Marek stał się czymś w rodzaju katalizatora, to on obudził we mnie potężną siłę. Patrzę na ślad palców, jaki zostawił na moim przedramieniu. Zwykły siniak, ale nie wiedzieć czemu, okazał się trwały. Przypomina mi, żebym była ostrożna, lecz ja już to wiem. Marek nie skorzysta więcej z mojej siły, teraz on powinien się mnie strzec...
Nowy wykładowca zahipnotyzował studentki
Obecność na wykładach profesora Grzegorzewskiego była obowiązkowa, tak jak podpis na liście obecności, która leżała na katedrze. Jechałam tramwajem i aż tupałam z niecierpliwości. Szybciej, szybciej. Niskopodłogowa liszka telepała się na boki zgrzytając, jakby zamierzała skonać na trasie. Męczarnia tramwaju dobiegła końca, drzwi otworzyły się i wypadłam na zewnątrz.
Krótki, rozgrzewający sprint wrzucił mnie w kolejne drzwi. W biegu pozbywałam się nadmiaru odzieży, kiedy wpadłam na salę wykładową, byłam czerwona, potargana i mocno zdyszana. Jednak zdążyłam! Zameldowałam obecność jako ostatnia osoba.
– Co za pęd do nauki, jestem pod wrażeniem – powiedział miły męski głos. Zdecydowanie nie należał do profesora. Podniosłam oczy i zobaczyłam cudny miraż. Na miejscu Grzegorzewskiego stał bardzo przystojny mężczyzna.
– Fajne zastępstwo, co? – Mirela również była pod wrażeniem.
– Jak się nazywa?
– Doktor Marek Jakiśtam. Nie dosłyszałam.
Zapatrzyłam się na przystojnego naukowca, miał głęboki, hipnotyzujący głos, który działał jak afrodyzjak.
– Myślałam, że takich facetów nie ma – dobiegł mnie szept Mireli. Ona również o mało nie rozpłynęła się, obserwując ten cud natury. Obie słuchałyśmy uważnie doktora Marka, zafascynowane melodią jego głosu. Kompletnie nie łapałyśmy, o czym jest wykład, żadna z nas nie zrobiła ani jednej notatki. Mirela narysowała w brudnopisie kilka serduszek, ja – jedno, ale za to duże. Zachowywałyśmy się jak gimnazjalistki zakochane w panu od wuefu.
Szybko znalazłam jego pokój, zapukałam i zachęcona gromkim okrzykiem, weszłam. Na kilku metrach kwadratowych ścieśniło się sześć osób, wśród nich Marek. Jak miałam w tych warunkach odbyć z nim poufną rozmowę?
Koniec wykładu sala przyjęła szmerem zawodu. Nic dziwnego – na humanistycznym kierunku studiowały głównie dziewczyny.
– Cieszę się, że panie są tak zainteresowane tematem – pożegnał nas doktor Marek. – Będę go kontynuował na kolejnym wykładzie, na który już dzisiaj zapraszam!
– Tydzień bez niego? Nie miałabym nic przeciwko, żeby oglądać go codziennie – Mirela powiedziała na głos to, o czym wszystkie myślałyśmy.
Czułam, że zaczyna się bezpardonowa walka o względy pięknego doktora. Nie miałam zamiaru czekać siedmiu dni, przecież ten facet jest zatrudniony na uniwerku, a więc musi mieć gdzieś biurko albo chociaż kawałek stołu. Jutro go znajdę i oszołomię nie tylko podrasowanym wizerunkiem, nad którym miałam zamiar popracować, ale inteligentnymi pytaniami. Byłam przecież głodną wiedzy studentką, miałam prawo prosić o rozwianie wątpliwości. Ba, tylko jakich?
Jak poderwać wykładowcę?
Zostało mi niewiele czasu, żeby wymyślić temat rozmowy. Doktor był mediewistą, historykiem specjalizującym się w średniowieczu, na wykładzie mówił coś o przeludnionych miastach, bezbronnych wobec plagi szczurów i pomoru dżumy, ale nie był to problem, który chciałabym z nim zgłębiać. Co by tu? A już wiem!
