„Wyszła za niego z miłości. Nie wiedziała, że jego dwie poprzednie żony zaginęły w dziwnych okolicznościach”

Jej mąż był psychopatą fot. Adobe Stock, andriano_cz
– Jeśli ma pani wątpliwości, może lepiej się rozwieść? – spytałem ostrożnie. – To nie jest pani pierwsze małżeństwo, więc… – Kiedy ja wciąż kocham tego drania! – przerwała mi klientka. – Chcę się tylko upewnić, kim naprawdę jest.
/ 22.11.2021 11:28
Jej mąż był psychopatą fot. Adobe Stock, andriano_cz

Do przytomności wracałem z trudem. Z tyłu głowy łupało mnie potwornie, czułem się, jakbym siedział na karuzeli. W dodatku karuzela obracała się nie tylko po okręgu w prawo lub lewo, ale wirowała wokół własnej osi. Otworzyłem oczy i wciągnąłem głęboko powietrze, kiedy wybuchło przede mną milion iskier.

Na szczęście zaraz zgasły, a ja znalazłem się w ciemnym pomieszczeniu. Mrok rozjaśniały promienie światła wpadające przez maleńkie i okropnie zakurzone okienko. Przy czym teraz widziałem je jako rozmazaną plamę, jakby księżyc w lisiej czapie.

Słyszałem szuranie gdzieś z tyłu

Chciałem tam spojrzeć, jednak ból i sztywność w karku sprawiły, że tylko zacisnąłem zęby. Próbowałem poruszyć rękoma, ale dopiero teraz zdałem sobie sprawę, że mam je za plecami, a w okolicach łokci uwiera mnie coś twardego. Domyśliłem się, że zostałem przywiązany do jednej z kolumn, podtrzymujących sklepienie magazynu.

Dotarło do mnie, że pogłos, który odbierałem jako szum w głowie, to po prostu echo, jakie rozlegało się przy każdym ruchu tego, kto krzątał się po pomieszczeniu. Z ogromnym trudem, pokonując ból i mdłości, przekręciłem głowę w prawo, ale i tak nie dostrzegłem tego, kto poruszał się z tyłu. Za to zobaczyłem drugą postać, przywiązaną do identycznej kolumny. A jeszcze kilka dni temu ta piękna, elegancka kobieta siedziała przede mną, w moim biurze.

– Obawiam się, że on coś kombinuje – powiedziała.

Miała w oczach smutek i lęk.

– Mówił, że jeśli będę się go czepiać, nasze wspólne dni są policzone.

– Co miał na myśli? – spytałem. – Rozwód?

– Nie wiem. Miał wtedy takie oczy, że mogło chodzić o coś gorszego – odparła. – Poszłam nawet do dzielnicowego. Ale usłyszałam, że gdyby za każdym razem interweniowali w takich sprawach, nic innego by nie robili, tylko siedzieli po domach obywateli, którym się w małżeństwie nie układa. Przecież nie usłyszałam groźby karalnej, tylko co najwyżej pogróżkę.

Nie byłem zdziwiony

Za moich czasów dzielnicowi reagowali podobnie. I trudno się dziwić, bo ludzie wygadują różne rzeczy, potem o tym zapominają, a policję interesują realne przestępstwa.

– Rozumiem, że organy ścigania ruszą się dopiero, kiedy coś mi się stanie – powiedziała kobieta.

– Pani Luizo, co mam odpowiedzieć? – rozłożyłem ręce. – Policja jest niedoinwestowana, a obowiązków każdy gliniarz ma mnóstwo.

– To co mam zrobić? – klientka wyglądała na zrozpaczoną.

– Proszę opowiedzieć wszystko od początku.

Poznała tego mężczyznę cztery lata wcześniej na wieczorku dla osób samotnych, zorganizowanym przez biuro matrymonialne. Przyznam, że nieco mnie to zdziwiło, bo z moich doświadczeń wynika, że w naszych czasach ludzie korzystają raczej z portali internetowych niż tradycyjnych przedsiębiorstw tego typu.

– Cóż, widać jestem tradycjonalistką. A poza tym… – zawiesiła na chwilę głos, jakby zbierała się, żeby powiedzieć coś, co sprawiało jej trudność. – Wiem, że z detektywem muszę być szczera, jak z księdzem podczas spowiedzi.

