Mój zięć na co dzień był poważnym mężczyzną, jednak czasami brakowało mu wyobraźni. Musiałem mu przemówić do rozsądku, bo nie pozwolę
Nadal żył jak kawaler
– Co proszę? Damian wyjechał na żagle?! – rzuciłem niedowierzająco, wpatrując się w córkę.
Iza stała spokojnie, opierając się o framugę drzwi. Jej sylwetka była smukła mimo zaawansowanej ciąży, ale twarz zdradzała zmęczenie.
– Tak, ale wróci za tydzień – odpowiedziała, jakby to było coś zupełnie naturalnego.
– Iza, termin masz za miesiąc! Co on sobie myśli? Ledwie kilka dni temu mówiłaś, że lekarz ostrzega przed przedwczesnym porodem, bo coś tam się skraca... no, wiesz…
Zawahałem się. Rozmowa o kobiecej anatomii z córką zawsze była dla mnie niezręczna.
– Szyjka macicy – powiedziała sucho. – Tak, to prawda. Ale naprawdę, czuję się dobrze. Gdyby coś się działo, dam sobie radę. Przecież zawsze odbierasz telefon.
Przez chwilę wpatrywałem się w nią, nie mogąc uwierzyć w to, co słyszę.
– Dam radę? – powtórzyłem z irytacją. – A Damian? Nie przyszło mu do głowy, że to on powinien tutaj być? Że to jego obowiązek? Ty powinnaś leżeć i odpoczywać, a on… co, robi sobie wakacje?
Iza westchnęła, próbując zachować spokój.
– Ciężko pracował przez cały rok. Potrzebuje chwili dla siebie. Zresztą na jeziorach nie ma zasięgu, więc nawet nie mogłabym go prosić o pomoc.
– Czyli ja mam rzucić wszystko? Mam przestać pracować, rzucić swoje życie, bo twój mąż postanowił sobie pożyć jak kawaler? Nie zgadzam się na to!
Mimo mojego wybuchu Iza nie wyglądała na przejętą. Stała z rękami splecionymi na brzuchu, jakby chciała powiedzieć: „Tak wygląda nasze małżeństwo”. Wyszedłem z jej mieszkania kipiąc ze złości, ale w głębi duszy wiedziałem, że nie zostawię jej na pastwę losu. Już w drodze do domu zadzwoniłem do swojego szefa, prosząc o kilka dni wolnego. Damian mógł być beztroski, ale ja nie miałem zamiaru być nieodpowiedzialny.
Zakochana bez pamięci
Na początku Damian wydawał się ideałem. Był starszy od Izy o pięć lat, zorganizowany, pewny siebie. Kiedy opowiadała o nim po raz pierwszy, oczy jej po prostu błyszczały. Poznali się na kursie żeglarskim – oboje uwielbiali wodę i przygody.
– Tato, on jest niesamowity! – mówiła, niemal podskakując z ekscytacji. – Ma plany na całe życie, a przy tym jest taki spontaniczny!
Spontaniczny? Tak bym tego dziś nie nazwał. Raczej – zapatrzony w siebie. Ale wtedy nie widziałem problemu. Ich związek rozwijał się szybko, a Damian wydawał się idealnym partnerem. Miał dobrą pracę, w której zarabiał więcej niż średnia krajowa, nie pił za dużo, nie palił. Pobrali się rok po poznaniu. Mieszkali razem w małym wynajętym mieszkaniu. Na początku wydawali się szczęśliwi, ale z czasem zacząłem dostrzegać rysy na tym idealnym obrazku.
Damian, mimo że teraz miał żonę, wciąż żył, jakby był kawalerem. Każdy piątek – piwo z kolegami. Każdy urlop – wyjazdy na żagle lub w góry. Iza początkowo próbowała mu towarzyszyć, ale szybko zrezygnowała.
– Czemu już nie jeździsz z Damianem? – zapytałem ją kiedyś.
– Bo to jego sposób na odpoczynek, a ja nie chcę go ograniczać – odpowiedziała.
– Ale ty też musisz odpocząć. Iza, małżeństwo to partnerstwo. Jak wyobrażasz sobie życie, kiedy Franek się urodzi? Damian nie może ciągle robić tego, co chce.
