„Zaszłam w ciążę z gówniarzem, który sam był dzieckiem. Wiecznie balował, grał i pił, a potem spał do południa”

Byłam załamana ciążą fot. Adobe Stock, Pixel-Shot
Widziałam siebie jako samotną, sfrustrowaną matkę tyrającą po dwanaście godzin na dobę. Załamana psychicznie, z przetłuszczonymi włosami, wyklinana przez rodzinę, opuszczona przez przyjaciół, niemająca czasu ani dla siebie, ani dla własnego dziecka.
/ 24.01.2022 08:35
Byłam załamana ciążą fot. Adobe Stock, Pixel-Shot

To był chyba najgorszy dzień w moim życiu. Siedziałam w łazience i płakałam. Całe życie przede mną, a tu dwie kreski na teście ciążowym. Jak to się stało? I jeszcze tatą miał być ten gówniarz?

Kochałam go, jasne, ale nie nadawał się na ojca

A może się pomyliłam i jest szansa? Głowa aż mi puchła od natłoku nieprzyjemnych myśli. Widziałam siebie jako samotną, sfrustrowaną matkę tyrającą po dwanaście godzin na dobę. Załamana psychicznie, otyła matrona, z obwisłymi cyckami i przetłuszczonymi włosami, bez kasy, bez faceta, wyklinana przez rodzinę, opuszczona przez przyjaciół, niemająca czasu ani dla siebie, ani dla własnego dziecka.

Czyżby taka czekała mnie przyszłość? Poklepałam się po policzkach, mocno, żeby wrócić do rzeczywistości. Utonąć w rozpaczy jest łatwo, ale czy to mi w czymś pomoże? Wątpliwe. Musiałam na spokojnie przeanalizować sytuację. Poszłam do swojego pokoju, usiadłam na łóżku i wlepiłam wzrok w sufit. Pierwszą osobą, o której pomyślałam, był oczywiście Paweł.

Czy mogę liczyć na jego wsparcie? Lubiłam go, może nawet kochałam. Przystojny, dowcipny, towarzyski imprezowicz, ale przy tym beztroski lekkoduch, mający pstro w głowie. I trudno się dziwić, biorąc pod uwagę, że ledwie co przestał być nastolatkiem. Uwielbiał balować do białego rana, a potem spał do południa.

Nigdy nie odmawiał, gdy wyciągano go na zabawę, domówkę czy grilla. Mógł sobie na to pozwolić, bo nie pracował. Utrzymywała go nadopiekuńcza matka. Ojciec Pawła porzucił ich kilkanaście lat temu. Też był niedojrzałym hulaką, który nie potrafił odnaleźć się w rodzinnej rutynie. Co ja właściwie widziałam w tym dwudziestoletnim szczawiku? Zauroczyłam się nim czy w nim, bo umiał doskonale tańczyć i sypał komplementami jak magik sztuczkami z rękawa.

W łóżku też było nam dobrze, oboje mieliśmy apetyt i wyobraźnię. Ale teraz to wszystko straciło jakiekolwiek znaczenie. W mojej głowie przeskoczyły jakieś trybiki i zrozumiałam, że potrzebuję partnera, który zapewni mnie i mojemu dziecku bezpieczeństwo, życie na godnym poziomie.

Kogoś, kto wyżywi nas, gdy ja po porodzie będę musiała zajmować się małym, głodnym i marudnym ssakiem, praktycznie non stop. Paweł niby skończył zawodówkę na kierunku malarz tapeciarz, mógłby zarabiać.

Gdyby chciał

W tym problem – przy jego słomianym zapale i braku obowiązkowości nie widziałam go w roli głównego żywiciela rodziny. A rodzice? Raczej się nie ucieszą, ale pomogą. Nie miałam co do tego wątpliwości. Tylko znowu być na rodzicielskim garnuszku? Na dokładkę z dzieckiem?

