„Zakochałem się w innej, ale żona zagroziła, że zrobi sobie krzywdę, jeśli odejdę. Nie mogę pozbawić dzieci matki”

Żona zagroziła, że zrobi sobie krzywdę, jeśli odejdę fot. Adobe Stock, Lightfield Studios
Dotarło do mnie, że moja żona faktycznie jest zdolna do takiego kroku. Jej miłość do mnie jest ślepa. Zrozumiałem, że nie ma dla mnie ratunku. Mimo uczucia do Iwony, muszę zostać z Aldoną. Taki już mój los.
/ 16.11.2021 15:06
Żona zagroziła, że zrobi sobie krzywdę, jeśli odejdę fot. Adobe Stock, Lightfield Studios

Byłem tak blisko spełnienia marzeń o miłości i szczęściu. Tak blisko… Ale widać nie takie jest moje przeznaczenie.

Pamiętam, jak kiedyś przypadkiem przeczytałem w jakimś magazynie dla kobiet tekst o tym, że nasze życie powinno być przyjemnością, a nie tylko obowiązkiem. Chodziło o to, że wypełniając kolejne obowiązki, w pracy, w domu – a robimy to, bo przecież musimy – zapominamy o sobie, o tym, co nam sprawia radość, zapominamy wypoczywać i się rozpieszczać.

I pani psycholog, która to napisała, namawiała do tego, abyśmy znaleźli dziecko w sobie i zaczęli działać tak, żeby było ono szczęśliwe. Usiadłem wtedy i pomyślałem, że faktycznie od wielu lat jestem jak ten koń pociągowy – idę przed siebie, nie zważając na nic, a w dodatku mam pecha, bo… ciągnę nie swój wózek.

Przez jeden błąd popełniony w młodości znalazłem się w małżeństwie z kobietą, której nie kocham i nigdy nie kochałem. Mam z nią dwoje dzieci, mieszkanie na kredyt, spędzam z nią wakacje i obok niej budzę się co rano. Uważam, że los jest niesprawiedliwy i postanowił mnie ukarać niewspółmiernie do mojej winy. Ilu bowiem facetów przespało się z kobietą tylko dlatego, że to ona chciała, ona zabiegała?

Na pewno wielu.

Wiedziałem, że się podobam Aldonie

Ale ona ani trochę nie była w moim typie. Ot, koleżanka. Nie stroniłem od niej, bo była miła i przyznaję, że ten jej cielęcy wzrok wlepiony we mnie nawet mi pochlebiał. Nie zamierzałem się z nią spotykać. Do czasu…

Kiedy porzuciła mnie wieloletnia dziewczyna, byłem zdruzgotany. Aldona mnie pocieszała. Tak skutecznie, że wylądowaliśmy w łóżku. Mówiła, że jest zabezpieczona, a ja jej uwierzyłem – zresztą byłem zbyt pijany, aby myśleć logicznie. Moja wina. Oczywiście wcale zabezpieczona nie była i zaszła w ciążę. Kiedy mi o tym powiedziała, nie mogłem uwierzyć.

„Jak to? Tak od razu, za pierwszym razem?”.

Ale fakt był faktem – dwie kreski na teście ciążowym nie budziły wątpliwości.

„Czy to na pewno moje dziecko?” – przyszło mi do głowy.

Kiedy jednak poddałem w wątpliwość moje ojcostwo, Aldona wpadła w taką histerię, że szybko się z tego wycofałem. Zresztą faktycznie, Ania jest do mnie tak bardzo podobna, że nie sposób mieć jakichkolwiek wątpliwości, test DNA jest zupełnie zbyteczny.

Dziecko w drodze, to trzeba się żenić

Wychowałem się w takiej rodzinie, że nawet mi do głowy nie przyszło, że może być inaczej.

„A zresztą może i dobrze się stało?” – rozmyślałem nad swoją sytuacją.

