Jestem w pułapce. Dałem się w nią złapać jak naiwne dziecko. Czy zdołam uciec?
Kolo, który siedział dwa stanowiska dalej, miał rewelacyjny nadruk na koszulce. Lubię takie gadżety, a od tego nie mogłem wprost oderwać oczu, był bardzo oryginalny.
„Spytam go na przerwie, skąd ma to cudo” – postanowiłem, odbierając telefon od zdenerwowanego klienta operatora sieci komórkowej, dla której pracowałem „na słuchawce”, czyli w biurze obsługi.
Nie mogłem przestać myśleć o koszulce
Znak, który widniał na jej froncie, był prostą kompilacją dwóch elementów. Na pierwszy rzut oka wydawało się, że to splecione ze sobą inicjały, co byłoby świetnym marketingowym pomysłem na sprzedaż t-shirtów na indywidualne zamówienie. Kto by nie chciał pokazać znajomym i reszcie świata „swoich” liter w alfabecie? Wszyscy po trosze jesteśmy egocentrykami.
Szkoda, że to nie ja wpadłem na ten pomysł, chętnie zmieniłbym sposób zarabiania na życie. Kiedy przyjrzałem się znakowi bliżej, doszedłem do wniosku, że pierwsze wrażenie myliło. Grafikowi, który zaprojektował znak, chodziło o co innego. Symbol miał drugie dno, ukryte znaczenie. Nie złowrogie i tajemnicze, jak się można było spodziewać, ale artystyczne. Taki rodzaj zabawy umysłowej, kto odkryje, co zaszyfrowano na rysunku, ten jest gość. Ja zobaczyłem na koszulce kolesia trójwymiarową ulewę, krople deszczu zastygłe w locie tworzące mozaikę kształtów. Super. Wygrałem? Ukłony, wiwaty tłumów i uścisk ręki prezesa.
Też chciałem taką mieć, ciekaw byłem, co artysta wymyśli specjalnie dla mnie. Człowieka w koszulce udało mi się dopaść w ostatniej chwili, jeszcze trochę i byśmy się nie spotkali.
– Ten znak przynosi szczęście, tak twierdzi producent i chyba ma rację. Słyszałem o ludziach, którym całkowicie odmienił życie – wyszczerzył zęby, denerwując mnie jak cholera.
Gadał i gadał, ale niewiele z tego dla mnie wynikało. W końcu jednak wyciągnąłem od niego adres internetowy, pod którym można było złożyć zamówienie. Byłem pod wrażeniem, producent koszulek poważnie traktował klientów. Musiałem wypełnić szczegółową ankietę, odpowiedzieć na mnóstwo prywatnych pytań, o ile mogłem się zorientować, wiele było z pogranicza psychologii.
„Zupełnie jak test na astronautę w NASA” – pomyślałem.
Nie zdziwiło mnie to, bo przeczytałem wyjaśnienie, które do mnie przemówiło: „Musimy się bliżej poznać, jeśli znak ma odzwierciedlać Twoją osobowość. Ankieta to tylko wstęp do celu”.
Jakiego? Nie było napisane, zresztą niewiele mnie to obchodziło. Takie tam szamańskie ple-ple, chciałem mieć koszulkę i nic więcej. Przesyłka przyszła pocztą, szybko rozerwałem opakowanie, nie mogąc się doczekać, co zobaczę. Byłem strasznie ciekaw, jak wygląda znak zaprojektowany specjalnie dla mnie na podstawie ankiety. W jaki sposób artysta oddał moją osobowość? Nie żebym był narcyzem, ale chyba każdego interesuje odpowiedź na to pytanie. znak prezentował się doskonale. No, super ekstra. Dwie barokowe splecione litery przenikały się wzajemnie. Długo się wpatrywałem w znak, chcąc odkryć zawarte w nim przesłanie. Obojętnie pod jakim kątem patrzyłem, czy mrużyłem powieki, czy nie, wciąż widziałem coś w rodzaju bramy, a za nią... długi korytarz.
Jak to można oddać na nadruku? Nie wiem, ale tak odbierałem rysunek artysty. Koszulka przylgnęła do mnie, jak druga skóra, prawie się z nią nie rozstawałem. Oczywiście, że ją prałem!!! Ale zaraz potem wieszałem na grzejniku, dokładałem nadmuch z farelki i gitara. Do rana wysychała bez problemu i znów mogłem ją włożyć.
Kolo miał rację, przynosiła szczęście
Po długim okresie zastoju, wszystko nagle zaczęło się układać. Helenka przejrzała na oczy, doceniła, jakim jestem skarbem i zgodziła się na wspólne wynajęcie mieszkania. Miałem w planach pierścionek, ale nie wszystko naraz, najpierw chciałem zdobyć pewność, że nie wyjdę na głupka. Ku mojemu zdumieniu, odezwała się jedna z kilku firm, do których kilka miesięcy temu złożyłem CV. Zapraszali na rozmowę, przyszłość wyglądała bardzo obiecująco. Jeśli tak działała koszulka, to mogłem jej nie zdejmować. Po pewnym czasie zauważyłem, że nadrukowany na piersiach znak blednie i traci kontury.
– Sprał się, chociaż nie powinien. Spaprali robotę – stwierdziłem.