– Zgadza się – pokiwałem głową. – Z ludźmi mojego fachu jest jak z komputerami: jeśli się włoży fałszywe dane, wyjdą fałszywe wyniki. Tyle że w odróżnieniu od maszyn cechują nas nieufność i umiejętność rozumowania innego niż logiczne. Jednak rzeczywiście, o wiele łatwiej pracuje się nad klarownym materiałem.

– Nad materiałem… – powtórzyła. – Dla mnie ten „materiał” to moje szczęście… Wiem, wiem – zamachała rękami, uciszając moją odpowiedź. – To pańska praca i bardzo dobrze, bo potrafi podejść pan do sprawy na chłodno. O to mi chodzi. Chcę wiedzieć, czy mój mąż naprawdę jest takim bydlęciem, jakie z niego wyszło kilka razy. Bo mam pewne podejrzenia…

Patrzyłem na nią i po raz kolejny myślałem o tym, że jeśli człowiek siedzi przez dłuższy czas zanurzony w bagnie po szyję, z reguły przestaje dostrzegać, w jak fatalnej sytuacji się znalazł i jak cuchnie to, w czym utkwił. Trzeba z takiego bagna wyjść, otrzepać się, opłukać i dopiero zerknąć za siebie.

– Jeśli ma pani wątpliwości, może lepiej się rozwieść? – spytałem ostrożnie. – To nie jest pani pierwsze małżeństwo, więc…

Kiedy ja wciąż kocham tego drania! – przerwała mi klientka. – Chcę się tylko upewnić, kim naprawdę jest. Potrafi pan sprawdzić jego przeszłość? Sprawdzić, gdzie chodzi, kiedy wracam z pracy do pustego domu, a on twierdzi, że załatwiał interesy?

– To drugie bez trudu – powiedziałem. – A co do pierwszego… Postaram się. Myślę, że dam radę coś ustalić. Tylko to może kosztować nieco więcej niż zwykłe dochodzenie w sprawie zdrady.

– Pieniądze nie grają roli – potrząsnęła głową. – Chcę wiedzieć.

No tak, dla niej pieniądze nie grały roli

Przynajmniej do pewnego poziomu. Była bogatą kobietą, poważnym przedsiębiorcą, takie sumy jak moje honorarium pewnie nosiła w torebce na drobne wydatki. Niemniej, jak znów mogłem skonstatować, pieniądze nie są w stanie zagwarantować szczęścia.

Tyle że w razie czego człowieka stać na dobrego detektywa. Sprawdzenie przeszłości człowieka może się okazać bardzo proste, ale też czasem bywa niesłychanie trudne. Tutaj miałem, niestety, do czynienia z tym drugim przypadkiem. Wprawdzie w obecnych czasach prawie każdy ma konto na portalu społecznościowym, tak lub inaczej udziela się w internecie.

Jeśli się dysponuje jego podstawowymi danymi, jak imię i nazwisko, miejsce zamieszkania, data urodzenia, a do tego dochodzą zdjęcia, zawsze istnieje możliwość ustalenia, jeśli nie wszystkiego, to sporej części jego życiorysu. Miałem to wszystko, a jednak nie umiałem namierzyć w sieci męża klientki.

Nie miał konta na żadnym z portali, nie prowadził żadnych rozmów, nie rejestrował firm, a w każdym razie zadbał o to, aby informacje o nich nie pojawiły się w necie. Wprawdzie w Krajowym Rejestrze Sądowym znalazłem człowieka o dokładnie takich danych i wpłaciłem należność za uzyskanie informacji o firmach na niego zarejestrowanych albo takich, w których był współudziałowcem, ale wiele mi to nie dało.

Przynajmniej natychmiast, bo mogłem podpytać o to i owo jego wspólnika, którego udało mi się zidentyfikować i skontaktować z nim na portalu społecznościowym.

Nie musiałem się nawet fatygować na osobistą rozmowę

Tamten nie miał oporów z pisaniem o byłym kumplu.

„Gnojek” – przeczytałem w prywatnej wiadomości.

„Uwiódł mi żonę i próbował mnie wysiudać z interesu, a kiedy zagroziłem sądem, stwierdził, że mnie załatwi.”

