Tato! Helpunku! – krzyknął synek. Help, czyli pomocy. Kuba zawiadamiał w ten sposób, że nie idzie mu z matematyką. Nie przerywając obierania warzyw, nastawiłam czujnie uszu, ciekawa, czy Jasiek odpowie na wezwanie. I się doczekałam.
– Idź z tym do mamy, jestem zajęty.
– Czym? – zdziwiłam się, widząc męża wkraczającego do kuchni z dwoma krawatami w rękach.
– Który będzie lepiej pasował do niebieskiej koszuli? Mam jutro ważne spotkanie.
– Ten – wskazałam na chybił trafił. – Kuba potrzebuje twojej pomocy w lekcjach – wróciłam do bardziej interesującego mnie tematu.
– A ty byś nie mogła, Marysiu? – spytał Jasiek przymilnie. – Lepiej się orientujesz w szkolnym programie, dla mnie to czarna magia, niby zwykła matma, ale zadania udziwnione na maksa.
– Jest późno, jak zacznę odrabiać lekcje z Kubą, nie zrobię obiadu na jutro. Poruszyłam ramionami, kark mi zesztywniał, ostatnio często mi się to zdarzało. Czułam się tak, jakby siedział mi na barana ktoś wyjątkowo ciężki.
Jasiek zrozumiał moc argumentu, westchnął rozdzierająco i poszedł do pokoju syna. Po chwili już obaj mnie wołali. Rozgryzłam matematyczne zadanie, dokończyłam szykowanie obiadu, uciszyłam kłótnię wolnego od pracy domowej Kuby i zazdrosnej o moją uwagę Nikoli, a potem padłam. Kark bolał coraz bardziej, nie mogłam znaleźć w łóżku wygodnego miejsca, wierciłam się, ale sen nie nadchodził.
Zasnęłam dopiero nad ranem
Gdyby nie Jasiek, nie wstałabym do pracy. Kawa pomogła, poczułam przypływ sił witalnych, mogłam zacząć nowy dzień. Jadąc do firmy, zwykle przesiadałam się na inną linię autobusową przy dworcu kolejowym, ale tym razem w drodze na przystanek zatrzymał mnie ból. Pełzł od szyi, wkradając się między łopatki. Poranne ożywienie ustąpiło miejsca zniechęceniu, poczułam ogromne znużenie. Czekał mnie kolejny, podobny do poprzedniego dzień, jak ja mu podołam? Chomik w kołowrotku.
Aż przystanęłam, tak celne wydało mi się to porównanie. Kręciłam się w kółko, zaspokajając potrzeby innych, a co ze mną? Buntownicza myśl była nowa i całkiem do mnie niepodobna.
Lubiłam swoją pracę, kochałam dzieci i męża, tylko ostatnio wszystkiego było za dużo, padałam na twarz, a bolesna sztywność szyi i karku mnie dobijała. Nie byłam przyzwyczajona do niedomagań. Nogi same zaniosły mnie na dworzec, zawsze lubiłam obserwować pociągi uwożące ludzi w dal, wydawały mi się takie romantyczne, obiecywały podróże i przygody.
Nikomu nie przyznałabym się do tej słabości, zwłaszcza że naszym kolejom sporo brakowało do klasy Orient Expressu, ale teraz nikt znajomy mnie nie widział. Zeszłam na peron, chciałam tylko popatrzeć, zrobić sobie małą przyjemność. Rany boskie, gdzie ja jestem? Co to za dziura? Zjeżdżając ruchomymi schodami w dół, obliczyłam, że mogę sobie pozwolić na więcej.
Jeśli złapię pociąg, przejadę jedną stację i wysiądę na Wschodnim, nadrobię trochę drogi, ale zdążę na autobus do pracy. Wsiądę do byle jakiego pociągu, posłucham kojącego stukotu kół i to będzie całe moje szaleństwo na dziś, jutro i następny rok – zdecydowałam. Rozkład PKP zdecydował jednak inaczej.
Kiedy pociąg nie zatrzymał się na Dworcu Wschodnim, spanikowałam. Znalazłam konduktora, przy okazji kupiłam bilet i dowiedziałam się, że następna stacja, na której zatrzymuje się skład, nazywa się jakośtam. Nic mi to nie mówiło, nie miałam tam żadnych interesów, stałam w korytarzu i bezsilnie patrzyłam, jak za oknem przesuwa się brzydki krajobraz przedmieść, a ja opuszczam miasto, chociaż powinnam zaraz być w pracy. No to się porobiło – pomyślałam, w popłochu wybierając numer szefa.
Zawiadomiłam go, że dziś nie przyjdę z powodów rodzinnych. Spytał, czy chcę wziąć urlop na żądanie, przytaknęłam i dostałam cztery wolne dni. Aż mnie zatchnęło. Jechałam pociągiem w nieznane, bez celu, ograniczeń, bagażu i chwilowo nic nie musiałam! Powiało wolnością. Rozsądnie zakończyłam podróż życia, jak tylko pociąg się zatrzymał.
Stacyjka była nieduża, ale dysponowała poczekalnią. Przycupnęłam na drewnianej ławie i zadzwoniłam do męża. Wolałam nie mówić, że zamiast do autobusu wsiadłam do pociągu, bo miałam wszystkiego dość, nakłamałam, że wypadł mi służbowy wyjazd. Jasiek oczywiście nie uwierzył, zrobił się podejrzliwy, więc udałam, że tracę zasięg i obiecałam być w kontakcie.
