam się, pozornie spokojna, choć z trudem skrywałam entuzjazm. Nareszcie! Dość pożyczania po sąsiadach pieniędzy, dość oglądania reklam „chwilówek” – w końcu będziemy normalnie żyli.
Wprawdzie jako zastępca kierowniczki sklepu w sieciówce nie zarobię kokosów, ale co dwie pensje, to nie jedna! Jakiekolwiek by te pensje nie były. Początkowo wszystko miało wyglądać zupełnie inaczej.
Marcin jest budowlańcem
Dobry z niego fachowiec, solidny, niepijący, złego słowa nie można powiedzieć. Dlatego kiedy dowiedziałam się, że jestem w ciąży z Michałkiem, naszym drugim dzieckiem, od razu ustaliliśmy, że zrezygnuję z pracy i wrócę do niej dopiero wtedy, gdy mały trochę podrośnie.
Byliśmy przekonani, że Marcin bez problemu zarobi na nas oboje. Niestety, przeliczyliśmy się. Ucieszyłam się, bo o pracę dziś trudno Na rynku zaczął się kryzys. Firma, w której pracował mój mąż, przegrywała przetarg za przetargiem. Pojawili się tańsi pracownicy spoza naszej okolicy. W tej sytuacji nie było wyjścia.
Postanowiliśmy, że mimo iż Michaś ma dopiero dziewięć miesięcy, muszę wrócić do pracy. Na szczęście kierowniczka nie robiła mi z tego tytułu żadnych problemów:
– Wiesz, jak to u nas jest – uśmiechnęła się, gdy nieśmiało zapytałam, czy znajdzie się dla mnie jakieś miejsce.
– Dziewczyny przychodzą i odchodzą. Zachodzą w ciąże, znajdują inną pracę – dla doświadczonej pracownicy zawsze będzie robota.
Cieszyłam się, bo w dzisiejszych czasach trudno o sensowną pracę. W związku z moją decyzją o powrocie do pracy pojawił się ważny problem. Nasz starszy synek już chodził do przedszkola, ale Michałek był malutki. Jeśli ja nie mogłam się nim zajmować, musieliśmy znaleźć opiekunkę. Niestety, odpadał najbardziej naturalny w tej sytuacji wybór: dziadkowie.
Rodzice Marcina i moi to osoby starsze, mocno schorowane, a Michaś, co tu kryć, jak każdy maluch wymagał, żeby mieć „oczy dookoła głowy”. O żłobku od razu mogłam zapomnieć, bo w naszym mieście był tylko jeden, a że nie byłam samotną matką z kilkorgiem dzieci, to nie miałam szans, żeby przyjęto do niego moje dziecko.
Chcąc nie chcąc, pomyślałam o zatrudnieniu opiekunki
Niestety, rzeczywistość szybko zweryfikowała moje oczekiwania. Trzy kandydatki, z którymi się spotkaliśmy, podały takie kwoty, że chcąc sprostać ich wymaganiom, musiałabym oddawać całą swoją pensję, a przecież nie po to wracałam do pracy! Powiem szczerze, byłam bliska załamania. Wtedy z pomocą przyszła mi sąsiadka, której zwierzyłam się z kłopotu:
– To się dobrze składa! – klasnęła w dłonie, gdy opowiedziałam jej, co spędza mi sen z powiek.
– Siostrzenica mojego Staszka, wiesz, opowiadałam ci o Izuni, zaczyna od października studia w naszym mieście. Zaoczne. Zatrzyma się u nas w domu. Wspominała, że będzie musiała poszukać sobie jakiegoś dorywczego zajęcia. Wiesz, jak to na studiach – niby człowiek nie ma wydatków, szczególnie jeśli może liczyć na wikt i opierunek przy rodzinie, ale każdy czasem potrzebuje trochę grosza na swoje potrzeby. A to pizza czy kino ze znajomymi, a to jakiś kosmetyk czy ciuch od czasu do czasu sobie kupić. Ta nasza Iza byłaby doskonałą kandydatką na nianię do Michasia!
– A skąd wiesz, że ona się zgodzi? Nie mogę jej zaproponować wysokiej stawki – nie wiem dlaczego, ale jakoś nie byłam przekonana do pomysłu sąsiadki. – Teraz młodzi się cenią.
– Ona jest ze wsi, nie ma wygórowanych wymagań, jak te miastowe dzieciaki – sąsiadka roześmiała się serdecznie. – To po pierwsze. A po drugie: jak ja, ciocia, która okazała jej tyle serca, powiem, że mam dla niej propozycję pracy, to nawet nie będzie jej wypadało odmówić, nie?
