Czy w ciągu zaledwie paru tygodni można tak znacząco zyskać na atrakcyjności? Aż tak się zmienić? – zastanawiałam się, patrząc na mojego sąsiada… Wszystko zaczęło się pewnego późnego popołudnia, kiedy Aśka znowu zaczęła narzekać na swoje nudne życie singielki. Powinnam się już przyzwyczaić, bo moja przyjaciółka najwyraźniej traktowała spotkania ze mną jak darmowe sesje terapeutyczne. No ale ile można słuchać o tym, jaka jest samotna?
„Straszna z ciebie maruda!” – psioczyłam na nią w myślach. To właśnie tamtego dnia postanowiłam pomóc przyjaciółce i najzwyczajniej w świecie ją wyswatać. Idealny kandydat mieszkał ledwie dwa piętra wyżej…. Sebastian od rozwodu mieszkał sam, a Joanna nigdy nie była w żadnym poważnym związku. Bo chyba nie można za taki uznać dzielenia kawalerki z facetem, który nigdy w życiu nawet kwiatka Asi nie kupił, za to rozliczał ją ze wszystkich wydatków, a na koniec bez słowa wyjaśnienia spakował do walizy jej laptop i wyjechał do Londynu.
Niestety, ubierał się jak starszy pan
Mój sąsiad może podobać się kobietom – jest dosyć wysoki i harmonijnie zbudowany, na dodatek optymistycznie nastawiony do życia i wiecznie uśmiechnięty. Poza tym, co nie bez znaczenia, ma dobrą posadę – pracuje w tyskim urzędzie miasta i jest właścicielem ładnego dwupokojowego mieszkania. Po rozwodzie była żona Seby wzięła parę mebli i samochód, natomiast jemu zostało to lokum.
Za wadę mojego sąsiada uważałam fakt, że zupełnie nie znał się na modzie. To, co zwykle wyciągał ze swojej szafy i na siebie wkładał, przypominało bardziej stroje mocno już starszego pana niż mężczyzny pod czterdziestkę.
– Wiesz, niezbyt mi się teraz śpieszy, żeby kogoś poznać – zapewniał mnie wprawdzie, ale ja wiedziałam, co się za tym kryje.
Dopóki nie ma nikogo ciekawego na horyzoncie, tak się po prostu mówi. Wiem o tym, bo sama – wielokrotnie indagowana przez ciotki i kuzynki, kiedy wreszcie się ustatkuję – odpowiadałam podobnie jak on.
– A niby z kim tu się można ustatkować – mruczałam sama do siebie, przed rodziną udając twardą i zdeklarowaną singielkę.
Jak mówiłam, Sebastian mógł się podobać, lecz akurat nie mnie. Dla mnie był po prostu za spokojny, zbyt ułożony i za bardzo przewidywalny. Znałam go już na tyle, żeby wiedzieć, co kryje się za spojrzeniem jego dobrotliwych szarych oczu. Ja byłam aktywna, lubiłam sport i adrenalinę, a z nim co najwyżej człowiek mógł spokojnie posiedzieć na kanapie.
„Ten człowiek zupełnie nie jest dla mnie – myślałam czasem, gdy Seba wpadał do mnie pożyczyć jakiś drobiazg, albo gdy wracając z pracy, zachodziłam do niego na herbatę. – Lubię go, ale na dłuższą metę umarłabym przy nim z nudów”.
Cud! Zaiskrzyło od pierwszej chwili!
No ale Joanna, ta wiecznie zrzędząca (choć bardzo kochana) stara panna, to co innego. Możliwe, że ona i ten „niesłychanie spokojny człowiek” przypadną sobie do gustu… Któregoś dnia, dosłownie kilka minut przed wizytą przyjaciółki, zadzwoniłam do Sebastiana z prośbą, żeby pożyczył mi korkociąg (mój spokojnie leżał w szufladzie). Sąsiad pojawił się u mnie akurat w chwili, kiedy z windy wysiadała Joanna.
– Wy się jeszcze nie znacie… – zagaiłam i szerokim gestem zaprosiłam Sebka do środka.
Spędziliśmy we trójkę całkiem miły wieczór (w ogóle nikt nie marudził!), a kiedy przyjaciółka zaczęła się zbierać do wyjścia, poprosiłam Sebastiana, żeby odprowadził ją na przystanek. Ależ miałam nosa! Już parę kwadransów później Asia zadzwoniła na moją komórkę i zdała mi szczegółową relację. Mój sąsiad od razu wpadł jej w oko! Wprost nie mogła się go nachwalić. Mówiła, jaki to jest dobrze wychowany, dowcipny i w dodatku przystojny.
