Gdy podszedłem do stanowiska obsługi klienta, spojrzałem na pracownicę i kompletnie zaniemówiłem. Tak mnie urzekła, że gapiłem się na nią niczym zakochany nastolatek. Po chwili udało mi się wrócić do rzeczywistości i załatwić swoją sprawę, ale nie mogłem przestać myśleć o tej pięknej dziewczynie z biura.
Po prostu mnie zignorowała
Nigdy wcześniej nie doświadczyłem takich emocji, więc postanowiłem rozpocząć walkę o jej serce. Przez następne kilka dni regularnie odwiedzałem bank, choć nie było takiej potrzeby, bo większość spraw dało się załatwić przez internet. Przychodziłem tam głównie po to, żeby móc z nią chwilę porozmawiać. Kiedy wreszcie zebrałem się na odwagę, zaproponowałem jej kawę. Odmówiła. Ta historia powtórzyła się jeszcze jakieś pięć razy.
W końcu zgodziła się na spotkanie. Myślałem, że to początek czegoś wyjątkowego. Czekałem na nią podekscytowany w małej kafejce. Zjawiła się punktualnie, ale nawet nie usiadła.
– Chciałam ci tylko powiedzieć, żebyś dał sobie spokój. Szkoda twojego czasu na mnie – powiedziała prosto z mostu.
– Dlaczego? Jest ktoś inny? – wydusiłem z siebie zawiedziony.
– Tak. Mam małego synka, ma roczek. Ma na imię Kubuś. Moja mama się nim zajmuje, gdy jestem w pracy – odparła i nim zdążyłem cokolwiek odpowiedzieć, odwróciła się i wyszła z kawiarni.
Jej słowa tak mnie zaskoczyły, że nie potrafiłem się ruszyć, by ją zatrzymać.
Walczyłem z sam ze sobą
Byłem totalnie zagubiony i nie wiedziałem, co robić. Logika podpowiadała mi, żeby trzymać się z daleka od Majki i jej dziecka. Po co komplikować sobie życie, wiążąc się z samotną matką? Czemu brać odpowiedzialność za cudze dziecko? Wszędzie przecież można spotkać atrakcyjne singielki. Wystarczy się trochę postarać, a na pewno jakaś się trafi. Jednak moje uczucia zupełnie ignorowały te rozsądne argumenty. Nie potrafiłem przestać myśleć o Majce. W końcu po trzech dniach postanowiłem na nią zaczekać przed budynkiem banku. Gdy mnie zobaczyła, zatrzymała się w miejscu zaskoczona.
– Może wybierzemy się gdzieś razem? Tylko ty i ja? – zapytałem bez owijania w bawełnę.
– Naprawdę nadal chcesz się spotkać? – spojrzała na mnie kompletnie zdziwiona.
– Oczywiście, że tak! – odpowiedziałem bez wahania.
– Dobra, przyjdź jutro około osiemnastej. Powiem mamie, żeby posiedziała z wnuczkiem trochę dłużej – uśmiechnęła się szeroko.
Od pierwszego spotkania między nami zaiskrzyło. Maja była zupełnie inna niż kobiety, z którymi wcześniej się spotykałem. Biła od niej niesamowita równowaga i spokój, a do tego miała złote serce i była bardzo życzliwa. Im więcej czasu razem spędzaliśmy, tym mocniej czułem, że to właśnie z nią chcę spędzić resztę swojego życia.
Nie wiedziała, jak postąpić
Dostrzegałem, że też coś do mnie czuje, ale ciągle trzymała dystans. Nigdy nie zaprosiła mnie do domu, a swojego synka cały czas przede mną ukrywała. Spotkałem go pierwszy raz dopiero po ośmiu miesiącach naszej znajomości. Później przyznała się, dlaczego tak długo była taka ostrożna – bała się, że jak tylko ją poderwę, to ucieknę na widok małego Kuby i już więcej się nie pojawię.
Biologiczny ojciec faktycznie przestraszył się wiadomości o dziecku. Muszę się przyznać, że parę razy przemknęła mi przez głowę myśl, żeby ten dzieciak gdzieś przepadł, zniknął. Nie dlatego, że to było dziecko innego gościa – w końcu wtedy nie byliśmy jeszcze razem, więc nie miałem powodu do zazdrości.
