– Harówka przez trzy lata na najwyższych obrotach, żeby dostać ten awans, a tu co? Głupi Witek wskoczył na stołek kierownika. Ktoś mnie ewidentnie wkopał i dowiem się, kto mi taki numer wyciął – spojrzałam na wróżbitkę wyczekująco.
Ubrana na czarno kobieta odetchnęła głęboko, przyglądając się kartom. Po chwili namysłu i przeliczeniu czegoś w myślach w końcu przemówiła:
– Nie chcę ferować wyroków, ale widzę w pani otoczeniu ciemnowłosego mężczyznę, kobietę o naturalnie jasnych włosach oraz rudzielca. Ktoś z nich na pewno jest w to zamieszany.
Nie dawało mi to spokoju
– Mogłaby pani powiedzieć coś więcej? Tyle to i ja sama mogłabym wywnioskować.
– Najwidoczniej los chce, aby wiedziała pani tylko tyle. A może nawet ta wiedza to już zbyt wiele?
Spojrzałyśmy na siebie niechętnie. Wkurzyłam się, że uległam namowom i zgodziłam się na udział w firmowej andrzejkowej wróżbie. Do końca imprezy obserwowałam uważnie współpracowników, próbując wypatrzyć wśród nich tego, który mnie wystawił.
W naszej filmie dominowali kruczowłosi. Jednak jedynie Jarek z działu wyliczeń mógłby mieć motyw, żeby mi zaszkodzić. Zawsze był gamoniowaty i nie chciało mu się pracować. Pamiętam, że kiedy dwa lata temu mieliśmy w firmie kontrolę, kompletnie sobie nie radził.
Musiałam przekazać kierownictwu, że dla dobra firmy lepiej będzie, jeśli to ja zajmę się całą obsługą kontroli, bo Jarek nie podoła temu zadaniu. Od tamtego czasu jest przekonany, że celowo przedstawiłam sytuację w niekorzystnym dla niego świetle. Niektórzy ludzie po prostu nie umieją spojrzeć na siebie z dystansu, a potem narzekają i mają do innych żal.
Następnie dostrzegłam, że wpatruje się we mnie Marek z biura umów. Czyżby to był on? W istocie, ten niewielki pierścień włosów, który zdobi jego rozległą łysinę, ma ciemną barwę. Od zawsze darzyliśmy się antypatią, a pogorszyło się jeszcze bardziej, odkąd szef zlecił mi sfinalizowanie umowy z ważnym kontrahentem.
Byli zazdrośni
Marek później plotkował, że przespałam się z szefem, co nawet połechtało moją dumę, ale nic z tego, bo prezes to pantofel, wierny żonie aż do przesady. Ma też olej w głowie i łepetynę na karku, więc skumał, że mam lepszy argument na przekonanie klienta do złożenia podpisu na umowie niż Marek.
Moją uwagę przykuła też Luiza. Miała ognistorude włosy, chociaż dałabym sobie głowę uciąć, że to nie jest jej naturalny kolor. Zastanowiłam się, czy farbowane rude też są podstępne? Bo Luiza sprawia wrażenie szczerej i niegroźnej osoby. Drobna, nieurodziwa, wiecznie uśmiechnięta i chętna do pomocy… Idealna zasłona dymna, żeby ukryć jakieś nieczyste zamiary.
Zawsze uważałam, że jest niezbyt bystra, dlatego nie poleciłam jej zarządowi, kiedy szukali szefa działu kadr, z dumą nazywanego HR–em. Może dowiedziała się o tym i postanowiła się zemścić? Nie, jest na to zbyt prostoduszna i strachliwa.
Płomienne włosy, nieskażone farbą, powiedziała wróżbitka. Cóż, takiego koloru to u nas w robocie nikt nie ma. Z tego co zauważyłam, wszyscy mają odrosty. Ale… To jeszcze bardziej upewniało mnie w przekonaniu, że chodzi dokładnie o nią, o tę blondynę. Tylko nie wiem, kto to taki?
Czyżby to była dyskryminacja?
Choć feralnego dnia nie udało mi się rozwikłać tajemnicy, to ciągle chodziła mi po głowie. Po dwóch dniach wybrałyśmy się razem z Jolą, moją najbliższą kumpelą z firmy, na shopping. Wiadoma sprawa, że głównym tematem naszej gadki była moja życiowa sytuacja. Jola, naiwna jak małe dziecko, upierała się, że nikt mnie nie wkręca.