„W przeciwnym razie rozpaczałbym tylko po Ewelinie, rozpamiętywał to, że ode mnie odeszła, potem szukał nowej wielkiej miłości, która przecież także mogłaby się źle skończyć. A tak, mam żonę, która mnie kocha, dziecko, dom”.

Tak długo o tym myślałem, aż sobie wmówiłem, że to szczęśliwy zbieg okoliczności. Nie mogę zresztą powiedzieć, abym w małżeństwie z Aldoną był znowu aż taki nieszczęśliwy.

Byłem raczej jak… zahibernowany

Wypełniałem moje obowiązki bez specjalnych emocji, najczęściej zgadzałem się z moją żoną we wszystkim, bo mi nie zależało, więc gdy ktoś patrzył na nas z boku, mógł mieć przekonanie, że jesteśmy dobrym małżeństwem.

Fala uczuć zalewała mnie tylko, gdy chodziło o nasze dzieci. Tak, kocham bez granic Anię i Teosia. Są moim życiem i oczywistym dowodem na to, że z czegoś bezsensownego może narodzić się coś naprawdę pięknego i wartościowego.

Przez dziesięć lat żyłem tylko dla moich dzieci. Z myślą o nich budziłem się co rano u boku niekochanej kobiety i to dzięki nim miałem siłę, aby wstać z łóżka. Bo ja nigdy nie pokochałem Aldony, niestety. Miałem dla niej wiele innych uczuć, jak sympatia czy szacunek. Ale nie miłość. Tę czułem tylko do dzieci. I sądziłem, że tak już będzie zawsze, że tak będzie wyglądało całe moje życie.

Pogodziłem się z tym, wyzbyłem się marzeń o miłości. I wtedy poznałem Iwonę. Nie była jakąś wyjątkową pięknością. Nawet nie była w moim typie. Obiektywnie patrząc, moja żona była od niej o niebo ładniejsza.

Problem w tym, że kiedy górę biorą emocje, gdy dopada nas zauroczenie, to nie ma mowy o zimnych kalkulacjach. A ja byłem Iwoną zauroczony od pierwszego wejrzenia, od kiedy tylko przyszła do nas do pracy.

Wszystko w niej uwielbiałem

Sposób, w jaki pisze na klawiaturze, uderzając z góry w klawisze swoimi zgrabnymi palcami, jak przygryza końcówkę ołówka, chociaż przecież zawsze powtarzałem moim dzieciom, że ołówków się nie gryzie. Bardzo szybko znaleźliśmy wspólny język i nawet nie zauważyłem, kiedy zacząłem się jej zwierzać.

Nigdy wcześniej nie rozmawiałem z nikim tak szczerze o swoim życiu i małżeństwie. Do tego, że uważam je za porażkę nie przyznawałem się nawet najbliższym. Po prostu zakładałem maskę zadowolonego z życia i robiłem to, co do mnie należało.

Z Iwoną było inaczej. Czułem, że ona mnie zrozumie, że mnie nie potępi. I faktycznie tak się stało, nie potępiła mnie. Za to uświadomiła mi coś innego – że mam prawo do szczęścia. Jeszcze wtedy nie zdawałem sobie sprawy z tego, że to szczęście będzie związane właśnie z nią.

Iwona była bowiem mężatką, szczęśliwą mężatką. Przyznaję, zazdrościłem jej tego, ale jednocześnie uważałem, że skoro twierdzi, iż małżeństwo może wyglądać inaczej niż moje, to zwyczajnie wie, o czym mówi.

Pewnego dnia jednak moją przyjaciółkę spotkała niewyobrażalna tragedia – jej ukochany mąż zginął w wypadku samochodowym. Jak tylko mogłem, podtrzymywałem ją na duchu. To właśnie wtedy w nasze relacje wkradła się czułość, a od niej już było niedaleko do gorącej miłości.

Kiedy sobie uświadomiłem, że to nie tylko zauroczenie, że kocham Iwonę?

