„Zapłaciłem fortunę za kurs uwodzenia u jakiegoś kompletnego pajaca. Byłem tak samotny i zdesperowany, że nie miałem wyboru”

Rodzice zawsze woleli mojego brata fot. Adobe Stock, Tiko
„– Musicie wiedzieć – ciągnął lekkim tonem – że nie trafiliście na byle kogo. W swoim życiu byłem z dziesiątkami kobiet. Sam nie wiem, co je wszystkie we mnie urzekło – bałwan uśmiechnął się z fałszywą skromnością, ukazując rząd równych, białych zębów, niewątpliwie dzieło dobrego protetyka – ale fakt jest faktem. Żadna nie mogła mi się oprzeć”.
/ 25.04.2023 15:15
Rodzice zawsze woleli mojego brata fot. Adobe Stock, Tiko

Co tu się oszukiwać, kilkaset złotych piechotą nie chodzi, szczególnie jak się pracuje tak jak ja w magazynie wielkiego sklepu. Tak to sobie niewesoło myślałem, gdy wpłacałem pieniądze za ten kurs. A jednak wpłaciłem całą kwotę. Rzecz jasna, nikomu o tym nie powiedziałem. A to by koledzy z pracy mieli używanie! Nie umie sobie znaleźć dziewczyny w „normalny” sposób, to musi płacić za to, żeby ktoś go nauczył… podrywania.

Po prostu boki zrywać!

Prawda jest jednak taka, że ten kurs to była moja ostatnia deska ratunku.

„Niech ktoś w końcu pokaże mi, jak to się robi, bo inaczej do końca życia będę starym kawalerem!” – przyznałem sam przed sobą na widok tego ogłoszenia, a już kilka godzin później przesyłałem pieniądze na wskazane w anonsie konto.

Miałem po prostu dość samotności. Nigdy nie umiałem podrywać kobiet, nie umiałem żadnej sobą zainteresować. Szukałem wszędzie. Zacząłem standardowo, od dyskotek i klubów. Wybrałem się raz czy dwa potańczyć, ale wyszła z tego kompletna katastrofa.

– Masz piękne oczy – zagadnąłem na przykład pewnego razu atrakcyjną dziewczynę stojącą przy barze.

Wydawało mi się oczywiście, że mój tekst jest całkowicie oryginalny i na dziewczynę podziała jak magnes. W końcu mówiłem tylko prawdę – miała piękne, bursztynowe oczy! Niestety – najwyraźniej dawno o tym wiedziała. Zmierzyła mnie bowiem taksującym spojrzeniem i wyraźnie się skrzywiła:

Mamusia dobierała ci koszulę, czy co? – warknęła.

Nie miałem pojęcia, o co tej pannie chodzi! Rzeczywiście, radziłem się mamy i siostry przy wyborze garderoby, przecież nie od dziś wiadomo, że kobiety mają lepszy gust – czy to taki wielki grzech? Jak to zwykle bywa w takich sytuacjach, żadna powalająca riposta nie przyszła mi do głowy, więc spiekłem tylko raka i czym prędzej uciekłem z pola widzenia anonimowej piękności. Tyle jeśli chodzi o podrywanie w klubach. Następnego dnia w pracy musiałem wyglądać naprawdę jak siedem nieszczęść, bo oprócz zwykłych kpin kolegów, do których dawno zdążyłem się przyzwyczaić, wzbudziłem też zainteresowanie jednej z kasjerek, Magdy.

Nienajlepiej wyglądasz – stwierdziła patrząc na mnie ze współczuciem. – Nie chcę być wścibska, ale może mogę ci jakoś pomóc…

Nie miałem zamiaru zwierzać się tej dziewczynie

Z tego co wiedziałem, samotnie wychowywała synka po tym, jak odszedł od niej mąż, i już samo to dyskwalifikowało ją z grona moich potencjalnych dziewczyn. Sam jednak nie wiem, jak to się stało, że powiedziałem jej prawdę. A przynajmniej jej część.

Byłem w sobotę wieczorem w klubie… Och, to nie tak jak myślisz – dodałem szybko, widząc jej minę pod tytułem: „A więc jednak twoi koledzy mają rację, życie singla jest słodkie!”.

– Po prostu usiłowałem… Usiłowałem tam kogoś poznać. Nie jest łatwo całe życie być samemu – dodałem, nie zastanawiając się, że właśnie palnąłem gafę.

W końcu kto jak to, ale samotna matka cały czas zmagała się z tym problemem.

– Przepraszam – dodałem niepotrzebnie.

Teraz to Magda spiekła raka.

