„Zakochałem się w młodszej o 30 lat sekretarce. Ryzykowałem dla niej całą swoją reputacją, aż posunąłem się o krok za daleko…”

Zakochałem się w sekretarce fot. Adobe Stock, Anna Jurkovska
„– Pani Karolino… Karolinko… błagam, co się stało? Ktoś ci dokucza? Proszę, podaj mi powód. Albo nie, powiedz, co mogę zrobić, żeby cię zatrzymać. Nie odchodź! – jęknąłem z rozpaczą w głosie, której nie zmierzałem ukrywać. – Muszę. – Ale dlaczego? – Z powodów osobistych. Nie mogę tu dłużej pracować… Przez pana”.
/ 24.10.2022 07:15
Zakochałem się w sekretarce fot. Adobe Stock, Anna Jurkovska

Kiedy Karolina po raz pierwszy weszła do mojego biura, po prostu oniemiałem. Bo objawiło się ucieleśnienie moich marzeń. Wysoka, zgrabna brunetka o czarnych oczach stała w drzwiach, trzymając w dłoniach jakąś teczkę.

– Dzień dobry. Przysłano mnie tu na staż – powiedziała niskim, zmysłowym głosem.

– Dzień dobry. Proszę – gestem zaprosiłem ją do stojącego w rogu gabinetu stołu, przy którym stały miękkie krzesła dla gości.

Gdy siedliśmy, poprosiłem, by powiedziała coś o sobie.

– Właśnie skończyłam studia i zaproponowano mi praktykę w pańskiej firmie. To moje CV – podała mi teczkę.

To pani pierwsza praca? – zapytałem, przeglądając pobieżnie jej dokumenty.

– Zawodowa tak, ale w trakcie studiów brałam udział w różnych projektach, a podczas wakacji pracowałam na zastępstwach w kilku małych firmach.

– Na jakich stanowiskach?

Recepcjonistka, asystentka, sekretarka – wymieniła jednym tchem.

– Znajomość języków obcych?

– Biegle angielski i komunikatywnie niemiecki. Dołączyłam certyfikaty.

– Tak, widzę… A proszę coś powiedzieć o swoich zainteresowaniach?

Po raz pierwszy od początku naszej rozmowy podniosła na mnie wzrok. Zastanawiałem się, jak też wypadam w jej pięknych, ciemnych oczach.

Pewnie postrzega mnie jako nudnego gościa

Ta myśl sprawiła, że nieco oschlej, niż pierwotnie zamierzałem, zapytałem ponownie:

Więc, co pani robi w czasie wolnym?

– Interesują mnie sztuka, malarstwo, architektura. I balet, tak, bardzo lubię balet – pokiwała głową. – No i podróże.

– Jaka jest pani sytuacja osobista? – zapytałem.

Nieco wbrew zasadom, więc wyjaśniłem:

Charakter przyszłej pracy nie służy życiu rodzinnemu. Nienormowany czas, wyjazdy służbowe… Wymagamy pełnej dyspozycyjności. Plus odporności na stres, bo u nas wszystko jest „na wczoraj” – dodałem, przypatrując się jej reakcji.

– Jestem dyspozycyjna – zapewniła. – Jeśli mnie pan zatrudni, postaram się sprostać wymaganiom i nie zawieść.

– No cóż… – udałem, że się zastanawiam. – Potrzebuję sekretarki. Moja dotychczasowa jest w zagrożonej ciąży i stale przebywa na zwolnieniu. Już mnie poinformowała, że potem zamierza wykorzystać urlopy macierzyński i wychowawczy, więc jeśli byłaby pani zainteresowana…

– Nawet bardzo – po raz pierwszy od początku rozmowy uśmiechnęła się, prezentując piękne zęby. – Dziękuję.

– Na razie jeszcze nie ma za co – odwzajemniłem uśmiech. – Proponuję trzymiesięczny okres próbny. Od kiedy może pani zacząć?

– Jeśli to nie kłopot, to od przyszłego miesiąca – zaproponowała.

Nie ma sprawy, to już za dziesięć dni. Zatem… pani Karolino, proszę udać się do kadr, a potem wrócić. Moja asystentka zaznajomi panią z przyszłymi obowiązkami, bo to jej będzie pani bezpośrednio podlegać. To wszystko. Do zobaczenia.

Co z tego wyjdzie?

Wstałem, dając do zrozumienia, że nasza rozmowa dobiegła końca.

