„Zakochałem się od pierwszego wejrzenia w mojej klientce. Zastawiłem na nią sieć, bo wiedziałem, że muszę ją zdobyć”

Szef wychwalał koleżankę z pracy fot. Adobe Stock, NDABCREATIVITY
„W liceum i na studiach miałem takie powodzenie, że rodzice bali się, że za szybko będą robić mi wesele. Ale mnie to wtedy nie interesowało. Lata szybko minęły i te najfajniejsze kandydatki znalazły sobie w końcu innych facetów, a ja zupełnie dla siebie nieoczekiwanie wszedłem w wiek starego kawalera. A teraz zmarnowałem kolejną szansę”.
/ 27.05.2023 12:30
Szef wychwalał koleżankę z pracy fot. Adobe Stock, NDABCREATIVITY

Zakład fotograficzny odziedziczyłem po ojcu. Prowadził go przez ponad dwadzieścia lat, później ja do niego dołączyłem, a gdy ojciec podupadł na zdrowiu, przejąłem interes. Uwielbiam robić zdjęcia, fascynują mnie plenery, natura, piękne krajobrazy, ale największą przyjemność sprawia mi fotografowanie ludzi. Dlatego nawet z wykonywania banalnych zdjęć do dokumentów potrafię czerpać przyjemność. Lubię patrzeć, jak ludzie zmieniają wyraz twarzy przed obiektywem, jak się spinają. Czasem udają kogoś innego, niż są. Tylko nieliczni potrafią zachować naturalność. Fascynujące jest też porównywanie. Przed chwilą widziałem tę osobę na żywo, a za kilka chwil zupełnie inna twarz wyświetla mi się na zdjęciu.

Ona akurat nie była zestresowana

Raczej zabiegana, wpadła jak po ogień, widać było, że bardzo się gdzieś śpieszy. Byłem wtedy w zakładzie sam, właśnie go otworzyłem, a najwięcej klientów przychodzi po południu. Dzwonek nad drzwiami dał mi znać, że ktoś wszedł. Spojrzałem na nią i poczułem, że będzie źle. W sekundę do mojego mózgu dotarł wyraźny komunikat: w życiu nie widziałeś piękniejszej kobiety. Straciłem rezon, zaschło mi w gardle, bałem się odezwać, bo czułem, że będę brzmiał głupio, nienaturalnie. Na siłę próbowałem udawać, że dziewczyna jest mi kompletnie obojętna i traktuję ją jak każdą inną klientkę.

– Dzień dobry – uśmiechnęła się uroczo. – Chciałabym zrobić zdjęcia do dokumentów.

– Oczywiście – moja odpowiedź była czymś pomiędzy burknięciem a chrząknięciem. – A do jakich konkretnie? – zapytałem.

– Do wszystkich – znów się uśmiechnęła. – Do dowodu osobistego, paszportu, wizy do USA.

„Świetnie” – pomyślałem. „Dziewczyna pewnie właśnie wyszła za mąż, zmieniła nazwisko, zaczyna nowe życie. Może wybiera się w podróż poślubną do Stanów Zjednoczonych” – projektowałem w głowie historie, biorąc aparat do ręki.

Pozowała jak profesjonalna modelka. Zero spięcia, pełna naturalność, do tego co chwila żartowała. W ciągu kilkunastu minut wiedziałem o niej więcej, niż zwykle dowiadywałem się od dziewczyn na kilkugodzinnych randkach. Dosłownie buzia się jej nie zamykała. Aż trudno było zrobić zdjęcie. Ale mówiła ciekawie, miała w sobie mnóstwo radości, była otwarta, ale nie uciążliwa.

– Kiedy mogę odebrać zdjęcia? – zapytała na koniec. – Myślę, że najpóźniej za godzinę wszystko będzie gotowe – odparłem.

Miała 31 lat, choć dałbym jej góra 25

I wcale nie wychodziła za mąż, ale właśnie wróciła z weekendu nad morzem. Na kempingu wybuchł pożar, na szczęście nie było wtedy ludzi przy namiotach, większość leżała na plaży. Nikomu nic się nie stało, ale Kamila straciła swój bagaż.

– Trochę ubrań, śpiwór, kosmetyki, nic wielkiego – powiedziała. – Ale były tam też dokumenty. Straciłam dowód osobisty i pomyślałam, że skoro mam już go wyrabiać na nowo, to załatwię od razu paszport i wizę. Kto wie, może polecę w końcu gdzieś dalej.

Nie wiedziałem, co robić. Nie mogłem pozwolić na to, żeby zabrała kopertę ze zdjęciami i sobie poszła. Miasto jest duże, mogliśmy się już nigdy więcej nie spotkać. Nie chciałem do tego dopuścić. Już dawno nikt nie zrobił na mnie tak piorunującego wrażenia, i to od pierwszej chwili. Z drugiej strony nie miałem odwagi, żeby tak po prostu zaproponować jej spotkanie. Szukałem więc w panice pretekstu, jakiegoś powodu, żeby ona jeszcze tu wróciła. W końcu mnie oświeciło! Było to ryzykowne, ale trudno... W sumie wykonałem dla Kamili kilkanaście zdjęć. Poprosiła o wersję na płycie, ale też o wywołane fotografie. Włożyłem je do koperty tak, że od spodu i na wierzchu były jej zdjęcia, a do środka powkładałem kilka sztuk odbitek innej klientki. Starałem się tak je wymieszać, żeby niewłaściwe zobaczyła dopiero w domu, gdy na spokojnie wszystkie wyciągnie.

