„Nasz związek to loteria. Żyłam w ciągłym strachu, że gdy Rafał pozna mój sekret to puści mnie z torbami"

smutna kobieta fot. Adobe Stock, deniskomarov
„Kiedy mu o wszystkim powiedziałam, był totalnie zaskoczony i wystraszony. Chyba nie znam faceta, który by się nie wycofał z tej sytuacji. Spodziewałam się, że on zrobi to samo. Ale nie! Stwierdził, że mnie kocha i nie zostawi samej, gdy będę go potrzebować najbardziej".
/ 14.06.2024 13:15
smutna kobieta fot. Adobe Stock, deniskomarov

Wiele lat temu spotkałam faceta, który okazał się miłością mojego życia, ale przez długi czas łączyła nas tylko przyjaźń. Na co dzień pracuję w organizacji charytatywnej, której celem jest pomaganie dzieciom. Pewnego dnia wpadłam na fajny pomysł — postanowiłam, że zorganizujemy w szpitalu dziecięcym spektakl kukiełkowy.

Kumpel polecił mi pewnego animatora teatru lalek:

– Raczej nie słyszałeś o nim wcześniej, ani tym bardziej nie wiesz jak wygląda - stwierdził - bo występuje schowany za kurtyną, jak to zwykle lalkarze robią. Ale facet ma złote serce i kiedy tylko usłyszy, że sprawa dotyczy chorych dzieciaków, możesz być pewna, że zrobi co w jego mocy, żeby pomóc.

Czas na nowy rozdział w moim życiu

Rafał faktycznie przyszedł na nasz debiutancki spektakl charytatywny, a następnie był obecny na pozostałych. Dostrzegłam, jak bardzo był oddany temu, co robił i ile serca w to wkładał. Zaimponowało mi również jego pozytywne nastawienie oraz to, że bez względu na poważne problemy w domu, nigdy nie tracił pogody ducha.

Rafał przeżywał trudne chwile, bo jego małżonka walczyła z rakiem. Musiał godzić opiekę nad nią, obowiązki w pracy i wizyty u ciężko chorych dzieci. Wtedy traktowałam go wyłącznie jako znajomego z pracy, bo obydwoje mieliśmy partnerów. Los chciał jednak inaczej i wkrótce połączyła nas wspólna tragedia – on stracił żonę, a mnie zostawił mąż.

Czułam się opuszczona i zdradzona, a Rafał pogrążył się w rozpaczy po odejściu ukochanej, o którą zaciekle walczył do ostatniej chwili. Byliśmy dla siebie niezbędni niczym bliscy przyjaciele, nawzajem dodawaliśmy sobie otuchy. Z każdym dniem odkrywaliśmy się coraz bardziej, nasze spojrzenia zaczęły nabierać innego wymiaru.

Pewnego razu doszłam do wniosku, że starczy już tego płaczu i pora ruszyć dalej z życiem. Znajomi akurat szykowali się na kulig w okolicach Mazur, więc skontaktowałam się z Rafałem, żeby zapytać, czy też się wybiera. Zaskoczyło mnie, że od razu powiedział „tak".

Wgramoliliśmy się na sanie. Pogoda była idealna - mroźno i słonecznie. Kiełbaski pieczone przy ognisku, radosna atmosfera wśród przyjaciół...

Całe to zdarzenie tchnęło w nas nowe życie

Kiedy słońce zaszło, roześmiani i rozochoceni od grzanego wina, ponownie wybraliśmy się na przejażdżkę. I nagle, ni stąd ni zowąd, poczuliśmy, że coś niezwykłego zaiskrzyło między nami... Jakby elektryczna iskra przeskoczyła w powietrzu. Mieliśmy wrażenie, jakbyśmy tylko my istnieli na tym świecie, otuleni rozgwieżdżonym niebem. Zrobiło się przenikliwie zimno, choć na kolanach mieliśmy koc.

Rafał objął mnie ramionami, a sekundę później zaskoczyło mnie to, że złożył na moich ustach pocałunek. Wszystko wokół zaczęło się kręcić. Słychać było odgłos galopujących koni, a świerkowe konary uginały się pod warstwą białego puchu - zupełnie jak w jakimś romantycznym filmie. Mój towarzysz jeszcze mocniej przycisnął mnie do siebie i w tak bliskim uścisku dotarliśmy do miejsca, do którego zmierzaliśmy.