– Dziękuję – podniosła się z gracją. – Do widzenia i… – zawahała się, jakby chciała coś dodać, ale ostatecznie posłała mi tylko uśmiech i wyszła z gabinetu.

Zostałem sam i pogrążyłem się w analizie otrzymanych dokumentów. Licencjat z prawa administracyjnego i magisterium z zarządzania. Prawo jazdy, wolontariat w schronisku dla zwierząt, certyfikaty kursów językowych, udział w pracach organizacji non profit… Nieźle jak na dwadzieścia cztery lata życia. Panna Karolina może okazać się naprawdę cennym nabytkiem. Nie zamierzałem jednak udawać przed samym sobą, że zatrudniłem ją wyłącznie ze względu na jej umiejętności. To nieprofesjonalne i dotąd nigdy mi się nie zdarzyło, ale jej uroda zrobiła na mnie tak piorunujące wrażenie, że wolałem się nie zastanawiać, co bym zrobił, gdyby jej CV tak piękne nie było.

Chrząknięcie wyrwało mnie z kontemplacji. Podniosłem wzrok. Nade mną stała moja asystentka. Aneta była osobą bardzo kompetentną, a do jej niesamowitych umiejętności należało także to, że potrafiła pojawiać się bezszelestnie.

– To jak, panie dyrektorze? Przyjmujemy tę małą? – zapytała.

Przyjmujemy, nie mamy wyjścia… – westchnąłem. – Ktoś musi ogarniać sekretariat, a wydaje się, że ona ma kwalifikacje. Pożyjemy, zobaczymy. Proszę jak najszybciej wdrożyć ją w zakres obowiązków. Wie pani, jak bardzo nie lubię wszystkiego po trzy razy tłumaczyć.

– Wiem, wiem – potaknęła skwapliwie. – Ale i tak będzie się pan musiał uzbroić w cierpliwość. Wie pan, jak to bywa ze świeżynkami… Nic nie potrafią, a wydaje im się, że wszystkie rozumy pozjadały.

– Dlatego liczę na panią – mrugnąłem porozumiewawczo. – Tylko proszę jej nie wystraszyć. Młode to, niedoświadczone…

– Będzie, jak pan dyrektor sobie życzy.

Kiedy Karolina zaczęła u nas pracę, bacznie ją obserwowałem. Była pracowita, szybka, dokładna, bystra.

Łapała wszystko w lot

I wydawała się całkowicie pochłonięta obowiązkami, ignorowała zaczepki kolegów, zachowywała dystans w stosunkach z koleżankami. Nie wszystkim się to podobało.

Ta nowa zadziera nosa – usłyszałem kiedyś, przechodząc obok pokoju socjalnego, w którym część pracowników spędzała przerwy na lunch.

– Trzeba będzie jej go przytrzeć – dodał jakiś damski głos.

– Niby jak?

– Coś się wymyśli i przestanie być taka ważna, taka świetna… – w kobiecym głosie zabrzmiała zajadłość.

Przyznam, że zdumiała mnie aż taka niechęć. W naszej firmie, jak w większości korporacji, toczyła się walka podjazdowa o stanowiska, premie, ciekawsze projekty. Ale nie przekraczano pewnych granic. Mobbingu nigdy bym nie tolerował, nawet jeśli inni przymykali oko na swego rodzaju otrzęsiny. Czasem zbyt agresywne i poniżające. Nagle poczułem niepokój o Karolinę. Jeśli wzbudziła w kimś taką niechęć, ten ktoś może nie przebierać w środkach, aby ją zdyskredytować albo zatruć jej życie.

Ale dlaczego aż tak się tym przejmuję? Przecież nic mnie z nią nie łączy. Usiłowałem zagłuszyć w sobie rodzącą się czułość i świadomość, że dziewczyna fascynuje mnie coraz bardziej. Nagle zapragnąłem ją zobaczyć, więc zadzwoniłem z prośbą o kawę. Kiedy weszła z tacą, na której niosła filiżankę i dzbanuszek mleka, przyjrzałem się jej spod półprzymkniętych powiek, udając, że czytam jakieś papiery. Zauważyłem, że jakby pobladła, a delikatny uśmiech, który do tej pory często gościł na jej ustach, znikł.

– Pańska kawa, panie dyrektorze – pochyliła się i ustawiła naczynia na biurku.

Doleciał mnie delikatny aromat jakichś kosmetyków. Perfumy? Raczej nie. Zbyt subtelny. Bardziej szampon, skorygowałem, wdychając cytrusowo-ziołowy zapach.

