„Zakochałam się w facecie, który mnie… prześladował! Namierzył, gdzie pracuję i wyczekiwał pod drzwiami cały dzień”

Zakochałam się w stalkerze fot. Adobe Stock, peopleimages.com
„Czemu sobie zawdzięczam jego zainteresowanie, czym na nie zasłużyłam? Nie mogłam się nadziwić, że facet zdobył się na taki ruch – że się zjawił u mnie pod pracą, że wyczekiwał, aż zejdę na dół po nadgodzinach. Nie mógł po prostu zadzwonić do mnie do biura albo wysłać maila na służbowy adres? Wszystko to napawało mnie niepokojem”.
/ 11.09.2022 16:30
Zakochałam się w stalkerze fot. Adobe Stock, peopleimages.com

– Monia, masz chwilę? – zapytał szef.

– Monia? Mówisz tak do mnie tylko wtedy, gdy chcesz mnie w coś wpakować. O co chodzi tym razem?

– Słuchaj… Na pewno wiesz, że w internecie, na YouTubie są kanały o tematyce marketingowej. Branżowe, po prostu. Znasz, kojarzysz? No właśnie. Właściciel jednego z nich poprosił, żebyśmy przysłali do niego kogoś na rozmowę. „Kogoś z talentem i doświadczeniem”. Tak się wyraził. No i ja bym chciał, żebyś ty poszła do niego na wywiad…

Po nagraniu dostałam mnóstwo gratulacji

Właściciel kanału okazał się bardzo sympatycznym i kompetentnym facetem. Przez godzinę rozmowy przebrnęłam z łatwością i jako takim polotem. Na koniec podziękowaliśmy sobie oboje, a ja przyznałam, że było naprawdę miło. Jeszcze milsze było to, że na drugi dzień po emisji moją skrzynkę mailową zasypały wiadomości od ludzi z branży. Jedni gratulowali, inni dzielili się swoimi spostrzeżeniami, a wielu pytało o pracę w naszej firmie. Odpisywałam wszystkim, żeby nikogo nie urazić, więc przez następne dni musiałam zostawać po godzinach. Tego dnia też wyszłam niemalże ostatnia. To był piątek, ale nie miałam żadnych planów na popołudnie. Jako singielka zyskałam już pewne doświadczenie w spędzaniu weekendowych wieczorów w pojedynkę. Trochę wina, sera i dobry film – to był mój plan na domowy relaks.

Wsiadłam do windy, zjechałam na dół, rozmyślając o tym, gdzie zrobię zakupy, a potem weszłam do holu głównego. Ruszyłam do wyjścia, po drodze żegnając się z zaprzyjaźnionym portierem, panem Jerzym. Byłam już prawie przy drzwiach obrotowych, gdy usłyszałam za sobą męski głos.

– Przepraszam bardzo… Przepraszam!

Odwróciłam się i wtedy go zobaczyłam. Wysokiego i szczupłego faceta w moim wieku. Uśmiechał się do mnie serdecznie, jakbyśmy się już znali.

– Tak? – zapytałam.

– Dzień dobry. Czy ja mogę zająć pani chwilę? – zapytał, a kiedy zobaczył, że na mojej twarzy zagościło zupełne zdziwienie, szybko się przedstawił.

Miał na imię Krzysiek i pracował w konkurencyjnej firmie, którą znałam ze słyszenia. Był tam szefem marketingu. Od razu pomyślałam, że chodzi o kwestie zatrudnienia.

– Ale ja nie szukam pracy – odparłam, ciągle jeszcze zaskoczona.

– A ja nie szukam pracownicy – zaśmiał się z mojej odpowiedzi. – Zresztą, gdyby tak było, to czy nachodziłbym panią w siedzibie pani firmy?

– To o co w takim razie chodzi?

– Widziałem panią na YouTubie. W tym wywiadzie… Chciałem pani pogratulować. Wypadła pani wspaniale. Naprawdę profesjonalnie i ciekawie. Mało jest ludzi, którzy o naszej branży wiedzą tak wiele.

– Dziękuję bardzo. To bardzo miłe. Naprawdę… Nie chciałam tam w ogóle iść, ale szef mnie zmusił. Chyba rzeczywiście wyszło nieźle… – odparłam i nie wiedząc, co mam jeszcze dodać, zapytałam: – A pan u nas z wizytą? Na spotkanie do kogoś?

– Nie, nie… – odparł zakłopotany. – Ja do pani. Specjalnie tutaj przyszedłem. Czekałem godzinę, bo recepcjonista powiedział, że jeszcze dzisiaj pani nie wychodziła. Chciałbym panią zaprosić na kawę.

O co tu chodzi?

Gdy to powiedział, obróciłam się w kierunku recepcji, żeby spojrzeć na pana Jurka, a on uśmiechał się od ucha do ucha. Jego rozbawienie jeszcze bardziej zbiło mnie z tropu. Nie umiem nawiązywać znajomości na poczekaniu, nie odnajduję się w takich sytuacjach. Zazwyczaj wpadam w panikę i tak samo zareagowałam w tamtej chwili.

Ale dlaczego chce pan się ze mną umówić? Chciałby pan przegadać jakieś sprawy zawodowe? – zapytałam.

