„Zamarzył mi się drobny skok w bok. Sam wszedłem do paszczy lwa, to były sidła, które zastawiła moje żona”

Przyłapany mężczyzna fot. Adobe Stock, JackF
„Serce waliło mi w piersi jak młotem, lecz nie było to przykre doznanie. Tak zapewne czuje się myśliwy zaczynający polowanie, kiedy podchodzi zwierzynę i jeszcze nie może być pewien, jaki będzie rezultat. Poczułem tremę i zarazem ogromne podniecenie”.
/ 01.05.2022 21:07
Przyłapany mężczyzna fot. Adobe Stock, JackF

Rankiem nic nie zapowiadało ani całej tej przygody, ani tym bardziej jej skutków. Dzień jak co dzień. Wsiadłem do podmiejskiej kolejki, wciąż jeszcze z tęsknotą wspominając ciepłe łóżko i mając nieodpartą ochotę na drugą kawę. Zająłem miejsce i zapatrzyłem się w krajobraz za oknem. Zachmurzenie duże z możliwymi opadami. Tak zapowiadała rano pogodynka.

Na każdym przystanku dosiadali się ludzie. W pewnej chwili poczułem przyjemny zapach perfum i naprzeciw mnie usiadła efektowna szatynka. Od razu zwróciłem na nią uwagę. Zgrabne nogi w lycrowych rajstopach, pantofelki na wysokim obcasie. Twarz co najmniej interesująca. Mogła mieć jakieś trzydzieści pięć lat, może trochę więcej. Coś około mojego rocznika.

Mimowolnie zapatrzyłem się na nią. Dopiero kiedy ona na mnie spojrzała, odwróciłem wzrok. Ale popatrywałem co chwila. Jeździłem na tej trasie codziennie, jednak widziałem ją po raz pierwszy. Żeby nie gapić się tak namolnie, obserwowałem też jej odbicie w szybie. Podobała mi się, co tu dużo gadać. Dostrzegłem, że ona również na mnie popatruje.

Odruchowo poprawiła w pewnej chwili spódniczkę. Uśmiechnąłem się do niej leciutko i przysiągłbym, że jej wargi też drgnęły, ale pewien nie byłem. Gdyby nie to, że robiło się coraz ciaśniej, może bym się odważył ją zagadnąć. Jednak głupio by było dostać odprawę przy ludziach, z którymi codziennie dojeżdża się do pracy, chociaż teoretycznie się zupełnie nie znamy.

Jedno, drugie spojrzenie…

Naprawdę wydawała się zainteresowana. Przemknęła mi przez głowę myśl, że powinienem może jakoś dyskretnie zdjąć obrączkę, ale zauważyłem, że ona też nosi na palcu ten symbol związku, więc sobie darowałem. Jeżeli reagowała na moje sygnały, mogło to oznaczać, że nie przeszkadza jej mój stan cywilny.

Postanowiłem, że jeśli będzie wysiadać wcześniej, wyjdę za nią. A może okaże się, że mamy ten sam cel podróży? Jednak gdyby nie? Ależ mi się podobała! Wyjąłem z teczki długopis i notes. Na kartce szybko wypisałem dwa zdania i mój numer telefonu. Kartkę wyrwałem z notesu.

Że też musiało być w tej kolejce zawsze tylu ludzi! Ruszyliśmy właśnie z przedostatniego dla mnie przystanku. Teraz patrzyłem na kobietę bardziej otwarcie, chciałem przyciągnąć jej uwagę. Nie zbierała się, więc został mi tylko ten awaryjny sposób.

Odpowiedziała pytającym spojrzeniem. Wtedy wstałem, oparłem rękę na stoliku podokiennym po jej stronie, niby że się przytrzymuję. Kiedy ją oderwałem, została tam niewielka kartka złożona na pół. Wskazałem ją wzrokiem.

Serce waliło mi w piersi jak młotem, lecz nie było to przykre doznanie. Tak zapewne czuje się myśliwy zaczynający polowanie, kiedy podchodzi zwierzynę i jeszcze nie może być pewien, jaki będzie rezultat.

Po przyjściu do pracy zapomniałem na jakiś czas o porannym zdarzeniu. Najpierw zebranie organizacyjne, potem praca nad tym, co zostało ustalone jako najpilniejsze. Nie miałem czasu nawet sięgnąć po komórkę. Dopiero około wpół do jedenastej zrobiłem sobie przerwę, spojrzałem na telefon. Niespiesznie migała dioda.

