„Zatraciłam się w macierzyństwie. Tak skupiłam się zupkach i pieluszkach, że zapomniałam, że jestem kobietą”

Smutna kobieta fot. iStock, inhauscreative
„Coś się psuło w naszym małżeństwie. Wyraźnie słyszałam w głowie dzwonek alarmowy, ale nie potrafiłam znaleźć przyczyny”.
/ 27.06.2024 15:14
Smutna kobieta fot. iStock, inhauscreative

Jak chodzi się z dzieckiem na plac zabaw, można przy okazji zawrzeć ciekawe znajomości. Ja jednak nie zawarłam żadnych. Może dlatego, że – zwłaszcza od roku – bywałam tam rzadko.

W tamtą sobotę moja Adela bawiła się w piasku, a ja czytałam książkę. Lektura tak bardzo mnie wciągnęła, że w pewnej chwili omal nie spadłam z ławki, zaalarmowana dziecięcym wrzaskiem.

W piaskownicy trwała wojna. Pierwszą ofiarą zmagań stała się moja córeczka. Siedziała w dołku wykopanym łopatkami i wyglądała jak kupka nieszczęścia. Nie mogła wstać, więc ryczała jak tur, a wilgotny piasek, którym miała umazaną buzię, mieszał się ze łzami. Sprawcy tego nieszczęścia z wielką wprawą okładali się łopatkami, nie zwracając na nią najmniejszej uwagi.

Pobiegłam Adeli na pomoc. Matki małych wojowników nie były takie skore do interwencji. Siedziały i plotkowały o ciuchach, od czasu do czasu apelując do chłopców o spokój. Postanowiłam zatem samodzielnie położyć bitwie kres.

Zabrałam łopatkę blondynkowi, a jego przeciwnika złapałam w pasie i zaniosłam do matki. Dziewczyna spojrzała na mnie nieprzychylnie. Mimo wczesnej pory miała zrobiony ciężki wieczorowy makijaż, który postarzał ją o dobre kilka lat. Jej koleżanka również nie oszczędzała na kosmetykach. Obie były ładne, ale zbyt odlotowo ubrane i chyba nie z mojej bajki. Pomyślałam, że możemy mieć pewne kłopoty z porozumieniem.
Odetchnęłam z ulgą, kiedy Barbie bez szemrania odebrała ode mnie synka.

Następnego dnia plac zabaw był wyjątkowo oblężony, chyba z powodu pogody. Szukałam właśnie wolnego miejsca na ławkach, gdy dostrzegłam, że ktoś do mnie macha. Moje poznane wczoraj elegantki. Podeszłam z wahaniem i usiadłam obok nich.

Lidka i Arleta wyglądały dzisiaj jak kolorowe ptaki. Jedna włożyła do legginsów bluzkę odsłaniającą brzuch, druga miała wysoko spiętrzoną fryzurę, jak piosenkarka Amy Winehouse. Obserwując je, pomyślałam, że wyglądam w ich towarzystwie jak nudna ciotka.

Były zupełnie inne niż moi znajomi

Czas płynął, a ja czułam się miło zaskoczona tym, jak łatwo nam się rozmawiało. Dziewczyny były bardzo miłe. Chichotały, paplały o dzieciach, ciuchach i nowych trendach w makijażu.

Były zupełnie inne niż moi znajomi. Mimo to świetnie mi się z nimi gadało, zupełnie jakbym wróciła do liceum. Dlatego kiedy Arleta zaproponowała wspólną wyprawę na zakupy, nie odmówiłam.

– Dziewczyny, poszalejemy na przecenach, znam fantastyczne sklepy! A tobie – obrzuciła mnie taksującym spojrzeniem – przyda się coś nowego. Pożegnamy na dobre szarą mysz, kobieta musi błyszczeć jak gwiazda!

Rozbawiła mnie. Już widziałam siebie ubraną w opięte ciuszki, może egzotyczną, ale za to błyszczącą. Wieczorem chciałam opowiedzieć mężowi o odlotowych dziewczynach, ale nie wzbudziłam jego zainteresowania. Zbył mnie mruknięciami. Szybko zrozumiałam, że nie słyszy ani słowa z tego, co mówiłam. Nic nowego.

