„Zakochałem się w niej bez pamięci. Wydałem na nią wszystko, co miałem, ale nie potrafię bez niej żyć”

mężczyzna zakochany w prostytutce fot. Adobe Stock
Nasz pierwszy wieczór był magiczny. Zawsze bałem się chodzić do klubów, czułem się tam nie na miejscu. Ale K. błyskawicznie przekonała mnie, że jestem atrakcyjny i świetnie tańczę.
/ 24.03.2021 12:26
mężczyzna zakochany w prostytutce fot. Adobe Stock

Marzyłem o niej od dawna. A kiedy udało mi się ją zdobyć, okazała się jeszcze wspanialsza, niż w opowieściach kolegów. Do czasu…
Na imprezach zawsze siedziałem sam. Ludzie mnie krępowali, zwłaszcza dziewczyny. Jasne, w ciągu mojego ponad trzydziestoletniego życia byłem kilka razy w związku, ale to zawsze jakoś szybko się kończyło. Każda w końcu zniechęcała się moją nieśmiałością. Mówiły, że się alienuje, że wstyd się ze mną gdzieś pokazać. Oczywiście miały rację. Czy było mi z tym źle?

Najczęściej tak, bo chciałem być duszą towarzystwa. Marzyłem, że kiedyś stanę się rozmowny, zabawny, bardziej otwarty seksualnie… Wzrośnie moja pewność siebie, a ludzie zaczną mnie postrzegać jako szczęśliwego i wartego tego, by się z nim zadawać. Chyba dlatego tak się zafascynowałem K. Znałem ją z opowieści kolegów, kilku z nich miało z nią przygodne kontakty.
– Stary, ona jest nieziemska! – mówił Bartek, na co dzień zamknięty w sobie informatyk, który przy K. stawał się lwem salonowym. – Normalnie czułem się, jakbym był jakimś DiCaprio albo innym Clooney’em! Mówię ci, ona potrafi sprawić, że nagle wierzysz w to, że jesteś przystojny, pożądany, że wszystko w życiu się uda! To magia, stary, czysta magia!

Znał ją też Maciek. Pokazywał mi zdjęcia z ich wspólnego weekendu. Na wszystkich uśmiechnięty, z roziskrzonym spojrzeniem. Wyraźnie zakochany, ale nie tyle w niej, co w życiu, świecie i może nawet samym sobie.
– Nie spałem cztery noce! Nie czułem takiej potrzeby. I właściwie prawie nie jadłem. Było tyle rzeczy do zrobienia, do obejrzenia, do przeżycia. A seks… w życiu nie przypuszczałem, że może być tak fantastyczny!

Namawiali mnie, żebym i ja ją poznał, ale długo po prostu się bałem. K. miała złą opinię wśród moich bliskich. Matka dostałaby chyba zawału, gdyby się dowiedziała, że w ogóle o niej myślę. Ojciec by się mnie wyrzekł. Również mój najlepszy przyjaciel Łukasz miał o niej jak najgorsze zdanie.
– Nawet o niej nie myśl – przestrzegał. – Ona nie gra miękko i jak raz się z nią zadasz, będziesz miał przerąbane.
– Ale słyszałeś, co o niej mówią – przekonywałem. – Nie rozumiesz, że chociaż raz chcę się poczuć naprawdę szczęśliwy?! Ty masz cudowną żonę, spodziewacie się dziecka, masz fajne życie… A ja? Jestem nikim!
– I co? Ona sprawi, że będziesz kimś? – zadrwił. – Człowieku, zniszczy cię! Popatrz na chłopaków. Jasne, kilka razy spróbowali, ale szybko zrozumieli, jaki to kanał i się wycofali. Bartek spotkał fajną laskę, z którą chce się żenić, Maciek na urlop jedzie na żagle . Skończyli z K. w samą porę, zanim ich zrujnowała. Ale to nie każdemu się udaje, dobrze o tym wiesz. Są tacy, co przez nią skaczą z piętnastego piętra albo kończą z niczym, jako ludzkie wraki. Nie igraj z nią, poważnie. Nawet się do niej nie zbliżaj.
A jednak K. ciągle chodziła mi po głowie. Znałem kogoś, kto mógł mnie z nią bliżej poznać i w końcu go o to poprosiłem.

