„Mój były mąż szalał z Andżelą, a ja puszczałam oko do trenera mojego syna. Mi też należy się coś od życia”

Piękna kobieta fot. iStock by GettyImages, Ridofranz
„Wysoki i wysportowany. Nie dość, że przystojny, to jeszcze taki pewny siebie. Popatrzył w moją stronę, a mnie momentalnie zmiękły kolana. Próbowałam wyrzucić trenera mojego syna z głowy, ale się nie dało. Nie podejrzewałam jednak, że i ja wpadłam mu wtedy w oko”.
/ 10.09.2023 08:45
Piękna kobieta fot. iStock by GettyImages, Ridofranz

Tymek uwielbiał grać w piłkę. Właśnie dlatego zdecydowaliśmy z Julianem, albo raczej mój były mąż zdecydował, a ja się zgodziłam, że nasz synek powinien zacząć chodzić na profesjonalne treningi.

Prawdę mówiąc, nie znałam się na tym. Nie, żeby Julian się znał. Też lubił piłkę nożną, ale jego lubienie ograniczało się do siedzenia przed telewizorem i głośnego kibicowania jednej z drużyn. Jak jeszcze u mnie mieszkał, to tak się czasem darł, że aż mnie głowa bolała. Natomiast sportowiec był z niego żaden, chociaż oczywiście uważał się za znawcę tematu.

Przyznam, że nie interesowałam się za bardzo treningami synka. Miał zresztą dopiero sześć lat, a mój były już widział w nim drugiego Lewandowskiego. Nie chciałam, żeby Tymek czuł jakąś presję – miał się tym bawić, a nie przejmować niepowodzeniami. Irytowałam się strasznie, gdy powtarzał mi potem w domu głupie komentarze swojego ojca.

To Julian zawsze odbierał go z treningów, które mały miał na boisku przy pobliskiej hali sportowej późnymi popołudniami. Aż tu nagle, z dnia na dzień, oświadczył mi, że coś mu wypadło i po niego nie przyjedzie. Ja miałam wtedy pracę, ale co tam. Przecież się zwolnię.

Co to był za facet!

Całe szczęście, że Patrycja, moja kumpela z biura, powiedziała, że mnie zastąpi. Miałam do dokończenia pewien projekt, nad którym wspólnie pracowaliśmy, więc szefowi było wszystko jedno, kto nad nim teraz posiedzi. Byle był gotowy. Wyszłam więc godzinę wcześniej, żeby zdążyć i pojechałam po Tymka.

Były korki, a ja źle obliczyłam, ile mi zajmie pokonanie trasy z biura do hali sportowej. Oczywiście, wpadłam tam spóźniona i wszyscy obecni zaczęli się na mnie gapić. Usłyszałam od jakiejś kobiety, że dzieci właśnie kończą się przebierać, ale tylko pokiwałam bezmyślnie głową, całą uwagę skupiając na rozmawiającym z kimś trenerze Tymka.

Był niesamowity. Wysoki i wysportowany. Nie dość, że przystojny, to jeszcze taki pewny siebie. Popatrzył w moją stronę, a mnie momentalnie zmiękły kolana. Uciekłam stamtąd, rzuciwszy gdzieś w próżnię nieśmiałe „do widzenia” i zgarnęłam Tymka, który wyłonił się z szatni. Próbowałam wyrzucić tego trenera z głowy, ale się nie dało. Nie podejrzewałam jednak, że i ja wpadłam mu wtedy w oko.

Chciałam sobie na niego popatrzeć

Przez kolejne dni stale myślałam o trenerze synka. Nie wiem, co mnie napadło. Po prostu nie mogłam o nim zapomnieć. Dawno żaden facet nie wywarł na mnie tak ogromnego wrażenia. I właśnie dlatego wyobrażałam sobie nie wiadomo co, jak napalona nastolatka.

„Sara, opanuj się” – powtarzałam sobie. – „Co ty sobie myślisz? Taki facet jak on może mieć każdą. Zresztą… pewno ma żonę i dzieci”.

Mimo wszystko, jak skończona idiotka zaczęłam podpytywać Tymka o treningi. Dowiedziałam się, że coraz lepiej się na nich odnajduje. Podobno z początku mu nie szło, ale pan Aleks pomógł mu w ćwiczeniach. Widziałam zresztą, że mój synek zrobił się dużo pewniejszy siebie, a na treningi chodził z dużo większą radością niż jeszcze kilka tygodni temu.

W końcu wpadłam na pewien pomysł. Aby wcielić go w życie, zadzwoniłam do Juliana.

– Tylko szybko – uprzedził na dzień dobry. – Nie mam czasu.

– Ja w sprawie treningów Tymka – stwierdziłam rzeczowo.

– No tak, wiem, że ostatnio kiepsko wyszło, ale ta moja nowa praca… – urwał, jakby coś sobie nagle uświadomił. – W ogóle, czemu ja ci się tłumaczę? Andżela mówiła, że masz tendencję do wywoływania we mnie poczucia winy. I lepiej z tym po prostu skończ, bo i tak nic nie wskórasz.

Andżela była jego dziewczyną. To dla niej mnie zostawił. I teraz uważała, że może sobie nim rządzić, a przy okazji wtrącać się w nasze relacje, które już i tak nie należały do najlepszych.

– Wiesz co, do rzeczy, bo ty się śpieszysz, a mi się tego nie chce słuchać – rzuciłam chłodno. – Będziesz miał coś naprzeciwko, jeśli teraz to ja poodbieram trochę małego z piłki?

