„Zamiast zrugać niewydarzonego kelnera, powinnam całować go po rękach. Jak na tacy przyniósł mi kandydata na męża”

zakochana para fot. Adobe Stock, Sam Edwards
„Był inteligentny i sympatyczny, wydał mi się bardzo bratnią duszą. Rozmowa z nim sprawiła, że uleciało gdzieś moje zmęczenie i złe samopoczucie. Nie przeklinałam już babcinych kwiatków, że nie chcą żyć bez podlewania; nie oskarżałam komunikacji miejskiej o rozsypujący się tabor. A historia z roztargnionym kelnerem była jak wisienka na torcie”.
/ 03.06.2023 22:00
zakochana para fot. Adobe Stock, Sam Edwards

Prosto z pracy musiałam jechać do mieszkania babci podlać kwiatki. Zwlekałam z tym pięć dni i moje nieczyste sumienie podpowiadało mi, że biedne roślinki dłużej tej abstynencji nie zniosą.

Tłumaczenie się babci (akurat odpoczywała na cienistym tarasie domku na działkach), że upał w mieście skutecznie mnie powstrzymuje przed godzinną jazdą do jej mieszkania, nie miał sensu. Kwiaty były skazane na moją łaskę, bo nikt inny nie mógł ich reanimować. Rodzice byli zajęci bardziej ode mnie, siostra wyjechała na zieloną szkołę.

Gdy wracałam z mieszkania babci, byłam tak zmęczona i głodna, że musiałam mocno trzymać się uchwytu w autobusie, żeby nie upaść. W dodatku stary pojazd trząsł, hamował gwałtownie i ze zgrzytem, aż wreszcie stanął i całkowicie odmówił posłuszeństwa.

„Co za pech!” – pomyślałam wściekła, wysiadając z pasażerami udręczonymi skwarem. Do domu miałam jeszcze kawał drogi, a mimo późnej pory upał wcale nie zelżał. Czułam, że muszę coś zjeść i wypić litr wody, bo inaczej padnę na środku ulicy.

I wtedy dostrzegłam niewielki bar. Stoliki w większości były zajęte przez pary, tylko przy jednym, na końcu, siedział elegancik koło trzydziestki. Sam. „Pewnie się z kimś umówił” – pomyślałam mimochodem. Byłam zbyt zmęczona i głodna, no i za bardzo chciało mi się pić, żeby zainteresował mnie ktokolwiek oprócz obsługi.

Usiadłszy przy sąsiednim stoliku, skinęłam na młodego kelnera. Patrzył nieprzytomnie przed siebie, miał nieszczęśliwą minę i wyglądał na równie wyczerpanego jak ja. Zamówiłam placki ziemniaczane i wodę mineralną. Kelner zapisał coś w notesiku i podszedł do sąsiedniego stolika przyjąć zamówienie.

Wyjęłam z torebki chusteczkę odświeżającą i przetarłam nią twarz i szyję. Może nie było to zbyt wytworne, jednak w tamtej chwili miałam w kompletnej pogardzie zasady etykiety. Gdy napotkałam krytyczny – jak mi się wydało – wzrok samotnego faceta, nie zawstydziłam się, jak pewnie zareagowałabym w innych okolicznościach. „Niech sobie myśli, co chce, elegancik jeden!” – obrzuciłam go niechętnym spojrzeniem.

Minęła dłuższa chwila, nim kelner przyniósł mi jedzenie. Otumaniona upałem najpierw duszkiem wypiłam połowę trunku, który kelner mi podstawił pod nos, po czym zaczęłam jeść, nie zastanawiając się nad tym, co nadziewam na widelec. Wówczas moją uwagę przykuła dyskusja przy sąsiednim stoliku.

– Nie zamawiałem żadnych placków ziemniaczanych. Pan się pomylił – usłyszałam lekko poirytowany głos wymuskanego mężczyzny.

– A co pan zamawiał? – zapytał wciąż nieprzytomny kelner.

– Pizzę i piwo!

– Nie, proszę pana, pizzę i piwo zamawiała pani przy tym stoliku – odparował kelner i wskazał na mnie.

Czemu on tak na mnie patrzy?

Dopiero teraz dotarło do mnie, że wcale nie jem żadnych placków ziemniaczanych… Ale pizza była smaczna, a piwo doskonale gasiło pragnienie.

– Faktycznie, to ja zamawiałam placki – przyznałam, lecz nie zamierzałam brać winy na siebie. – A pan przez cały czas mi się przyglądał – zaatakowałam wymuskanego – więc powinien zauważyć, że jem jego zamówienie.

– Je pani moją pizzę, nie zamówienie – parsknął. – Skąd mogłem wiedzieć, że nie zamówiła pani tego samego co ja? Nie podsłuchuję pani przecież.

„Akurat! – pomyślałam. – Gapisz się na mnie, odkąd tu usiadłam, i pewnie równie intensywnie strzyżesz uszami”.

– Nie ma sprawy. Proszę przynieść temu panu pizzę i piwo, a ewentualną różnicę w cenie i dodatkowe koszty pokryję ja – ucięłam dyskusję i odgryzłam potężny kawał pizzy, zazdrośnie zerkając na placki ziemniaczane eleganta, oblane śmietaną i jabłkowym musem.

– O nie! – zaoponował mój sąsiad. – Nie zgadzam się na dodatkowe opłaty. W końcu to pan zawinił, bo zamienił nasze zamówienia – powiedział do kelnera.