– Nie wzięłam tego do siebie – mruknęła, nagle wyjątkowo zainteresowana taśmą przy kasie. – Wbrew pozorom mój dwuletni synek zapewnia mi całkiem sporo towarzystwa. Ale wracając do ciebie – odzyskała rezon. – Nie wiem, czy kobieta, którą facet rzucił po niespełna trzech latach małżeństwa jest najlepszą osobą do dawania rad, ale gdybym była na twoim miejscu, nie szukałabym w klubach. Ciężko tam chyba znaleźć kogoś, że tak powiem – normalnego. Chyba że masz nową brykę i gruby portfel. Te wszystkie wystrojone panienki kojarzą mi się z kupowaniem towaru w takim sklepie jak nasz… Sorry, jeśli cię uraziłam – dodała szybko, widząc moją zdumioną minę. – Może lepiej jakieś biuro matrymonialne? Albo przez internet?

Że też wcześniej o tym nie pomyślałem!

Kilka lat temu byłem wprawdzie zapisany do jednego biura, ale to okazało się kompletną pomyłką. Cały mój bilans to trzy randki z paniami w wieku mojej mamy, które chciały być moimi sponsorkami – dopóki mnie nie poznały. Trudno o większe upokorzenie dla młodego mężczyzny. Tym razem postanowiłem zabrać się do sprawy bardziej profesjonalnie. Dałem anons na znanym portalu randkowym. Muszę przyznać, że nie czekałem długo na reakcję. Po dwóch dniach miałem skrzynkę zapchaną listami od kobiet w różnym wieku! Byłem zachwycony!

– Twój sposób działa idealnie – szepnąłem Magdzie następnego dnia w pracy. – Dostałem bardzo dużo ofert. Dziś zabieram się za wstępną selekcję ofert.

Uśmiechnęła się tylko zachęcająco i szepnęła:

– Powodzenia.

Nie sądziłem, żeby było mi potrzebne. Przecież kobiety pchały się do mnie drzwiami i oknami! Ten wieczór i kolejne były, co tu kryć, bardzo przyjemne. Przeglądałem oferty, od razu odrzucałem wszystkie kobiety, które z jakichś powodów mi nie odpowiadały, wysyłałem przygotowany wcześniej przez siebie list, dołączałem zdjęcia i cały czas wyobrażałem sobie, jak już te wszystkie fantastyczne osoby poznam, jak się spotkamy i jak w końcu będę w normalnym związku! Niestety – nie przewidziałem jednego, że dla tak nieśmiałego jak ja człowieka korespondencja przez internet to pestka w porównaniu z tym, co czeka go podczas spotkania na żywo – twarzą w twarz! Z dziewczyną, która z opisu podobała mi się najbardziej, umówiłem się w kawiarni niedaleko pracy już następnego dnia. Trochę się bałem, że będzie wyglądała inaczej niż na przesłanym mi zdjęciu, w końcu ciągle słyszy się o tym, jak ludzie oszukują przez internet – problem okazał się jednak leżeć zupełnie gdzie indziej.

Karolina wyglądała zjawiskowo

Jeszcze lepiej niż na fotce w profilu – ale co z tego, skoro rozmowa zupełnie nam się nie kleiła!

– To gdzie pracujesz? – zapytałem, siląc się na swobodny ton.

Już ci mówiłam, że na razie to tu, to tam. Badam opcje – Karolina rozejrzała się leniwie po kawiarni. – A ty? Znalazłeś swoją drogę życiową?

Pomyślałem, że trudno nazwać wykładanie towaru z paleciaka na półki „drogą życiową” i że dalej nie dam rady pociągnąć tej rozmowy. To mnie po prostu przerastało.

– Przepraszam, coś mi się przypomniało – jęknąłem, czując, że zawalam właśnie swoją ostatnią szansę. – Zdzwonimy się. Muszę lecieć.

Tego wieczoru dotarło do mnie, jak poważny mam problem. Ja po prostu nie umiem rozmawiać z kobietami! Nie mam szans nikogo poznać, bo nie potrafię poradzić sobie w najprostszej rozmowie! I kiedy już miałem pogrążyć się w rozpaczy w związku z odkryciem, którego dokonałem, dziwnym trafem natknąłem się na to ogłoszenie: „Kurs uwodzenia dla mężczyzn”. Jeszcze kilka tygodni temu, kiedy wydawało mi się, że mam wszelkie szanse na znalezienie drugiej połówki w standardowy sposób, wyśmiałbym podobną ofertę – ale nie teraz. Bez mrugnięcia okiem zapłaciłem jedną trzecią miesięcznej pensji i z biciem serca czekałem na rozpoczęcie kursu! Dwa tygodnie później siedziałem w grupie równie jak ja spoconych i niepewnych mężczyzn w dusznej salce wykładowej i słuchałem, jak koleś, którego w myślach określiłem jako „wyluzowanego bałwana”, opowiada o tajnikach uwodzenia kobiet.