– Pani Karolino – odezwałem się, podnosząc głowę – jak się pani u nas pracuje?

– Dziękuję, dobrze – odpowiedziała, ale wyczułem w jej postawie ciała napięcie.

– W razie jakichkolwiek kłopotów proszę się zwrócić do pani Anety albo bezpośrednio do mnie – poleciłem. – Nie chciałbym, aby pani odeszła z firmy.

– Dziękuję – uśmiechnęła się samymi ustami. – Ale nie mam kłopotów.

Kłamała. Doszły mnie słuchy o przykrościach, które ją spotkały. Niezawodna Aneta donosiła mi, że ktoś „przez pomyłkę” wrzucił przygotowany przez Karolinę dokument do niszczarki, ktoś inny „niechcący” położył jej na krześle poduszkę z tuszem od pieczątki, a ktoś tak odłożył parasol, że woda z niego ściekała prosto do botków dziewczyny. Nic karalnego, nic jawnie wrogiego, żadnej werbalnej ani cielesnej agresji, ale na pewno nie było to przyjazne przyjęcie. Aneta pytała, czy będziemy interweniować, skoro Karolina nie poskarżyła się nigdy ani słowem.

Jest ambitna i nie chce donosić

Zamierza przekonać ich do siebie swoją pracą i niezawodnością. Wiedziałem, że to na dłuższą metę najlepsza metoda, dlatego nie chciałem się mieszać. Dodałem w myślach kolejne plusy do długiej listy jej zalet, a zarazem obiecałem sobie, że jeśli kogoś przyłapię na dokuczaniu mojej Karolinie, o znęcaniu się już nawet nie wspominając, nie będę miał litości. Sam sobie zaprzeczałem, wiem.

Tak, jak wbrew sobie – bo było wiele powodów, by się do niej nie zbliżać – coraz częściej myślałem o tej dziewczynie i chciałem dowiedzieć się o niej jak najwięcej. Nawet pojechałem pod umieszczony w jej dokumentach adres. Jadąc wolno, przyglądałem się brzydkiej, czynszowej kamienicy. Ciekawe, czy to jej dom rodzinny, czy wynajmuje tu pokój? Dzielnica nie wyglądała na bogatą i spokojną… Pomyślałem o swoim luksusowym, dwupoziomowym apartamencie i zapragnąłem, aby się do niego przeprowadziła. Człowieku, co ci się roi! Dziewczyna mogłaby być twoją córką. Wprawdzie już przestałem oszukiwać sam siebie, że jest mi obojętna, ale ciągle jeszcze nie miałem odwagi przyznać, że się w niej zakochałem. Wolałem swoje zainteresowanie tłumaczyć zauroczeniem czy fascynacją.

Tak było bezpieczniej, ale z każdym kolejnym dniem coraz trudniej było mi bronić się przed fantazjami, jakby to było gdybym się odważył… na coś.

Większych złudzeń nie miałem

Zdawałem sobie sprawę i z dzielących nas lat, i z własnego, niezbyt olśniewającego wyglądu, i z tego, że nawet jeśli odpowiedziałaby na moje awanse, to najprawdopodobniej z wyrachowania, aby umocnić swoją pozycję w firmie i poprawić stan finansów. A zaraz potem się beształem. Ona taka nie jest! No ale tym bardziej nie mam szans… Bo co innego mogłoby skłonić taką piękną dziewczynę do romansu z facetem niemal dwa razy starszym? Ale w marzeniach wszystko jest możliwe, więc wieczorami, popijając burbona, oddawałem się słodkim rozmyślaniom…

Pomogła mi choroba Anety. Rozłożyła ją trzydniówka, a mnie akurat wypadł wyjazd służbowy, na którym potrzebowałem asystentki i tłumaczki.

Pani Karolino, proszę do mnie – rzuciłem do interkomu.

– Coś się stało, panie dyrektorze? – wyraźnie zaniepokojona stanęła w drzwiach.

– Potrzebuję pani na tym spotkaniu z Anglikami we Wrocławiu. Proszę się przygotować na trzydniowy wyjazd…

– Ja? – zdumiała się i chyba spłoszyła. – Jest pan pewien, że dam sobie radę?

Oczywiście, inaczej bym nie prosił. Wyjeżdżamy pojutrze z samego rana. Przyjadę po panią o siódmej, proszę być gotową – obserwowałem jej reakcję; mina wyrażała zarówno radość, jak i zakłopotanie.