Nie spodziewałam się, że Rafał okaże się takim stanowczym facetem, który doskonale zna swoje pragnienia. Do niedawna widziałam w nim lekko zdezorientowanego gościa. Owszem, był życzliwy i serdeczny, ale jakoś tak skryty w sobie. Nagle okazało się, że to zdecydowany mężczyzna o silnej osobowości.

Zajęta własnymi kłopotami, przegapiłam, jak ewoluował w trakcie zmagań z chorobą żony, jak zyskiwał wewnętrzną moc, którą teraz wyczuwałam w każdej wypowiedzi i w każdym ruchu.

Nasza relacja nabierała tempa

Rafał powoli stawał się dla mnie najważniejszą osobą w życiu. Chciałam z nim być, lecz obawiałam się, że gdy pozna moje sekrety, zrezygnuje z poważnego związku ze mną. Ukrywałam przed nim fakt, iż podobnie jak jego nieżyjąca małżonka Malwina, również walczyłam z chorobą nowotworową.

Przechodziłam operację w tym samym okresie co ona. Nie informowałam go o tym wówczas, gdyż nie chciałam dokładać mu zmartwień, podczas gdy jeździł z nią na chemioterapię i razem zmagali się z koszmarem choroby.

W końcu nadszedł moment, gdy musiałam powiedzieć prawdę. Tym bardziej że podczas ostatniego pobytu na oddziale onkologicznym okazało się, że moje wyniki badań nie są najlepsze.

Zastanawiałam się, od czego zacząć

To nie miała być łatwa konwersacja. Gdy wreszcie nabrałam trochę odwagi, Rafał wtrącił się dosłownie ułamek sekundy przede mną i oznajmił:

– Wydaje mi się, że ktoś tam na górze zdecydował: „Ci dwoje są sobie pisani. Ciężki rozdział w ich życiu dobiegł końca. Malwina jest tutaj, oni powinni być razem".

– Wiesz Rafał, jestem niezmiernie wzruszona tym, co powiedziałeś… – odparłam. – Jednak muszę ci wyznać pewną bardzo istotną rzecz. Podobnie jak Malwina, równocześnie zmagałam się z chorobą. Wydawało mi się, że wyszłam z tego zwycięsko, lecz wciąż nie mam stuprocentowej pewności. Niestety, na nowo pojawił się mały guz. Trzymam kciuki, żeby okazał się łagodny, ale i tak konieczna będzie operacja. Zabieg mam zaplanowany na najbliższy czas. Istnieje ryzyko, że ponownie przyjdzie ci przez to przejść. Pomyśl dobrze, czy będziesz miał w sobie wystarczająco dużo siły…

Kiedy to usłyszał, poczuł się totalnie zaskoczony i przestraszony. Zdecydowana większość facetów w takiej sytuacji dałaby nogę. Może nie od razu, w końcu nie przystoi, ale po pewnym czasie na bank. Liczyłam się z takim obrotem spraw.

Postanowił stawić czoła trudnościom!

Ani przez chwilę się nie zawahał, stwierdził bowiem, że mnie kocha i nie dopuści do tego, żebym w tym momencie pozostała sama sobie. I faktycznie – byłam otoczona jego wsparciem. Postanowiliśmy razem zamieszkać.

Dzień przed zabiegiem Rafał odwiózł mnie do tej samej kliniki, gdzie niedawno towarzyszył Malwinie. W tym miejscu przyszło mu się zmierzyć nie tylko z obawami o bliską mu osobę. Pierwszy stresujący incydent wydarzył się zaraz po przekroczeniu progu oddziału onkologicznego. Kiedy stałam w kolejce do okienka rejestracji, Rafał czekał nieopodal okna, dzierżąc w dłoni torbę z moimi drobiazgami. Nagle zupełnie znikąd podeszła do niego pewna pani i odezwała się:

– Witam serdecznie, jak miło pana zobaczyć, co tam u Malwiny? Przywiózł ją pan na kontrolę?

Kompletnie osłupiałam, ponieważ sytuacja stała się wyjątkowo krępująca. Rafał mimo to zachował zimną krew i odparł, że Malwina odeszła. Byłam pełna podziwu dla jego opanowania… Kiedy następnego dnia miałam operację, czekał pod salą operacyjną, a później przychodził do mnie każdego dnia. W tym czasie troszczył się nie tylko o mnie, ale również o pozostałe pacjentki, które dzieliły ze mną salę. Został naszym „chłopcem na posyłki" - chodził do kiosku, przynosił gazety i coś do picia.