Na chwilę zapadło między nami milczenie.

– Ty tak serio? – nie dowierzał.

– Serio – potwierdziłam. – To jak?

Skoro ci pasuje, to pewnie – powiedział, chyba wciąż oszołomiony.

Szybko zakończyłam połączenie, nie kwapiąc się nawet, żeby się pożegnać. Uśmiechnęłam się do siebie. Przecież chciałam tylko trochę popodziwiać trenera.

Kawy z trenerem się nie spodziewałam

Tym razem przyjechałam po Tymka punktualnie. Przed wyjściem oczywiście zrobiłam się na bóstwo… a przynajmniej taką miałam nadzieję. Przekonana, że robię z siebie kretynkę, bo ten trener pewnie nawet nie zwróci na mnie uwagi, dotarłam na miejsce. Kiedy przyszłam, dzieciaki właśnie zostały odesłane do szatni, a z trenerem rozmawiała jakaś kobieta. No tak, i pewnie tyle z mojego podziwiania.

Odwróciłam się, chcąc przejść trochę dalej, kiedy usłyszałam za sobą głęboki, męski głos:

– Pani jest mamą Tymona?

Zerknęłam za siebie i oniemiałam. Bo właśnie miałam przed sobą obiekt moich westchnień.

– Tak – przyznałam niepewnie. – A coś się stało? Czy on…

– Nie, nie. – Roześmiał się. – Chciałem tylko poznać. – Wyciągnął rękę. – Aleks.

Uścisnęłam ją i uśmiechnęłam się nieśmiało.

– Sara.

– Ostatnio tak szybko pani… to znaczy, tak szybko uciekłaś – zaczął. – Aż się zastanawiałem, czy byłaś prawdziwa. Bo taka piękna kobieta mogła mi się przecież tylko przywidzieć.
Poczułam, że się czerwienię.

– Ja…

– Mamo, mamo! – Dopadł do nas zdyszany Tymek. – Franek ma dziś urodziny i jedzie z rodzicami do kina, a oni powiedzieli, że mogą mnie zabrać. Mogę jechać?

– No… pewnie. – Skinęłam głową Kasi, mamie Franka, z którą znałyśmy się od dłuższego czasu. Potem rozczochrałam synka i dodałam: – Baw się dobrze.

– To syn cię porzucił – zażartował Aleks, gdy tylko Tymek pobiegł za kolegą.

Zaśmiałam się trochę nerwowo.

– Na to wygląda.

– No to może ja ci potowarzyszę? – spytał, posyłając mi wyjątkowo uwodzicielski uśmiech. – Co powiesz na kawę?

Byliśmy sobie coraz bliżsi

Na jednej kawie bynajmniej się nie skończyło. Aleks dbał o to, żebym się nie nudziła w tygodniu. Parę razy zadzwonił, żeby wyciągnąć mnie na kolację, ze dwa razy zabrał mnie na spacer po parku. W końcu też nakłonił mnie do powrotu do joggingu, z którym zerwałam tuż przed narodzinami Tymka.

Umawialiśmy się więc regularnie na wspólne bieganie.

Przy nim czułam, że znowu żyję. Że cały mój świat nie zamyka się tylko na Tymonie i pracy. Ciągle prawił mi komplementy, podziwiał zresztą moje świetne zorganizowanie, z którym on, jak twierdził, był na bakier. Jak dla mnie, trochę przesadzał. Powinien zobaczyć Juliana i otaczający go chaos.

Co najważniejsze, nie miał żony. Ani dzieci. Chociaż, gdyby miał tylko dzieci, wciąż nie skreślałoby go to w moich oczach. Podobno przejechał się na jakiejś dziewczynie, która poleciała wyłącznie na jego wygląd i chciała się chwalić nim przed koleżankami. Ja z kolei opowiedziałam mu o swoim rozwodzie, o tym, jak ciężko go zniosłam. Doskonale się rozumieliśmy.

Aleks to zaakceptował… a Tymek?

Moja relacja z Aleksem po pół roku zdecydowanie posunęła się naprzód. Parę razy byłam u niego, a on zaprosił mnie do łóżka. Zwykle działo się to w weekendy, kiedy Tymek był u ojca albo u dziadków. Z nikim nigdy wcześniej nie było mi tak dobrze, jak z tym facetem.

Trzy miesiące temu dowiedziałam się, że jestem w ciąży. Choć z początku spanikowałam, parę dni później zebrałam się w sobie i powiedziałam o wszystkim Aleksowi. Mimo że był we mnie lekki strach, że on nie zrozumie, że nie będzie chciał dzieci albo że po prostu nie myśli o mnie poważnie, on stanął na wysokości zadania.

Ucieszył się, a co więcej przyznał, że musi zacząć się rozglądać za jakimś pierścionkiem zaręczynowym. Teraz muszę jeszcze powiedzieć Tymkowi, że będzie miał braciszka, a przy okazji nowego tatusia. Mały lubi Aleksa, więc mam nadzieję, że bez problemu to zaakceptuje.

Czytaj także:
„Mąż chciał mieć za syna młodego herosa, a dostał niemrawego szczawika. Zamiast pochwał, biedne dziecko słyszy tylko krytykę”
„Syn czy kochanek? Los postawił mnie przed trudnym wyborem. Nic dziwnego, skoro zakochałam się w partnerze nauczycielki syna"
„Nie wierzyłam, że potrafię schudnąć. A potem na horyzoncie pojawił się przystojny trener, a wraz z nim... motywacja”

Redakcja poleca

REKLAMA