– Musicie wiedzieć – ciągnął lekkim tonem – że nie trafiliście na byle kogo. W swoim życiu byłem z dziesiątkami kobiet. Sam nie wiem, co je wszystkie we mnie urzekło – mężczyzna uśmiechnął się z fałszywą skromnością, ukazując rząd równych, białych zębów, niewątpliwie dzieło dobrego protetyka – ale fakt jest faktem. Żadna nie mogła mi się oprzeć. I wy też po tym kursie będziecie mieli to „coś”. Musicie tylko dać sobie szansę. O, proszę, może ten pan po lewej – mężczyzna wskazał mnie palcem – może pan… Jak się pan nazywa?

– Marcin – mruknąłem, bo nie byłem pewien, czy chcę być „wywoływany do tablicy” przez tego pewnego siebie gościa.

– No właśnie, panie Marcinie. Może pan pierwszy pokaże nam, jak zagaduje pan kobietę, która się panu podoba. Proszę, oto nasza figurantka… – zza pleców prowadzącego wysunęła się ładna brunetka, która uśmiechnęła się do mnie zachęcająco. – Wyobraźmy sobie, że widzi ją pan na ławce w parku. Miejsce dobre jak każde inne. Podchodzi pan i zagaduje…

– Co pani czyta? – rzuciłem pierwsze pytanie, jakie przyszło mi do głowy, bo dziewczyna trzymała w rękach gazetę.

– No właśnie! – mężczyzna rzucił się na moją wypowiedź jak zgłodniały lampart na zdobycz. – Najgorszy początek z możliwych! Bo jeśli pan zapyta naszą panią Moniczkę, co czyta – to ona po prostu panu powie, co czyta, i koniec konwersacji! A przecież nie o to nam chodzi, prawda?

Nie mogłem nie przyznać mu racji

– Dobre są pytania otwarte. Na przykład: Wspaniała dziś pogoda. Nie chciałbym być nachalny, ale czemu wybrała pani akurat to miejsce? Często tu przychodzę, a nigdy dotychczas pani nie spotkałem? Mówiąc w ten sposób pieczecie, by tak rzec, dwie pieczenie przy jednym ogniu. Po pierwsze chwalicie jej wybór miejsca, a przecież każdy lubi być chwalony, a po drugie podkreślacie, że macie wspólne zainteresowania. Podoba się wam to samo miejsce z całego parku!

„No tak, ależ to jest proste, że też sam na to wcześniej nie wpadłem” – pomyślałem, i właśnie w tym momencie zapikała moja komórka.

Dostałem SMS. Prowadzący spojrzał na mnie karcąco i odwrócił się w drugą stronę. No tak, w regulaminie warsztatów wyraźnie było napisane, że telefony powinny być podczas zajęć wyłączone! Zrobiłem przepraszającą minę i zerknąłem na wyświetlacz. Magda. Z trudnością skojarzyłem, że chodzi o tę kasjerkę ode mnie ze sklepu.

„Czego ona może ode mnie chcieć, przecież mam dziś dzień wolny? A może moje podanie nie dotarło do kadr i szef mnie szuka? Jeszcze takie kłopoty mi potrzebne. Lepiej to sprawdzić”.

Z przepraszającą miną wyszedłem na korytarz i szybko wybrałem numer Magdy, gdy tylko zamknąłem za sobą drzwi:

Coś się stało? – nawet nie siliłem się na uprzejmość. – Jestem na szkoleniu…

– Przepraszam – Magda miała załamujący się głos.

W jednej chwili pożałowałem, że byłem dla niej tak obcesowy. W końcu ona jako jedyna osoba w pracy nie naśmiewała się ze mnie i zawsze mogłem liczyć na jej wsparcie.

– Nie wiedziałam, już…

– Nie rozłączaj się! – prawie krzyknąłem. – To ja przepraszam, że byłem nieuprzejmy. Coś się stało?

– Marcin, chyba umrzesz ze śmiechu – Magda miała tak zrozpaczony głos, że ostatnia rzecz, o jakiej bym pomyślał, to śmiech. – Ale musiałam do ciebie zadzwonić, bo tylko ty jeden masz klucz zapasowy od magazynu. No i szef, oczywiście, ale przecież do niego nie mogę zadzwonić.