Odrobinę dziwiłam się jej zachwytom, lecz nie odezwałam się ani słowem. Przecież zależało mi na tym, żeby uszczęśliwić tych dwoje samotników… Jakież było moje zaskoczenie, gdy parę tygodni później wpadłam na parkingu na Sebastiana. Sąsiad był świetnie ostrzyżony, a zamiast swojej nieśmiertelnej wełnianej marynarki, w której wyglądał, jakby właśnie wrócił z sanatorium dla emerytów, miał na sobie sportową, błękitną koszulę i dopasowane dżinsy. W takim stroju wyglądał zdecydowanie młodziej i o wiele ciekawiej.
– A gdzie podziała się twoja fabia staruszka? – zapytałam, rozglądając się za dobrze mi znaną sylwetką samochodu.
– Ach, fabią jeździ już kto inny – machnął ręką Seba.
– Chodź, pokażę ci, co kupiłem – dodał z tajemniczą miną i poprowadził mnie do wysokiego, czarnego land rovera.
– O rany! – wyrwało mi się. – Po co ci taka kobyła?!
– Skoda była dla mnie stanowczo za mała – rzucił, a ja odniosłam wrażenie, że cytuje czyjeś słowa. – Ten może nie jest najnowszy… – powiedział, czule głaszcząc maskę rovera – ale za to na dachu ma rozkładany namiot. Z taką maszyną można zwiedzać cały świat! – zaznaczył z błyskiem radości w oku.
Nie wierzyłam ani własnym uszom, ani własnym oczom! Czy ten ożywiony, pewny siebie mężczyzna to faktycznie tak dobrze mi znany Sebastian?!
– Wybieramy się z Asią do Odessy – oznajmił sąsiad, czym całkiem zbił mnie z tropu.
Naraz przypomniało mi się, jak moja przyjaciółka kiedyś wyjawiała mi swoje wielkie marzenie – podróż samochodem nad Morze Czarne. Niebywałe, że udało jej się namówić do tego szalonego pomysłu Sebastiana, który dla niej postanowił zamienić kanapę na wyprawę pełną ekscytujących przeżyć!
Tego było dla mnie za wiele. Nie jestem osobą zazdrosną, zawsze daleka byłam od takich brzydkich emocji, jednak teraz pierwszy raz poczułam, że zazdroszczę… I to komu? Swojej serdecznej przyjaciółce! Czego? Sympatii faceta, którego sama jej podsunęłam!
Na tym parkingu dotarło do mnie, że ideał mężczyzny, który od tylu lat pielęgnowałam w głębi duszy, to nie jakaś nierzeczywista postać z papieru, tylko mężczyzna z krwi i kości; w dodatku taki, którego znałam od dawna! Teraz trochę zmieniony, lepiej ubrany i odpowiednio zmotywowany przez zakochaną w nim kobietę stał się kimś, kto dotrzymałby mi kroku. A ja tak szybko i źle go oceniłam, nigdy nie biorąc pod uwagę jako swojego ewentualnego partnera. Byłam zła na siebie, że postąpiłam tak pochopnie.
Elegant i podróżnik, na dodatek romantyk
Długo się wahałam, co robić. Mogłam, lekceważąc długoletnią i ważną dla mnie przyjaźń z Aśką, próbować odbić jej chłopaka. Wiedziałam, że Sebastian darzył mnie sympatią i z pewnością potrafiłabym to wykorzystać. Kobiety nieraz przecież postępują w ten sposób, kładąc na szali wieloletnie znajomości… Ja jednak nie byłam tego typu osobą, dlatego postanowiłam przełknąć gorycz porażki, która mnie spotkała. W końcu sama nawarzyłam tego piwa!
Przez kolejne dni i tygodnie unikałam sąsiada, jak tylko się dało. Niestety, nie mogłam unikać Aśki. Kiedy tylko się spotykałyśmy, obściskiwała mnie i obcałowywała, mówiąc, że jestem najlepszą pod słońcem swatką. Mimo wielu zapewnień Sebastiana, że nie myśli o ponownym związku, wkrótce oświadczył się Aśce. Zrobił to zresztą w Odessie. Podobno było bardzo pięknie i romantycznie… Moja przyjaciółka poprosiła, żebym była świadkiem na ich ślubie. Zgodziłam się, robiąc dobrą minę do złej gry, bo czego jak czego, ale męża mogłam jej już tylko pozazdrościć.
Katarzyna, 34 lata
Czytaj także:
„Młoda żona namawiała mnie do grzechu nie tylko w sypialni. Żeby sprostać jej wymaganiom, musiałem porzucić uczciwość”
„Myślałam, że jestem jego miłością życia, więc liczyłam na pierścionek. Zamiast zaręczyn, dostałam solidną nauczkę”
„Była zostawiła mi w spadku dzieciaka. Nie byłem jego ojcem, ale czułem, że tylko ja mogę zrobić z niego faceta”