Po prostu strasznie mi przeszkadzało, że ten mały wiecznie odciąga jej uwagę. Denerwowałem się za każdym razem, kiedy słyszałem, że musi pilnować swojego Kubusia. Trudno mi było znieść, gdy odmawiała spotkania albo urywała się po godzinie, tłumacząc się obowiązkami matki. Marzyłem tylko o tym, żeby poświęcała ten czas wyłącznie mnie. Oczywiście nie pokazywałem tego po sobie. Z uśmiechem na twarzy mówiłem, że wszystko dobrze, że rozumiem...
Musiałem się z tym pogodzić
Nie chciałem psuć naszej relacji z Majką. Rozumiałem doskonale, że jej dziecko jest dla niej najważniejsze na świecie – to właśnie mały był w centrum jej życia. Jakakolwiek próba rywalizacji z nim o uczucia Majki z góry skazana byłaby na klęskę. Przecież nawet prawdziwi ojcowie czy byli partnerzy często przegrywają w takich sytuacjach, a co dopiero ja – ktoś z zewnątrz, kto pojawił się w ich życiu dość niedawno... Z czasem jednak przestałem odczuwać negatywne emocje wobec Kubusia.
Zaakceptowałem myśl, że raczej będę tym drugim w kolejności. Można by pomyśleć, że to było dla mnie ciężkie, ale szczerze mówiąc, poszło całkiem gładko. Wszystko dzięki mojej partnerce. W momentach, kiedy byliśmy sami, stawałem się najważniejszą osobą w jej świecie. Po osiemnastu miesiącach od poznania się, zdecydowałem się zrobić kolejny krok.
Miałem już dość tych krótkich spotkań – czy to w restauracjach, czy u mnie w domu. Chciałem być z nią non stop, kiedy tylko się da. Na początku bardzo się ucieszyła, ale zaraz jej mina zrzedła.
– Dobrze to przemyślałeś? Masz całkowitą pewność? – spytała z powagą.
– Prawdę mówiąc, nie. Nigdy jeszcze nie mieszkałem z kobietą wychowującą dziecko. Ale chciałbym tego doświadczyć. Zawsze byłem otwarty na nowe wyzwania – odpowiedziałem bez owijania w bawełnę.
– Dobrze, zgadzam się – oświadczyła Majka. –Jest tylko jeden warunek – wprowadzisz się do mojego mieszkania.
– Dlaczego? Przecież u mnie jest więcej miejsca – nie kryłem zaskoczenia.
– Bo gdyby okazało się, że jednak nie dajesz sobie rady, po prostu zabierzesz swoje rzeczy i wyjdziesz – odpowiedziała z taką samą szczerością.
Zabolało mnie to, że nadal ma wątpliwości co do naszego związku, ale nie powiedziałem nic.
Na początku nie było łatwo
Zdecydowałem się zrobić wszystko, co w mojej mocy, by zbudować dobrą więź między nami. Pierwszy etap naszego związku był pełen wyzwań. Na własnym przykładzie poznałem, jak trudno budować relację, gdy w grę wchodzi także opieka nad dzieckiem. Czasami czułem się jak na emocjonalnym rollercoasterze. Zupełnie nie wiedziałem, jak sobie radzić z krzykami małego trzylatka. Gubiłem się w podstawowych sprawach – nie wiedziałem, co powinien jeść, jak się z nim komunikować, jakie zabawy wybierać, ani co robić podczas jego płaczu czy prób wymuszania czegoś krzykiem. To wszystko było dla mnie kompletną nowością, bo wcześniej nie miałem żadnego doświadczenia w opiece nad dziećmi.
Ojcostwo kompletnie mnie zaskoczyło. Wszystko byłoby prostsze, gdybym miał w rodzinie jakiegoś malucha w wieku podobnym do Kubusia. Niestety, nie miałem takiego szczęścia. Starałem się jak mogłem – gadałem z kolegami, którzy mieli dzieci, przeszukiwałem internet w poszukiwaniu porad dla początkujących ojców, ale nie zawsze wszystko szło po mojej myśli. W takich momentach pojawiała się Majka. Ze spokojem tłumaczyła mi, co robię źle, podpowiadała lepsze rozwiązania i cierpliwie wszystko objaśniała.