Coś już miałem, jednak to było za mało, by wyciągać daleko idące wnioski. Niemniej przedstawiłem ustalenia klientce.

– No widzi pan – mruknęła – mnie by do głowy nie przyszło tak szukać.

– Dlatego to ja jestem detektywem, a pani przedsiębiorcą – roześmiałem się. – Mnie z kolei pewnie nie przyszłoby do głowy robić interesów, które dla pani wydają się naturalne.

– No dobrze… – westchnęła ciężko. – Mnie opowiadał, że to on został oszukany w interesach i przez jakiś czas klepał biedę. Tutaj mamy tylko słowo przeciwko słowu, a ja potrzebuję konkretów.

Nie miałem wyjścia, musiałem poruszyć stare znajomości. Konkretnie jedną starą znajomość. Problem polegał na tym, że ten facet nie robił nic za darmo. Za to miał wejścia gdzie trzeba. Zresztą pieniądze z zadziwiającą łatwością otwierają pozornie zakazane i niedostępne rejony.

Tydzień później miałem już upragnione przez klientkę konkrety. I to konkrety, które nie mogły jej się spodobać. W dodatku przez ten czas obserwowałem mężczyznę. Jeździłem za nim krok w krok. A może raczej powinno się mówić „oponę w oponę”?

Tak czy inaczej, mogłem się przekonać, że jest równie wierny małżonce, jak uczciwy z interesach. Spotykał się z pewną kobietą, odbierał ją spod biurowca w centrum, potem jechali do jej domu.

Wyglądało na to, że są w sobie zakochani

Ale nie to było najgorsze. Naprawdę przeraziły mnie dopiero ustalenia, które otrzymałem od znajomego.

– Pani wie, że mąż był dwukrotnie żonaty? – spytałem.

– Pewnie, że wiem. Kiedy braliśmy ślub, urzędniczka w USC sprawdzała papiery, musieliśmy przedstawiać przecież wyroki rozwodowe. Ja miałam jeden, a on dwa.

– Nie zastanowiło to pani? Wzruszyła ramionami.

– Proszę pana, w życiu różnie się zdarza. Taki Richard Burton był żonaty pięć razy.

– Tak – burknąłem. – W tym dwa razy z Liz Taylor. Ale przeciętny człowiek…

– Gdybym chciała przeciętnego człowieka – przerwała mi – związałabym się z jakimś księgowym. Biuro matrymonialne zapewniało znajomość z takimi solidnymi, nudnymi panami. On był inny…

Bez wątpienia, był inny. Trzecie małżeństwo to nie w kij dmuchał, świadczyło o fantazji. Problem polegał jednak na czymś innym.

– Nie poznała pani żadnej z poprzednich żon męża, prawda? – spytałem. – Proszę nie odpowiadać. Wiem, że nie. I nie dlatego, że po rozstaniach panowały między nimi złe stosunki. Chodzi o coś innego. W żaden sposób nie mogłaby pani się z nimi skontaktować.…– zawiesiłem na chwilę głos, ale zanim zdążyła mnie popędzić, dokończyłem.

– Obie żony pani małżonka zaginęły.

– Słucham?! – spytała z niedowierzaniem.

– Zaginęły – powtórzyłem. – Obie. Gdyby pani zajrzała w orzeczenia sądów, znalazłaby pani informację, że rozwód został orzeczony na wniosek powoda w związku z brakiem kontaktów z osobą zaginioną. Ale nie przyszło pani do głowy tego sprawdzić. To oczywiste, bo człowiek zakłada automatycznie, że ta druga strona jest uczciwa.

– A pan to dokładnie sprawdził – to było bardziej stwierdzenie niż pytanie.

– Zgadza się. Jednak naprawdę sporo to kosztowało. Mamy ochronę danych osobowych, a ich obejście wymaga pewnych nakładów.

– Nieważne… Milczała przez kilkadziesiąt sekund, zanim zapytała: – Jak sądzę, cały majątek tych zaginionych żon należy do niego?

– Właśnie – pokiwałem głową.

Przełknęła głośno ślinę, pobladła

Nie dziwiłem się jej. Taka informacja to większy cios, niż oberwać pałką bejsbolową po głowie. I bardziej boli. Przecież kochała tego człowieka, nawet jeśli miała jakieś wątpliwości, co do jego postępowania.