Wpadłam na fantastyczny pomysł. Zapisałam go w punktach, wydrukowałam i pomyślałam, że przy okazji znalazłam się na tropie tematu do pracy licencjackiej. Tak jest! Właśnie o to zahaczę pięknego doktora.
Szybko znalazłam jego pokój, zapukałam i zachęcona gromkim okrzykiem, weszłam. Na kilku metrach kwadratowych ścieśniło się sześć osób, wśród nich Marek. Jak miałam w tych warunkach odbyć z nim poufną rozmowę?
– Ja w sprawie licencjatu – powiedziałam zdesperowana. Nigdy się tak nie zachowywałam, nie bywałam nachalna wobec płci przeciwnej, przeciwnie – raczej musiałam selekcjonować chętnych do bliższej znajomości. Jednak do Marka ciągnęła mnie jakaś siła, wobec której byłam zupełnie bezradna.
Zabiłabym, żeby go dostać. Tak wygląda prawdziwa miłość, pomyślałam, przepalając spojrzeniem koszulę doktora.
– Ale ja nie bywam opiekunem prac licencjackich – ostudził mój zapał Marek.
– Specjalizuje się pan w okresie, który mnie interesuje, chciałabym z panem przedyskutować pewne zagadnienia – brnęłam dalej, łowiąc uchem ciche prychnięcie, które wydała wyblakła blondynka pod oknem.
Razem z tym dźwiękiem dotarło do mnie, że robię z siebie idiotkę.
– Jakież to zagadnienia? – spytał Marek.
– Na przykład wpływ wierzeń przedchrześcijańskich na fenomen czarów i czarownic – wyrąbałam tryumfalnie.
– O, to świetnie pani trafiła, doktor wie wszystko o czarach i sabatach. Nawet ośmielę się zdradzić, że prowadzi wnikliwe studia w tym kierunku – odezwała się zjadliwie wyblakła koleżanka spod okna.
– Wyjdźmy, nie przeszkadzajmy – Marek nagle wstał i wyprowadził mnie na korytarz. Spłynęła na mnie nieziemska ulga. Udało się, mam go! Oparłam się wdzięcznie o parapet.
– Interesuje mnie kobieca magia – wyznałam kokieteryjnie. Nie poznawałam sama siebie. Dobrze mi szło, ale to nie byłam ja, w każdym razie nie ta, którą znałam od urodzenia.
– Nie dziwię się, to wielka siła... – powiedział powoli doktor Marek i zawiesił głos.
– Tak? – zatrzepotałam rzęsami.
– Zastanawiam się, co cię tu przyciągnęło, czy wiesz, z czym igrasz – przeszedł na ty. – Już dawno cię wypatrzyłem, gdybyś mnie nie odnalazła, sam bym to zrobił.
Moja dusza uleciała do nieba. Jakie to było łatwe, wystarczyło się odważyć! On na mnie czekał, zrobiłam na nim wrażenie, już nigdy się nie rozstaniemy!
– Co wiesz o sobie? – pytanie Marka dotarło do mnie z opóźnieniem.
– Urodziłam się w Warszawie...
– Nie o to pytam – uśmiechnął się tak, że poczułam mrówki w piętach. Stanowczo, coś się między nami działo. I to jak! Rozmowa robiła się gorąca jak pożar buszu. I ten ogień w jego oczach...
Upadłabym, gdyby mnie nie podtrzymał. Nie było mi słabo, a jednak nie mogłam ustać na nogach. Czułam się, jakbym była płynną, rozżarzoną lawą. Płonęłam i byłam gotowa podpalać.
– Dobrze, bardzo dobrze – mruczał Marek. – Nawet aż za dobrze... Będę musiał uważać.
– Spotkamy się? – szepnęłam.
– Szybciej, niż myślisz – odparł.
– Nie baw się w to, dziewczyno. On jest niebezpieczny – powiedziała dobitnie i znikła w drzwiach do łazienki, zanim zebrałam się, aby jej odpowiedzieć.
Odwrócił się i odszedł, zostawiając mnie w kompletnej rozsypce. Na korytarz wyszła wyblakła blondynka, to ona musiała przepłoszyć Marka.