Gdyby bez przerwy na mnie krzyczała i wypominała każdy błąd, pewnie w końcu bym się spakował i uciekł. Na szczęście podeszła do sprawy inaczej – powoli wprowadzała mnie w rodzicielskie obowiązki i problemy, które czekają na początkujących rodziców. Zawsze też potrafiła pochwalić, gdy coś zrobiłem dobrze. Oczywiście zdarzały się między nami napięcia i trudniejsze momenty, ale z upływem czasu czułem się coraz pewniej w roli ojca i głowy rodziny.
Stałem się ojcem naprawdę
Wraz z pogłębianiem się mojego uczucia do Majki, pokochałem również jej małego Kubusia. Przestałem patrzeć na niego jako na cudze dziecko – w moim sercu stał się po prostu naszym chłopcem. Rozpierała mnie duma i szczęście, kiedy ten początkowo niepewny i żywiołowy szkrab zaczął mówić do mnie „tata”. Uwielbiałem, gdy siadał mi na kolanach i dzielił się swoimi przedszkolnymi historiami. Jasne, czasem tęskniłem za dawnym życiem bez zobowiązań. Zwłaszcza po ciężkim dniu w pracy, kiedy zamiast odpocząć, słyszałem od Majki listę rzeczy do zrobienia. No i były te momenty, gdy Kubuś bez końca zasypywał mnie dociekliwymi „dlaczego?”. Ale te myśli nigdy nie zostawały ze mną na długo.
Wspólne mieszkanie z Majką i Kubusiem okazało się znacznie lepsze od wcześniejszego kawalerskiego życia, gdy wieczorami samotnie siedziałem z piwem przed telewizorem albo spotykałem się ze znajomymi w barze. Po dwóch latach wspólnego życia bez formalności nie miałem już żadnych wątpliwości – to właśnie z nimi chciałem dzielić każdy kolejny dzień. Dlatego zdobyłem się na odwagę, zakupiłem pierścionek i poprosiłem ją o rękę. Chociaż byłem pewien jej uczuć, gdzieś w głębi duszy pojawiał się niepokój o jej odpowiedź. Pamiętałem przecież, jak długo budowaliśmy między sobą zaufanie i jej obawy co do naszego związku. Zastanawiałem się, czy nie usłyszę, że lepiej zostawić wszystko tak jak jest, bez wiązania się na stałe.
Stało się coś niezwykłego, czego kompletnie się nie spodziewałem. Kiedy z trudem wypowiedziałem pytanie: „Czy wyjdziesz za mnie?”, ona od razu odparła: „Oczywiście, że tak”.
– Już się nie wahasz? – zapytałem szczęśliwy, ale zaskoczony jej błyskawiczną decyzją.
– Ani trochę, jestem tego absolutnie pewna. Pokazałeś, że można na tobie polegać, kochanie. Masz moje pełne zaufanie – odpowiedziała, otaczając mnie ramionami.
Pewnie alpiniści stojący na szczycie Everestu czują podobną radość i dumę, jaką ja wtedy przeżywałem. Do pełni szczęścia i rozpoczęcia nowego rozdziału z Majką brakowało już tylko jednej rzeczy – ceremonii ślubnej. Zamierzamy powiedzieć sobie „tak” w czerwcu. Nie mogę się już tego doczekać. A później? Później będziemy cieszyć się wspaniałym, wspólnym życiem. I to nawet nie we trójkę, bo Majka właśnie oznajmiła mi radosną nowinę – zostanę tatą...
Roman, 32 lata
Czytaj także:
„Laski leciały na mnie jak ćmy do światła. Przestałem skakać z kwiatka na kwiatek, gdy poznałem pewną mężatkę”
„Stchórzyłem i uciekłem od ciężarnej dziewczyny. Syn odszukał mnie po 16 latach, bynajmniej nie z miłości”
„Zaprosiłam na Święta byłego męża z rodziną. Między karpiem, a makowcem odkryłam, kto naprawdę zniszczył moje małżeństwo”