– Myśli pan, że powinnam czuć się zagrożona?

– Nie wiem… – wzruszyłem ramionami. – Nie można wykluczyć, że ten człowiek miał w życiu pecha i rzeczywiście te żony mu przepadły. Obie po około trzech latach małżeństwa. Pytanie tylko…

Dlaczego mi nie opowiedział o takim nieszczęściu? – wpadła mi w słowo klientka. – A przynajmniej o jednym przypadku? Przecież kobietę by to wzruszyło…

– Właśnie – przytaknąłem. – Powiem uczciwie, że na pani miejscu zastanowiłbym się, jak najszybciej to zakończyć. Tym bardziej że jest przecież ta druga kobieta.

– Toteż się zastanowię – powiedziała, znów wzdychając. – A co do tej drugiej kobiety, proszę go już nie obserwować. Mam dość informacji.

Zadzwoniła następnego ranka.

– Panie Marku – powiedziała cichym, ale bardzo zdenerwowanym głosem – właśnie odbyłam bardzo interesującą rozmowę z mężem. Przepraszał mnie i kajał się za to, jak mnie niedawno potraktował. I powiedział, że ma dla mnie niespodziankę, że wymyślił jakiś interes życia. Chce mnie zawieźć w jakieś miejsce, żeby pokazać, co mu się zamarzyło.

– Jest pani teraz w domu? Czy on też jest z panią?

– Tak. Dzwonię z łazienki… Czy może pan przyjechać?

– Mam wkroczyć? – spytałem.

– Nie. Jeszcze nie, chcę się przekonać, co wymyślił. Niech pan po prostu jedzie za nami i obserwuje.

– A nie może pani jednak odmówić?

– On ma takie oczy… – urwała na chwilę i usłyszałem, jak woła: „Zaraz wychodzę, kochanie, i pojedziemy”.

Po chwili już szeptała w słuchawkę:

– Jeśli się sprzeciwię, nie wiem, co będzie…

Zerwałem się z krzesła już na początku rozmowy

Teraz schodziłem na dół do samochodu.

– Potrzebuję kwadransa, żeby dotrzeć w pobliże państwa domu. Niech pani odwleka przez ten czas wyjazd, dobrze?

– Postaram się…

Przerwała połączenie, a ja już odpalałem silnik. Jechałem za nimi w przyzwoitej odległości. Minęliśmy centrum, skierowaliśmy się na obwodnicę, ale samochód klientki po kilku kilometrach zjechał z głównej drogi. Znałem tę okolicę.

Dawna dzielnica fabryczna, było tu nagromadzenie zakładów pracy. Po większości zostały tylko puste hale. Teraz ten teren sprawiał wrażenie, jakby zamarło na nim życie. I właśnie pod taką dwupiętrową halą zatrzymało się śledzone przeze mnie auto. Natychmiast skręciłem w pierwszy podjazd, wyskoczyłem z samochodu. Ostrożnie wychyliłem się zza budynku i zobaczyłem, jak mąż klientki prowadzi ją do hali o wybitych oknach.

Otoczył ją ramieniem, ale w tym na pozór czułym geście wyczytałem groźbę. Oczywiście, poszedłem za nimi. W drodze miałem czas wykonać tylko jeden telefon. Miałem nadzieję, że zanim dotrę do hali, mąż klientki nie zdąży jej nic zrobić. Wszedłem do ciemnego korytarza. W oddali usłyszałem kroki, skierowałem się tam. Mijałem ponure pomieszczenia, pogrążone w półmroku.

Kiedyś to miejsce tętniło życiem, pracowały rozkradzione już dawno maszyny…

Dzisiaj można by tu kręcić horror

Usłyszałem krzyk. Wyszarpnąłem pistolet z kabury, przyśpieszyłem kroku. Wpadłem do dużej sali. Zobaczyłem klientkę leżącą na ziemi. Nie rzuciłem się w jej stronę, na to miałem zbyt wielkie doświadczenie. Zacząłem się odwracać, wiedząc już, że przestępcę mam za plecami i wtedy oberwałem w potylicę.

– Co chcesz zrobić? – głos kobiety brzmiał dziwnie głucho, chociaż odbijał się od pustych ścian.