Chcąc nie chcąc, napisałam do Pawła, żeby pilnie do mnie przyjechał. Rodziców nie było akurat w domu, mogliśmy spokojnie porozmawiać. Odpowiedź nadeszła po jakichś czterdziestu minutach i brzmiała tak, jak się spodziewałam.

„Kotek, dopiero się obudziłem, jestem ledwo żywy. Ty do mnie wpadnij za jakąś godzinkę, jak dojdę do siebie. Na razie papa”.

Spojrzałam na zegarek. Dochodziła dwunasta. No tak, przecież pisał mi wczoraj, że umówił się ze swoim przyjacielem Jarkiem na całonocny maraton. Pewno poszedł spać bladym świtem. Duży dzieciak…

Poszłam do łazienki i doprowadziłam się do porządku. Zaczęłam się zastanawiać, jak w ogóle zacząć tę rozmowę. Korciło mnie, by postawić mu ultimatum. Ma się wziąć za siebie, przestać balować i znaleźć pracę albo z nami koniec. A jak wygodnicko i tchórzliwie od razu zgodzi się na rozstanie? Znając tego lesera, dalej siedziałby w domu i bimbał sobie na wszystko, zaś alimenty płaciłaby za niego matka.

Do domu Pawła dotarłam przed czternastą. Otworzył mi ubrany w dres służący mu za pidżamę i strój domowy. Był blady z niewyspania, miał rozczochrane włosy i czerwone jak u królika oczy, od gapienia się w monitor. Kilkudniowy, szczenięcy zarost wyglądał nieestetycznie.

Nie lubiłam, gdy był nieogolony, i dobrze o tym wiedział. Ale i tak nie chciało mu się sięgnąć po maszynkę. Nie skomentowałam, bo i po co.

– Siema, piękna – rzucił na mój widok i skinieniem głowy zaprosił mnie do środka. – Sorka, ale jestem dziś trochę nie-ten-teges. Całą noc ciupaliśmy z Jarem w gierkę. Ale skopaliśmy tyłki ekipie, aż miło. Nasz team podskoczył w globalu o trzy pozycje.

Znowu nie skomentowałam. Nie kręciły mnie gry online i nawet nie wiedziałam, o czym mówi. Poszliśmy na górę i usiedliśmy u niego w pokoju. Chciał mi nalać wina, ale odmówiłam. Popatrzył na mnie zdziwiony.

– Stało się coś? Jakaś taka niewyraźna się wydajesz.

Wyciągnęłam z torebki test i podałam mu

Gapił się na kawałek plastiku z miną, jakby zobaczył UFO. Rozdziawił usta, a dolna warga zaczęła mu drżeć. Potem uniósł wzrok i spojrzał mi w oczy. Ze współczuciem.

– Jezu, Ewelina… Jesteś chora? Masz AIDS czy coś innego?

Poczułam, że krew odpływa mi z twarzy. Serce zaczęło bić szybciej. Byłam na granicy wytrzymałości nerwowej i niewiele brakowało, bym eksplodowała. Miałam ochotę trzepnąć tego ignoranta w pusty, durny łeb. Wzięłam kilka głębokich oddechów, żeby się uspokoić i nie wybuchnąć.

– Jestem k... w ciąży – wycedziłam z trudem przez zaciśnięte zęby.

Źrenice Pawła rozszerzyły się. Zaczął coś dukać, ale nie potrafił się wysłowić.

– Ale…a…le… Przecież, te… no… pigułki brałaś… – wystękał w końcu. – Tabletki nie dają stu procentowej pewności, chyba powinieneś wiedzieć. – I co teraz? – gapił się na mnie jak bezradny psiak moknący na deszczu.

Łzy napłynęły mi do oczu, ale powstrzymałam płacz. Nie chciałam okazywać słabości. Ktoś musiał być tu twardy.

– Nie wiem – powiedziałam, wstając. – Przetraw to i się odezwij. Pa.

Potem najzwyczajniej w świecie wyszłam.