Nie mogłam się z Halinką nie zgodzić
Dziewczyna wykazałaby się elementarnym brakiem wdzięczności, gdyby nie zatrudniła się w miejscu wskazanym przez ciotkę! Zauważyłam, że to ładna dziewczyna Iza okazała się bardzo miłą i chętną do pracy dziewczyną:
– To naprawdę zrządzenie losu, że ciocia tak od razu mi tę państwa ofertę znalazła – mówiła szybko. – A co do tego, czy umiem się dzieckiem zająć, to proszę się nie martwić. Ja u nas, na wsi, niejednego niemowlaka oporządziłam, to dla mnie nie pierwszyzna. No i mam czwórkę młodszego rodzeństwa, znam się na dzieciach.
– To bardzo się cieszę – uśmiechnęłam się serdecznie. – Mnie cały dzień nie będzie, ale Marcin lubi w ciągu dnia wpaść na obiad. Zupa jest na gazie. Przygrzejesz mu?
– Bez problemu – Iza uśmiechnęła się do mojego męża, a ja dopiero teraz zobaczyłam wyjątkową urodę tej dziewczyny i to, jak chętnie Marcin na jej uśmiech odpowiedział! Aż mnie zimny dreszcz przeszedł.
– Tylko mi tu nie próbujcie romansować, bo czegoś takiego nie daruję! – dodałam niby to żartem, ale spojrzenie miałam lodowate,
Marcin powinien więc zrozumieć, że mówiłam całkiem poważnie.
– Co też pani mówi! – zaczerwieniła się Iza. – Ja jestem porządną dziewczyną. No i mam chłopaka…
– To dobrze – powiedziałam, nieco tylko łagodniej. – I oby tak zostało.
Marcin popukał się w czoło i powiedział coś o obsesji zazdrosnych bab, ale ja tam swoje wiedziałam. Już niejedną taką historię słyszałam – ona młoda, niedoświadczona, on znudzony mężulek. Nie chciałam stać się bohaterką podobnej opowieści! Przez kilka kolejnych dni zachowywałam więc czujność.
Obserwowałam zarówno mojego męża, jak i Izę
Wszystko jednak szło bardzo dobrze, szybko więc dałam sobie spokój z nadmierną kontrolą. Iza codziennie zdawała mi sprawozdanie z tego, jak Michaś spędził dany dzień: ile zjadł, czy byli na spacerze, co robili, w co się bawili, czego nowego nauczył się mój synuś. Byłam tym tak zaabsorbowana, że nawet do głowy by mi nie przyszło, żeby pytać o cokolwiek innego, a tym bardziej o samą Izę i jej dzień!
Bomba wybuchła kilka tygodni później. Rozmawiałyśmy akurat z kasjerkami w pracy na temat tego, czy można wybaczyć zdradę:
– Taka na przykład Alicja jest przykładem tego, że można wybaczyć mężowi to, że ma przyjaciółkę na boku i dalej żyć w kochającym się stadle – stwierdziła w pewnym momencie Ola, jedna z koleżanek, patrząc na mnie wymownie. Wybałuszyłam na nią oczy. Czego ona ode mnie chce? Nigdy nie przepadałam za Olką, ale teraz to przesadziła! Zasiały we mnie ziarno wątpliwości – O czym ty mówisz, dziewczyno? Moje małżeństwo nigdy nie przechodziło kryzysu! Dziękować Bogu, jakoś nam się przez te siedem lat układa – zapewniłam ją, może zbyt gwałtownie, ale naprawdę podejrzenia współpracownicy wydały mi się absurdalne.
Olka musiała mnie z kimś pomylić!
– No to świetnie, gratuluję… Szkoda tylko że żyjesz w kłamstwie – koleżanka najwyraźniej była pewna swego, bo patrzyła mi prosto w oczy, z lekko rozbawionym uśmiechem, którego nawet nie próbowała ukryć.
– Wszyscy od ładnych kilku tygodni o tym mówią. Niemożliwe, żebyś ty nic nie wiedziała – dodała.
– Ale o czym mówią?! – patrzyłam na nią coraz bardziej zdumiona.
– No, o tym, że ten twój Marcinek ma nową laskę! Takie blond dziewczę bez tłuszczyku po dzieciach, w skórzanej kurteczce, która ledwie zakrywa to i owo – Ola bez pardonu zmierzyła mnie wzrokiem.