Nasz pierwszy wieczór był magiczny. Zawsze bałem się chodzić do klubów, czułem się tam nie na miejscu, miałem wrażenie, że nie pasuję do bawiących się ludzi. Ale K. błyskawicznie przekonała mnie, że jestem atrakcyjny i świetnie tańczę. Szalałem więc na parkiecie, rozmawiałem ze wszystkimi, czułem się pożądany, wręcz kochany! Tak, K. potrafiła mnie o tym przekonać. Była czarodziejką! Czy to więc takie dziwne, że zakochałem się w niej na zabój?

Chciałem spędzać z nią coraz więcej czasu. Oczywiście był pewien haczyk – musiałem za to płacić. Ale uważałem, że K. jest warta każdej wydanej na nią złotówki. Przy niej czułem się jak król. Dawała mi szczęście, sprawiała, że żyłem niczym w bajce.
Niestety, kiedy jej przy mnie nie było, wracała szara rzeczywistość. Bliscy widzieli, że coś się ze mną dzieje.
– Musisz ją rzucić! – powtarzał Łukasz, który raz mnie z nią spotkał. Widziałem wtedy przerażone spojrzenie jego żony i potępienie w jego oczach. – Wiesz jak wtedy wyglądałeś? Jak idiota! Nawijałeś coś nakręcony, śmiałeś się debilnie, chciałeś przytulać moją żonę i głaskać ją po brzuchu! Popisywałeś się. Ilona kazała mi się przestać z tobą zadawać… Słuchaj, to cię donikąd nie zaprowadzi. Mówię poważnie, zerwij z nią, póki jeszcze możesz.

Tyle, że już nie mogłem. Nie wyobrażałem sobie powrotu do mojego pustego, nudnego życia bez K. Ona była moją miłością, moją muzą, moim sensem życia.
– Nie wiem, jak mogłem żyć bez ciebie – szeptałem, kiedy zostawaliśmy sam na sam. – Że też cię zdobyłem…
Minutę później dawała mi rozkosz, która rozsadzała mózg. Znowu byłem szczęśliwy, czułem, że mogę latać, zdobywać świat!
Nikomu jednak nie podobało się, że jesteśmy razem. Kumple, którzy sami zaliczyli po kilka przygód z nią, teraz patrzyli na mnie jak na kogoś, kto się stacza. Powtarzali, że oni z nią zerwali i to była dobra decyzja.
– Już cię niszczy, nie widzisz tego? – mówili. – Jesteś od niej totalnie uzależniony!

Nie chciałem ich słuchać. Miłość zawsze jest trochę uzależnieniem. A co mnie czekało bez K.? Przecież chyba zacząłbym pić z żalu nad swoim marnym życiem. I co? Wtedy byliby zadowoleni? Uważałem zresztą, że to wcale nie oni z nią zerwali. Po prostu nie było ich stać na kontynuowanie tej znajomości. Mnie, póki co, było. Pracowałem w korporacji, a tam liczyła się efektywność i szybkość. Moi szefowie byli zadowoleni.
– Ostatnio jesteś niesamowicie kreatywny i aktywny – mówili mi w firmie. – Twoje pomysły są naprawdę niezłe. Co powiesz na awans?
Oczywiście to była zasługa K. To dzięki ukradkowym spotkaniom z nią w czasie lunchu miałem potem tyle energii. Tryskałem euforią, odważnie przedstawiałem swoje pomysły. Naszym spotkaniom towarzyszył dreszczyk emocji, bo wiedziałem, że nikt nie może mnie z nią zobaczyć. Nie miała nic przeciwko dyskrecji. Zaliczałem więc szybkie numerki w toalecie restauracji czy na tyłach budy z hamburgerami, sto metrów od biura. Rany, na samą myśl o spotkaniu z nią czułem się podniecony jak nastolatek przed pierwszą randką!