Wzruszyła ramionami, a ja czułem, że w tej relacji coś jest nie tak. Zawsze usprawiedliwiała go, jakby bała się, że moje słowa mogą coś zepsuć. W takich chwilach przypominała mi się moja zmarła żona, Ewa. Była zupełnym przeciwieństwem Izy – silna, asertywna, czasem aż za bardzo. Potrafiła walczyć o swoje racje, nawet jeśli oznaczało to kłótnię. „Ewa nigdy by na to nie pozwoliła” – pomyślałem.
Nie było go przy niej
Kilka dni po wyjeździe Damiana usiadłem w domu z kubkiem herbaty, próbując się uspokoić. Już chciałem kłaść się spać, kiedy zadzwonił telefon.
– Tato... już czas – usłyszałem zdenerwowany głos Izy.
Serce podskoczyło mi do gardła.
– Co się dzieje?
– Zaczęło się...
Zerwałem się na równe nogi, złapałem kluczyki i wybiegłem z domu. Niestety, na drogach panowała prawdziwa katastrofa – śnieg, lód i zimowy chaos. Na jednym z zakrętów straciłem panowanie nad samochodem i wpadłem do rowu. Auto było unieruchomione, a ja nie miałem czasu na czekanie. Zamówiłem taksówkę, która miała przyjechać za godzinę.
Nie mogąc czekać, zacząłem biec. Ślizgałem się na oblodzonych chodnikach, potykając się co kilka kroków. W końcu zobaczyłem zaparkowaną taksówkę.
– Proszę pana, potrzebuję pomocy. Muszę dotrzeć do miasta! – rzuciłem do kierowcy.
Na szczęście zgodził się. Kiedy dotarliśmy do mieszkania Izy, od razu zapakowałem ją do auta i popędziliśmy do szpitala. Na miejscu wody odeszły jej już w recepcji. Kilka godzin później, po długim i ciężkim porodzie, usłyszałem pierwszy krzyk mojego wnuka. Franek był zdrowy, silny i… mój.
Została ze wszystkim sama
Iza wróciła ze szpitala kilka dni po porodzie, zmęczona, ale szczęśliwa. Było widać, że z jednej strony chce być samodzielna, a z drugiej – że ledwo trzyma się na nogach. Kiedy zaproponowałem, by zamieszkali u mnie na jakiś czas, pokręciła głową.
– Poradzę sobie tatku. Wystarczy, że będziesz wpadał na kilka godzin dziennie.
Nie byłem przekonany, ale zgodziłem się. Pierwszego dnia zastałem ją z Frankiem na rękach, siedzącą na kanapie. Nie wyglądała najlepiej – cienie pod oczami, blada cera, wyraz twarzy sugerujący, że każda minuta była wyzwaniem.
– Iza, kiedy ostatnio spałaś? – zapytałem, zdejmując kurtkę.
– No... trochę w nocy... – wymamrotała, ale nie brzmiało to przekonująco.
Przejąłem małego i od razu zająłem się przewijaniem, karmieniem i kołysaniem, a Iza zasnęła niemal natychmiast. Leżała na kanapie tak nieruchomo, że przez chwilę miałem wrażenie, że zemdlała.
Kiedy się obudziła, spojrzała na mnie półprzytomnym wzrokiem.
– Co ty jeszcze tutaj robisz? – zapytała, zerkając na zegarek. – Miało cię już dawno nie być.
– Iza, ty naprawdę potrzebujesz pomocy. Nie możesz żyć w takim tempie.
Próbowała zaprzeczyć, ale widziałem, że jest wykończona. Przez kolejne dni sytuacja wyglądała podobnie. Ja zajmowałem się małym, ona spała. Była tak zmęczona, że nie miała siły na nic więcej poza najprostszymi czynnościami.
W końcu, po kilku dniach, gdy znowu miałem wychodzić, sama przyznała:
– Nie daję rady. Zostań tu, proszę, chociaż na trzy dni.
Nie musiała mnie długo prosić. Przez kolejne dni przejąłem większość obowiązków. Karmiłem Franka, przewijałem, nosiłem na rękach, kiedy płakał. Iza w tym czasie spała niemal non stop. Nawet kiedy się budziła, jej ruchy były powolne, jakby wciąż była w półśnie.
– Ty naprawdę nie odpoczywasz – zauważyłem jednego wieczoru. – Damian powinien być tutaj, nie ja.
Westchnęła, ale nic nie powiedziała. Nie chciałem naciskać, ale w środku gotowałem się z gniewu. Jak on mógł zostawić ją w takim stanie i po prostu wyjechać?