– Panie dyrektorze… – zaczęła niepewnie. – Nigdy nie byłam na takim wyjeździe. Co powinnam przygotować?

– Dokumenty – burknąłem, bo nagle zdałem sobie sprawę, że trzy dni obok niej mogą być dla mnie i szansą, i torturą.

– Przepraszam… – uśmiechnęła się zażenowana, a lekki rumieniec zabarwił jej policzki. – To jasne. Chciałam się dowiedzieć, jaką garderobę powinnam zabrać?

Kretyn. Reaguję nerwowo jak przed pierwszą randką.

– To ja przepraszam. Coś na spotkanie służbowe i jakąś sukienkę na wieczór, a reszta swobodna, jak na wycieczkę.

– Dostosuję się. Czy to wszystko?

– Na dzisiaj tak, dziękuję – pozwoliłem sobie na uśmiech.

Kiedy wyszła, wciąż się uśmiechałem, bo wpadłem na pewien pomysł. Na rozmowie kwalifikacyjnej wspominała, że lubi balet. Może zarezerwuję bilety do teatru? Szybko przejrzałem repertuar: w piątkowy wieczór był spektakl „Kopciuszka” Prokofiewa. Nie zastanawiając się długo, kupiłem bilety. Kiedy podjechałem pod znaną mi już kamienicę, zobaczyłem, że Karolina spaceruje po ulicy, ciągnąc za sobą niewielką walizeczkę. W opiętych dżinsach i kurteczce do pasa, we włosach splecionych w krótki warkocz, wyglądała uroczo i seksownie zarazem.

Zabójcza mieszanka

– Dzień dobry. Cieszy mnie, że jest pani punktualna. Kolejny plus na pani koncie – pochwaliłem ją, pakując jej walizkę do bagażnika.

Nie mogłam spać z wrażenia – przyznała się. – To dla mnie ogromne wyróżnienie i wyzwanie jednocześnie.

– Proszę się przyzwyczajać. Aneta coś przebąkuje o przejściu na wcześniejszą emeryturę, a ja chętnie widziałbym panią na jej miejscu…

Kusiło mnie, by pociągnąć ją za warkoczyk, ale mogłaby się spłoszyć, wystraszyć, nie zrozumieć, czemu jej dokuczam. Sam nie rozumiałem, skąd mi się biorą takie pokusy rodem z podstawówki. Podróż sprzyjała niespiesznym rozmowom. Po omówieniu spraw organizacyjnych przeszliśmy na tematy prywatne. Skoro mieliśmy czas i byliśmy sami, tylko we dwoje, Karolina otworzyła się i powiedziała, że mieszka tylko z matką, bo ojciec zmarł, kiedy była mała.

– To ze względu na mamę skończyłam prawo administracyjne – zwierzała się. – Gdybym mogła, wolałabym jakiś kierunek związany ze sztuką, ale po nim nie znalazłabym łatwo zatrudnienia. A chciałam jak najszybciej zacząć zarabiać, żeby jej pomóc. Dlatego tak się ucieszyłam, kiedy zaczęłam pracować dla pana…

– Ja też się z tego cieszę – zapewniłem ją. – Jest pani wyjątkową osobą i kobietą…

Pod wpływem tego niezbyt wyszukanego komplementu zarumieniła się, ale widziałem, że sprawił jej przyjemność.

– Jak będzie przebiegało to spotkanie, opowie mi pan? – poprosiła, kiedy zatrzymaliśmy się na stacji na kawę.

Sporo będzie zależało od kontrahentów. Jesteśmy gospodarzami, więc po rozmowach musimy zaproponować im jakieś atrakcje. Nie wiem… może zwiedzanie miasta, potem kolacja, jakiś klub… A na jutro wieczór zarezerwowałem bilety na balet. Specjalnie ze względu na panią.

Oczy jej rozbłysły.

Naprawdę? A jaki? Jaki? – spontanicznie złapała mnie obiema rękami za dłoń i potrząsała, nieznacznie podskakując, jak mała dziewczynka uradowana z prezentu-niespodzianki.

– „Kopciuszek”. Cieszy się pani?

Ująłem jej dłonie i uścisnąłem, starając się przekazać tym gestem więcej, niż mógłbym słowami. Nie zesztywniała, nie wyrwała rąk, tylko stała, patrząc na mnie z lekko rozchylonymi ustami. Z trudem się powstrzymałem, by jej nie pocałować. Dopiero po chwili, jakby zawstydzona swoim wybuchem i całą sytuacją, zarumieniła się i odsunęła, zwiększając dystans między nami.