Nic mądrzejszego nie przyszło mi do głowy

Modliłem się, żeby Kamila nie chciała obejrzeć wszystkich kopii na miejscu. Udało się. Wpadła w biegu, rozmawiała z kimś przez telefon. Skinęła mi głową i uśmiechnęła się w ramach podziękowań, złapała kopertę i wyszła. Czekałem, aż wróci. Minął cały dzień, potem następny i nic. „Przecież to niemożliwe, żeby się nie zorientowała. Dokumenty wyrabia się od razu. Dlaczego nie mam od niej jeszcze żadnego sygnału?” – denerwowałem się. Trzeciego dnia straciłem już nadzieję. „Może tych właściwych kopii wystarczyło, a Kamila nie chce sobie zawracać głowy zwrotem nie swoich zdjęć?” – myślałem. Dochodziła dziewiętnasta, gdy podszedłem do drzwi, żeby zamknąć zakład.

– Jeszcze sekundkę, proszę, ja dosłownie na chwilkę – zaszczebiotała mi do ucha kobieta, około pięćdziesiątki.

Zadbana, dobrze ubrana, włosy ułożone, jakby świeżo wyszła od fryzjera.

– Miałem już zamykać – powiedziałem zniechęcony.

– Wiem, wiem, ale ja tylko chciałam to zwrócić – podała mi kopertę. – Córka dwa dni temu robiła sobie u pana zdjęcia do dokumentów. Ktoś się pomylił i dorzucił kilka odbitek innej osoby. Szkoda, żeby się zmarnowały – uśmiechnęła się.

Tego nie przewidziałem. Totalnie rozczarowany wziąłem kopertę i podziękowałem. Nie tak to miało wyglądać! Nie wziąłem pod uwagę, że Kamila może oddać te zdjęcia za pośrednictwem innej osoby. Widocznie nie czuła potrzeby, by choć jeszcze raz mnie odwiedzić. Myślałem, że już jej nie zobaczę, a jednak...

Gapiłem się na jej zdjęcia przez cały wieczór

Zmęczony po pracy otworzyłem oranżadę, wlepiałem wzrok w tę piękną twarz, której już miałem nie zobaczyć, i myślałem o tym, jakim jestem idiotą. W liceum i na studiach miałem takie powodzenie, że rodzice bali się, że za szybko będą robić mi wesele. Ale jakoś bardziej od dziewczyn interesowało mnie wtedy robienie zdjęć i wyjeżdżanie na plenery. Lata szybko minęły i te najfajniejsze kandydatki znalazły sobie w końcu innych facetów, a ja zupełnie dla siebie nieoczekiwanie wszedłem w wiek starego kawalera. A teraz zmarnowałem kolejną szansę... Następnego dnia poszedłem bardzo wcześnie do zakładu. O ósmej rano miałem umówioną sesję zdjęciową dla zarządu jakiejś korporacji. Musiałem przygotować sprzęt, światła, wpuścić makijażystkę. Było dokładnie dwadzieścia po siódmej, gdy zadzwonił telefon.

– Cześć, a myślałam, że jeszcze cię tu nie będzie – usłyszałem zaskoczony kobiecy głos.

Poznałem ją od razu. To była Kamila!

– I co, chciałaś się nagrać na automatyczną sekretarkę? – zażartowałem.

– Noo, w zasadzie to tak – powiedziała i zaczęła się śmiać. – Chciałam ci tylko powiedzieć, że podobał mi się ten twój numer z wymieszanymi zdjęciami. Zakładam, że miał być to wyrafinowany sposób na ściągnięcie mnie z powrotem do twojego studia i zaproponowanie mi kawy – wypaliła wprost. – Nie powiem, wyszło nieźle, ale nie tak dobrze, żebym się nie zorientowała, dlatego najpierw przysłałam mamę. Byłam ciekawa, jak zareagujesz – mówiła, a w jej głosie słychać było, że się uśmiecha.

Przez te dziesięć sekund mojego milczenia zastanawiałem się, czy odłożyć słuchawkę, zapaść się po ziemię i oddzwonić, kiedy oprzytomnieję i zbiorę myśli, czy po prostu iść dalej w tę konwencję żartu, który tak świetnie narzuciła Kamila. Wybrałem to drugie i dzięki Bogu. Tym wygrałem, bo dziś, po prawie czterech wspólnych latach wiem, że dla mojej żony najważniejsze jest poczucie humoru i duży dystans do siebie.

Czytaj także:
„Ślub miał być początkiem szczęścia, a był zwiastunem tragedii. Rodzice postawili na swoim, a ja straciłam miłość życia”
„Odwołałam ślub 2 godziny przed ceremonią i porzuciłam narzeczonego, ale dzięki temu poznałam miłość życia”
„Narzeczony porzucił mnie przed ołtarzem, więc... wyszłam za kumpla. Nie po to przez 2 lata planowałam ślub, żeby się nie odbył”

Redakcja poleca

REKLAMA