„Żałuję, że całe życie spałam tylko z mężem. Po 12 latach przyznał się, że kalorie z moich obiadów spalał w łóżku innej”

Smutna kobieta w kuchni fot. iStock by Getty Images, Tatsiana Volkava
„Widziałam, że gorączkowo szuka w głowie jakiejś wymówki, ale chyba myślał zbyt wolno. To milczenie było dla mnie ostatecznym potwierdzeniem. Po kilku minutach wpatrywania się w siebie w końcu zapytałam: – Jak długo to trwało?”.
/ 23.01.2025 21:15
Smutna kobieta w kuchni fot. iStock by Getty Images, Tatsiana Volkava

Zawsze wierzyłam, że moje życie jest takie, jakie być powinno. Miłość, dom, rodzina – wszystko idealnie poukładane. Byłam żoną Karola od dwunastu lat i choć nasze małżeństwo zaczęło się od niespodziewanej ciąży, nigdy nie wątpiłam, że i tak prędzej czy później byśmy się pobrali. Przynajmniej tak sobie wmawiałam.

Byłam zakochana bez pamięci

Karol… Karol był moim księciem z bajki. Wysoki, przystojny, z tym zawadiackim uśmiechem, który potrafił stopić moje serce.

Wiedziałam, że kobiety go uwielbiają. Na studiach wiecznie otaczał go wianuszek kobiet. Wtedy myślałam, że to właśnie ja byłam tą wyjątkową, która wygrała jego serce. Nigdy nie przypuszczałam, że być może po prostu wybrał wygodę...

Kiedy zaszłam w ciążę, byliśmy razem od dwóch lat. To nie było planowane, ale Karol od razu powiedział, że powinniśmy się pobrać. Nie dlatego, że musiał. Powiedział, że chce. Pamiętam, jak moja matka płakała ze wzruszenia na naszym ślubie, a ojciec klepał Karola po plecach, mówiąc: „Dobry z ciebie chłopak”. A ja czułam się jak największa szczęściara na świecie.

Ale zawsze były te szepty: „złapała go na dziecko”, „zmarnował sobie życie z pierwszą lepszą”. Nawet najbliższe przyjaciółki czasem próbowały mi coś insynuować.

– Marzena, Karol zawsze lubił kobiety. Uważaj na niego. Natury nie oszukasz – ostrzegała mnie Aneta, moja najlepsza przyjaciółka.

Zbywałam to wszystko śmiechem. Karol był moim mężem, ojcem naszego syna. Nigdy nie dał mi powodów, bym mu nie ufała.

Dobrze odnajdowałam się jako kura domowa. Wkrótce po studiach Karol znalazł naprawdę dobrą pracę i zdecydowaliśmy, że ja poświęcę się opiece nad dzieckiem i dbaniem o dom. Nie przeszkadzało mi to. Nie miałam problemu z pozostawieniem ambicji zawodowych mężowi, bo naprawdę spełniałam się w dbaniu o rodzinę. Zdrowo gotowałam, organizowałam całe nasze życie i miałam czas, żeby naprawdę wychować swoje dziecko, zamiast oddawać je pod opiekę babć i opiekunek.

Wszystko się rozpadło jak domek z kart

Dwanaście lat po naszym ślubie na progu mojego domu pojawiła się młoda kobieta. Miała może dwadzieścia kilka lat, jasne włosy upięte w kok i spojrzenie pełne determinacji. Otworzyłam drzwi, myśląc, że to jakaś ankieterka.

– Pani Marzena, prawda? Żona Karola? – zapytała.

– Tak, a o co chodzi? – odpowiedziałam ostrożnie, próbując ukryć rosnące napięcie.

– Jestem Natalia. Przez ostatnie pół roku... sypiałam z pani mężem.

Wzięła głęboki oddech.

– Ale zostawił mnie dla innej. I postanowiłam, że powiem pani, że on od lat panią zdradza...

Poczułam, jak nogi się pode mną uginają. Przez chwilę w mojej głowie zapanowała cisza, którą potem zastąpił potok myśli. Próbowałam coś powiedzieć, ale żadne słowa nie przechodziły mi przez gardło.

– Nie przyszłam, żeby panią zranić – kontynuowała Natalia. – Po prostu musiałam to powiedzieć. Wiem, że sama byłam częścią tego obrzydliwego procederu, ale... Zmądrzałam. Wiem już, że nigdy więcej nie zrobię czegoś takiego innej kobiecie.