Zatrzasnęłaś się? – domyśliłem się szybko.

Nie chciałem Magdzie tego mówić, ale nie jej pierwszej przydarzyła się ta niemiła przygoda. Zamek był popsuty i kilka tygodni temu inna kasjerka, która szukała czegoś w schowku, zatrzasnęła się na dobrych kilka godzin, aż nie przyszedł dyżurny magazynier.

Najadła się dziewczyna strachu, nie ma co

Jak widać, szefostwo dalej nie zrobiło nic z tym zamkiem – no i trafiło na Magdę!

– Wiesz, jak zadzwonię do szefa, to zaraz zacznie wypytywać, a czego szukałam w magazynie, a po co, a jak…

– A czego szukałaś? – nie mogłem się powstrzymać, bo kasjerki rzadko wchodziły do magazynu bez kogoś z obsługi.

– Latarki – mruknęła Magda bez entuzjazmu. – Mój synek ma teraz taki etap, skarby i te sprawy, a ja nie mam w domu, pamiętałam, że wy tu macie taką porządną lampę – no i utkwiłam – westchnęła, ale w jej głosie wyczułem, że jestem jej nadzieją. – Tylko że teraz problem, bo ty mówiłeś, że jesteś na szkoleniu, pewnie nie dałbyś rady się wyrwać…

Nie zamierzałem oczywiście mówić Magdzie, na jakim jestem szkoleniu, ale przecież nie mogłem jej zostawić w tej sytuacji.

„Uwolnię dziewczynę i wrócę” – kombinowałem.

– Jakoś spróbuję przyjechać – rzuciłem lekko. – Bądź dzielna jeszcze jakieś pół godziny. Wytrzymasz?

– Spróbuję – Magda westchnęła po raz kolejny tego dnia – ale błagam, pospiesz się. Nienajlepiej znoszę samotność i ciemność.

Kiedy wróciłem do sali, kursanci opowiadali właśnie o swoich kolejnych porażkach w poznawaniu kobiet. Domyśliłem się, że takie zajęcia służyły rozszyfrowaniu, czemu ciągle nam się nie udaje, ale nie powiem – perspektywa wywnętrzania się przed kilkunastoma facetami na temat tego, jak beznadziejnym jestem podrywaczem, nie była kusząca! Tym bardziej z radością skorzystałem z pretekstu, żeby na chwilę się „urwać”.

– Muszę wyjść – rzuciłem w stronę prowadzącego.

A co, awaryjna randka? – ten człowiek chyba usiłował być dowcipny!

Nie do wiary!

Przecież to kurs uwodzenia, a nie podkopywania wiary w siebie!

– Co? Ach, nie – machnąłem ręką, jakby to nic nie znaczyło. – Koleżanka z pracy zapomniała kluczy, muszę ją uwolnić.

– Koleżanka z pracy? – powtórzył z niedowierzaniem prowadzący, a cała grupa zawtórowała mu rechotem. – Chyba się przesłyszałem? Jesteśmy na kursie uwodzenia, panie Marcinie! Chyba nie przepuści pan takiej okazji! Ten telefon to stuprocentowy pretekst, a my, prawdziwi faceci, nie bagatelizujemy takich „pretekstów” i „zbiegów okoliczności”! Rozumiem, że kiedy już pan tu do nas wróci opowie nam pan, jak się udało poderwać „koleżankę z pracy”? I proszę pamiętać, żadnych banalnych wstępów, żadnych „ma pani piękne oczy” i oczywiście proszę nigdzie nie wieźć jej swoim samochodem, chyba że ma pan auto, którym rzeczywiście warto się pochwalić – prowadzący otaksował mnie spojrzeniem pełnym zwątpienia.

Nie musiałem nic mówić. Najwyraźniej widać było po mnie, że jeździłem osiemnastoletnim gruchotem. Westchnąłem. Zero przejażdżek.

– Dobrze, będę pamiętał o tych radach. Do zobaczenia – wyjąkałem tylko.

Do Magdy udało mi się dotrzeć w niecałe czterdzieści minut. I, teraz mogę to powiedzieć, był to chyba ostatni moment, bo moja koleżanka nie była w najlepszej formie. Nie mogłem się mylić – w kącikach jej oczu czaiły się łzy!

– Nie byłam pewna, czy przyjedziesz – przyznała, nagle czymś wyraźnie skrępowana. – Przepraszam, że wyciągnęłam cię ze szkolenia, nigdy bym się nie ośmieliła, ale sam wiesz, jak szef zareagowałby na to, że kasjerka… A co to było za szkolenie? Coś zawodowego? – zapytała, jakby chciała zmienić temat rozmowy.