Pewnie moja Małgosia sobie o czymś przypomniała. Ale numer był obcy. Jeszcze zanim otworzył się esesmes, poczułem dreszcz podniecenia. I słusznie, bo przeczytałem: „Odzywam się, skoro pan tak ładnie poprosił”.

Przez chwilę zbierałem myśli

Prawdę mówiąc, nie spodziewałem się żadnej reakcji. Jeszcze mi się nie zdarzyło, żeby w takiej sytuacji jakaś kobieta napisała albo zadzwoniła. Trwało dobrych parę minut, zanim wymyśliłem odpowiedź. „Dziękuję, że się pani odezwała! Mam na imię Mirek. Czy mogę liczyć na jakieś spotkanie przy kawie?”.

Wysłałem wiadomość i czekałem niecierpliwie na odpowiedź. Może kobieta uzna, że jestem zbyt szybki? Może lepiej by było zadzwonić i porozmawiać? Grzeczniej? Ale po kilkudziesięciu sekundach ekran rozjaśnił się. Natychmiast chwyciłem komórkę.

„Nie wykluczam takiej możliwości. Weronika” – przeczytałem. 

„O której by Pani najbardziej odpowiadało i gdzie konkretnie? Dostosuję się”.

Tym razem musiałem poczekać trochę dłużej. To nie była jeszcze odpowiedź na moje pytanie, jednak treść wiadomości sprawiła, że zrobiło mi się gorąco.

„Jest Pan pewien, że chce się spotkać? Uprzedzam, że jestem mężatką. Jeśli to panu przeszkadza…”

Odpowiedź mogłem dać tylko jedną:

„Oczywiście, że nie przeszkadza! Sam jestem żonaty. I lubię jasne sytuacje. Bardzo chcę się z Panią spotkać. Jest Pani, Weroniko, zjawiskowo piękna”.

Dostałem zaraz potem podziękowanie za komplement i propozycję, abyśmy spotkali się o piątej w lokalu „Pantera”. Zaraz usiadłem do kompa i wygrzebałem adres tego miejsca. Kawiarnia znajdowała się dosłownie kilka ulic od mojego miejsca pracy.

Z tego wynikało, że kobieta wysiadła najwyżej stację dalej ode mnie. Tylko ta godzina… Właściwie powinienem być już wtedy w domu. Jednak przecież nie mogłem zmarnować takiej okazji! Wybrałem numer Małgosi.

– Słuchaj, kochanie – powiedziałem, kiedy się odezwała. – Muszę dzisiaj zostać trochę dłużej w pracy. Co najmniej do siedemnastej. – Szybko obliczyłem, ile może mi zająć spotkanie. – Albo nawet do osiemnastej. Nie gniewaj się, proszę.

– Nie ma sprawy – odparła spokojnie. – Powiem Michałkowi, żeby poszedł po szkole muzycznej do dziadków. Odbiorę go, jak będę wracać z korepetycji.

Przez chwilę poczułem się nieswojo

Ja tutaj nakręcam sobie romans, a moja żona dorabia po godzinach, wbijając w tępe głowy wiedzę matematyczną… Jednak szybko  odgoniłem te myśli. Czekała na mnie fascynująca przygoda, która mogła się bardzo interesująco zakończyć.

Wymieniłem z Weroniką jeszcze trochę wiadomości, ale już takich kokietujących, w stylu: „Ale na pewno Pani będzie? Bardzo mi zależy”, czy też: „Muszę powiedzieć, że mam tremę przed spotkaniem z tak piękną kobietą”. Odpowiadała podobnie, jednak potem ucięła kontakt. „Przepraszam, mam pilną pracę”. Na szczęście. Też musiałem się ze swoją wyrobić.

– Co masz taką minę? Jak zadowolony kocur, który zjadł kanarka – odezwał się Maksymilian, kolega siedzący przy biurku naprzeciwko. – W totka wygrałeś?

– Coś w tym rodzaju! – zaśmiałem się. – Ale nie w totka finansowego. To bardziej coś z życia.
Nie zamierzałem się mu zwierzać. Miał jęzor długi jak przekupka. Poza tym znał moją żonę, a to była najgorsza kombinacja.

Nie mogłem się skupić na pracy. Spoglądałem co jakiś czas na telefon, lecz Weronika nie odzywała się, a ja nie chciałem być natrętny, choć mnie korciło, żeby coś napisać. Dopiero po szesnastej wysłałem do niej esemesa z pytaniem, czy nasze spotkanie jest aktualne.
Było!