Zamknęłam drzwi, nie czekając, aż skończy. Serce waliło mi jak młotem. To nie mogła być prawda. Nie Karol. Nie mój Karol.

Miałam nadzieję, że to kłamstwo

– Odwiedziła mnie dziś pewna kobieta – zagaiłam Karola, kiedy wieczorem wrócił do domu.

Próbowałam mówić spokojnie, ale głos mi drżał.

– Jaka kobieta? – odpowiedział, zerkając na mnie zza gazety.

– Natalia. Powiedziała, że była twoją kochanką.

Karol zamarł. Na moment przestał oddychać, a potem odłożył gazetę. Patrzył na mnie, jakby ważył swoje słowa. Wiedziałam, że będzie próbował się wykręcać.

To jakieś bzdury. Ktoś chce nas skłócić!

Jego głos był spokojny, ale w oczach widziałam niepewność.

– Naprawdę? – podniosłam głos. – Bo wydaje mi się, że ona wiedziała za dużo, żeby to były bzdury...

Nie odpowiedział. Widziałam, że gorączkowo szuka w głowie jakiejś wymówki, ale ewidentnie myślał zbyt wolno. To milczenie było dla mnie ostatecznym potwierdzeniem. Po kilku minutach wpatrywania się w siebie w końcu zapytałam:

Jak długo to trwało?

– Marzena, to nie tak, jak myślisz… – zaczął, ale przerwałam mu.

– Jak długo? – powtórzyłam, czując, że tracę cierpliwość.

Od początku – odpowiedział cicho.

Świat wokół mnie zaczął się rozpadać, słowa Karola odbijały się echem w mojej głowie. Od początku. Od początku...

Ile ich było? – zapytałam, chociaż bałam się odpowiedzi.

– To nie ma znaczenia… – próbował się wymigać.

– Ile?! – krzyknęłam, nie kontrolując już emocji.

– Nie wiem – odpowiedział w końcu, spuszczając wzrok. – Kilkanaście..

Kilkanaście. Ta liczba zabrzmiała jak policzek. Jak mógł tak po prostu przyznać, że zdradzał mnie przez całe nasze małżeństwo, i mówić o tym z takim spokojem?!

Jak mógł mi to zrobić?

Tamtej nocy nie spałam. Przewracałam się z boku na bok, próbując zrozumieć, jak mogłam być tak ślepa. Wszystkie te chwile, kiedy spóźniał się do domu, tłumacząc się pracą... Wszystkie wyjazdy służbowe... Wszystkie te momenty, kiedy moje przyjaciółki próbowały mnie ostrzec. Zawsze go broniłam, bo wierzyłam w naszą miłość.

Rano, zanim wstał, spakowałam jego rzeczy. Kiedy zobaczył walizki przy drzwiach, wyglądał na zaskoczonego.

– Co to ma być? – zapytał.

Wyprowadzasz się – odpowiedziałam chłodno. – Nie wiem, gdzie pójdziesz, ale w tym domu nie ma dla ciebie miejsca.

– Marzena, nie przesadzaj. To nic nie znaczyło.

Jego głos był spokojny, jakby próbował mi wmówić, że dramatyzuję, że wszystko wyolbrzymiam.

– Nic nie znaczyło? – zaśmiałam się gorzko. – Dla mnie znaczyło wszystko. Całe nasze wspólne życie było kłamstwem, Karol! Jeden skok w bok? Może mogłabym ci to wybaczyć. Ale całe lata zdrad z tabunami bab? I ty mi mówisz, że to nic nie znaczyło? Masz mnie chyba za kompletną idiotkę!

Nie próbował walczyć. Chyba zrozumiał, że nie ma sensu. Z pokorą zebrał swoje walizki i powiedział, że odezwie się do mnie, jak znajdzie nowe lokum.

Minęły miesiące, zanim zaczęłam dochodzić do siebie. Każdy dzień był walką. Robiłam, co tylko mogłam, żeby nie poddać się rozpaczy. Najtrudniejsze były chwile, kiedy nasz syn pytał, dlaczego tata nie mieszka już z nami. Musiałam wymyślać wymówki, żeby nie powiedzieć mu prawdy... Nie chciałam, żeby go znienawidził.

W końcu zdecydowałam się na terapię. Tam zrozumiałam, że nie mogę winić siebie za to, co się stało. To Karol zniszczył nasze małżeństwo, nie ja.