Cóż, nie da się ukryć, że po urodzeniu Michałka zostało mi w biodrach trochę za dużo centymetrów.
– Codziennie się z nią prowadza – ciągnęła.
– Akurat jak my z pierwszej zmiany kończymy. Spacerują sobie po okolicy jak gdyby nigdy nic…
– Ola powiodła triumfalnie wzrokiem po zebranych.
– Tolerancyjna z ciebie babka, nie ma co! A tak swoją drogą, ten twój mąż też niezłe ziółko. Ta dziewczyna to niemal nastolatka… Wreszcie zrozumiałam!
– Ach, to! – odetchnęłam z ulgą. – To nie żadna dziewczyna Marcina, tylko nasza niania! Zajmuje się Michałem, jak ja jestem tutaj. A że Marcin ma w ciągu dnia przerwę, to wpada na obiad. Nic dziwnego, że nieraz z Izą wyjdą na spacer z małym, jak pogoda na to pozwala. Nie rozpuszczajcie plotek, dziewczyny, błagam was.
Ostatnio nie mam na nic siły
Te rewelacje dziewczyn tak mnie zdenerwowały, że teraz naprawdę poczułam odprężenie. Z trudem ukryłam przed współpracowniczkami ulgę. Nie chciałam, by zauważyły, jak bardzo poruszyły mnie te informacje. Ale one nie zamierzały dać za wygraną.
– W ciągu dnia na obiad? Taka atrakcyjna dziewczyna? I ty nie masz nic przeciwko temu? – zasypały mnie gradem pytań.
– Ani się obejrzysz, a będzie tak jak Olka mówi! Lepiej miej na nich oko…
Co tu kryć, choć nie chciałam się do tego przyznać, zasiały we mnie ziarno wątpliwości. Jestem kobietą, a kobietom rodzą się w głowach różne podejrzenia.
„Rzeczywiście, Marcin ostatnio jakoś rzadziej ze mną rozmawia. W łóżku też nam się nie układa. W sumie nic dziwnego… Ostatnie na co mam ochotę po całym dniu harówki, to igraszki” – myślałam.
Gdy wróciłam z pracy, dom był pusty
Mój mąż zostawił tylko kartkę, że wyszli z małym i Izą na spacer.
– Te spacery też ostatnio przytrafiają im się coraz częściej – chlipałam kilkanaście minut później siostrze do słuchawki. – Dziewczyny mają rację! Marcin mnie zdradza, a ja sama na to pozwoliłam!
– Czekaj, nie bądź tego taka pewna – usiłowała mnie przystopować Marzena. – To na razie tylko niczym nie poparte plotki.
- Nie ma wyjścia, trzeba sprawdzić, co ta cała Izunia robi z Marcinem w ciągu dnia.
- Jego lepiej nie pytaj, facet nigdy ci prawdy nie powie!
– Więc, jak to zrobić? – rozszlochałam się na dobre.
– Wiesz, oglądałam taki program w telewizji. Ludzie nagrywali swoją nianię…
– Ale ja nie mam kamery! – przerwałam Marzenie.
– Skąd ja wezmę taki sprzęt?! Wiesz, ile to kosztuje? Pewnie fortunę…
– Nie przesadzaj. Nie potrzebujemy profesjonalnego sprzętu. zapewniła mnie szybko Marzena. – Wystarczy nagrywanie dźwięku. Masz telefon z dyktafonem?
No pewnie, że miałam. Musiałam przyznać, że moja siostra jest genialna!
Sama nigdy nie wpadłabym na taki pomysł
Ustaliłyśmy, że nastawimy dyktafon w telefonie na określoną godzinę, wtedy, kiedy Marcin zwykle przychodzi do domu na obiad. Sprzęt nie mógł przecież chodzić cały czas, bo nie miał tak dużej pojemności nagrywania, a poza tym… telefon zwyczajnie by się rozładował.
– Co ma być, to będzie – zawyrokowała na koniec rozmowy Marzena.
– Zapewniam cię, że lepiej wiedzieć niż tkwić w nieświadomości.
Westchnęłam. Moja siostra na pewno wiedziała, co mówi. Dwa lata wcześniej się rozwiodła. Miałam nadzieję, że nie podzielę jej losu.