Niestety, z czasem ponure ostrzeżenia Łukasza i innych kumpli zaczęły się sprawdzać. K. wyciągała ze mnie wszystkie pieniądze. Nie było mowy o spotkaniu za darmo, ale nie narzekałem. Wiedziałem od początku, z kim się zadaję. Tyle, że musiałem też płacić rachunki, kupować paliwo… Nie zawsze więc mogłem spędzać czas z nią.

Kiedy jej nie było, wpadałem w depresję. Miałem myśli samobójcze, tęskniłem całym ciałem i duszą. Raz dostałem napadu szału na stacji benzynowej, tak byłem roztrzęsiony tym, że od dawna się nie widzieliśmy. Zacząłem też zauważać pogarszanie się stanu zdrowia. Miałem problemy z oddychaniem, nerkami, pracą mięśni. Nocami nie mogłem spać, miałem zaburzenia łaknienia albo problemy z żołądkiem…
– A czego ty się spodziewałeś, chłopie? – naskoczył na mnie Łukasz. – Mówiłem, że ona cię wykończy!
– Chyba mam gorączkę… – wystękałem żałośnie. – Muszę po nią zadzwonić…

Łukasz wtedy przyjechał i odebrał mi telefon. Rzeczywiście miałem gorączkę, dostałem napadu drgawek. Zawiózł mnie do szpitala. Powiedział lekarzom o K. Wściekłem się o to na niego, ale byłem zbyt słaby, by zaprotestować. Zamknięto mnie na oddziale, K. nie miała szans się do mnie dostać.
Tęskniłem za nią każdą komórką swojego ciała. Nienawidziłem Łukasza, że mnie od niej odciął. Gdybym jakimś cudem dorwał telefon, nie powstrzymaliby mnie przed spotkaniem z nią, choć miałbym w środku nocy w piżamie wybiec do niej przed szpital.
Najgorsze były cztery pierwsze tygodnie. Dosłownie płonąłem z tęsknoty. Z czasem zdrowie zaczęło mi się poprawiać, wtedy jednak przyszła wiadomość, że nie mam po co wracać do pracy. Nie było tak różowo, jak myślałem. W euforii po spotkaniach z K. podjąłem szereg złych decyzji, które kosztowały firmę dziesiątki tysięcy złotych.

Kiedy wyszedłem ze szpitala, byłem życiowym bankrutem. Nie miałem pracy, dawni przyjaciele zdawali się mną gardzić. Rodzina oczywiście dowiedziała się o wszystkim i nie chciała mieć ze mną nic wspólnego.
Nie wiem, jak bym sobie poradził, gdyby nie Łukasz. Przegadaliśmy wiele wieczorów, podczas których pilnował, żebym nie wrócił do K. Rozumiał, dlaczego tak strasznie wpadłem, nie osądzał mnie. Polecił mi dobrą terapeutkę.
Powoli staję na nogi. Nie miałem kontaktu z K. od prawie roku. Łukasz i pani psycholog są ze mnie dumni.

Czy czasami za nią tęsknię? O, tak… Ale wiem też, że nigdy nie powinienem był zaczynać tej toksycznej znajomości. I ostrzegam przed tym wszystkich, którzy myślą, że łatwo z nią zerwać. Ona demoluje każdego, kto się z nią zwiąże. Kokaina nie wybacza. Wiem, co mówię, bo o mały włos, a zniszczyła by mi życie.

Więcej prawdziwych historii:
„Straciłem pracę, pieniądze i szansę na miłość. Wszystko dlatego, że miałem jeden priorytet: napić się”
„Mimo starań nie mogłam zajść w ciążę. Mąż zaproponował mi, żebym zaadoptowała dziecko jego kochanki”
„Wychowaliśmy się jak siostra i brat. Rodzice nie chcieli słyszeć o naszej miłości, ale i tak się pobraliśmy”

Redakcja poleca

REKLAMA