Tak było od pewnego czasu. Coś się psuło w naszym małżeństwie. Wyraźnie słyszałam w głowie dzwonek alarmowy, ale nie potrafiłam znaleźć przyczyny. Przecież się nie zmieniłam! Jestem tą samą dziewczyną, którą pokochał kilka lat temu. Co mam zrobić?

Byłam tym tak przybita, że ani się obejrzałam, jak w kolejną sobotę wyjawiłam moje kłopoty Lidce i Arlecie. Pokiwały ze zrozumieniem głowami.

– Faceci to myśliwi – Lidka tłumaczyła mi jak dziecku. – Upolowana zwierzyna już nie jest już dla nich tak atrakcyjna jak wcześniej. Trzeba ich wciąż zaskakiwać.

– Co ty opowiadasz? – oburzyłam się. – A gdzie miejsce na czułość i zaufanie do najbliższego człowieka? Mam tańczyć na linie, żeby utrzymać związek?!

– Bez przesady, zresztą nie miałabyś nawet w czym tańczyć. Długa spódnica i wyciągnięta koszulka są wygodne, ale niezbyt piękne. Masz w ogóle coś innego?

– Jasne – poczułam się naprawdę urażona. – Mam szafę pełną ciuchów!

– A w niej kostiumy do pracy! Widziałam cię w kiedyś w takim z daleka. Trzeba to szybko zmienić – Arleta popchnęła mnie w kierunku najbliższego sklepu.

Dziewczyny zajęły się mną jak najlepsze przyjaciółki. Przebierały w ubraniach niczym stylistki. Te ciuchy, które chętnie bym kupiła, odrzucały natychmiast, strojąc miny i wznosząc oczy ku niebu. W końcu poddałam się i przymierzyłam jakąś kieckę, którą one wybrały. Była to prosta sukienka z kremowej koronki.

– No! – zawołała triumfalnie Lidka. – Bierzemy! I jeszcze tę rozkloszowaną w groszki – wskazała sprzedawczyni.

Po zakupach poszłyśmy na kawę

Padałam z nóg, ale okazało się, że to nie koniec. Dziewczyny coraz bardziej się rozkręcały. Postanowiły poddać mnie całkowitej metamorfozie. Arleta zaprosiła nas do siebie. Protestowałam, ale kazały mi siedzieć cicho i nie oddychać.

Zabiegi fryzjerskie jakoś przeczekałam z zamkniętymi oczami. Znając gust dziewczyn, byłam pewna, że w lusterku ujrzę kolejne wcielenie gwiazdy pop, ale miło się rozczarowałam. Z moich włosów przystrzyżonych na boba Arleta wyczarowała fryzurę w stylu lat 50.

– Będzie ci pasowała do tej sukienki w groszki – ucieszyła się. – Teraz zrobimy makijaż i będziesz nie ta sama.

Sposób, w jaki powinna być umalowana moja twarz, wywołał między dziewczynami burzliwą dyskusję. Mojego zdania w ogóle nie brały pod uwagę.

– Nie znasz się, zaufaj nam – usłyszałam, więc zrezygnowana zamilkłam.
Nie chciałam paradować po ulicy z rzęsami kapiącymi od tuszu, ale postanowiłam nie robić dziewczynom przykrości. Nieudany makijaż zawsze można zmyć, będę się martwić później.

W końcu Lidka i Arleta skończyły ze mną, pomogły mi włożyć sukienkę w grochy i zadowolone zaprowadziły do lustra. Odjęło mi mowę… To byłam nowa ja! Kobieca i elegancka. Gotowa na podbój świata. Łzy napłynęły mi do oczu.

– Nie płacz, bo się rozmażesz! Idź, pokaż się mężowi. Zakład, że mu szczęka opadnie? – zaśmiały się koleżanki.

Na ulicy opadły mnie wątpliwości. Wydawało mi się, że wszyscy na mnie patrzą. Zresztą, chyba tak właśnie było. Szczególnie panowie dłużej zatrzymywali na mnie wzrok. Czułam się nieswojo. Ostatnio dla mężczyzn byłam praktycznie niewidzialna. Kiedy dotarłam pod dom, zobaczyłam męża wysiadającego z samochodu.