Następnego dnia ustawiłam dyktafon w telefonie i zostawiłam dobrze ukrytą komórkę w centralnym miejscu w salonie. Cokolwiek będzie się działo w domu, wszystko powinno się dobrze nagrać. W pracy nie mogłam skupić się na robocie. Ciągle myślałam o tym, co mnie czeka. A co, jeśli nagranie z dyktafonu potwierdzi, że Marcin i Iza mają romans? Będę musiała zareagować, a nie chcę rozwodzić się z mężem, przecież go kocham!
To wszystko było takie trudne…
Wieczorem pod pozorem kąpieli zamknęłam się w łazience z telefonem i słuchawkami. Odkręciłam wodę w wannie i drżącymi rękami wcisnęłam guzik w telefonie, by odsłuchać nagranie. Długo tam siedziałam… Marcin się do mnie dobijał, natarczywie pytając, czy wszystko w porządku, ale go zbyłam. Początkowo nic się nie działo. Mój mąż przyszedł z pracy, Iza odgrzała mu obiad, rozmawiali zdawkowo o Michale i zwykłych, codziennych sprawach. Już miałam uspokojona odłożyć telefon, gdy usłyszałam słowa, które mnie zelektryzowały:
– To co, powtórzymy wczorajszą akcję? – dobiegł mnie wyraźnie rozbawiony głos mojego męża.
Nie wiem, co odpowiedziała Iza, ale ton Marcina sprawił, że poczułam lodowaty dreszcz przebiegający po karku. Jego kolejne słowa nie pozostawiły mi wiele wątpliwości:
– Jesteś wspaniałą nauczycielką! Razem podbijemy świat! – entuzjazmował się, a ja miałam wrażenie, że mój świat rozpada się na kawałki.
Nie wytrzymałam. Wytknęłam mu to „A to drań! – pomyślałam, z całej siły ściskając dyktafon.
– A to zimna suka! To ja jej płacę, żeby opiekowała się moim skarbem, moim Michasiem… A ona… A on… uczą się nawzajem! I nawet obecność dziecka im nie przeszkadza, bezwstydnicy! Wystarczyło zaledwie kilka tygodni mojej pracy, żeby poleciał na pierwszą lepszą!”.
Nie dałam rady powstrzymać łez
Rozbeczałam się jak małe dziecko.
– Ala, na pewno wszystko w porządku? Nie potrzebujesz może pomocy? – w głosie Marcina brzmiała prawdziwa troska. Nie myślałam, co robię.
– Ty kłamco! Jak mogłeś! – wypadłam z łazienki z czerwoną od płaczu twarzą. – Jak mogłeś?!
– Ale co „mogłem”? Co ja ci zrobiłem? – Marcin patrzył na mnie, jakbym postradała rozum.
– Kiedy ja ciężko pracuję, ty z tą całą… z tą całą Izą… Ona jest twoją kochanką! Jak ci nie wstyd!
– Czyś ty zwariowała? Masz na tym punkcie jakąś obsesję! Znowu wyskakujesz z kochanką? To się leczy! – Marcin nie wykazywał ani cienia skruchy.
– Może zaprzeczysz, że ona cię „uczy” pod moją nieobecność? – warknęłam, podsuwając Marcinowi pod oczy dyktafon. – Czego to może cię uczyć dwudziestolatka, jeśli można wiedzieć?!
– Ty nas nagrywałaś? – Marcin patrzył na mnie, jakbym zrobiła coś strasznego. – To porządna dziewczyna! Jak ona się poczuje, kiedy się dowie?! Zastanów się!
– Mam przynajmniej dowód twojej niewierności – powiedziałam, ale już z nieco mniejszą furią.
Pewność w głosie Marcina nieco zbiła mnie z tropu
Czy naprawdę potrafiłby tak dobrze udawać niewiniątko? Kłamać w żywe oczy, iść w zaparte? To było niepodobne do mojego męża. Zresztą, jego zdrada też wydawała się mało prawdopodobna…
– I tak, wyobraź sobie, jeśli już musisz we wszystko wsadzać nos, że jest coś, czego mogę się nauczyć od dwudziestolatki – Marcin był wyraźnie rozzłoszczony.
– Pewnie jest wiele takich rzeczy – mruknęłam. – Teraz podobno młodzież jest bardzo doświadczona. Mąż wzniósł oczy do nieba.
– Przestań z tymi swoimi głupimi insynuacjami – warknął. – Iza bardzo dobrze zajmuje się małym i to powinno cię najbardziej cieszyć.
– Cieszyłoby mnie, gdyby ludzie nie widzieli was ciągle razem – powiedziałam z wyrzutem, ale czułam się coraz mniej pewnie.