– Mówiąc szczerze, chciałbym panią poznać prywatnie. Nie zabrzmi to najmądrzej, ale ogromnie mi się pani spodobała. Może to dziwne, ale poczułem z panią jakąś więź. Jeśli podaruje mi pani kilka godzin na rozmowę, oboje przekonamy się, czy dobrze mi intuicja podpowiedziała – powiedział i stał tak przede mną niewzruszony, czekając, co odpowiem.

Tego już było dla mnie za wiele.

– Przykro mi, ale dzisiaj się to nie uda…

– To może jutro? Sobota, mamy wolny wieczór. Może kino?

– Nie wiem, szczerze powiedziawszy, jak mi się dzień ułoży. Mam teraz mnóstwo pracy i chyba będę siedziała nad papierami.

– To może dam pani chociaż mój numer telefonu? Gdyby pani się namyśliła i na przykład w przyszłym tygodniu znalazła czas, proszę dać znać. Na następny weekend byśmy się umówili. OK?

– OK, jasne – odparłam i wzięłam od niego wizytówkę.

Wsadziłam ją do kieszeni, pożegnałam się z nim czym prędzej i wyszłam z budynku. Muszę przyznać, że wiałam w popłochu, a uspokoiłam się dopiero, gdy wskoczyłam do tramwaju i zamknęły się za mną drzwi.

Przez strach mogę zaprzepaścić coś wyjątkowego

Przez całą drogę do domu obracałam w palcach jego wizytówkę i zastanawiałam się nad tym, co mnie właśnie spotkało. Czemu sobie zawdzięczam jego zainteresowanie, czym na nie zasłużyłam. Nie mogłam się nadziwić, że facet zdobył się na taki ruch – że się zjawił u mnie pod pracą, że wyczekiwał, aż zejdę na dół po nadgodzinach. Nie mógł po prostu zadzwonić do mnie do biura albo wysłać maila na służbowy adres? Wszystko to napawało mnie niepokojem, ale po chwili zaczęło też fascynować.

Kiedy więc przyszłam do domu, wklepałam jego imię i nazwisko w wyszukiwarkę, żeby sprawdzić, czy to nie był jakiś szalony prześladowca. Okazało się, że Krzysztof naprawdę istnieje i jest całkiem fajnym człowiekiem. Poza pracą zajmował się jeszcze wieloma ciekawymi rzeczami. Między innymi podróżował i robił marketing dla organizacji pozarządowych – za darmo, pro bono. Siedziałam przed ekranem komputera dobre pół godziny. Na biurku leżała jego wizytówka, a ja biłam się z myślami. Nie mogłam się uspokoić, bo narastało we mnie poczucie straty, zmarnowanej szansy. Dotarło do mnie, że przez głupi strach mogę zaprzepaścić coś wartościowego – a przynajmniej ciekawego. Kolejne dwadzieścia minut walczyłam sama z sobą nad telefonem, aż w końcu się zdecydowałam i zadzwoniłam do niego.

– Halo…

– Cześć, tu Monika. Ta z YouTube’a – zaśmiałam się, starając się za wszelką cenę wyjść na zrelaksowaną.

– O, cześć. Super, że dzwonisz.

– Czy zaproszenie na kawę aktualne?

Ucieszył się i zgodził przyjechać po mnie za godzinę, a potem zgodnie z obietnicą stawił się dokładnie o siódmej czterdzieści pięć przed moim domem. No i muszę powiedzieć, że zdobyłam się na pewien śmiały gest – ubrałam się tak samo jak do tego wywiadu w internecie. Oczywiście Krzysiek to zauważył.

– Ten strój to przypadek? – uśmiechnął się, gdy wyszłam z bramy.

– Nie. Specjalnie go włożyłam – odpowiedziałam, wyraźnie się rumieniąc.

– Bardzo dobry wybór.

– A czy możesz mi wyjaśnić, dlaczego czekałeś na mnie w holu budynku? Dlaczego nie napisałeś maila, nie zadzwoniłeś?

– Czy ja wiem? Wydawało mi się, że dzięki temu moja propozycja będzie poważniejsza. A co? Wystraszyłem cię?

– Trochę tak – przyznałam. – Nie widziałeś, jak uciekałam?

– Widziałem. Miałem nawet ochotę za tobą pójść, spróbować cię przekonać, ale bałem się, że gdybym to zrobił, zaczęłabyś biec.

– Możliwe. Nie jestem najodważniejsza w tych sprawach…

– W czasie wywiadu sprawiałaś wrażenie pewnej siebie.

– W sprawach zawodowych jestem, ale w życiu prywatnym ciapa ze mnie na całego.

– Jak to ciapa? Jest piątkowy wieczór, a ty jedziesz na randkę w ciemno. Do tego trzeba odwagi!

To prawda. Wzięłam się w garść, przełamałam lęki i… nie żałuję. Na pierwszej randce spędziliśmy ze sobą sześć godzin. Do domu wróciłam o drugiej w nocy z optymistycznym przekonaniem, że chyba jest między nami jakaś niewyjaśniona więź. To uczucie wzmacniało się z każdym kolejnym spotkaniem i dziś mieszkamy już razem. Tak oto moje pierwsze i ostatnie publiczne wystąpienie zawodowe skończyło się zupełną reorganizacją życia prywatnego. Czasem jednak warto się odważyć. 

Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”

Redakcja poleca

REKLAMA