– Nie baw się w to, dziewczyno. On jest niebezpieczny – powiedziała dobitnie i znikła w drzwiach do łazienki, zanim zebrałam się, aby jej odpowiedzieć. Co za wredna zazdrośnica!
Z trudnością odkleiłam się od okiennego parapetu i powlekłam korytarzem. Byłam zupełnie bez sił, ale szczęśliwa i pełna oczekiwań. Umówiłam się z Markiem! Ciekawe, co na to powie Mirela. Ściągnęłam ją myślami, bo zobaczyłam, że zmierza w kierunku pokoju Marka. Za późno moja droga, pomyślałam triumfalnie, on jest mój! Spojrzenia, które wymieniłyśmy, były chłodne jak poranek na Antarktydzie. Co mi tam! Niech się stara! Guzik jej z tego przyjdzie.
Byłam wyjątkowo pewna swego, Marka i mnie łączyło coś więcej niż zauroczenie, to była więź mająca źródło w przeszłości. Czułam, że się dopełniamy. Może znaliśmy się i kochaliśmy w innym życiu? Nie wierzyłam w takie bzdury, dopóki nie odczułam na własnej skórze, jak to jest znaleźć drugą połowę serca. Do tej pory żyłam, nie wiedząc, że mi jej brakuje, ale teraz odkryłam, że fragmenty układanki wskoczyły na właściwe miejsca. Za sprawą Marka się przebudziłam, już wiedziałam, że mogę wszystko.
Byłam pewna, że to miłość mnie tak uskrzydliła. Płynęłam w powietrzu i tylko czasem wracał do mnie jak niechciane echo głos blondynki: „nie baw się w to, on jest niebezpieczny”. Nie miałam zamiaru jej posłuchać.
„Przyszedł do mnie we śnie”
Przyszedł do mnie we śnie. Wyciągnął ręce, a ja wpadłam w jego objęcia. Ramiona Marka oplotły mnie, otwierając przede mną wielowymiarową otchłań. Przestraszyłam się.
– Co to jest? – miałam ochotę się wycofać, choć bardzo pragnęłam z nim być.
– Nie zawiedź mnie, wiem, że potrafisz, pokazałaś mi, kiedy rozmawialiśmy. Zrób to jeszcze raz! No! Teraz!
Ścisnął mocno moje przedramię.
– Auć! – spojrzałam na niego, żeby zaprotestować i nagle coś się zmieniło. Zaskoczyłam jak zepsuty silnik, przypomniałam sobie, co potrafię.
Znów poczułam, że jestem wrzącą lawą, w żyłach płynęła przedwieczna moc, szalona energia pulsowała, domagając się ujścia, mogłam z nią zrobić co chciałam.
– Jestem twoim mistrzem, zdaj się na mnie – szept Marka dobiegał zewsząd.
Nie wiem, jak długo to trwało. Oddałam Markowi całą moc i upadłam bez sił.
– Odpoczywaj moja piękna – dobiegło mnie z oddali.
Obudziłam się we własnym łóżku, ubrana we wczorajsze ciuchy i strasznie zmęczona. Spróbowałam wstać i jęknęłam. Czułam się rozbita, mięśnie bolały, jakbym przebiegła maraton i miałam gorączkę. Obejrzałam się w lustrze i odkryłam siniaki na przedramieniu. Musiały powstać, gdy Marek zacisnął na nim palce, żeby mnie zmusić do... Do czego właściwie?
Wróciłam do łóżka, zwinęłam się w kłębek i zakopałam w pościeli. Czułam się podle, jakbym zrobiła coś złego. Pamiętałam otchłań, którą pokazał mi Marek i dziwną siłę, która zawładnęła moim ciałem. Czemu miała służyć? Byłam pewna, że Marek z niej korzystał, ale w jakim celu?
Następnego dnia też nie pojawiłam na zajęciach, nie mogłam w tym stanie nikomu się pokazać. Byłam pewna, że oprócz śladów na ręce, mam wypisane na czole, co zrobiłam. Na wykład jednak poszłam, musiałam zobaczyć Marka. Sen się więcej nie powtórzył, lęk przed nieznanym osłabł, byłam gotowa na spotkanie z ukochanym.