Sprawa stanęła na ostrzu noża
Przez kilka tygodni nic się nie zmieniło. Damian wrócił z żagli, ale jego obecność w domu była raczej symboliczna. Przychodził późno, zmęczony, i mówił, że potrzebuje chwili spokoju. Tymczasem Iza, choć już nie była tak wycieńczona jak wcześniej, wciąż była daleka od pełni sił.
Pewnego wieczoru zadzwoniła.
– Tatku, mogę cię o coś poprosić?
– Zawsze. Co się dzieje?
– Damian jedzie na tydzień w góry z kolegami. Mogę na ciebie liczyć?
– Jedzie w góry?! – prawie krzyknąłem do słuchawki. – Iza, macie małe dziecko, a on znowu wyjeżdża?!
– On potrzebuje odpoczynku… – zaczęła, ale nie dałem jej dokończyć.
– To ty potrzebujesz odpoczynku, nie on! Nie możesz ciągle usprawiedliwiać jego decyzji.
Nie słuchała mnie, jak zwykle. Odłożyłem słuchawkę, ale w głowie buzowała mi myśl, że tym razem muszę zareagować. Sprawdziłem w internecie godzinę odjazdu pociągu. Miałem niewiele czasu, więc szybko wsiadłem do auta i pojechałem na dworzec. Znalazłem Damiana na peronie, z plecakiem na plecach. Rozmawiał z kolegami, śmiejąc się beztrosko.
– Damian! – zawołałem.
Odwrócił się, zaskoczony.
– Tata? Co tu robisz?
– To raczej ja powinienem zapytać: co ty tutaj robisz?! – warknąłem.
Przez chwilę patrzył na mnie, nie rozumiejąc, o co mi chodzi.
– Wyjeżdżam na tydzień. Iza mówiła, że się zgadza.
– Damian, twoja żona ledwo żyje. Macie miesięczne dziecko. Jak możesz ją zostawiać w takim momencie?!
– Ona sama mnie do tego namawia – powiedział spokojnie. – Naprawdę chce, żebym odpoczął.
– A ty nie myślisz o tym, żeby zostać z rodziną? Zająć się swoim dzieckiem?
Damian westchnął, spuścił głowę i milczał przez chwilę.
– Nie wiem, jak mam to zmienić – powiedział cicho. – Iza sama powtarza, że nie chce mnie ograniczać.
– Ale ona potrzebuje twojej pomocy, czy tego chce, czy nie! – odparłem ostro.
Po krótkiej rozmowie udało mi się go przekonać, by wrócił do domu. Pojechaliśmy razem.
Wprowadzę nowy porządek
Kiedy dotarliśmy do mieszkania, Iza była zaskoczona, widząc nas razem.
– Damian, co ty tu robisz? – zapytała, patrząc to na niego, to na mnie.
– Nie wyjeżdżam – powiedział krótko. – Zostaję w domu.
Iza próbowała zaprotestować, ale Damian spojrzał na nią poważnie.
– Musimy coś zmienić. Nie mogę ciągle wyjeżdżać, a ty nie możesz wszystkiego robić sama.
Po tej rozmowie coś się w nich zmieniło. Damian wziął urlop tacierzyński i zaczął angażować się w opiekę nad Frankiem. Przez kilka tygodni to on wstawał w nocy, przewijał, karmił, kołysał. A Iza? Zaczęła wracać do swoich pasji. Znów wychodziła na spacery, spotykała się z przyjaciółkami. W końcu nawet zapisała się na kurs malarstwa, o którym od dawna marzyła.
Mimo że początkowo wszystko stało na głowie, z czasem nauczyli się współpracować. Damian zrozumiał, że małżeństwo wymaga kompromisów, a Iza zaczęła lepiej dbać o swoje potrzeby. Patrząc na nich, miałem nadzieję, że uda im się dogadać. Franek zasługiwał na rodziców, którzy są dla niego, ale także dla siebie nawzajem.
Wojtek, 53 lata
Czytaj także:
„Przyszli teściowie mieli mnie za brudasa, bo jestem mechanikiem. Nieokrzesany burak zhańbi ich sterylną córkę lekarkę”
„Chłopak porzucił mnie jak stare kapcie i zniknął. Myślałam, że uciekł do kochanki, jednak prawda była gorsza”
„Odkryłam, że mąż zdradza mnie z młodą siksą. Muszę podejść do zemsty na chłodno, bo ma coś, na czym mi zależy”