Rozejrzałam się po spartańsko urządzonej poczekalni i zachciało mi się śmiać. Niezbyt imponujący koniec przygody, nie będzie co opowiadać, miałam swoją chwilę wolności, a teraz marsz do kasy. Trzeba kupić bilet powrotny. Tyle że pociągu nie było. Następne połączenie miałam dopiero nad ranem, nie uśmiechała mi się myśl o spędzeniu nocy w poczekalni.
Mogłam co prawda znaleźć inny środek transportu, od biedy zadzwonić po Jaśka, żeby po mnie przyjechał, ale… Kupiłam w bufecie herbatę i usiadłam spokojnie pomyśleć, jak z twarzą zakończyć tę przygodę.
– Można tu gdzieś przenocować? – zapytałam rosłą bufetową.
– Pani na wypoczynek? Do nas? – ze zdziwienie zrobiła wielkie oczy, ale poleciła mi gospodarstwo agroturystyczne. – Tylko że, wie pani, to kawałek drogi pod miastem, będzie ze trzy kilometry – dodała, patrząc na wysokie obcasy moich butów. – Można złapać busa.
Trzy tysiące metrów to niedużo, postanowiłam się przejść. Było mi dziwnie lekko na duszy, jakbym wybrała się na wagary. Pół godziny później nadal było mi wesoło, chociaż zgrzałam się od szybkiego marszu. Trzeba było lepiej zaplanować ucieczkę, Maryśka, byczyłabyś się teraz w eleganckim spa – pomyślałam z humorem, wyciągając botki z błota.
Pokoik w pensjonacie był skromny, lecz więcej nie było mi trzeba. Rzuciłam płaszcz na łóżko i zadzwoniłam do Jaśka. Powiedziałam mu prawdę, że zwiałam na wagary, bo tak wyszło i już. Pytał, pewnie, że pytał, i to jak jeszcze. Nawet pokrzykiwał, poprosiłam go więc, żeby odwiózł dzieci do babci i do mnie przyjechał. To go jakoś uspokoiło i przekonało, że nie mam sekretnego romansu. I tak, zmyliwszy pogonie, spędziłam cztery cudownie nudne, leniwe dni.
Świat zwolnił
Nic mnie nie popędzało, w powietrzu nie krzyżowały się roszczeniowe okrzyki członków rodziny. Co wieczór łączyłam się z domem, z satysfakcją wysłuchując, ileż to mnie ominęło. Dzieci pożarły się o jakiś drobiazg, Jasiek przypalił garnek, który musiał wyrzucić, bo ani on, ani Kuba i Nikola nie zamierzali mieć z naczyniem do czynienia. Boże, jak ja ich kochałam! Na odległość wszystko było łatwiejsze, dzieci urocze, a mąż czarująco nieporadny.
Czwartego dnia moich wagarów Jasiek oznajmił, że po mnie przyjeżdża, zasadziwszy uprzednio babcię do opieki nad potomstwem.
– Chce się upewnić, czy wrócisz, boi się, żebyś znów nie wywinęła mu numeru – chichotała moja mama, bo z nią też utrzymywałam gorącą linię.
– Będę grzeczna – obiecałam. – Odpoczęłam od was i bardzo się stęskniłam, chciałabym już was zobaczyć.
– A jak się czujesz? Lepiej? Poruszyłam szyją. Nic mnie nie bolało, ramiona miałam lekkie, jakby spadł z nich worek z węglem. Mogłam zaczynać od nowa, tylko czy chciałam, żeby wszystko zostało po staremu?
W drodze powrotnej wszystko przemyślałam – kocham dzieci i Jaśka, ale nie pozwolę im wdrapać się na moje plecy, nikogo nie wezmę na barana, nie mam na to siły. Kuba i Nikola rzucili się na mnie, jak tylko weszłam do domu. Gadali jedno przez drugie, starając się zagłuszyć konkurencję i zyskać wyłączność.
Z powodzi słów, wyłuskałam łzawe, niecierpiące zwłoki prośby i kategoryczne żądania, każde czegoś chciało. Tak bardzo się za nimi stęskniłam. Wycałowałam ich, przytuliłam, nie zważając na niezadowolenie Kuby, który już od jakiegoś czasu nie lubił maminych pieszczot. A potem porzuciłam walizkę na środku mieszkania i poszłam do łazienki, dokładnie zamykając za sobą drzwi.
– Mamoo – Nikola była tak oburzona, że zaczęła płakać.
– Mama ma wolne! – odkrzyknęłam, puszczając do wanny wodę; dźwięk był kojący, a przede wszystkim zagłuszał rwetes robiony pod drzwiami łazienki przez rodzinę. Mignęło mi w głowie, że jestem nieodpowiedzialna, ale zdusiłam to uczucie. Nie tylko ja mam dzieci, Jasiek też. Niech się nimi zajmie, a przy okazji sobą.
Nie pozwolę, żeby ktokolwiek, choćby nie wiem jak kochany, przylgnął do mnie jak huba. Lubię się poświęcać dla dobra najbliższych, ale bez przesady, ja też jestem człowiekiem, mam oczekiwania, chciałabym czasem odpocząć i miło spędzić czas. Powiedziałam rodzinie, że jeśli mi znowu dokuczą, przedłużę wagary i być może, wezmę ze sobą paszport. Nie uwierzyli, uznali, że żartuję.
Czytaj więcej prawdziwych historii:
Odbiłam siostrze bliźniaczce chłopaka, który został moim mężem
Mama zawsze bardziej kochała młodszą siostrę, niż mnie
Były mąż mnie prześladował, bo nie mógł mnie mieć
Tydzień po narodzinach dziecka zorientowałam się, że nie kocham swojego faceta
Powiedział, że zanim pójdziemy do łóżka, musimy zrobić badania
Moja toksyczna matka wmawiała mi, że wszyscy mężczyźni to zło