„Co ja mam jej powiedzieć?” – przebiegło mi przez głowę. „Przecież nie mogę przyznać, że upadłem tak nisko, żeby… A, raz kozie śmierć! Powiem jej. W końcu grzebanie po magazynie w poszukiwaniu latarki też nie przynosi chwały!”.

– Nie, to nie był kurs zawodowy – mruknąłem przez zaciśnięte zęby, bo z drugiej strony coś mi podpowiadało:

„Ani się waż jej przyznawać. Ani się waż!”.

– Byłem na kursie… uwodzenia – wypaliłem w końcu.

– Słucham? – Magda zrobiła tak wielkie oczy, że przez chwilę myślałem, że wyskoczą jej z orbit. – Na jakiem kursie? Uwodzenia?

– Tak, właśnie tak – postanowiłem być wobec niej całkiem szczery.

Jednocześnie po głowie kołatało mi się: „Nie zapraszaj jej do samochodu. Nie zaproponuj jej przejażdżki. Masz słaby wóz. Ona na pewno chce poznać gościa z kasą, jak one wszystkie…”.

– Wiesz, mówiłem ci, że mam kłopot z rozmową z kobietami, no i wreszcie postanowiłem... się tego nauczyć.

Magda patrzyła na mnie z szeroko otwartymi oczami

„No tak, teraz nawet w jej oczach jestem kompletnym nieudacznikiem” – pomyślałem. „Szczerość nie popłaca”.

A potem usłyszałem słowa, których się kompletnie nie spodziewałem:

Wiesz, jesteś najbardziej niesamowitym facetem, jakiego znam. Gdyby mój mąż... – Magda nagle posmutniała na twarzy – przepraszam, mój były mąż... – poprawiła się szybko – wkładał choć jedną dziesiątą wysiłku, jaki ty wkładasz w poznanie kobiety swojego życia, w utrzymanie i pielęgnowanie naszego związku, bylibyśmy nadal szczęśliwi razem. Zazdroszczę kobiecie, którą w końcu spotkasz i pokochasz.

A potem, nim zdążyłem jakoś zareagować na jej słowa, dodała szybko, jakby czym prędzej chciała zepsuć intymny nastrój, jaki przez chwilę zapanował:

– A tak na marginesie: masz może dobrą latarkę?

Co było robić – w domu miałem super latarkę, marzenie każdego dwulatka, z tymi wszystkimi diodami i świecidełkami! Nie chciałem pozbawić radości z jej używania malucha, którego mama narażała się na wyrzucenie z pracy, byle taką latarkę pożyczyć? Nie pozostało mi więc nic innego, jak zaprosić ją do tego mojego słabego samochodu, choć czułem, że do reszty się pogrążam. A potem, sam nie wiem jak to poszło, zaczęliśmy rozmawiać. Tak zupełnie normalnie. Magda coś tam wprawdzie żartowała, że pewnie trenuję na niej sztuczki, których nauczyłem się na kursie uwodzenia, ale szybko przestała kpić. Chyba do obojga z nas zaczęło docierać, że zaczyna się w naszym życiu coś bardzo ważnego.

Tego dnia nie wróciłem już na zajęcia na kursie

Całe popołudnie spędziłem z Magdą i jej synkiem, Dominikiem – wcześniej nie miałem pojęcia, że potrafię tak świetnie dogadywać się z dziećmi! Na szkolenie w dziedzinie sztuki uwodzenia, jak łatwo się domyślić, już nie wróciłem. Po kilku dniach dostałem od organizatora pismo, że bardzo im przykro, ale nie mogą zwrócić mi wpłaconej kwoty, bo nie byłem na zajęciach z własnej winy. Nie byłem zdziwiony. Jak mówiłem, kilkaset złotych, szczególnie kiedy się pracuje tu, gdzie ja, piechotą nie chodzi, ale są w życiu rzeczy ważniejsze od pieniędzy. I ja właśnie taką najważniejszą rzecz znalazłem. Choć zupełnie gdzie indziej, niż szukałem. 

Czytaj także:
„Randki traktuję jak przesłuchanie. Bajerantów eliminuję na starcie, szukam tylko bogatych i mądrych kandydatów”
„Zaprosiłem córkę na randkę. Chciałem, żeby pomimo rozwodu rodziców, nadal miała prawidłowy wzorzec męskości”
„Nie wiem, czy dam radę być samotną matką. Może powinnam przymknąć oko na to, że mój facet przespał się z eks?”

Redakcja poleca

REKLAMA