Teraz, po wszystkim, żałuję jednego: że całe życie byłam w nim tak ślepo zakochana. Poświęciłam mu wszystko, zapominając o sobie. Gotowałam, prałam, dbałam o dom, wierząc, że buduję nasze wspólne szczęście.

Ale zamiast tonąć w rozpaczy, postanowiłam, że zrobię coś dla siebie. Po raz pierwszy od lat.

Zaczęłam od małych kroków

W każdą środę wieczorem zostawiałam syna pod opieką mojej mamy i szłam na zajęcia jogi. Nigdy wcześniej nie interesowałam się takimi zajęciami, ale teraz czułam, że potrzebuję czegoś, co pozwoli mi odnaleźć równowagę. Po kilku tygodniach zaczęłam zauważać, jak bardzo zmienia się moje nastawienie do życia. Przestałam żyć przeszłością. Zaczęłam myśleć o przyszłości.

Nie oznaczało to jednak, że Karol zniknął z mojego życia całkowicie. Nasz syn wciąż potrzebował ojca. Karol regularnie go odwiedzał, choć za każdym razem czułam ukłucie w sercu, widząc go na progu mojego domu. Utrzymywałam dystans. Były chwile, gdy chciał porozmawiać, ale nie byłam na to gotowa. Nie po tym wszystkim, co mi zrobił.

– Wiesz, Marzena, nie powinnaś się o nic obwiniać. Wierzyłaś w niego, ufałaś swojemu mężowi. Robiłaś to, co powinna robić dobra żona. Może trochę za bardzo, ale to pokazuje, jak bardzo kochałaś. I to nie jest twoja wina, że tego nie docenił – pocieszała mnie przyjaciółka, Aneta.

Potrzebowałam takich słów. Potrzebowałam czasem usłyszeć, że nie byłam skończoną naiwniaczką, że nie ściągnęłam tego na siebie sama. Że zrobiłam wszystko, co powinnam była zrobić, a życie po prostu potoczyło się inaczej niż planowałam.

Z czasem zaczęłam odkrywać, kim naprawdę jestem. Kiedy byłam z Karolem, cała moja tożsamość kręciła się wokół niego. Byłam jego żoną, matką jego dziecka, ale zapomniałam, kim była Marzena – kobieta, która kiedyś miała własne marzenia i pasje. Odkopałam stare zdjęcia, które robiłam, zanim zaszłam w ciążę. Fotografia była moją wielką pasją, ale zrezygnowałam z niej, kiedy życie zaczęło się kręcić wokół rodziny.

Zainwestowałam w nowy aparat i zaczęłam znów robić zdjęcia. Na początku to były proste rzeczy: pejzaże, portrety bliskich. Ale im więcej fotografowałam, tym bardziej czułam, że odzyskuję zapał do dawnej pasji. A razem z nim odzyskałam dawną iskrę. I chyba nawet Karol to zauważył.

Pięknie wyglądasz – skomplementował mnie raz nieśmiało, kiedy odwiedzał syna.

– Dziękuję – odpowiedziałam zdawkowo.

– Marzena, wiem, że nie masz żadnego powodu, żeby mi ufać, ale... naprawdę żałuję tego, co ci zrobiłem. Straciłem najlepszą osobę w moim życiu – wyszeptał po chwili milczenia.

Spojrzałam na niego. W jego oczach szkliły się łzy. Przez ułamek sekundy było mi go nawet żal. Ale wiedziałam, że to za mało. Jego słowa, choć być może prawdziwe, nie mogły cofnąć lat zdrad i bólu, który mi sprawił. Odpowiedziałam spokojnie:

– Cieszę się, że to zrozumiałeś. Ale ja już nie żyję przeszłością. Chcę iść dalej. I myślę, że ty też powinieneś.

Marzena, lat 35

Czytaj także:
„Syn myśli, że młodszy kochanek jest ze mną tylko dla pieniędzy. Gdyby znał prawdę, ze wstydu zapadłby się pod ziemię”
„Najstarszy syn za karę został na ferie zimowe w domu. Z nudów narobił głupot, a my najedliśmy się strachu”
„Ledwo ziemia przykryła trumnę niedoszłej teściowej, a narzeczona rzuciła się na spadek. Nie znałem jej od tej strony”

Redakcja poleca

REKLAMA