„Zaprosiłam do domu nieśmiałego wrażliwca. Chciałam, by randka wypadła idealnie. Niestety, Zbyszek zawalił”

randka przy winie fot. Adobe Stock, insta_photos
„Zrobiło mi się go żal, więc zaproponowałam wino. Przystał na nie z ochotą, żeby nie powiedzieć z ulgą, i duszkiem opróżnił pierwszy kieliszek. Nie zdążyłam sprzątnąć ze stołu, gdy już było po drugim. Przy trzecim lekko zbladł, ale go dokończył. I tak dalej, i tak dalej…”.
/ 13.04.2022 05:04
randka przy winie fot. Adobe Stock, insta_photos

Tamten wieczór chciałam zapamiętać do końca życia. W końcu czekałam na niego od dwóch długich miesięcy. No i zapamiętałam, ale całkiem inaczej, niż się tego spodziewałam.

Zbyszek już na pierwszej randce wyznał mi miłość. Kilka lat temu zadurzył się we mnie po uszy, ale ubiegł go Jarek. Lecz gdy mój związek z Jarkiem rozpadł się z hukiem, Zbyszek postanowił działać. Nie traktowałam go poważnie. Nieśmiały, spokojny, rzeczowy – śmiertelnie mnie nudził. Od zakrapianych alkoholem imprez do białego rana czy szalonych weekendowych wypadów wolał sport, pracę i wieczory w domowym zaciszu.

– Przy kimś takim można się zestarzeć, ale nie żyć – mówiłam kiedyś koleżankom.

Nie wiem, czy się zestarzałam, czy po prostu dojrzałam po przejściach z Jarkiem, bo jednak umówiłam się ze Zbyszkiem na randkę, gdy mnie o to poprosił. Jego szczere zauroczenie podziałało niczym balsam na moją poranioną duszę.

Był bardzo stremowany

Długie spacery, rozmowy, kino, wyjścia do knajpek, pocałunki i delikatne pieszczoty – wszystko mieliśmy za sobą. Z niecierpliwością czekałam na pierwszą nocOkazja wkrótce sama się nadarzyła.  Moje współlokatorki wyjechały na weekend do rodziny, zaprosiłam więc Zbyszka.

– Mam nadzieję, że zostaniesz na śniadanie – powiedziałam z uśmiechem, a on w odpowiedzi pocałował mnie namiętnie.

Już w piątek zrobiłam zakupy. W wypchanych torbach przytaszczyłam kurczaka, warzywa, bagietki, masło, wędlinę, pyszne sery i trzy butelki wina.

W sobotę od rana sprzątałam. Koło południa wreszcie udało mi się opanować chaos w mieszkaniu. Odkurzyłam, wyszorowałam łazienkę, zmieniłam pościel i rozpyliłam w swoim pokoju zapach jakichś „tajskich” kwiatów. Wieczorem mieszkanie  było gotowe na przyjęcie gościa – i ja też. Po aromatycznej kąpieli włożyłam seksowną, ale nie wulgarną bieliznę, czerwoną sukienkę i czarne szpilki. Zadowolona ze swojego wyglądu poszłam do kuchni. Wstawiłam do piekarnika kurczaka, wrzuciłam warzywa na patelnię, otworzyłam butelkę wina. Po prostu musiałam się napić.

Z każdą minutą byłam coraz bardziej zdenerwowana. Nie żebym nie wiedziała, czym jest seks, ale zależało mi na Zbyszku i nie chciałam wypaść na gąskę, która nie ma o niczym pojęcia. Po pierwszym kieliszku lekko zaszumiało mi w głowie. Po drugim czułam się już boginią. Na dźwięk dzwonka ruszyłam pewnie do drzwi. Zbyszek stał stremowany z bukietem róż i butelką kolejnego wina.

– Cześć – powiedział i próbując cmoknąć w mnie w usta, trafił w nos.

Żeby poprawić atmosferę, kocimi ruchami przysunęłam się do Zbyszka i już miałam wpić mu się w usta, gdy nagle jakiś ból przeszył mi udo. Odskoczyłam od chłopaka jak oparzona.

– Przepraszam, niezdara ze mnie – jęknął, odkładając kłujący bukiet na szafkę.

Tym razem obeszliśmy się bez wina

Udo bolało, ale zagryzłam zęby i podałam kolację. Zbyszek wciąż jednak czuł się winny swojej wpadki. W takiej sytuacji Jarek, nie czekając na danie główne, zdarłby ze mnie sukienkę, oferując „leczniczy” masaż czy coś w tym stylu, ale Zbych był inny. Kulił się po drugiej stronie stołu, zachwalając kurczaka.

Zrobiło mi się go żal, więc zaproponowałam wino. Przystał na nie z ochotą, żeby nie powiedzieć z ulgą, i duszkiem opróżnił pierwszy kieliszek. Nie zdążyłam sprzątnąć ze stołu, gdy już było po drugim. Przy trzecim lekko zbladł, ale go dokończył. I tak dalej, i tak dalej…

W końcu uznałam, że nadeszła pora na coś więcej. Włączyłam muzykę i podeszłam do Zbyszka. Usiadłam mu na kolanach, rozpięłam pierwsze dwa guziki koszuli i już miałam go pocałować, gdy Zbyszek poderwał się z krzesła, zrzucił mnie z kolan i popędził do łazienki. Nie musiałam nawet pytać, co się stało; odpowiedź była aż nazbyt oczywista. Słychać ją było w całym mieszkaniu. Po dłuższej chwili wyszedł. Wyglądał niczym zombie z jakiegoś horroru. Zaproponowałam, żeby położył się na kanapie, przykryłam go kocem i zaparzyłam ziółek.

Biedak przepraszał mnie przez całą noc, biegając do łazienki. W końcu zasnął koło trzeciej nad ranem. Byłam tak zmęczona i rozgoryczona, że nawet nie chciało mi się spać. Wzięłam więc ostatnią butelkę wina na pocieszenie i poczłapałam do łóżka. Nawet nie wiem, kiedy urwał mi się film. I tak skończył się nasz pierwszy wspólny wieczór.

Na szczęście na tym się nie skończyło. Drugie podejście było już zdecydowanie bardziej udane. Tym razem jednak obeszliśmy się bez wina.

Czytaj także:
„Kamila dla zabawy uwodziła zajętych facetów. Gdy wdzięczyła się i obłapiała mojego Arka, coś we mnie pękło”
„Głodziłam się, żeby zmieścić się w wymarzoną suknię ślubną. Nie wiedziałam, że jestem w ciąży i mogę szkodzić dziecku!”
„Przyjaciółki z rezolutnych babek zmieniły się w zahukane kury domowe. Ich priorytety to mężuś, obiad i zasmarkane dzieci”

Redakcja poleca

REKLAMA