– Bardzo – wymamrotała. 

O ile to możliwe, podczas pobytu we Wrocławiu zakochałem się w Karolinie jeszcze bardziej. Uwolniona od sztywnej, biurowej atmosfery, błyskała inteligentnym poczuciem humoru. Wspólne posiłki, zwiedzanie miasta wraz z naszymi gośćmi, wizyty w muzeach pokazywały mi dziewczynę w zupełnie nowym świetle. Potrafiła taktownie osadzić nadskakujących jej Anglików i gładko zmienić temat, czyniąc na przykład jakąś interesującą uwagę o mijanym zabytku.

Musiała się porządnie przygotować

A podczas spektaklu baletowego tak bardzo przeżywała widowisko, że wolałem patrzeć na jej plastyczną twarz oddającą każdą emocję, niż na scenę. Gdy się wzruszyła, śledziłem toczącą się po jej policzku łzę i… Dotknąłem ciepłej kropelki palcem, a potem uniosłem go do ust.

– Myślałem, że będzie słodka…

– Naprawdę…? – spojrzała na mnie.

Zatonąłem w jej oczach. Wreszcie rozumiałem, co to znaczy. Tonąłem i nie chciałem się uratować. Chciałem… Odwróciła się, znowu skupiając się na spektaklu, i magiczna chwila minęła. Zdumiewało, że tak wspaniała dziewczyna zdawała się zupełnie nieświadoma swojego czaru, wrażenia, jakie wywiera na mnie i naszych kontrahentach. Niewinna…? Tak, skromna, choć śliczna, niewinna, wrażliwa i pracowita. To mogło wiele wyjaśniać, również wrogość i zawiść niektórych z jej koleżanek.

W ostatni wieczór, po podpisaniu kontraktu, wybraliśmy się wszyscy do klubu, aby uczcić nasz wspólny sukces. Kiedy pojawiła się ubrana w czarną sukienkę i wysokie, czerwone szpilki, miałem ochotę złapać ją za rękę i zabrać jak najdalej od innych samców. Wyglądała olśniewająco. Tego wieczoru udało mi się z nią parę razy zatańczyć i trzymając ją w objęciach, zrozumiałem, że nie chcę jej wypuszczać. Angole próbowali ją skaptować i proponowali, by pojechała z nimi, podjęła pracę w ich firmie. Uprzejmie odmawiała, podkreślając, że jest w pełni zadowolona ze swojej obecnej pracy. Dlatego nie mogłem zrozumieć, czemu po powrocie postanowiła odejść.

Przecież wszystko układało się tak dobrze!

Skąd ta prośba o rozwiązanie umowy? Byłem wstrząśnięty, załamany i… zazdrosny. Ktoś chciał mi ją ukraść! Kusiłem podwyżką i awansem, bezskutecznie. Nie chciałem omawiać tego w biurze, więc zaprosiłem ją na lunch.

Pani Karolino… Karolinko… błagam, co się stało? Ktoś ci dokucza? Proszę, podaj mi powód. Albo nie, powiedz, co mogę zrobić, żeby cię zatrzymać. Nie odchodź! – jęknąłem z rozpaczą w głosie, której nie zmierzałem ukrywać.

– Muszę.

– Ale dlaczego?

– Z powodów osobistych. Nie mogę tu dłużej pracować… Przez pana.

– Przeze mnie? Czy możesz mi to jakoś jaśniej wytłumaczyć? – serce waliło mi jak szalone. – Jeśli to moja wina, poprawię się. Albo przeniosę cię do innego działu…

– To nic nie da – pokręciła przecząco głową. – W końcu i tak się wyda. Muszę odejść.

Co się wyda? Czemu musisz odejść? – nie ustępowałem.

Wtedy się wyprostowała i spojrzała mi prosto w oczy.

– Bo… bo się zakochałam. W panu się zakochałam…

Słowo daję, w tamtej chwili szczęście miało moją twarz. Wiedziałem, że będzie ciężko, że nasza miłość będzie budzić komentarze, podejrzliwość, niechęć, zawiść. Ale nie przejmowałem się. Poradzę sobie z każdą przeszkodą, rozgromię je jedna po drugiej, bo… ona mnie kocha. Ona. Mnie. Kocha. Miałem ochotę śpiewać!

Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”

Redakcja poleca

REKLAMA