– Myślisz, że Witek jest bardziej kompetentny niż ja? – Zmierzyłam ją surowym wzrokiem.
– Oszalałaś, skąd ci to przyszło do głowy? – zareagowała z niedowierzaniem.
– No to o co chodzi? – dociekałam.
– Witek to mężczyzna, a ten świat, sama wiesz, dyskryminuje kobiety.
– Sugerujesz, że padłam ofiarą dyskryminacji płciowej w robocie? – Zamyśliłam się.
– To wcale nie brzmi tak nieprawdopodobnie, nie sądzisz? – odparła.
Może to prawda, co mówiła.
– Rany, ale cudna kieca! – nagle zawyła Jolka. – Po prostu muszę ją kupić, nie ma innej opcji!
Rzeczywiście, kreacja była zjawiskowa, utrzymana w delikatnych, pastelowych odcieniach. Obrzuciłam przyjaciółkę oceniającym spojrzeniem.
– Gdybyś była blondyną, to by ci leżała jak ulał. Ale z tymi twoimi kasztanowymi włosami będzie do niczego.
Dlaczego mi to zrobiła?
– Od dłuższego czasu chodzi mi po głowie, aby pozwolić moim włosom odzyskać ich prawdziwą barwę – wyznała. – Mam dość ciągłego ich koloryzowania.
– A jaka to barwa? – zapytałam bez specjalnego zainteresowania.
– Pewnie nie uwierzysz, ale z natury jestem blondynką. – Roześmiała się. – Zupełnie jak te głupiutkie laski z kawałów.
– Ale przecież znamy się od… No, chyba jakichś siedmiu lat? – Spojrzałam na nią zaskoczona. – Przez cały ten czas twoje włosy miały różne kolory, tylko nie jasny.
– Zafarbowałam je tuż przed rozpoczęciem pracy tutaj. Chciałam, żeby koledzy z roboty traktowali mnie poważniej. Mam w tej kwestii parę przykrych wspomnień.
I tak Jolka pomaszerowała kupić sobie nową kieckę, a mój umysł zaczął pracować na najwyższych obrotach.
Słowa wróżbitki dźwięczały mi w głowie: „Naturalna blondyna przyczyniła się do tego, że nie dostałaś awansu”. No tak! Jolka usiłowała wmówić mi, że padłam ofiarą dyskryminacji ze względu na płeć, aby odwrócić uwagę od siebie, ale… nie dałam się nabrać na te bajeczki. Kiedy wróciła, skłamałam, że dzwonili do mnie z domu w pilnej sprawie i pospiesznie się z nią pożegnałam. W drodze powrotnej odtwarzałam w głowie, jak na taśmie filmowej, wszystkie sytuacje, w których brała udział Jolka.
Znajdę sprawcę!
Jak mówi znana reguła powieści detektywistycznych, gdy odkryjesz powód zbrodni, odkryjesz też sprawcę. Ale w tym przypadku, na pierwszy rzut oka, trudno było doszukać się jakiegokolwiek motywu. Obie zaczęłyśmy pracę w tym samym czasie. Przez dwa lata dzieliłyśmy jedno biuro i szybko się ze sobą zżyłyśmy. To ona trzymała do chrztu moje maleństwo, a ja byłam druhną na jej weselu. Jaki miałaby cel w zrobieniu mi świństwa?
I wtedy mnie oświeciło – no jasne! Ona mi zazdrościła. Że poszłam wyżej po szczeblach kariery, że mam lepsze wynagrodzenie. Tylko zastanawiam się jak mogłaby sprawić, żebym dostała po dupie? W końcu faktycznie jestem od Witka lepsza, zrobiłam więcej i po prostu ten awans mi się należał jak psu buda.
Przypomniał mi się obrazek sprzed kilku lat. Jakieś dwa tygodnie przed tym, jak mieli ogłosić, kto zostanie nowym szefem wydziału, szłam do dyrektora w jakiejś sprawie służbowej. Przed jego gabinetem wpadłam na Jolkę. Wyszła stamtąd, trzymając w rękach kupę papierów. Sądząc po okładkach, to chyba były raporty z finansów naszego działu.