Nie odezwał się ani słowem

Nie ruszył się nawet, żeby mnie odprowadzić. Niedojrzały gówniarz. Wróciłam do siebie. Rodziców jeszcze nie było, ale zdecydowałam, że zanim poinformuję ich o zaistniałej sytuacji, najpierw poczekam na decyzję Pawła. Szczerze mówiąc, nie spodziewałam się po nim wiele. Byłam niemal pewna, że oleje system, tak jak robił to zawsze.

Zostawi mnie samą z problemem, powie, że z nami koniec i żebym sobie radziła bez niego, skoro gdy zachodziłam w ciążę, nie pytałam go o zdanie. Każdy dzień oczekiwania tylko mocniej utwierdzał mnie w tym przekonaniu. Kiedy tydzień później zobaczyłam go przez wizjer, stojącego przed drzwiami mojego domu, w pierwszej chwili miałam ochotę udawać, że mnie nie ma, a potem kazać mu spierniczać w podskokach.

Ale ciekawość zwyciężyła. Wpuściłam go do środka. Nawet nie próbował całować mnie na powitanie, ani nic w tym stylu. I dobrze, bo najpewniej zarobiłby po twarzy. Za to, że tyle się nie odzywał. Za to, że zniszczył mi życie. Za to, że jest takim smarkaczem. Za moje głupie nadzieje, że może jednak się ogarnie. Za całokształt.

Usiedliśmy naprzeciw siebie

Paweł najpierw spuścił wzrok, a potem uniósł głowę i popatrzył mi prosto w oczy. Musiał zobaczyć czającą się w nich furię, bo zaraz uciekł spojrzeniem w bok.

– Ewuś… – zaczął nieśmiało. – Po pierwsze przepraszam, że tyle się nie odzywałem. Spanikowałem. Nie wiedziałem, co robić. Jestem młody, lubię się bawić i byłem święcie przekonany, że ojcostwo zniszczy mi życie. Kusiło mnie, żeby namówić cię na zabieg, bo wiem, że tobie to też jest nie na rękę. Potem miałem ochotę uciec za granicę. Ale przemyślałem sobie wszystko, bardzo dokładnie przemyślałem… I zrozumiałem, że ja taki nie jestem.

Spuścił wzrok.

– Nie chcę być jak mój stary! Pieprzony drań. Nie pozwolę, żebyście przeze mnie cierpieli, tak jak ja i moja mama cierpimy z jego powodu. Przedwczoraj spotkałem się z chrzestnym. Ma firmę budowlaną. Zatrudni mnie i pożyczy pieniądze, żebym mógł zrobić kilka kursów. Wiesz, spawacz, operator koparko-ładowarki… Później może jakieś studia zaoczne. Chcę mieć fach w ręku. Aha. Rozmawiałem też z mamą i możesz się do mnie wprowadzić. Zamieszkamy razem na górze, zaopiekuję się wami. Zgódź się, proszę.

Słuchałam go z coraz szerzej otwartymi ustami. A do reszty zszokowało mnie, gdy wyciągnął pudełeczko w kształcie serca. Otworzyłam je i nie wytrzymałam: rozpłakałam się. W środku był pierścionek, Skromny, ale ewidentnie zaręczynowy.

– Nie musisz odpowiadać teraz, zaraz. Daj sobie… nie, daj nam czas.

Nie zastanawiałam się długo

Co prawda nie tak wyobrażałam sobie oświadczyny, ale i tak nigdy wcześniej nie czułam się szczęśliwsza. Bo mój chłopak dowiódł, że jest mężczyzną. Bo okazuje się, że kto ma dojrzeć, ten dojrzeje, nawet w tydzień. A kto jest gówniarzem, pozostanie nim mimo osiemdziesiątki na karku.

– Ja też cię przepraszam – szepnęłam, wtulona w jego objęcia.

– Za co?

– Kiedyś ci powiem.

Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”

Redakcja poleca

REKLAMA