To wszystko nie układało się w całość. Marcin powinien wyrażać skruchę, przepraszać mnie, błagać o wybaczenie, a tymczasem on…
– Ci „ludzie”, to jak się domyślam, te twoje durne koleżanki, wieczne singielki, które wszystkim zazdroszczą rodzinnego szczęścia – mruknął Marcin, a ja nie mogłam nie przyznać mu racji.
Rzeczywiście, Olka, która rozpętała tę całą aferę, od wielu lat była sama. Nieraz też mówiła, że chciałaby mieć taką rodzinkę jak moja. Czyżby naprawdę była zdolna do takiej podłości, żeby celowo nas skłócić?! Czego ona niby może uczyć Marcina?
– Może i tak – nie chciałam tak łatwo przyznawać się mężowi, że bardziej byłam skłonna uwierzyć zazdrosnym koleżankom niż jemu. – Ale ja nadal mam… nagranie.
– I co tam jest na tym twoim nagraniu? – Marcin spojrzał na mnie ironicznie. – Jak rozmawiam z Izą o tym, że będzie mnie uczyć? Tak, rzeczywiście miała mnie uczyć. Poruszania się w sieci. No, co się tak patrzysz? Nie chodzi o przeglądanie stron w internecie, tylko o… założenie bloga. To się może przydać.
Patrzyłam na męża jak na wariata
– Czy ty się dobrze czujesz, Marcin? – nie mogłam się powstrzymać od kąśliwej uwagi. – Bloga?! Chyba naprawdę zwariował!
On, poważny facet przed czterdziestką, budowlaniec, dał się omotać jakiejś dziewczynce i miał zamiar zakładać bloga! Po co, na miłość boską?
– Człowieku, na takich blogach ludzie piszą o tym, w co się ubierać i jak się malować… – powiedziałam. – Zaczniesz się malować?
– Nie rób sobie ze mnie jaj – prychnął. – To będzie oczywiście blog o tym, na czym się znam. O budowlance. Wiesz, różne takie tricki pomocne przy budowie domu. Iza przekonała mnie, że można na tym zarabiać! No, nie patrz tak na mnie. Powinnaś się cieszyć, że mam pomysł, jak poprawić nasz byt, a Iza nam w tym pomaga. Sama przecież wiesz, jak ostatnio jest nam ciężko finansowo. Ty musiałaś wrócić do pracy, a i to nie gwarantuje, że będzie nam lepiej.
Zwłaszcza gdy zaczął opowiadać mi w szczegółach, co zamierza zrobić, żeby z tego całego pisania były jakieś pieniądze.
– No proszę… – po raz pierwszy od kilku tygodni spojrzałam na Marcina z podziwem.
– Ty to jednak masz głowę na karku! Muszę przyznać, że cię nie doceniałam! – I Izy też nie – dodał surowo Marcin. – Mam nadzieję, że jeszcze nieraz cię zaskoczę – dodał łagodniej.
Zaskoczył mnie i przekonał
– Możemy się umówić, że nic nie powiesz naszej niani o tym całym nagrywaniu i moich podejrzeniach? Mogłaby się dziewczyna zrazić, a przecież wiesz, jak jest nam potrzebna – szepnęłam zawstydzona.
– Umowa stoi. Ale jest jeden warunek – Marcin patrzył na mnie poważnie. – Powiesz tym swoim głupim koleżankom z pracy, żeby zajęły się swoimi sprawami, zamiast węszyć w cudzym życiu. Zgoda?
– Masz to jak w banku, kochanie – zapewniłam go.
W myślach już sobie układałam ostrą reprymendę. Niech się lepiej zajmą pracą, zamiast moim udanym życiem. A tak swoją drogą to w sumie nie dziwię się, że mi zazdroszczą. Bo jest czego. Nie dość, że mąż mi się udał, to i nianię znalazłam idealną. Porządną, obowiązkową i z głową na karku. Jednak mam w życiu szczęście! Nie było mnie stać na taką opiekunkę. Musiałabym jej oddawać całą pensję!
Czytaj także:
„Przyjaciel uważał, że żona jest mu winna małżeńskie zbliżenia. Dałam mu radę i bardzo tego pożałowałam”
„Odkąd ojciec mojego dziecka porzucił mnie jak śmiecia, znienawidziłam wszystkich mężczyzn. Każdy z nich jest tak samo żałosny”
„Gdy Eliza zaszła w ciążę, chłopak uciekł bez słowa. Książe obudził się z letargu, gdy samotna matka sama stanęła na nogi”