Załatwiał absolutnie wszystko

Kolejne dni ciągnęły się w nieskończoność, kiedy czekałam na diagnozę. Zdecydowałam, że jeżeli nowotwór będzie złośliwy, to zostawię Rafała. W pojedynkę czeka mnie dużo trudniejsza droga, ale nie chcę być samolubna. Zrozumiałam, że jest on wyjątkową osobą, która jak nikt inny zasługuje na prawdziwą miłość. Nie bał się cierpienia związanego z ponowną stratą ukochanej osoby. Miał wybór - mógł odejść, żeby uniknąć kolejnego przeżywania śmierci bliskiej mu kobiety lub trwać przy niej i walczyć u jej boku.

Nie chciałam dokładać mu kolejnego ciężkiego doświadczenia. Wspominał mi kiedyś, że kiedy był z poważnie chorą Malwiną, przez 24 miesiące zajmował się wszystkimi najbardziej osobistymi czynnościami, jakich potrzebuje człowiek w ciężkim stanie. Przychodziło mu to naturalnie, ponieważ pragnął jej pomóc. Zbyt mocno go kochałam, aby po raz kolejny go na to wystawiać.

Los jednak nam sprzyjał. Okazało się, że to nie nowotwór. Potraktowaliśmy to jako nagrodę od losu za nasz trud. Doskonale pamiętam moment, gdy poszłam do mojego lekarza po odbiór wyników. Kiedy z uśmiechem na twarzy opuściłam jego gabinet, mój ukochany wziął mnie w ramiona, obrócił dookoła i rzekł:

– Jesteś darem, jaki otrzymałem od życia. Codziennie będę cię na nowo odkrywał, jak prezent, który się rozpakowuje, by zobaczyć, co jest w środku.

Niedługo po tych wydarzeniach wzięliśmy ślub

Było to podczas mroźnej zimy, dokładnie w rocznicę pamiętnego kuligu, który nas połączył. Uroczystość weselna miała miejsce w przytulnym zajeździe, otoczonym mazurskimi lasami. Rzecz jasna, nie mogło zabraknąć też przejażdżki saniami. Tworzymy naprawdę zgrany duet, doskonale się rozumiejący. Jesteśmy dla siebie stworzeni.

Uwielbiamy wspólne wyprawy na rower i długie spacery. Każdą wolną chwilę staramy się spędzać razem, aby nie marnować ani sekundy na osobności. Być może to efekt naszego bliskiego spotkania ze śmiercią.

Wyglądało na to, że ktoś miał dla nas taki plan. Rafcio dołączył do zespołu fundacji na pełen etat. Oprócz tego, jak w przeszłości, bierze udział w kukiełkowych przedstawieniach dla najmłodszych, z których dochód przeznaczany jest na cele dobroczynne. To jednak nie wszystko - angażuje się także w pozostałe inicjatywy, które nasza organizacja realizuje. Można powiedzieć, że tryska energią.

Każdy moment, który spędzamy razem, jest dla nas niezwykle ważny i cenny. Rafał zawsze stoi przy mnie murem, daje mi siłę do walki i dodaje otuchy, kiedy strach o jutro zaczyna brać górę. Od czasu do czasu dopada mnie lęk i w głowie pojawiają się najczarniejsze scenariusze. W takich chwilach z przerażeniem pytam ukochanego:

– A co jeśli choroba znowu da o sobie znać?

Mój kochany małżonek wtula mnie w swoje ramiona i zapewnia:

– Nie martw się, damy radę.

Za każdym razem, gdy mam chwilę zwątpienia, on przypomina mi o swoim przekonaniu, że ktoś na górze miał wobec nas jakiś zamysł. Podarował nam nową szansę i nie zrobił tego bez powodu. Wystarczająco już się namartwiliśmy i napłakaliśmy. Przebrnęliśmy razem przez najgorsze momenty, a teraz nadeszła pora, by wreszcie zażyć trochę spokoju.

Joanna, 32 lata

Czytaj także:
„Mąż marnował kasę na totolotka, ale nigdy nie wygrał. Gdy umierał, sfałszowałam kupon, by dać mu trochę radości”
„Mąż jest bogatym biznesmenem, a ja poluję na promocje w dyskoncie. Choć śpi na kasie, każe mi oddawać resztę z zakupów”
„Mój mąż żyje w ciągłych delegacjach, a mnie jest go żal. Prawie nie zna naszych dzieci i nie pamięta, co to jest dom”
 

Redakcja poleca

REKLAMA