Marek uśmiechnął się zniewalająco, kiedy odfajkowywał moją obecność. Podniesiona na duchu usiadłam obok Mireli. Przyjaciółka nawet nie podniosła głowy, żeby się ze mną przywitać.
– Chora jesteś? – spytałam szeptem. Dziewczyna wyglądała jak po grypie.
– Sama nie wiem.
Coś w jej głosie mnie zaniepokoiło. To sen wyczulił mnie na podobne objawy.
– Pokaż – szarpnęłam do góry rękaw
jej swetra.
– Zostaw – wyrwała rękę. Za późno, zobaczyłam, co ukrywała. Ktoś tak mocno ścisnął jej przedramię, że zostawił odbite ślady palców, takie same jak u mnie.
Ten widok mnie otrzeźwił. Marek! Zrobił jej to, co mnie! Czy to była zdrada? Wściekłość na pięknego doktora wypełniała mnie po czubek głowy. Energia, którą już znałam, powoli rosła, pulsując i dopominając się uwagi. Tym razem już wiedziałam, jak mam jej użyć. Marek musiał coś zauważyć, bo przerwał wykład i spojrzał na mnie. Nie odwróciłam wzroku, czekając, aż zrozumie. Wyczułam jego strach i sprawiło mi to wielką frajdę. Miałam go w garści.
Zemsta jest słodka?
Wystraszony wykładowca nie czekał na rozwój wypadków, przerwał zajęcia pod byle pretekstem i puścił wolno rozradowane studentki. Zanim przedostałam się przez wychodzący z sali tłum, zdążył zniknąć mi z oczu. Ruszyłam biegiem w kierunku jego pokoju.
– Dokąd to – drogę zastąpiła mi wyblakła blondynka.
– Puść mnie, bo nie ręczę za siebie – szarpnęłam się.
– Widzę, ale musisz się uspokoić. Chodź, pogadamy. Nie pożałujesz.
Skoro znienacka przeszłam na ty z kadrą naukową, mogłam także wysłuchać, co miała do powiedzenia.
– Mówiłam, żebyś trzymała się z daleka od Marka. Ostrzegałam, ale mnie nie posłuchałaś – powiedziała blondynka.
– Dziewczyny lecą na niego, a on z premedytacją to wykorzystuje. Nie ty pierwsza i nie ostatnia. Wiem, co się dzieje, bo z początku myślał, że zrobimy to razem. Pokazał mi ten wolumin.
– O czym mówisz?
– Marek uwierzył, że stare zaklęcia wciąż mają moc, tylko należy użyć właściwej energii. W średniowieczu miotały je silne i odważne kobiety, więc potrzebował kobiecej magii. Wykorzystując cię, chyba się nie spodziewał, że trafił na siłę, której nie potrafi okiełznać.
Blondynka zachichotała z satysfakcją.
– Rzucił cię jak gorący kartofel, kiedy zrozumiał, że zamiast petardy odpalił bombę. Ostrzegałam cię przed Markiem, ale to ciebie trzeba się bać. Jesteś niebezpieczna, szczególnie jak się wkurzysz.
– Po co mu to wszystko? Magia, otwierające otchłań zaklęcia i nasza energia?
– Dla sławy i pieniędzy. Od kiedy znalazł ten wolumin, wszystko mu się układa. Staruszek Grzegorzewski ciężko zachorował, a Marek przejął jego studentów i jest kandydatem na kierownika naszego zespołu. A to jeszcze nie koniec, marzy mu się profesura, więc cały czas eksperymentuje z kobiecą magią.
Uśmiechnęłam się złośliwie. Blondynka przyjrzała mi się uważnie i odwzajemniła uśmiech. Nie musiałam jej tłumaczyć, ona wiedziała. Magia jest nasza i użyjemy jej tak, jak trzeba. Teraz Marek będzie musiał mieć się na baczności.
Czytaj więcej historii z życia wziętych:
Okłamałem żonę i wyjechałem, by mieć czas dla kochanki
Jako dziecko widziałem, jak mój tata zamordował mamę
Powinienem podziękować żonie za zdrady
Zazdroszczę nawet nastoletnim matkom
Mam 27 lat i dobrze mi się mieszka z mamą