Kto wie, co się stanie jeszcze dziś?!

Nigdy jeszcze nie gościłem w „Panterze”. Do tamtego dnia nie wiedziałem nawet, że taka kawiarnia istnieje. Dotarłem na miejsce piechotą – okazało się, że to bliżej, niż wynikałoby z mapy.

Zostało mi prawie pół godziny, więc po drodze wstąpiłem do kwiaciarni po niewielki bukiecik. Wiedziałem z doświadczenia, że kobieta nie zabierze go do domu, jednak chciałem, żeby wszystko było jak należy.

Muszę ją oczarować, a wtedy… Kto wie, co się stanie jeszcze dziś?! Zająłem miejsce przy stoliku w kącie, odgrodzonym od sali czymś w rodzaju pergoli, po której wiły się łodygi z gęstymi liśćmi imitującymi bluszcz. Najważniejsze, że było tu cicho i nastrojowo. Oczywiście napisałem Weronice, gdzie ma się kierować. Kelner postawił przede mną kawę.

– Kiedy przyjdzie tu do mnie taka ładna pani – powiedziałem – proszę przynieść jakieś dobre czerwone wino.

– Oczywiście – uśmiechnął się domyślnie. – Będzie najlepsze.

Wybiła siedemnasta. Spoglądałem w stronę drzwi, ale było je słabo widać. Już miałem sięgnąć po telefon i wysłać do niej pytający esemes, gdy zobaczyłem, że drzwi się uchyliły – mogłem dostrzec tylko samą ich górę. Może to ona? „Będę udawał, że wcale się nie niepokoiłem” – uznałem w myślach.

Słyszałem, jak zbliżają się drobne, niewątpliwe kobiece kroki, wystukując prześliczny rytm obcasikami. Poczułem tremę i zarazem ogromne podniecenie. Było to przyjemne, zupełnie jakbym miał naście lat i czekał na pierwszą randkę. Kroki zbliżyły się: ujrzałem sylwetkę stojącą pod światło, które padało z witryny.

– Witaj, kochanie – rozległ się znajomy kobiecy głos, a ja zmartwiałem. – Wiem, że nie na mnie czekasz, ale musisz się pogodzić, że to ja.

Zerwałem się z miejsca, nie wiedząc, co powiedzieć. Małgosia! I gdy tak stałem z głupią miną, żona usiadła przy stoliku, gestem wskazując, żebym też klapnął na krzesło.

– Co tutaj robisz? – wykrztusiłem.

Na nic bardziej inteligentnego nie było mnie stać.

– Jak to co? Jestem, jak się umawialiśmy.

Zakręciło mi się w głowie, a w uszach zaczęło szumieć. Ciśnienie miałem chyba na poziomie trzystu. Skąd ona się tu wzięła? Jak się dowiedziała?! Przecież nie mogła znać tej kobiety, to się po prostu nie zdarza! Spróbowałem odwrócić kota ogonem.

 Choć jeszcze nie złożyłem broni

– Jak się umawialiśmy? Przyszedłem tu, bo musiałem sobie zrobić przerwę w pracy, wyskoczyć na kawę. Zaraz wracam do firmy i tyram dalej…

– Naprawdę? – Małgosia spojrzała na mnie z wyraźnym niedowierzaniem. – Nie mogłeś się napić kawy z automatu?

– Dość mam kawy z automatu… – zacząłem pleść cokolwiek, odzyskując nadzieję, że może jeszcze jakoś się z tego wywinę. – Nawet nie wiesz, jak bardzo mam już dość ślęczenia nad tą górą dokumentów! Ale muszę to zrobić dzisiaj, inaczej będzie problem. Nie tylko dla mnie, cała firma ucierpi…

– Biedaku… – westchnęła moja żona i jej rysy twarzy jakby trochę zmiękły, a ja zacząłem się modlić, żeby właśnie teraz przypadkiem nie przyszła Weronika. Po chwili jednak dotarło do mnie, że przecież ona nie przyjdzie, skoro zamiast niej siedzi tutaj moja żona! Odetchnąłem. Ale wtedy pojawił się przeklęty kelner z butelką wina.

– Tak jak pan prosił – rzekł z galanterią. – Jest piękna pani, jest i dobre wino. Życzę miłego popołudnia, a może i całego wieczoru – mrugnął do mnie, ale w taki sposób, żeby również Małgosia widziała, po czym sprawnie rozlał wino do kieliszków.