Mężczyzna znieruchomiał, spojrzał na nią, potem na mnie.

– Zbudziłaś się?

Spodziewałem się zgrzytliwego, złowieszczego śmiechu, ale on był spokojny.

– Co chcę zrobić? Nic takiego, kochanie. Po prostu nie lubię, kiedy ktoś lub coś staje mi na drodze. A ty stanęłaś. Wiedziałem, że wynajęłaś detektywa od samego początku. Wszystkie jesteście takie same i robicie to samo. Tamte też chciały mnie śledzić. Głupie!

– Jesteś zwykłym gnojkiem – powiedziała klientka. – Małym, chciwym gnojkiem!

Chciałem ją ostrzec, żeby nie drażniła tego typa, ale usta miałem zaklejone taśmą.

„Nie prowokuj go, kobieto” – błagałem w myślach. „Jemu nie chodzi o pieniądze! A jeśli nawet, to tylko przy okazji!”.

– Możesz sobie gadać, co chcesz, suko – warknął mężczyzna. – Już niedługo będziesz wypuszczać z siebie dźwięki!

Rzuciła do niego grubym słowem, zupełnie niepasującym do eleganckiej kobiety, a we mnie wszystko zawyło.

„To był psychol! Cholerny psychol, a my powinniśmy zyskać jak najbardziej na czasie!”.

Na wyzwisko odpowiedział, podchodząc i uderzając ją w twarz otwartą dłonią.

– Znalazłem nową miłość – powiedział – a ty mi stoisz na drodze.

Obawiałem się, że kobieta znów bluźnie wyzwiskami, prowokując go do działania, ale chyba też już się zorientowała, że człowiek, z którym spędziła ostatnie lata życia, jest szaleńcem.

– Trzeba było mi powiedzieć – odezwała się spokojnym, prawie łagodnym głosem. – Przecież bym się usunęła…

– Kłamiesz! – wysyczał, zbliżając twarz do jej twarzy. – Wszystkie jesteście takie same! Chciałabyś mnie zatrzymać albo zażądałabyś rozwodu z mojej winy!

– A ta twoja nowa miłość nie jest taka sama? – spytała kobieta i to był kolejny błąd.

Tym razem uderzył ją pięścią.

– Nie masz prawa o niej mówić! – ryknął. – Ja cię nauczę szacunku!

Wyszarpnął z kieszeni jakiś przedmiot, usłyszałem szczęk i od razu zrozumiałem, że to nóż sprężynowy. Zrobiło mi się zimno. Szarpnąłem się, uderzyłem mocno podeszwami w podłogę, żeby odwrócić jego uwagę. Udało się, ale doprawdy nie był to dla mnie powód do radości.

– O, pan detektyw chciałby pewnie też coś powiedzieć? – odezwał się słodkim, ociekającym jadem tonem. – Ale ja nie jestem ciekaw twojego zdania, szpiclu! Jednak skoro chcesz być pierwszy w kolejce…

Podchodził powoli, napawając się moim strachem. Ostrze w jego dłoni mętnie połyskiwało. Zbliżył się, ukucnął.

– No to miłych snów – wycedził, biorąc zamach.

Zamknąłem oczy, czekając na cios. I wtedy padł strzał, a potem rozległ się krzyk:

– Na ziemię, gnoju! Na ziemię!

Wokół mnie zakłębiło się i ucichło

Otworzyłem oczy. Przed sobą miałem twarz Romka, za nim widziałem kilku funkcjonariuszy. Dwóch klęczało na plecach niedoszłego mordercy, trzeci zakładał mu kajdanki. Kolejny właśnie uwalniał klientkę. Roman zerwał mi taśmę z ust.

– Twoja paskudna gęba jest dziś wyjątkowo przystojna – wychrypiałem.

– A ty jak zawsze w formie – zaśmiał się, a potem spoważniał. – Następnym razem dawaj znać wcześniej, że możesz potrzebować pomocy. To nie takie proste zebrać ekipę w pięć minut. Masz szczęście, że chłopaki z wydziału po odprawie jeszcze się nie rozjechali do zajęć, a komendant nie robił problemów.

Tak, jego mało urodziwa twarz dzisiaj wydawała mi się wręcz piękna. 

Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”

Redakcja poleca

REKLAMA