Byłem rozczarowany. Nie wiem, czemu założyłem, że koszulka jest niezniszczalna i będzie za mną zawsze.
– Reklamuj u producenta – poradziła Helenka.
Tyle to sam wiedziałem, ale uśmiechnąłem się do niej z wdzięcznością. Niech wie, że bez niej nie dałbym sobie rady. Dobrze jest nabić u dziewczyny kilka dodatkowych punktów, mogą się przydać w przyszłości. Wpisałem w wyszukiwarkę adres producenta i bardzo się zdziwiłem. Zamiast strony startowej z logo i nazwą firmy, zobaczyłem czarno-biały rysunek domu. Nawet całkiem udany, tylko że poza nim niczego nie było. Klikałem jak szalony, celując w drzwi, okna, dach, a nawet komin. Myślałem, że to taka gra wstępna z klientem, popis twórcy portalu, ale okazało się, że szkic nie zawiera ukrytego wejścia, które przerzuci mnie na stronę.
Przyjrzałem mu się dokładnie
Gra światłocieni sugerowała, że dom ukryty jest wśród drzew, chociaż nie przedstawiono ich na rysunku. Wyglądał całkiem zwyczajnie, jak wiele innych. Coś jednak musiało być na rzeczy, inaczej by go tu nie umieszczono. Wpatrywałem się w rysunek aż do bólu oczu, próbując zrozumieć, czy jest w nim zawarty przekaz dla mnie. Czy to kolejna gra, podobna do obrazów zaszyfrowanych w znakach drukowanych na koszulkach?
„Powinienem wejść do środka”, pomyślałem i nacisnąłem klamkę w komputerze.
Drzwi nie były zamknięte, otworzyły się zapraszająco. Wąski korytarz prowadził do pokoju, za którym był następny, a za nim jeszcze jeden. Tak się kiedyś budowało, ten układ nazywa się amfilada, przypomniałem sobie, wchodząc w głąb domu…
Było ich tam wielu
Mężczyźni i chłopcy. Stali w milczeniu, ale na mój widok zrobili przejście. Nie miałem wyboru, zacząłem iść w utworzonym szpalerze, z każdym krokiem tracąc pewność siebie. Wszyscy ubrani byli w koszulki podobne do mojej, na froncie każdej widniał znak zaprojektowany specjalnie dla dumnego posiadacza gadżetu. Uniformy. Może z tego powodu wyglądali jak milcząca sekta czekająca na ofiarę? Nie czułem się jej członkiem, kim więc dla nich byłem?
Tylko mój znak spłowiał i zatracił kontury, to mnie wyróżniało. Tknęło mnie złe przeczucie. Co się miało wydarzyć? Po co mnie tu ściągnęli? Gdybym mógł, zawróciłbym i uciekł, ale wydarzenia wymknęły się spod kontroli. Szedłem jak sterowany impulsem robot, robiłem kolejny krok, choć czułem, że z każdą chwilą słabnę. Zgromadzeni mężczyźni ożywili się, miałem wrażenie, że węszą jak dzikie zwierzęta, czując w powietrzu uciekające z mojego ciała siły. Portalem dla ujścia energii był znak na mojej koszulce, otwarte wrota.
Kolana niespodziewanie ugięły się pode mną
Zatoczyłem się. Tłum tylko czekał na oznakę słabości, posiadacze znaków zbliżyli się, gotowi pozbawić mnie resztek energii. Byli wygłodniali, potrzebowali źródła. Próbowałem krzyczeć, ale głos nie chciał wydobyć się ze ściśniętego gardła.
– Krzysiek! Co się z tobą dzieje! – Helenka bezlitośnie mną tarmosiła, wybudzając z koszmaru.
Podniosłem głowę i zamrugałem oszołomiony. Co za ulga, byłem bezpieczny. Siedziałem przy biurku, przede mną stał komputer. Przypomniałem sobie, że przed chwilą oglądałem stronę ze znakami. Momencik, przecież ona zniknęła, został tylko szkic domu. Patrzyłem na niego i... Co było dalej? Musiałem zasnąć, chociaż to bardzo dziwne. Nie zwykłem sypiać z twarzą na klawiaturze laptopa. Musiałem coś sprawdzić. Odwróciłem ekran komputera w kierunku dziewczyny.
– Powiedz, co widzisz – zażądałem.
– Niewyspanego wariata z laptopem – odparła natychmiast Helenka.
– Nie wygłupiaj się, opisz rysunek, który widzisz na ekranie.
– Jaki rysunek? – Helenka zbliżyła twarz do ekranu. – To strona producenta koszulek, takich jak twoja. Czekaj, chcę się im przyjrzeć. Fajne są, zamówię sobie taką.
– Nigdy na to nie pozwolę! – zareagowałem słusznie, choć mało dyplomatycznie.
– Tak? Myślisz, że będę czekała na twoją zgodę? – syknęła Helenka.
Nie miałem wyjścia, musiałem jej opowiedzieć, jak zostałem złapany w pułapkę. Na dobrą sprawę, jeszcze nie do końca się z niej uwolniłem, wciąż widziałem na stronie producenta koszulek rysunek domu. Wiedziałem, że umieszczono go specjalnie dla mnie, tkwił tam jak rozkaz przybycia. Nie byłem pewien, czy następnym razem uda mi się go zignorować.
Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”