Tymczasem ona patrzyła na mnie z krzywym uśmieszkiem. Już bym chyba wolał, żeby wzięła tę butelkę i rozbiła mi na głowie…

– Kłamstwo ma krótkie nogi, co? – powiedziała spokojnie. Znałem ją już tyle lat, żeby wiedzieć, że to spokój pozorny, skrywajacy furię. – No to powiedz mi, kochany, z kim się miałeś tutaj spotkać.

Chociaż mój mózg pracował na najwyższych obrotach, niewiele mi z tego przychodziło. Jak mówi stare porzekadło – z próżnego nawet Salomon nie naleje. A ja miałem do powiedzenia niewiele. Choć jeszcze nie złożyłem broni.

– Nie chciałem cię denerwować – brnąłem dalej. – Bo nie musiałem zostać w robocie ze względu na dokumenty. Szef zlecił mi rozmowę z jedną taką bizneswoman. Chodzi o ważny kontrakt. Podobno strasznie jest ostra, miałem ją obłaskawić. Źle byś się czuła, gdybyś wiedziała, że zamiast do domu muszę iść na takie spotkanie…

„Jakim cudem Małgosia mnie namierzyła?!” – kołatało mi w głowie.

– No widzisz – powiedziała. – Nie mogłeś od razu powiedzieć prawdy?

Ulżyło mi. Nie na długo. Bo żona sięgnęła do torebki i położyła przede mną karteczkę.

– „Szalenie mi się Pani podoba. Proszę o kontakt i wybaczenie, że zaczepiam tak nietypowo” – zacytowała to, co napisałem na kartce w kolejce. – No i twój numer.

Zrozumiałem, że się nie wyłgam. W przeszłości udawało mi się niejeden raz wychodzić z różnych małżeńskich opresji, ale teraz zupełnie nie widziałem drogi ratunku.

– Skąd to masz? – spytałem martwym głosem.

Małgosia uśmiechnęła się, ale zaraz zacisnęła wargi.

– Wyobraź sobie, miałeś pecha, panie casanovo – wycedziła. – Pamiętasz Renatkę, moją koleżankę?

– Jak przez mgłę – wyjąkałem. – Na ulicy bym jej nie poznał.

– Ale ona ciebie rozpoznała. I widziała, jak najpierw gapisz się na tamtą kobietę, a potem zostawiasz karteczkę. A wiesz, co zrobiła ta twoja wybranka? Nawet nie spojrzała, co nabazgrałeś. Przesunęła tylko kartkę palcem. Pewnie z obrzydzeniem. Za to Renata ją wzięła. I przekazała mnie.

– To z jej numerem rozmawiałem cały czas? – spytałem już tylko po to, żeby samemu siebie dobić.

– Z jej numerem i z nią. Ja bym nie dała rady nie napisać w pewnym momencie czegoś wulgarnego… Ciekawa jestem tylko, ile już razy wykręcałeś taki numer. Zawsze, kiedy zostajesz w pracy dłużej, umawiasz się z panienkami?! – podniosła głos, ale zaraz się opanowała.

– Zapewniam cię…

– Nie wierzę ci, ty draniu! – przerwała mi. – Już nigdy nie uwierzę. I chyba już rozumiem, dlaczego tak mało ostatnio interesujesz się mną w sypialni. Żegnam!

Wyszła, zanim zdążyłem cokolwiek powiedzieć. Kiedy wróciłem do domu, w przedpokoju czekały już na mnie walizki. Małgosia nawet nie wyszła z kuchni, słysząc, że wchodzę. A ja nie miałem śmiałości się odezwać. Zmyłem się jak niepyszny i zatrzymałem się u kumpla, rozwiedzionego zresztą. Niecałe dwa miesiące później na adres zakładu pracy dostałem pozew rozwodowy.

Czytaj także:
„Moja mama z moją żoną prowadziły wojnę. Żądały, bym opowiedział się po którejś ze stron. Byłem między młotem i kowadłem”
„Mój mąż to chłopczyk zagubiony w ciele mężczyzny. Zrozumiałam, że mam dwa wyjścia: odejść, albo znosić to do końca życia”
„Mój nowy przełożony okazał się wstrętnym szowinistą, który w pracy faworyzował mężczyzn. Postanowiłam utrzeć mu nosa”

Redakcja poleca

REKLAMA