Gdy mnie zobaczyła, nagle speszyła się, jakbym ją na czymś złapała. Wtedy jakoś nie zwróciłam na to uwagi, ale nagle zaczęłam kojarzyć, o co chodziło. Pewnie powiedziała dyrektorowi jakieś bzdury na mój temat, rozpuściła plotki i dlatego ominął mnie ten awans.
Miała zdezorientowaną minę
Kolejnego poranka stawiłam się w biurze z głową pełną myśli i ogromną ochotą, by wygarnąć koleżance, a właściwie już byłej koleżance, tej żmijce, którą wykarmiłam własną piersią, parę słów prawdy.
Dorwałam ją w kuchennym aneksie. Wrzeszczałam, że gdyby nie ja, to do dziś gniłaby na stażu.
Wykrzyczałam jej prosto w twarz, że jest obłudna, zakłamana i przebiegła niczym zaraza i tyfus w jednym, że naplotkowała na mój temat szefowi, a kto wie, może i całej dyrekcji, bo pożera ją zawiść i nieuzasadniona zazdrość.
Zaczęła coś tłumaczyć i zaprzeczać wszystkiemu, co mówiłam. W końcu się rozkleiła i uciekła z pracowniczej kuchni.
– Zapamiętam to, ty wredna jędzo! – wydarłam się, gdy wybiegała. Starałam się jakoś opanować nerwy.
W pomieszczeniu kuchennym znajdowało się około siedmiorga ludzi, a następnych kilkanaście przebywało na dworze. Pewnie wszyscy wszystko słyszeli, więc wieść o całym zajściu błyskawicznie się rozniesie.
– Jak mogłaś – odezwała się do mnie jedna z obecnych stażystek. Bezczelne dziewczę.
– Nie wydaje mi się, abyśmy przeszły na ty – odburknęłam.
Wszystko się wydało
Około godziny 12 zostałam wezwana do gabinetu szefa HR-u. Mężczyzna poprosił, abym usiadła na fotelu naprzeciwko niego. Zastosowałam się do polecenia i oczekiwałam na to, co powie.
– Dotarły do mnie słuchy o porannej sprzeczce w pomieszczeniu socjalnym – zaczął. – Podniosła pani głos na najbliższą współpracownicę.
– Sama jest sobie winna.
– To usprawiedliwia aż taką reakcję?
– Jeśli byłabym na nią obrażona po przyjacielsku, nic by to nie dało – odpowiedziałam.
Chwycił za długopis i zaczął nim obracać między palcami.
– Wyjaśnię pani, czemu nie awansowała pani na wyższe stanowisko, choć jest pani świetna w tym, co robi. Powodem nie jest to, że pani Jola na panią naskarżyła. Po prostu nie chcemy w zarządzie osoby, która knuje, której nie da się zaufać. Od wielu lat pani kombinuje, obgaduje innych i mija się z prawdą. Innymi słowy, robi pani to wszystko, o co oskarżyła pani swoją koleżankę.
Szef był nawet gotów zaryzykować, docenić panią jako członka zespołu, jednak pozostali członkowie zarządu mieli inne zdanie. To efekt pani własnych działań. I zdradzę pani coś jeszcze: w firmie wszyscy są tego świadomi, tylko nie pani.
Minęło sporo czasu, zanim dotarło do mnie przesłanie szefa kadr. Może gdybym pogadała z Jolką, dowiedziałabym się, czy faktycznie tak było, ale ona nie chce mieć ze mną nic wspólnego. Jest mi przykro i pragnę dostać od niej jeszcze jedną szansę, lecz przypomina mi się moja dewiza – tylko naiwniacy dają kolejne szanse. Mam teraz poczucie, że w niejednej kwestii byłam w błędzie. Problem w tym, jak to odkręcić?
Agnieszka, 35 lat
Czytaj także:
„Na stypie nagle zjawiła się dawna miłość dziadka. Babcia zamarła, a atmosfera była chłodna jak w kostnicy”
„Babcia sprowadza mi pod dom nieudaczników. Tak bardzo chce wnuków, że wydałaby mnie nawet za grabarza”
„Nie po to poświęciłam czas i kasę na naukę, by teraz gnić przy garach i mopie. Wystawiłam mężowi rachunek i zwiałam”