Pomachałam ręką, żeby zwrócił na mnie uwagę, i złowiłam jego spojrzenie. Uśmiechnął się do mnie, a w jego oczach zobaczyłam zainteresowanie. Zupełnie jak za dawnych, studenckich lat.

Nagle twarz mu się zmieniła. To było… zdumienie. Nie poznał mnie!
– Beata? – spytał z niedowierzaniem. – Wyglądasz super! Co ci się stało?

Zamiast dać mu torebką po głowie, na co zasługiwał, przypomniałam sobie, że go kocham. Pozwoliłam się objąć i poprowadzić do domu. Zauważyłam, że mąż był wyraźnie dumny z mojego wyglądu.

Dziewczyny miały rację – pomyślałam. – Mężczyźni chcą być wciąż zaskakiwani. Przyzwyczajenie, miękkie kapcie i nuda to wróg małżeństwa. Dobrze, że zwróciły na to moją uwagę!”.

Następnego dnia zadzwoniłam do Arlety i zaprosiłam ją i Lenę na lunch do restauracji na parterze mojego biurowca. Byłam pewna, że spodoba im się eleganckie otoczenie. Jedzenie też podawano tu niezłe, więc wydawało mi się, że dobrze wybrałam miejsce. Cieszyłam się na to spotkanie. Miałam im wiele do opowiedzenia… Wczorajszy wieczór był bardzo romantyczny, mąż zadbał o wino do kolacji i miłą atmosferę. Nie ma co, wyglądało na to, że moje nowe przyjaciółki uratowały moje małżeństwo!

Na umówiony lunch zjechałam windą trochę spóźniona. Miałam dużo pracy i nie mogłam tak od razu wszystkiego rzucić. Na parterze przy stanowisku recepcjonisty, będącego jednocześnie ochroniarzem, coś się działo. Podniesione głosy było słychać z daleka. Dziewczyny stały przy recepcji i miały o coś pretensje do chłopaka za kontuarem.

– Co się dzieje? – spytałam.

– Beata, nareszcie! – prawie krzyknęła Arleta. – Ten pan powiedział, że nie możemy wejść! Potraktował nas jak śmiecie!

– Nic podobnego – sprostował grzecznie recepcjonista – Myślę, że panie pomyliły adres – dodał, patrząc wymownie na kuse spódniczki moich koleżanek.

No tak, Lidka i Arleta wyglądały, jakby wybierały się na dyskotekę, a tu obowiązywał stonowany strój. To, co wydawało się urocze i zabawne w parku, tutaj raziło, a nawet – wyraźnie to widziałam po reakcji recepcjonisty – wywoływało wątpliwości co do zamiarów obu pań. „Cóż, może i strój zdobi człowieka, ale strój stosowny do sytuacji. Jak cię widzą, tak cię piszą” – pomyślałam.

– To moje przyjaciółki – oznajmiłam stanowczo. – Byłyśmy umówione.

– Jeżeli pani za nie ręczy, to proszę – powiedział chłopak i wyjął przepustki.

– Daj spokój, nie wejdziemy, zrobimy ci tylko obciach – Lidka spojrzała na mnie smutno, a Arleta pokiwała głową.

– Wy? Nigdy w życiu! To dla mnie zaszczyt i przyjemność pokazać się z wami w tej restauracji i wszystkich innych miejscach w tym mieście. Tyle dla mnie zrobiłyście! Jesteście najfajniejszymi osobami, jakie znam. No, ruszcie się wreszcie, nie będziemy tak stały.

W końcu udało mi się je namówić, ale w czasie lunchu były spięte.

Chyba jesteśmy nieodpowiednio ubrane – powiedziała w końcu Arleta.

– To może wybierzemy się na zakupy? – spytałam, puszczając do nich oko.

Beata, 29 lat

Czytaj także:
„Uwierzyłem ciotce, że podzieli się ze mną spadkiem po babci. Nie mogę uwierzyć, że ta zołza nabiła mnie w butelkę”
„Miał być bajeczny ślub, a był żałosny koniec. Narzeczona zwiała sprzed ołtarza, bo nie podobałem się jej rodzicom”
„Miałam być świadkową na ślubie byłego chłopaka. Czułam, że to ja powinnam ślubować mu wierność, więc uknułam plan”

Redakcja poleca

REKLAMA