– Ale pani pizza smakuje, więc zapłaci za wszystko! – zaprotestował chłopak.

– Mowy nie ma! – wymuskany nie odpuszczał. – Właściwie to nawet lubię placki i mogę je zjeść. Co pani na to? A co z pizzą? Da jej pani radę?

– No jasne – zapewniłam sąsiada z entuzjazmem i zanuciłam radośnie: – Nic się nie stało, chłopaki, nic się nie stało…

– Przepraszam państwa za pomyłkę – kelner wreszcie poszedł po rozum do głowy. – To chyba przez ten upał…Wszystko mi się już pomieszało.

– W takim razie ja poproszę jeszcze piwo – wtrącił mój sąsiad, a mnie zaproponował: – Może usiądziemy razem? Chyba że pani na kogoś czeka…
Zaprzeczyłam, może zbyt energicznie.

– Szymon jestem – z ukłonem przedstawił się mój sąsiad, po czym przeniósł swój talerz i szklankę z wodą mineralną na blat mojego stolika.

– Izabela.

Przez chwilę jedliśmy w milczeniu

Jego placki pachniały bosko, wiec co rusz zaglądałam sąsiadowi do talerza.

– Widzę, że jednak masz ochotę na te placki – stwierdził w końcu Szymon oskarżycielskim tonem i oboje parsknęliśmy śmiechem. – Zróbmy tak. Weźmiesz sobie ode mnie trzy sztuki, a ja połowę twojej pizzy. Ewentualnie możemy zamówić drugą porcję placków.

– Nie, wolę to pierwsze – odparłam. – Poproszę połowę twojego dania.

– Właściwie to twoje danie – Szymon z uśmiechem podsunął mi talerz.

Gdy ujrzeliśmy kelnera idącego w naszą stronę ze szklanką wody mineralnej, znowu się roześmialiśmy.

– Miało być przecież piwo! – zawołałam, ocierając łzy.

Dawno się tak dobrze nie bawiłam…

Biedny kelner popatrzył na nas z miną zbitego psa. Ulitowałam się nad nim i wzięłam tę nieszczęsną wodę. A gdy spojrzałam uważnie na rozbawionego Szymona, przyszło mi do głowy, że rzeczywiście nie ma tego złego, co by w końcu na dobre nie wyszło.

Był inteligentny i sympatyczny, wydał mi się bardzo bratnią duszą. Rozmowa z nim sprawiła, że uleciało gdzieś moje zmęczenie i złe samopoczucie. Nie przeklinałam już babcinych kwiatków, że nie chcą żyć bez podlewania; nie oskarżałam komunikacji miejskiej o rozsypujący się tabor. A historia z roztargnionym kelnerem była jak wisienka na torcie – ukoronowanie dnia. Bo przecież gdyby nie on, zjadłabym tę kolację w samotności, a potem poczłapała przybita do domu.

Jeszcze z godzinę siedzieliśmy z Szymonem przy piwie. A po kolacji w świetnych humorach poszliśmy na spacer po rozgrzanym upałem mieście.
W weekend pojechaliśmy razem na działkę nad Narew, odwiedzić moją babcię. Pływaliśmy łódką, kąpaliśmy się i objadaliśmy smakołykami, które dla nas przygotowała. Była szczęśliwa, że może nas ugościć. Widziałam, że bardzo spodobał się jej ten nieco starszy ode mnie i całkiem rozsądny chłopak.

We wrześniu oboje wzięliśmy dwutygodniowy urlop i pojechaliśmy na Mazury już jako oficjalna para. Tuż przed Wielkanocą Szymon mi się oświadczył i został przyjęty (ślub zaplanowaliśmy oczywiście na czerwiec). Wtedy właśnie doszliśmy do wniosku, że chyba należałoby się jakoś odwdzięczyć naszemu przypadkowemu swatowi.

Mieliśmy szczęście

W maju pojechaliśmy więc odwiedzić bar, w którym poznaliśmy się dzięki roztargnieniu kelnera. Wcześniej kupiliśmy mu w podzięce butelkę porządnego koniaku – niech się chłopak ucieszy. Niestety, na miejscu okazało się, że nasz kelner już tam nie pracuje.

– To był wyjątkowo niewydarzony pracownik – stwierdził szef baru. – Przyjęliśmy go tylko na zastępstwo, ale kompletnie się nie sprawdził, więc nie miałem ochoty zatrzymywać go dłużej.

– A my mieliśmy szczęście, że na niego trafiliśmy – uśmiechnęłam się.
I oboje opowiedzieliśmy zaskoczonemu szefowi baru krótką historię naszej znajomości.

– No to rzeczywiście mieli państwo wielkie szczęście, a mój kelner jest wart dużego napiwku! – roześmiał się. – Chyba powinniśmy to uczcić. Oczywiście na koszt firmy. Co państwu podać?

Spojrzeliśmy po sobie:

– Pizzę, placki ziemniaczane i piwo!

A potem się wszystkim podzieliliśmy.

Czytaj także:
„Zakochałem się od pierwszego wejrzenia w mojej klientce. Zastawiłem na nią sieć, bo wiedziałem, że muszę ją zdobyć”
„Córka zakochała się w synu mężczyzny, który złamał mi serce. Nie mogę pozwolić jej na dołączenie do tej rodziny”
„Zakochałem się w sąsiadce, ale nie miałem odwagi zagadać. Obserwowałem ją więc codziennie przez lornetkę”

Redakcja poleca

REKLAMA