Pamiętam dobrze ten moment

Taka obezwładniająca radość i jednocześnie zaraz strach, że przecież za nic w świecie nie mogę jej o tym powiedzieć, bo to będzie koniec naszej przyjaźni, na której mi zależy. Byłem pewien, że tylko ja czuję to, co czuję, a Iwona jest pogrążona w żałobie i nie w głowie jej miłość. Na szczęście się myliłem. I na szczęście znalazłem w sobie tyle siły, aby jej wyznać swoje uczucia.

Spojrzała wtedy na mnie poważnie, a potem powiedziała, że ona także i że od dawna. Jeszcze jak żył mąż.

– Bałam się tego, rodzącego się we mnie uczucia do ciebie, no bo przecież kochałam mojego męża. Zastanawiałam się, czy można kochać dwóch mężczyzn jednocześnie, wydawało mi się to niemożliwe, a nawet nie w porządku wobec każdego z nich, ale przecież prawda była taka, że was obu kochałam…

Byłem pijany radością

To z Iwoną chciałem iść dalej przez życie, byłem tego pewien.

„Rozstanę się z Aldoną, chociaż wiem, że nasze dzieci to mocno przeżyją. Ale trudno, będę dla nich nadal dobrym ojcem, dam z siebie wszystko” – myślałem dodając, że i tak przecież przez ostatnie dziesięć lat poświęcałem się dla dobra Ani i Teosia.

„Mam prawo do własnego szczęścia i życia wreszcie pełną piersią” – stwierdziłem.

Tamtego dnia, kiedy wyznaliśmy sobie z Iwoną miłość, i postanowiliśmy być razem, jechałem do domu z poczuciem pewności, że dobrze robię i że potrafię porozmawiać o tym z Aldoną. Zanim dotarłem na miejsce, wysłałem jeszcze Iwonie SMS-a, że ją kocham i chcę z nią spędzić całe życie.

Tymczasem w domu zastałem Aldonę całą we łzach. Łzach szczęścia. Moja żona, gdy mnie zobaczyła w progu, rzuciła mi się na szyję i… z płaczem wyznała, że ona także kocha mnie nad życie.

– Nawet nie wiesz, jaka to ulga usłyszeć od ciebie takie wyznanie – powiedziała. – Po tej męce ostatnich miesięcy…

– Jakiej męce? – byłem skołowany.

I wtedy Aldona powiedziała, że podejrzewała mnie o romans. Była wręcz pewna, że kocham inną.

– Masz taką twarz, że mogę czytać w niej jak w otwartej książce. Zmieniłeś się, oddaliłeś ode mnie – mówiła, ocierając łzy, a ja słuchałem tego oniemiały.

A na koniec jeszcze mnie dobiła.

– Podejrzewałam, że będziesz chciał odejść. Nie zniosłabym tego. Dzisiaj mogę ci wyznać, że skłamałam swojemu lekarzowi, iż nie mogę spać w nocy. Zapisał mi silne nasenne tabletki… Wzięłabym je, gdybyś odszedł. Nie potrafię żyć bez ciebie.

Powoli wszystko układało mi się w głowie

Z tej euforii, że kocham i jestem kochany, wysłałem SMS-a nie do Iwony, a do własnej żony. I w ten sposób zapobiegłem jej samobójstwu i temu, że moje dzieci zostałyby osierocone. O mały włos pozbawiłbym je matki.

Nigdy by mi tego nie wybaczyły. I ja bym sobie tego nie wybaczył. Dotarło do mnie, że moja żona faktycznie jest zdolna do takiego kroku. Jej miłość do mnie jest ślepa. Poczułem, jakby ktoś znowu wrzucił mi na plecy ogromy ciężar, bo zrozumiałem, że nie ma dla mnie ratunku. Mimo uczucia do Iwony muszę zostać z Aldoną. Taki już mój los. Do końca musi się wypełnić. 

Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”

Redakcja poleca

REKLAMA